A więc odchodzę, lecz z nadzieją dobrą Dla ciebie, dla nas i dla tego domu.
Zważ wszystko, chociaż wiem, że po namyśle Nic pewnie sam lepszego nie wynajdziesz.
O jedno jeszcze pozwól się zapytać: Jak tam księżniczka sądzi sprawę moję? Czy zagniewana na mnie? Czy przed tobą Surowo mię zganiła?-Mów otwarcie.
Zna słabość twoję, więc cię uniewinnia.
Czym w jej mniemaniu stracił przez to zajście?
Niewieścich względów mężny nie utraca.
Czy chętnie ze mną teraz się rozstanie?
Dla dobra twego podda się i temu.
Czy nie postradam łaski księcia mego?
Wspaniałomyślność jego jest ci znaną.
Czyż więc księżniczka ma tu zostać sama? Ty ją opuszczasz-a i ja téż może Czémśkolwiek dla niej byłem.
Przyjaciół naszych miłe nam wspomnienie, Gdy wiemy że szczęśliwi. Ty nim będziesz, Bo nie odjedziesz niezadowolony.
Z rozkazu księcia wkrótce tu Antonio Przybędzie; on sam zganił cierpkość swoję. Przyjm go spokojnie, ja cię proszę o to.
Niech przyjdzie, śmiało mogę przed nim stanąć.
A jabym rada, przyjacielu drogi, Nim nas opuścisz, oczy ci otworzyć: Że nikt cię tutaj w całym kraju naszym Nie prześladuje ani nienawidzi.
To postrach twojej wyobraźni, która, Jak roić lubi, by zachwycać drugich, Tak tutaj sztuczną sieć ku umartwieniu Własnemu splotła. Ja rozerwać muszę Tę złudną tkankę, abyś życia drogą Nieskrępowany niczém postępował.
Mam wierzyć że mnie nikt nie prześladuje, Ze ta nienawiść, te podstępu sieci, Co mię osnuły, w mojej wyobrażni Istnieją tylko! Uznać mam że błądzę, Zem nieprzyjaciół skrzywdził podejrzeniem! I to w tej chwili właśnie, kiedy jasno Przewrotność ich mym oczom się przedstawia! Mam Alfonsowi wdzięcznym być za łaski, Jakiemi hojnie mię obdarza, w chwili Gdy wrogów moich rzesza potrafiła Wzrok jego zaćmić i skrępować ręce!
Że oszukany, tego książę nie wié; Kto oszukuje, wskazać mu nie mogę. A więc dlatego tylko, żeby oni Wygodniej mogli go omotać w sidła, Ja mam zamilknąć lub ustąpić z pola!
A któż tak mądrą mi udziela radę? Eleonora Sanvitale, ona,
Co przyjaciołką moją być się mieni. O, czemuż gładkim słowom jéj wierzyłem, Gdy pozór prawdy zręcznie przybierając,
Przychylność mi kłamała? Ona zawsze Podstępną była i za łaską pana, Jak wąż pełzając, chytrze się czołgała. Jak często się łudziłem dobrowolnie Jéj życzliwością! boć mi próżność wtedy Podszeptywała: ona jest przewrotną Dla innych może, lecz dla ciebie szczerą. Dziś widzę, że dopóty mi schlebiała, Dopóki w łaskach byłem, a ze szczęściem I ona téż odemnie się odwraca.
Przychodzi teraz z polecenia wroga I skrada się, i dwujęzycznie syczy Ponętne słowa.-Jakże się nadobną Wydała teraz właśnie!-Lecz pochlebstwo Nie mogło fałszu ukryć mi na długo. Na czole, zda się, miała napisane, Že kłamstwo mówi. Łatwo się przeczuje, Gdy kto do serca, ale nie przez serce, Się dostać pragnie.-Mam za jéj poradą Wyjechać do Florencyi jaknajprędzej. A czemu do Florencyi? Bo w tém mieście Panuje możny dom Medyceuszów, Ferrarze nieprzyjazny, choć nie jawnie (1). Gdy tam, jak śmiele tuszyć sobie mogę, Względami mnie obsypią, tu tymczasem Ów dworak łatwo mógłby w podejrzenie Mą wierność wprawić i przychylność moję.
Tak jest, ustąpię, lecz nie z waszéj woli; Ustąpię, ale dalej jak myślicie.
Cóż tu mam robić? co mię tu wstrzymuje?.... O, ja pojąłem dobrze każde słowo,
Com zwabić umiał z ust Eleonory,
I zestawiając zręcznie com pochwycił, Wiem teraz, jak księżniczka o mnie myśli. O nie rospaczaj, biédne serce moje! ,,Dla dobra mego ona jest gotową I rozstać się."-O, wolałbym stokrotnie Śmierć ponieść, niźli czuć dotknięcie zimne Téj ręki, co mnie ztąd usuwa.-Ide!- Lecz nie dam marnym uwieść się pozorom!. Nikt mię nie złudzi, chyba ja sam siebie.
(1) Serassi przytacza, że między domami Medici i Este panowało od
dawna współza wodnictwo i nieporozumienie.
SCENA CZWARTA.
ANTONIO, TASSO.
Przybywam, Tasso, aby rzec ci słowo, Jeżeli teraz mię wysłuchać możesz.
Wiem że działanie jest mi zabronioném, A więc cierpliwie słuchać mi się godzi.
Znajduję cię spokojnym, jak pragnąłem, I chętnie ci otwieram głąb' méj piersi. A najprzód zwracam ci w imieniu księcia Swobodę utraconą.
Mię uwięziła, tak mię oswobadza; Przyjmuję dar ten, jako mi należny.
Od siebie dalej mówię ci: zbłądziłem, Bom cię obraził słowy dotkliwemi, Wbrew woli własnéj; ale usta moje Przeciwko czci twéj nie powstały nigdy. Nic, jako szlachcic, nie masz do pomszczenia, A jako człowiek, zechcesz mi wybaczyć.
Znam swą powinność, a więc ustępuję I rad wybaczam, ile to w méj mocy. Poeci prawią nam o włóczni jakiejś, Co za dotknięciem wnet goiła rany Zadane przez swe ostrze (1). Włócznią taką Jest język ludzki; więc działaniu jego Łagodzącemu chętnie się poddaję.
Dziękuję ci i radbym żebyś zaraz Chciał się przekonać o méj dobréj woli Służenia ci w czémkolwiek.
Ofiara twoja w porę się wydarza.
Tyś mi obwieścił wolność, sprawże jeszcze, Bym jej swobodnie mógł używać.
Co znaczą słowa twoje; mów wyraźniéj.
Wiész żem ukończył swój poemat, lubo Brakuje wiele, aby był skończonym (2). Dziś go oddałem księciu i pragnąłem Pokorną prośbę razem mu przedłożyć. Jest teraz wielu mych przyjaciół w Rzymie, Co pojedynczo o utworze moim
Już w listach sąd wydali; za ich zdaniem Niejedno możebym odmienił, gdyby Przekonać mnie zdołali, a to właśnie Uczynić łatwiej ustnie, jak listownie. Dlatego chciałbym teraz na czas krótki Do Rzymu się wydalić, i w tej sprawie Spodziewam się pomocy twéj u księcia.
(1) Według podania, Telefos, król Myzyi, uleczony został rdzą od żelaza włóczni Achillesa, téj saméj, która go ranila.
(2) Igraszka słów, polegająca na różnicy znaczenia wyrazów ukończony i skończony. Göthe często bardzo używa podobnego szermowania wyrazami.
« PoprzedniaDalej » |