Obrazy na stronie
PDF
ePub

targów. Pragnęli ją raz na zawsze połączyć z Kurlandyą Kettlerowie, duchowieństwo katolickie dążyło wytrwale do przywrócenia jej dawnego charakteru, w Polsce odzywały się głosy za wcieleniem tego nieforemnego pasa ziemi do Rzeczypospolitej, a niektórzy królowie polscy zamyślali zamienić go na prywatne swoje dziedzictwo.

[ocr errors][ocr errors]

Prosty obraz powyższy maluje szanowny autor w sposób niejasny a nawet zawiły. Rozprawka ta, jakeśmy to już zaznaczyli we wstępie, jest praca inauguracyjną młodego teologa kalwińskiego. Jeśli spodobało się autorowi przedstawić w niej, jako główny powód do przyjętej przez ówczesną szlachtę piltyńską postawy politycznej, jej przywiązanie do wyznania protestanckiego, oraz obawę przed rzekomym fanatyzmem katolickiej Polski-to wydanie takiego sądu, lubo może być uważane za nader chwalebny objaw w ustach młodego kalwińskiego teologa, niemniej wszakże pozostanie ze stanowiska historycznego niedostatecznie uzasadnione. Nam by się przynajmniej zdawało, że, obok idealnych motywów wyznaniowych, istnieć tu musiał co najmniej chociażby tylko jeden powód czysto materyalny, a mianowicie kwesty a o prawach własności ziemskiej. Wiemy bowiem z tegoż archiwum piltyńskiego, że szlachta piltyńska w znacznej części składała się z wasalów biskupich; kiedy więc znoszono biskupstwa, ona stawała się allodyalną właścicielką dóbr, dotąd tylko na prawie lennem przez nią posiadanych, i w ten sposób uwalniała się od wielu obarczających ją ciężarów, na którą to okoliczność szanowny autor nie raczył zwrócić najmniejszej uwagi, pomimo iż awanturniczego księcia Magnusa holsztyńskiego mianuje stale ostatnim biskupem piltyńskim.

Stan ówczesnego niedołęstwa politycznego odmalował po mistrzowsku prawdziwie bezstrouny autor protestancki, prof. Karol Schirren, najgenialniejszy historyk inflancki, którego szanowny autor w żadnym razie do obozu katolickiego zaliczać nie może; mógł więc śmiało posiłkować się jego licznemi pracami. Zajrzawszy naprzykład do rozprawy K. Schirrena „Bischof Johann Münchhausen“, mógłby autor z łatwością zoryentować się w położeniu istotnego niedołęstwa politycznego ówczesnych Piltyńczyków i przy ocenianiu faktu historycznego nie byłby wpadł w błąd tak gruby 1).

1) Stan ówczesnego niedołęstwa politycznego maluje Rektor, Karol Schirren, temi trafnemi słowy: Hoch und niedrig, Obrigkeit und Unterthan,

"

Dalej zaznaczyć należy, że autor omawianej tu przez nas doktorskiej rozprawy dziwnie mało wspomina o stosunkowo najlepiej uzasadnionych pretensyach do ziemi piltyńskiej kurlandzkiego księcia Gotarda oraz o jego usiłowaniach zjednania onym należytego znaczenia i niemal przemilcza o stosunku Piltyńskiego możnowładcy Jana Behr'a i całego stronnictwa duńskiego do strouników unii z księstwem Kurlandyi i Semigalii. A do wyświetlenia tych kwestyj nie brakło zgoła autorowi materyałów nader ciekawych w archiwum piltyńskiem, umieszczonem obecnie w mitawskim gmachu rycerstwa kurlandzkiego, w którym to właśnie tworzył on najnowszą monografię o Piltyniu. Użył do niej wogóle bardzo niewystarczającego wyboru dokumentów archiwalnych, a przy zużytkowywaniu owego dziwnie szczupłego wyboru, daje się zbyt często uczuć czytelnikowi dotkliwy brak ścisłości chronologicznej i znajomości dyplomatyki. Niezbędnych dat chronologicznych już to całkiem brakuje w monografii, kreślonej na stopień naukowy, już to nie ściśle są w niej podane. Błędnem jest także oznaczanie całego szeregu fascykuł archiwalnych mianem brulionów. Są to raczej kopie, dokonane z dokumentów oryginalnych. Gdzieindziej znowu użył autor istotnie tylko brulionów, niezadając sobie nawet trudu porównania onych z oryginałami w temże archiwum skrzętnie przechowywanymi, a które referent miał sposobność poznać dokładnie, opracowując w swoim czasie dla „Biblioteki Warszawskiej“ zażądane przez jej Redakcyę studym pod tytułem „Piltyń i archiwum pilt yńskie" 1).

Wspomniana powyżej konfrontacja kopij z dokumentami oryginalnymi była w pracy autora w wielu razach potrzebą nieodzowną. Przytaczanie treści dokumentów w tej oczywiście zbyt pośpiesznie kreślonej monografii jest najczęściej nie ścisłem, a przy tem zdradza się co chwila nie tylko całkowity brak wprawy, lecz co gorzej, brak znajomości paleograficznych. Wyznać musi i najpobłażliwszy, lecz uważny

Herr und Vassal, Junker und Bürger, alle haben bald jeden Begriff politischen Werthes verloren: ihr Recht ist das Recht, alles Recht anderer ist Unrecht; sie ahnen nicht, wie sie sich über und gegen alle Gesellschaft setzen, jeder ist sich selbst die einzige lebenswürdige Gesellschaft; im seiner Enge umschreibt sich für jeden der Horizont des Landes". (Obacz dr Karol Schirren w artykule: Bischof Johann Münchhausen", ogłoszonym w tomie XXVIII-ym znanego czasopisma: Baltische Monatsschrift".

[merged small][ocr errors][merged small][merged small][ocr errors][ocr errors][merged small]

czytelnik, że autor, który nie jest w stanie rozróżnić polskiego starosty amboteńskiego Wilhelma Kettlera, dziedzica Nesselrady, od ówczesnego panującego księcia Kurlandyi, Wilhelma (a ten w owym czasie był tylko 9-cio letniem pacholęciem) autor taki właściwie niepowinienby wcale przystępować do skreślania prac z dziedziny nauk historycznych.

Nie ulega wątpliwości, że nawet małe monografijki z zakresu dziejów dawnej Kurlandyi nader są pożądane, ilekroć materyał bogaty, leżący do rozporządzenia w archiwach krajowych, zużytkowany bywa zgodnie z powszechnie przyjętemi zasadami naukowemi. To też dziełka, gromadzące chociażby w najskromniejszym zakresie cenuy materyał do dziejów krajowych, witamy zawsze z prawdziwą radością. Ale rzecz oczywista, że prace tego rodzaju, jak powyższa pomimo, iż przez uniwersytet niemiecki ukoronowana została biretem doktorskim nie posuwają nauki naprzód, bo tylko należyte zajęcie się przedmiotem może doprowadzić do poważnych rezultatów.

[merged small][merged small][ocr errors][merged small][merged small][ocr errors][merged small]

dla działek.

Sielanki. Warszawa, nakład Gebethnera i Wolffa. Kraków, G. Gebethner i Sp., 1904, 8-o,

str. 282.

Źle się dzieje z poezyą satyryczno-dydaktyczną w dzisiejszej naszej twórczości literackiej. Zanika ona coraz bardziej, coraz widoczniej; do niedawna trzymała się jeszcze na scenie, ale teraz wesoła, lekka komedya ustąpiła miejsca „dramatom", „sztukom“, „scenom z życia" o posępnej barwie i przygnębiającej tragicznością treści. Czy tego rodzaju twórczość uważa się obecnie za coś niższego, niegodnego pióra poety i literata? czy życie współczesne nie nastręcza przedmiotu do satyry? Ani jedno, ani drugie. Poprostu - zapomnieliśmy się śmiać. Takie jest już widocznie znamię chwili teraźniejszej, charakterystyczne signum temporis. Jeżeli nawet śmiejemy się, to więcej słyszy się w tym śmiechu goryczy, sarkazmu, żalu, melancholii, niż istotnej wesołości i zadowolenia moralnego.

Podobne wrażenie wywiera wiązanka utworów satyrycznych p. J. Lemańskiego, który w dzisiejszych czasach jest jednym z nielicznych przedstawicieli tego kierunku. Utwory jego prozą i wierszem

:

drukowała w swoim czasie Chimera", niektóre „Tygodnik Illustrowany“ i inne czasopisma.

Ideje, którym służy p. Lemański, są niezawodnie szlachetne i szczytne. Jest on przeciwnikiem wszelkiej mielizny życiowej, dą ży natomiast do pełni życia, do wszechstronnego rozwoju ducha ludzkiego i jego bezwzględnej swobody. Z największą atoli zawziętością występuje p. Lemański przeciwko moralności i wogóle poziomowi duchowemu przeciętnej „zwartej większości“ półinteligentnego tłumu. Są to więc te same dążenia, które obrali sobie za cel Przybyszewski, Miriam, wogóle kierunek, którego ogniskiem i sztandarem jest Chimera".

n

W samej rzeczy, objawy życiowe, podniesione przez p. Lemańskiego, zwłaszcza w cyklu „Bajki“, zasługują na potępienie. Chodzi tylko o formę, o wyraz uczucia pogardy czy nienawiści. I pod tym względem p. Lemański nie sprostał swemu zadaniu. W poezyi tego rodzaju chodzi o to, ażeby dydaktyzm skojarzyć umiejętnie z praw-. dziwym wdziękiem poetyckim, symbol z jego formą literacką. Satyry p. Lemańskiego nie są pozbawione dowcipu, nieraz zgryźliwego, nie brak mu też doniosłości spolecznej, ale niema w nich tego, bez czego poezya dydaktyczna wyradza się w perorę czy kazanie; niema w nich lotności, siły wyrazu, lakonizmu, grzeszą pewną ociężałością akcyi, zbyt są zawiłe i wyszukane w stylu i stosowaniu alegoryi. A jest to wada niemała, bo alegorya, jeżeli ma być piękna, powinna być właśnie jasna i zrozumiała, powinna bez trudu trafiać do wyobraźni czytelnika. Takie np. „bajki“, jak „Lycoperdon giganteum" lub „Rebursista", pomimo doskonałego pomysłu, robią poniekąd wrażenie pewnego rodzaju logogryfów.

O wiele przejrzystsze są „Bajeczki"; mamy tu ponownie opracowane popularne tematy bajkowe, od czasu Ezopa szeroko rozpowszechnione, ale z pewnemi zmianami w sensie ironicznym. Weźmy np. taką „bajeczkę“ p. t. „Wilk i jagnię“: „Jagnię piło ze strumienia, a widząc w oddali zbliżającego się Wilka, poczęło uciekać. Wilk biega szybciej od Jagnięcia, to też łatwo je dopędził i pożarł".

I to wszystko. Gdzież tu dowcip? gdzie owa jędrność słowa? gdzie ów wykwintny francuski esprit, którym celuje np. w analogicznych utworach Krasicki? Niezawodnie jest tu ironia, ale tak łęboko ukryta, że z trudem chyba wywoła uśmiech na usta czytelnika.

Więcej jeszcze goryczy znajdziemy w cyklu p. t. „Przypowiastki dla dziatek". Niby to dla dzieci przeznaczone, niby ze świata dziecięcego wzięte, ale przepełnione sarkazmem; a że „Przypowiastki" te o wiele źwięźlejsze są od „bajek“, stoją też od nich wyżej pod

względem literackim. Wyróżniają się tu „Klarcia“ i „Brzydki chłopczyk".

Ostatni cykl nosi miano „Sielanek". Pierwszy z tych utworów: „Bilard" charakterem swoim zbliża się do „Bajek", chociaż brak ma znamiennej cechy bajki alegoryi. Trzy inne: „Czarna Topiel", „Kąpiel“ i „Fujarka" wspólny mają charakter, odmienny od wszystkich innych rzeczy w tomie „Prozy ironicznej". Ironii, wogóle żywiołu satyrycznego niema tu wcale. Mamy tutaj realistyczne obrazki z życia, bez udziału alegoryi, z wyraźnie zaznaczonym podkładem lirycznym, co wszystko razem składa się na całość ujmującą, zwłaszcza w Czarnej Topieli“ i „Kąpieli". Okazuje się, że p. Lemańskiemu nieobcy jest i ten kierunek twórczości, i byłby tworzył rzeczy o wiele donioślejsze, gdyby pozbył się pewnej maniery i chęci sadzenia się na oryginalność, na stworzenie nowych form literackich, co mu się zupełnie nie udaje.

n

HENRYK GALLE.

POMNIKI KRAKOWA Maksymiliana i Stanisława Cerchów z tekstem d-ra Kopery.

Dzieło Pomniki Krakowa" w tym miesiącu dobiegło do końca a obejmuje ono czterdzieści zeszytów, stanowiących trzy tomy. I-szy tom zawiera zabytki stylu romańskiego i gotyku, IIgi stylu odrodzenia, III-ci zaś baroka i rokoko, oraz 480 tablic z rysunkami obu Cerchów: ojca i syna. Tak więc zgromadzone tu zostały wszystkie nagrobki kościołów Krakowskich. Maksymiljan Cercha, dziś przeszło 80-letni starzec, zbierał rysunki do dzieła tego jeszcze przed rokiem 1850, kiedy to pożar Krakowa zniszczył tyle zabytków nadzwyczaj cennych. Klęska ta poruszyła go, zapragnął choć w ten sposób uratować ogniem zniszczone zabytki a uchronić od zapomnienia inne. Drugą połowę prawie rysunków wykonał p. St. Cercha. Zbiór więc rozpoczęty w r. 1850, wyczerpany został dopiero w r. 1904, dlatego też obok rysunków istniejących nagrobków, widzimy cały szereg pomników, które nie przetrwały do naszych czasów. Tablice wykonane są w cynkotypach i kolorowych trójbarwnych drukach. Format wielki folio pozwala na rozpatrzenie się nie tylko w ogóle, ale i w szczegółach, jakoteż, w napisach, które z wielkim trudem wykonano.

Tekst dra Kopery, to nie ścisły opis samych nagrobków, ale pierwsza próba historyi sztuki w Polsce. Autor przedstawia na tle histo

« PoprzedniaDalej »