Obrazy na stronie
PDF
ePub

kiego grzechu, ujrzawszy onę niewiastę, aby jej stracić nie był kazał".

W spisywaniu drobnych na pozór szczegółów, a dziś przez nas chciwie poszukiwanych, jeśli nie zaleca go obfitość, to przynajmniej szczęśliwy wybór; przebiega bowiem w krótkich wprawdzie i nie dostatecznych dla nauki zarysach, ale pokazujących dobre jego chęci, historyą miast Krakowa, Lublina; wylicza rody niemieckie zasłużone krajowi, wymienia ludzi znakomitszych z różnych czasów, do składu akademii krakowskiej przed swim wyniesieniem należących, oraz profesorów za dni jego w wszechnicy Jagiellońskiej nauczających. Rozgrzany uczuciem chwały swych ziomków, zbiera i powtarza nawet wiersze czy ody, na ich cześć przez poetów ówczesnych pisane, lub przez niegoż samego utworzone, pragnąc wydobyć z mgły zapomnienia, wszystkie promyki ich dzielność i przewagę wyświetlające. Pod opisem domu Gradowskich notuje taką wzmiankę. ,,Gradowscy dom znaczny w rawskiem województwie; jako był Wawrzyniec, który przy Bonarze był wielkim rządcą, który zamek krakowski, z wielką pracą i pilnością odrestaurował, żup doglądał, z których sam królowi Augustowi rachunek dawał, po śmierci Bonara pomienionego. Bacząc jego wielką pilność, królowa Bona zlecała mu Sambor, wszakoż bacząc tę panią być skwapliwą na oskarżenie ludzkie wymówił się; był cześnikiem sochaczewskim, jego syn nigromancyą się bawił, chciał per incantationem króla Stefana przyprawić o śmierć, o co był pojman, do więzienia dan, tamże umarł, niektórzy mówią, że był strut".

Szczerze żałujemy, że wypadek ten w kilku zaledwie słowach podany, nie doszedł wiadomości naszéj obszerniéj i gruntowniej wyjaśnionym. Mglista szata, jaką go okrył w swéj krótkiej wzmiance Paprocki, zbyt niejasno samą istotę czynu maluje, i więcéj zakrawa na sprawę wytoczoną przez Inkwizycyą Śtą, jak dzielnego a rozumnego Stefana. Gdy jednak wyobrażeniom i przesądom czasu, najtęższe umysły ulegają, nie tyle podziwu wywołuje doczytanie się o samymże fakcie, ile żalu, iz niknie prawie w tej wątłéj postaci ulepionéj przez naszego heraldyka.

Zarys tylko co skreślony pracy podjętéj przez Bartosza Paprockiego przekonywa, iż zasługi jego odnoszące się do ocalenia ojczystych zabytków, są rozliczne i wielostronne. Nie ograniczył się on jednak wyłącznie na skromnym zawodzie heraldyka, lecz zapragnął zająć poważne stanowisko historyka. Jakoż w Herbach rycerstwa daje próbkę owéj historyi, wielokrotnie ją

zapowiadając tak w pomienioném dziele, jak w ogrodzie królewskim, Zwierciadle morawskiém i pomniejszych broszurach. Próbka nie wielkie o zdolnościach historycznych naszego autora, dająca wyobrażenie, szczególniéj zestawiając ją z dziejami pragmatycznie pojętemi i obrobionemi: zawsze wszelako budząca żal, iz chęci Paprockiego nie dojrzały do czynu na szerszém polu, lub téż, iż po napisaniu, w zawierusze czasów późniejszych, gdzieś bez wieści o sobie zaginęły owoce tych usiłowań. Do nakreślenia szkicu historycznego w Herbach kilkakrotnie powraca, rozpoczynając swe dzieło krótkim, nie wiele bogatszym nad chronologiczne przytoczenie wypadków zarysem początkowych naszych dziejów. Później przy opisie godeł rycerstwa litewskiego, daje cokolwiek obszerniejszą historyą złączonej już Polski z Litwą pod berłem Jagiellonów. Nareszcie ku końcowi dzieła, niestety zbyt treściwie z uszczerbkiem wiedzy późniejszych pokoleń, kreśli przebieg spraw obudwu bezkrólewi i kilku lat panowania Batorego, powracając znowu do opisu poprzednio już podanego wesela Zamojskiego z Gryzeldą Batorówną.

W tém zwięzłém opowiadaniu naszéj historyi, jak w całym Herbarzu musimy oddzielić tradycye wydobyte z dawnych kronik, od wypadków pod okiem autora urabiających się, lub też podanych mu przez ludzi, biorących niegdyś udział w ich przebiegu. Oddzielenie takie wypływa z powodu różnicy, już w gruncie ich natury spoczywającej. Jak pierwsze bowiem odtwarzają blado i nie wyraźnie rysy przeszłości oddawna zamarłéj, tak drugie są rysunkiem pełnym życia i werwy, dozwalającemi przedstawić typy przodków w postaci zgodnéj z ich duchem i charakterem. W jednych więc tkwi słaby oddźwięk przebrzmiałych czasów, powtórzony przez Paprockiego z pamięci, świeżemi a na wysoką nutę nastrojonemi tonami obezsilnionéj; z drugich zaś płynie akord młodą piersią wydany, brzmiący uczuciem i prawdą. Ztąd téż podania mułem wieków narosłe, ślizgają się przed wzrokiem czytającego ich opis, jak obrazki kalejdoskopu, nie wyciskając w umyśle trwalszego wrażenia; a zdjęte z natury, bo z żywych wzorów pochwycone, rozgrzewają serce oraz wzbogacają wiedzę, kroczącą po drodze rozkrycia tajników przeszłości. Oprócz zaś najwazniéjszéj jego zasługi, spoczywającej w przechowaniu drogich dla serca polskiego pamiątek, Paprockiemu należy się dank i cześć, za sumienne zapisywanie szczegółów i dat wypadków, bądź publicznej, bądź prywatnéj donośności, szczodrą ręką po Herbarzu rozsianych. Sprawdzenie téż, porównanie jego przytoczeń z kanwą

historyczną, opracowywaną przez współczesnych mu kronikarzy, przekonywa, że nie na gruncie fantazyi, lecz na podstawie akt i dokumentów, snuł wątek rzeczy treścią Herbarza będącej. A głębsze wyjaśnienie przezeń traktowanego przedmiotu, utwierdza przeświadczenie i niemal go w pewnik zamienia, iż akta metryki tak koronnéj jak litewskiej, nie obce były naszemu pisarzowi. Temi zaś poszukiwaniami po archiwach postawił się w możności wykazania, gdzie jakie rodziny zamieszkiwały, oraz wskazania gniazd rodów rozmaitych: skutkiem czego ułatwił nieskończenie badania dzisiejszym pracownikom na téj niwie. Słowem zbierał, gromadził zewsząd jak skrzętna mrówka do skarbnicy pamiątek w Herbarzu skupionych, wszystkie okruchy narodowej chwały i wspomnień, by z nich upleść wieniec jaśniejący świetnémi kolorami, błyszczącémi za dni jego naddziadom naszym.

Na polu krytyki historycznéj, pomimo całej swéj naiwności objawionej w przedmowie wyżej przywiedzionéj, oraz w bezprzestanném powtarzaniu legend różnego kroju i kształtu, zaczyna stawiać kroki nieśmiałe wprawdzie, ale będące zapowiedzią póżniejszych badań. Znajdujemy w nim bowiem kiedyniekiedy wyrażone powątpiewanie co do podań archidyakona Gnieźnieńskiego, Długosza, Miechowity lub innych dziejopisów. W obronie Piotra Szafrańca powstaje nawet żywo na Długosza, mówiąc, że ten historyk,,zwaśniwszy się przeciwko niemu, wiele pisał: a to się ztąd okazuje, że niewinnie, gdyż się nie zgadzają skrypta jego z listy królów polskich, któremu cnotę, męztwo jego zalecając, wystawiają zasługi jego przeciw rzeczypospolitej i osobie swéj królewskiej, co niżej czytając sam dobrze obaczysz;” daléj zaś opowiada, że gdy ten Szafraniec wraz z innemi dygnitarzami, surowo egzekwował postanowienia króla Kazimierza Jagiellończyka; dotyczące kapituły krakowskiej, obruszył na siebie kanoników tejże kapituły, co właśnie było powodem niechęci ku niemu Długosza. Obok zaś pojawienia się u Paprockiego pierwszych promyków krytyki, sama forma dzieła, będąca wprawdzie tylko łuskwiną zamykającą zdrowy lub niedojrzały owoc, zawsze wszelako oddziaływająca przeważnie na rozpowszechnienie w téj łuskwinie spoczywającego owocu; nie razi u niego gadatliwą rozwlekłością, nie przyobleka się w podziały i określenia herbów dziecinne, cechujące księgi Orbis polonus następcy jego na polu heraldyczném Szymona Okolskiego,

Zebraliśmy w krótkim przebiegu niejako szkic pracy podjętéj przez Bartosza Paprockiego, w celu zachowania najpóźniejszym pokoleniom ponętnego obrazu dzialalności ich przodków. Ten szkic znaczy tylko główne wydatności w dziele heraldyka naszego sterczące, w pośrodku których roztacza się jak wspaniała rzeka, szerokiem łożyskiem płynąca, skłonność jego ku cudowności i kreśleniu fantazyjnych podań. Jest to niezaprzeczenie jeden z najwybitniejszych przymiotów czy właściwości charakteru Paprockiego, prześwitujący w całym ciągu Herbarza i zapełniający karty jego, gdziekolwiek znalazł sposobność wtrącić powiastkę, swobodnie wzlatującą na skrzydłach czarownéj wyobraźni. Widocznie zbyt to powabne dla niego pole, by mógł pohamować chętkę do opowiadań, potrącających o dawne dzieje, powleczone jakby pancerzem, tkaniną snutą z uroczych legend i mglistych tradycyj, dozwalających wypadkom i ludziom nadawać postać urobioną na tle fantazyi nie zaś rzeczywistości. Niewątpliwie duma narodowa ogrzana miłością chwały współrodaków, oddziaływała potężnie, na skwapliwość jego do powtarzania owych uroczych podań, słabo migocących w zmroku dziejów, jak połysk wątłéj lampy powiewem wichru miotanéj.

Pomimo jednak całej miłości serce jego wypełniającéj dla społeczeństwa, którego był dziecięciem i bratem, nie rysuje niektórych portretów znakomitych swego czasu ludzi, z całą wiernością i prawdą, któraby nam właśnie dozwoliła zapoznać się z nimi dokładnie, wniknąć we wszystkie zasoby ich woli i ducha. Sąd nasz tu wyrażony, opieramy na rozbiorze życiorysów przez samegoż Paprockiego skreślonych a wyprowadzających na widownią najcelniejsze figury owych czasów. I tak: wybitna w historyi naszej postać Mikołaja Mieleckiego, wojewody podolskiego zaledwo dotknięta w Herbarzu, nie daje żadnego wyobrażenia o tym dzielnym wodzu, a zarazem mężu stanu, który na polu walki przodował wojownikom a w obradach szlachcie; który w dyplomatyczném milczeniu, lub półsłówkach zamykając się, umiał zjednać dla swych życzeń sankcyą mass. Podczas elekcyi Henryka Walezyusza, onto z Firlejem wojewodą krakowskim, trzymali w swym ręku klucz całej sprawy wyboru monarchy, obstając pozornie za Janem Szwedzkim a w gruncie za Ernestem Austryackim. Onito również obadwa, spowodowali w następstwie swych działań za Austryą, pamiętne ustąpienie do Grochowa, części senatu i rycerstwa, stające się smutnym przykładem rozdziału między dziećmi jednéj matki, w braterstwie właśnie

szukać przędewszystkiem siły obowiązanym. Piotra Myszkowskiego biskupa płockiego a później krakowskiego, prawie poznać nie można w opowieści Paprockiego, tak nie jasno i słowy nic nie wyrażającemi, naszkicował głośnego z chciwości pasterza najbogatszéj w kraju dyecezyi; owego pasterza, co pomimo szacunku, jaki sama jego godność budziła, na zjeździe krakowskim w lipcu 1572, r. o mało z koła obrad nie został wyrzuconym za swe gardłowanie w obronie Austryi; owego pasterza obrzuconego paskwilami, werwą i dowcipem, dziś jeszcze uśmiech sarkazm lub wstręt doń wywołać zdolnemi (1). Wojciech Łaski wojewoda sieradzki, jedna z najwybitniejszych figur swego czasu, blado naszkicowany niknie prawie w Herbarzu. A zaiste godziło się człowieka tyle szerokich wpływów jak Łaski, jaśniéj naryso wać. Niewielu bowiem mężów, nawet téj rycerskiej epoki dopełniło tylu przedsięwzięć, co niezmordowany palatyn sieradzki. Węgry, Wołoszczyzna, brzmiały odgłosem jego chwały a hospodarowie téj ostatniej dzielnicy, drzeli na połysk jego szabli, którą wywracał ich panowanie, lub obdarzał władzą wedle swéj woli. Gorliwy katolik, stronnik cesarski, rozległością stosunków, wielością czynów, podsuwa zajmujące do opowiedzenia epizody, zastąpione przez Bartosza, dźwiękiem słów nie przynoszących nauki ani światła, rozjaśniającego charakter męża, nie wielu równych sobie liczącego pomiędzy znakomitościami Polski XVI stulecia.

Nie posuwamy daléj szeregu uwag wykazujących brak głębszych studyów w Paprockim, gdyż nie przedsięwzięliśmy, jak to już wyżej powiedziałem, pisać krytyczny rozbiór Herbarza, ale jedynie wskazać stanowisko, jakie zajął w dziedzinie historyi polskiej, swém pojawieniem się. W ciągu całego artykułu usiło

(1) W zbiorze Pamiętników o dawnej Polsce Niemcewicza, podającego w skróceniu co się odnosiło do Polski w życiu Commendoniego napisanym przez Gratianiego, wydrukowaném zostało w skutek pomyłki, iż Jan Myszkowski miał wywołać przeciw sobie na zjezdzie krakowskim ową burzę szlachty. Tymczasem w życiu Commendoniego, w tekscie francuzkim, jaki mamy właśnie pod ręką tłumaczonym z łaciny przez Flechier a wydanym w Paryżu r. 1671, wyrażnie na karcie 407 powiedziano: Les inclinations des peuples avoient déja commencé a paraître dans l'Asemblée de Cracovie, dont nous avons déja parlé, car l'Evêque de Plosko aiant osé dire en opinant que dans les doutes et dans les dificultes qui naissoient tous les jours, il faloit s'adresser à l'empereur comme a un prince voisin, ami et allié de la Pologne; tous ceux qui etoient present se recriérent contre ce prelat sur le point de le chasser honteusement de l'Assemblée."

« PoprzedniaDalej »