Eleonoro, na co w porównania
Się bawić mamy. Wiele na tym świecie Jest rzeczy, co się chętnie dzielim niemi; Lecz jest skarb taki, co go tylko można Nie pozazdrościć pracy i zasłudze; Jest inny, co go najzasłużeńszemu Nikt dobrowolnie nigdy nie ustąpi: A chceszli znać te skarby?-oto pierwszym Jest wawrzyn sławy, drugim łaska kobiet.
Czyż wieniec skromny na młodziana skroni Obraził męża poważnego? Wszakże I ty za jego pracę sambyś pewnie Skromniejszej dlań nagrody znaleźć nie mógł. Zasługę wielką, lecz nie ziemską wcale, Co gdzieś z eteru dobywając tonów, W nadobnych pieniach zająć nas potrafi, Zasługę taką tylko zachęcaniem
Lub godłem sławy godzi się nagradzać. Gałązkę płonną, płonna wdzięczność nasza Ofiarowała mu, by tym sposobem Się pozbyć długu. Wszakże aureoli Nie pozazdrościsz męczennika głowie; A wiesz, że wieniec na poety czole
Jest raczej cierpień, niźli szczęścia znakiem.
Co słyszę? Czyżby piękne usta twoje Pogardy świata chciały mnie nauczyć?
Rzecz każdą cenić według jéj wartości Bezemnie umiesz. Ale mniemam jednak, Že i mądremu czasem nie zawadzi Pokazać rzeczy w świetle ich właściwém. Ty, zacny mężu, gonić nie winieneś Za jakiémś widmem łaski lub zaszczytu; Boć twa zasługa żywą jest i czynną,
Więc i nagroda taką być powinna.
Dla ciebie wieńcem chwały wdzięczność kraju..
A nie wspominasz nic o łasce kobiét;
Czyż chciałabyś jéj marność wmówić we mnie?
Przeciwnie; lecz posiadasz ją, a gdybyś I nie posiadał, łatwiej zawsze tobie Bez niej się obejść, aniżeli jemu.
Bo powiedz, proszę, mogłażby niewiasta Się zająć tobą czynnie, po swojemu, Zakrzątać koło potrzeb twych? U ciebie Jest wszystko z góry składnie przewidziane, Więc zawsze masz, co pragniesz miéć. Przeciwnie, On w najwłaściwszéj nas zatrudnia sferze: Tysiąca zwykle brak mu rzeczy, których Troskliwość niewiast chętnie mu dostarcza. On lubi cienką przędzę, lubi szaty Haftami zdobne, onby nie zniósł nigdy Odzieży lichéj; więc u niego wszystko
Z wykwintnym smakiem musi być dobrane; A jednak nabyć wygód tych nie umié, Ni też zachować. Zawsze mu zabraknie Pieniędzy lub dbałości. On w podróży Zatraci zwykle część przyborów swoich, Lub służba je rozchwyta, i tak ciągle Jest koło niego zachód przez rok cały.
Niech będzie cnotą dla was; obrażajcie Przyjaciół, wierném sercem wam oddanych, Składajcie mu daninę i niebacznie Towarzyskości rozburzajcie koło!
Nietyleśmy stronnemi, jak się zdaje; Ganimy nieraz, co nagany godne; Pragniemy kształcić przyjaciela, żeby Sam siebie poznał, by się innym także Dał poznać, ale widzim jego wady.
A jednak często bardzo w nim chwalicie Naganne rzeczy. Znam go dawno przecie, Bo zbyt jest dumny żeby się ukrywać. To się zatapia w sobie, jakby nie dbał O nic na świecie; burzy lub obala
Bez względu wszystko. To znów niespodzianie, Jak kiedy iskrę rzuci kto na minę,
Wybucha gniewem, żalem lub radością; Urzeczywistnić pragnie i zatrzymać
Przedmioty rojeń swych, lub w jednej chwili Wykonać, na co pokolenia całe
Się składać zwykły; żąda sam od siebie Niepodobieństwa, żeby i od innych Go mógł zażądać; lubi się obracać W ostatecznościach, co się na miliony Jednemu ledwo uda; a gdy potém Dla braku sił upadnie, to na nowo Niepoprawiony w sobie się zamyka.
Toć więcej sobie szkodzi, niźli drugim.
I drugich nieraz dotknie do żywego. Wszak nie zaprzeczysz, że roznamiętniony Samego księcia gotów lżyć. Zapewne Na chwilę tylko, lecz podobne chwile. Wracają często, gdy kto nie ma władzy Nad wolą swoją, ani nad słowami.
Mniemałabym, że gdyby się na krótko Wydalił ztąd, to byłoby zbawienném Dla niego i dla innych.
Więc się spodziewasz wpłynąć nań zbawiennie I nie uważasz go za straconego?
Spodziewać zawsze się należy. Lepsza Nadzieja, niźli rospacz; bo któż zdoła Obliczyć wszelkie możliwości? Tasso Jest drogim księciu, więc powinien zostać; A jeśli go nie zmienim, znieść go trzeba.
Jam nie wiedziała, żeś jest tak bezstronny I beznamiętny. Prędkoś się nawrócił.
Dojrzały wiek tę wyższość miéć powinien, Že skoro zbłądzi, rychło się spostrzeże. Tyś próżno dotąd nas pogodzić chciała, Lecz teraz sam cię proszę: czyń co możesz, By go sprowadzić na właściwszą drogę. Ja sam, gdy tylko dowiem się od ciebie, Že czas po temu, że obecność moja Go nie rozdrażni, udam się do niego. Lecz co masz zrobić, zróbże wnet, bo Alfons Dziś nas opuszcza, a i mnie rozkazał Wyjechać z sobą. Bądź tymczasem zdrowa!
Na ten raz drogi nasze się rozchodzą,
Bo korzyść moja z twoją dziś korzyścią Nie idzie w parze.-Muszę się postarać, By Tassa zręcznie zjednać dla mych celów.
Czy ze snu się zbudziłem? czy marzenia Urocze, złudne, nagle gdzieś pierzchnęły? Czy w chwili właśnie, gdym dosięgał szczytu Roskoszy, burza ztamtąd mnie zepchnęła? Gdzie się podziały te godziny, które Radości kwieciem głowę mą stroiły? Gdzie dni te, kiedy duch mój uskrzydlony Przenikał śmiało strop błękitny nieba? A jednak żyję i dotykam siebie, Lecz dotykając, ledwie wiem czy żyję. Nie z własnej przecie, ale z winy jego Dziś potępiony tutaj się znajduję? Cóż uczyniłem, że mam cierpieć za to? Czyż błędu mego raczéjby zasługą Nie można nazwać? Jam się łudził tylko Nadzieją, że kto ludzkie nosi kształty, Sam przecie musi być człowiekiem. Chciałem Doszukać się w nim serca, lecz znalazłem Nieprzenikniony pancerz, zamiast piersi. O, czemuż mądrzem sobie nie ułożył, Jak przyjąć męża, który mi oddawna Był podejrzanym? Lecz cobądź się stanie, Mam jednę pewność: ona mnie poznała! Spojrzenia, słowa, czucia jéj, na wieki Należą do mnie; téj własności drogiéj Sam czas już nawet wydrzéć mi nie zdoła. A jeśli duch mój zbyt skwapliwie może Do szczęścia rwał się, jeśli zbyt porywczo Zażegłem płomień, co mię teraz trawi, Nie mogę tego pożałować, choćby Na zawsze żywot mój miał być zwichnięty. Jam się poświęcił dla niej i radośnie Na jej skinienie szedłem gdzie kazała, I w czynie zawszem się okazał godnym Jéj zaufania. Krzepkim się uczuwam W tej nawet chwili, która smutku wrota Szeroko nagle mi roztwiera. Teraz
Przed wzrokiem moim zaszło słońce łaski
« PoprzedniaDalej » |