Obrazy na stronie
PDF
ePub

Ja nie dbam na godności, nie dbam na klejnoty
Herbowne; to pan u mnie, co położył złoty.

O cuda, cuda! o śliczne cuda!

Kto ma pieniążki, niechaj je tu da.
Przystąp... oto pan siedzi w złotogłowie strojny,
Pan nie dziwak, nie hardy, miły i spokojny:
Obok przy nim dworzanin, lecz nie wiercipięta,
Nie zna co to pochlebstwo, co zazdrość przeklęta.

O cuda, cuda! o śliczne cuda!

Kto ma pieniążki, niechaj je tu da.

Widzisz ten dwór wspaniały; czyliż to nie cudna,
Że w nim nigdy nie gości fortuna obłudna?
Nie ma tu miejsca chciwość, ni utrata marna.
Słudzy płatni, czeladka poczciwa i karna.

O cuda, cuda! o śliczne cuda!

Kto ma pieniążki, niechaj je tu da. Ten zaś, co mu sobole wiszą u kołnierza, Pan to wielki, a długu nie ma i halerza; Wszyscy ekonomowie na rękę mu padli: Wiernie służą, jeszcze go dotąd nie okradli.

O cuda, cuda! o śliczne cuda!
Kto ma pieniążki, niechaj je tu da.
A toż pewnie nie dziwna, że Krezus bogaty
Nie ciśnie ubogiego, mnożąc swe intraty?

Że w dostatkach, że w sławie, że w szczęśliwej chwili
Pomni, czem też przodkowie jego przedtem byli.

O cuda, cuda! o śliczne cuda!

Kto ma pieniążki, niechaj je tu da.

Jest się czemu zadziwić, gdy kto w jednę sforę
Złączył z wielką nauką skromność i pokorę;

Kiedy ten, co na kartach dni i nocy trawi,
Zawsze jest przy pieniądzach i dzieciom zostawi.

O cuda, cuda! o śliczne cuda!

Kto ma pieniążki, niechaj je tu da.

Gdy ci wierny przyjaciel zawsze równie sprzyja,
Czy fortuna w twych progach, czyli je omija;
I choć cię z swych faworów wyruguje marnie,
Do serca otwartego łaskawie przygarnie.

O cuda, cuda! o śliczne cuda!

Kto ma pieniążki, niechaj je tu da.

I to się rzadko nader trafia w ludzkim rodzie,
Aby żona w statecznej z mężem żyła zgodzie;
By dwa ciała składały jedną tylko duszę:
Prawdziwie, ja sam na te dziwy krzyknąć muszę.

O cuda, cuda! o śliczne cuda!

Kto ma pieniążki, niechaj je tu da.
Pięknie się w domu małe wychowują dziatki,
Nie pieszczą ich ojcowie i niebaczne matki.
Nauczają iść cnoty niepomylnym śladem,
A czego uczą, sami stwierdzają przykładem.

O cuda, cuda! o śliczne cuda!

Kto ma pieniążki, niechaj je tu da.

Widziałżeś kiedy mędrka, co sam wszystko umie,
Wszystko zna, wszystko gani, że jest przy rozumie?
Lub takiego patrona, który broniąc sprawy,
Popiera tylko rzeczy, a nie szarpie sławy?

O cuda, cuda! o śliczne cuda!

Kto ma pieniążki, niechaj je tu da.

Chlubny junak, co w kącie szablą wiatry kroi,
Gdy go wyzwą, nie stchórzy i placu dostoi;

Krytyk spraw cudzych, a sam w niczem niezganiony; Sędzia ma czyste ręce od łez i mamony.

O cuda, cuda! o śliczne cuda!

Kto ma pieniążki, niechaj je tu da.
Dama udatna, piękna, jak jutrzenka złota,
A szwanku jej stateczna nie doznaje cnota;
Biega mlokos samopas, kędy chce, a przecie
Nic złego o nim ludzie nie mówią na świecie.

O cuda, cuda! o śliczne cuda!

Kto ma pieniążki, niechaj je tu da.
Pomyślne ożenienie, bez mądrej uwagi,
Że nie czynią szczęśliwym piękność i posagi;
Zasługa bez zazdrości, cnota bez obłudy,
Czyliż między pierwszemi niema miejsca cudy?

O cuda, cuda! o śliczne cuda!

Kto ma pieniążki, niechaj je tu da.

Polityk a nie szalbierz, bogacz a nie zdzierca; Wdzięczny za dobrodziejstwa; żołnierz nie bluźnierca; Szczęśliwy tak, że go nic w życiu nie zasmuci; Poczciwy tak, że mu nie żaden nie wyrzuci.

O cuda, cuda! o śliczne cuda!

Kto ma pieniążki, niechaj je tu da.

Pieśń moja tak ucieszna, tak skromna, tak mila,
By ganiąc obyczaje, osób nie ganila;
Gdy ją każdy pochwali, ani okiem krzywym
Rzuciwszy na nią, rzeknie tonem uraźliwym:
„Kto pisał, wielki musiał być duda“.

O cuda, cuda! o śliczne cuda!
Kto ma pieniążki, niechaj je tu da.

Dyament.

Na zapał oczu, a serca ślepotę
W szkodliwą porę więzień wydobyty,
Leżałem długo, gdzie i kruszce złote,
W skalistych matki wnętrznościach ukryty;
Póki bez zbytków, niewinna potrzeba
Miewała dosyć na szukaniu chleba.

Próżniacki murzyn znalazłszy przypadkiem,
Dał mię swawolnym dzieciom do zabawy.
Nie byłem w owych krajach cudem rzadkiem.
Dziki wędrownik zbójeckiemi nawy

Przybywszy do nas, losy me odmienił:
Panów mych wyciął, a perły ocenil.

Ledwom zawitał do białego świata
Pod trzema zamki z wielą innych braci.
Długi męczennik twardego warsztata.
Nabyłem lepszej, choć mniejszej postaci.
Kto na mnie spojrzał, każdy się sposobil,
Jeden by ukradł, drugi by zarobił.

Pan mój w nadmorskiem handlujący mieście,
Gades je nazwał dziejopisca stary. -
Przedał Holendrom za dukatów dwieście;
Ale ci drożej biorąc za towary,
Zdarli Francuza; jak to zawsze bywa:
Jeden drugiego bliźni oszukiwa.

Przemyślny Francuz użył lepszej rady.
Mało na świecie naga waży cnota:
Kształtnie do złotej wprawił mię osady.
Trzykroć mą cenę podniosła robota.
Nie jeden w kramie o mnie się powadził:
Polak mię kupił, bo wszystkich przesadził.

Nie mógł się jednak długo ze mną bawić;
By się za fraszki kupione opłacil,
Musiał mię z Hagi żydowi zastawić,
Co się szachrajstwem w Paryżu bogacił.
Ciężkiem go prawem dłużnicy gonili:
Jam swą niewolą wyrwał go z Bastyli.

Połowny Icyk (boć to nie nowina
Tracić zastawę, kto z terminu zboczył)
Przedał mię z zyskiem w ręce Ormianina:
U tegom w górę w sześcioro podskoczył.
Byłem tam owdzie drogo taksowany;
Wszedłem do Lwowa nieoszacowany.

Nie tyle razy faworyt we dworze,
Ni się przyjaciel odmienia kupiony,
Nie tyle gładka kokietka w humorze,
Nie tyle kruszec w Prusach przetopiony,
Wielem na różnych palcach ja połyskał.
Czasem mój dawca stracił, czasem zyskał.

Nie masz na świecie, jak Polska korona,
Gdzieby tak wiele dary mocy miały.
Jam dawał liznąć prałatom symona,
Jam zrywał sejmy, burzył trybunały,
A z jednej ręki przechodząc na drugą,
Cudam wyrabiał przedajną usługą.

Blaskiem mym tknięty, mownie patron szczekał,

Choć sprawa była w prawdę nie obfita.

Jam w szersze gorsy panienki przewlekał,

I potajemne wydawał saneyta.

Kto mię darował, był pewny wygranej;
Jam Judasz został kanonizowany.

« PoprzedniaDalej »