Zdobyli sobie sławę i nagrodę; A jeśli dla nas nie skąpicie hołdów, To i żyjącym dajcie co należy.
Skroń moja dosyć już wawrzynów dźwiga; Ta żywa gałąź niech żywego zdobi.
(Alfons daje znak siostrze; ona zdejmuje wieniec z popiersia Wirgilego i przystępuje do Tassa, który się cofa).
Ty się ociągasz? Obacz czyja ręka Niezwiędły, piękny wieniec ci podaje!
O, bądźcie względni! Bo, zaprawdę, nie wiem Czy żyć podobna śród radości takiej.
Żyć będziesz, aby cieszyć się nagrodą, Co w pierwszej chwili prawie cię zatrważa.
KSIĘŻNICZKA (podnosząc wieniec).
Więc pozwól abym ci w téj rzadkiej chwili Bez słów wyrazić mogła to co myślę.
Pod piękny ciężar z drogiej twojej ręki Poddaję klęcząc nieudolną głowę.
(Przyklęka, księżniczka kładzie mu wieniec na głowę).
ELEONORA
(przyklaskując).
Niech żyje po raz pierwszy uwieńczony! Jak pięknie w wieńcu sławy jest skromnemu. (Tasso wstaje).
To tylko odblask świetnéj téj korony, Co kiedyś ci ją włożą w Kapitolu (1).
(1) Wiadomo że uwieńczenie w Kapitolu największym było zaszczytem dla poetów włoskich. Petrarka dostąpił go w roku 1341. Tassowi senat rzymski przyznał, je roku 1595; ale z powodu nastąpionėj d. 25 kwietnia t. r. przedwczesnej śmierci poety, uwieńczenie miejsca miéć nie mogło. W czasie bytności Goethe'go w Rzymie (1786-1788). przyjaciele jego powzięli dziwaczny zamiar uwieńczenia go także w Kapitolu. (Przyp. tłum.).
Tam głośniejszemi przyjmą cię zaszczyty; Tu cichym hołdem przyjaźń się odpłaca.
O zdejmcie, zdejmcie wieniec z mojej głowy! Zabierzcie go! on pali skronie moje, I jako promień słońca, co zbyt prosto Na głowę pada, on wysusza we mnie Myślenia siłę. Ogień gorączkowy
W krew się przelewa niepojętym żarem. Wybaczcie szał mój! To za wiele na raz!
Gałęzie takie chronić owszém winny I chłodzić czoło męża, co w gorących Przestworach sławy zwykłym gościem bywa.
Jam nie zasłużył na ten chłód; on tylko Owiewać winien czoła bohaterów.
O bogi! wznieście wieniec ten w obłoki, Obleczcie w jasność i niech coraz wyżej Zawisa w górze, aby życie moje Do tego celu wieczną było drogą!
Nabytek wczesny uczy wcześnie cenić Wysoką wartość życia tego darów; Kto wcześnie użył, ten już dobrowolnie Się nie wyrzecze tego, co raz posiadł; A kto posiada, ten się bronić musi.
Lecz kto orężem władać chce, powinien Czuć w piersi siłę niczém niezachwianą. Ach! mnie téj siły właśnie teraz zbrakło! Niestało w szczęściu wrodzonego hartu, Co mnie przyjmować uczył oko w oko Przeciwność mężnie, krzywdę pogardliwie. Czyż zachwycenie chwili rozrzedziło Szpik w moich kościach?... Chwieją się kolana... Raz jeszcze, pani, zbliżam się do ciebie I błagam kornie: weź go, weź z méj głowy! Niech, jakby z pięknych marzeń rozbudzony, W rzeźwiejszym, nowym ocknę się żywocie.
Jeżeli skromnie i spokojnie umiesz Piastować talent, wzięty z rąk natury, To ucz się dźwigać i ten wieniec sławy, Dar najpiękniejszy, jaki nieść ci możem. Bo kogo raz on dotknął zasłużenie, Już wiecznie zdobić będzie jego czoło.
Zawstydzonemu, odejść mi pozwólcie! Niech szczęście swoje skryję w głębi gaju, Jak dawniej kryłem w nim cierpienia swoje. Tam w samotności nic mi nie przypomni Niezasłużonych jeszcze tych zaszczytów; A choć przypadkiem czysta gdzie krynica W zwierciedle swém odbije postać męża Uwieńczonego, co w odblasku nieba Śród drzew w zadumie spoczął u jéj brzegu, To mniemać będę, że na tle czarowném Elizjum widzę i zapytam siebie:
Kto jest ten zgasły, kto ten uwieńczony? Jak się nazywa, jaką miał zasługę?... I czekać będę i pomyślę: niechby Tu przyszedł drugi, trzeci, żeby z sobą Pogadać mogli jako przyjaciele.
O, gdybym ujrzał bohaterów, wieszczów Starożytności, koło téj krynicy>
Zebranych razem, nierozłącznych wiecznie, Jak w życiu byli z sobą połączeni! Tak magnes dziwną przyciągania siłą Ze stalą stal jednoczy, jako ludzi
Dążności wspólne. Wieszcze z bohatéry Jednego pragną. Homer całe życie
Poświęcił sławie dwóch rycerskich mężów; Na elizejskich polach Aleksander
Achilla szuka i Homera wita.
O, chciałbym niemym świadkiem być, jak z sobą Ich wielkie dusze przestawają społem (1).
O, zbudź się, Tasso, niech nam się nie zdaje,
Ze zapominasz o teraźniejszości.
(1) Goethe pięknie w tym ustępie określił mimowolny polot wyobraźni, którym porwany, poeta zapomina o rzeczywistości, oddając się całkiem fantastycznym swym widzeniom.
Wszak teraźniejszość właśnie mnie podnosi; Słuchając słów mych, wy mniemacie może, Zem nieprzytomny, a jam zachwycony!
Przyjemnie słuchać, że i z umarłymi Po ludzku jakoś umiesz się rozmawiać. (Paż wchodzi, zbliża się do księcia i coś mu donosi).
Antonio przyjechał, w dobrej chwili. Niech tu przybędzie!-Ale otóż idzie.
SCENA CZWARTA.
CIŻ SAMI, ANTONIO.
Bądź pozdrowiony, mężu, co sam siebie I dobre wieści niesiesz nam.
Zaledwo śmiem powiedzieć jaka radość Na nowo przy was serce me ożywia. W tej chwili wszystko odzyskuję, czegom Posiadać długo nie mógł. Jak się zdaje, Jesteście z czynów mych zadowoleni, A to nagrodą dla mnie za kłopoty, Za dnie, niekiedy próżno utracone, Lub niecierpliwie przeczekane. Mamy Już wszystko teraz, czegośmy pragnęli.
I ja cię witam, ale się i gniewam, Ze wracasz wtedy, kiedy ja odjeżdżam.
Bym nie doznawał szczęścia zupełnego, Ty piękną cząstkę jego mi zabierasz.
Przyjm i odemnie pozdrowienie. Mniemam, Ze z rady twojej i ja nieraz może
Znajdziesz mnie prawdziwym,
Gdy z twego świata w mój się przenieść raczysz.
Choć już listownie nieraz donosiłeś O krokach swoich i jak ci się wiodło, Ja radbym jednak bliżej się dowiedzieć Sposobu, w jaki zamiar osiągnąłeś. Wiem, że na drodze którą szedłeś, kroki Rozważnie stawiać trzeba, jeśli w końcu Do właściwego powieść mają celu. Kto korzyść władzcy swego ma na oku, Ten w Rzymie ciężką staczać musi walkę: Bo tamby chciano wszystko wziąć, nic nie dać; A gdy przybędziesz, aby coś pozyskać, Nic nie otrzymasz, chyba że dasz wzajem, Szczęśliwy, jeśli uda się i wtedy.
Nie własnej, książę, sztuce i zręczności Winienem woli twojej dokonanie;
Bo któżby z mądrych w progach Watykanu Nie znalazł mistrza swego? Ja zastałem Warunków wiele bardzo mi przyjaznych. Przezemnie, panie, Grzegorz cię pozdrawia I błogosławi. On, szanowny starzec, On, najgodniejszy piastun trójkorony, Z radością sobie przypomina chwile Spędzone z tobą (1); on wyróźniać umié Zalety twoje, chwali je i ceni.
Dla ciebie wiele bardzo on uczynił.
Z radością słyszę to, o ile chwalba
Jest zasłużoną. Lecz pojmujesz pewnie,
(1) Grzegorz XIII, urodzony 7 stycznia 1502 roku w Bolonii, został
papieżem 13 maja 1572 roku. Podług Serassi'ego Alfons w styczniu roku nastę
pnego udał się do Rzymu, dla powitania nowego papieża.
« PoprzedniaDalej » |