Obrazy na stronie
PDF
ePub

czy się przekleństwem, które stary szlachcic rzuca na nowe prawa, drogi żelazne i inżynierów.

W trzecim akcie Małgorzata schnie z tęsknoty za Marcelim, który nic nie wiedząc o miłości, poszedł, i więcéj nie wrócił.

Leonidas Vauclin, najlitościwszy z ganaszów, zbadawszy powód cierpień Małgorzaty, sprowadza Marcelego, nic mu nie mówiąc o co chodzi. Tu następuje ładna scena: Marceli przychodzi odwiedzić chorą znajomą; ona myśląć że przychodzi prosić o jej rękę, otwiera przed nim duszę, patrzy nań oczyma pełnemi płomiennego czucia... Mło dzieniec widząc że jest kochanym, kocha wzajemnie, pada do nóg i oddaje jej to serce, którego z tak zuchwałą domagała się niewinnością.

Ale dziadek o małżeństwie słyszeć nie chce. Wypedzają z domu Marcelego. Małgorzata w rozpaczy pragnąc śmierci, otwiera okno i lekko ubrana staje w mroźném powietrzu, które lekarz zabójczém nazwał. Kochanek spostrzega ją z ulicy, wchodzi na balkon i porywa.

Ten gruby melodramatyczny wypadek razi w subtelnéj komedyi. Ostatni akt psuje do reszty wybornie zaczętą sztukę: niepodobieństwa następują szeregiem, zaję cie upada. O Małgorzate nikt się nie troszczy, bo zbyt często umierała i zmartwychwstawała; opór starego księcia nikogo nie straszy, bo zgrzybiały ustąpić młodym musi. Jakoż nasadzają na niego księdza, który w przeciągu pię ciu minut wyłożywszy korzyści małżeństw mieszanych, otrzymuje aprobacyą. Książe wychodzi z powagą i daje swoje szlacheckie zezwolenie inżynierowi: rzekłbyś biskup błogosławiący lokomotywę.

W końcu następują jeszcze dwa nawrócenia: margrabia wraca z Paryża olśniony gazem, wielbiący makadam i fotografie; posłany zaś po księdza Leonidas, staje się ortodoxem.

Nic fałszywszego jak takie nagłe przemiany ludzi zeszłego wieku. Materyalizm ich stał mocno, na kwadratach i trójkątach, na anatomicznych wykazach, na naukach nie szerokich, ale głębokich, powiązanych z sobą, silnym łańcuchem, którego zerwać jak pajęczéj nitki nie można, ani nawet osłabić modlitewką dziewczęcia. Zwyciężyć go,

mógł tylko tryumf rozumu, praca logiki, światło, jak grom umysł piorunujące.

Ostatecznie, prócz wady zasadniczéj na początku wskazanéj, Ganasze łączą w sobie wszystkie wady pisarskie pana Sardou. Komedya nie jest odlana z jednéj sztuki, ale uklejona z kawałeczków, ciągle wiązanie czuć, prostego toku życia nigdzie. Wypracowane to, wysmażone, pięć razy przepuszczone przez alembik mózgowy; same obrazki potoczne, nigdzie genialnego zakroju. Ale darmo domagać się czego innego; dziś same tylko tego rodzaju sztuki piszą w Paryżu: ta do najlepszych należy. Nawet pamięć śmiałej budowy dawnych zaginęłaby pewnie, gdyby nie wznowienia, które od czasu do czasu, jako kamerton teatru, zadzwonią, i umilkną bez echa.

Wznowiony Monte-Cristo ukazał się w Gaîte znacznie krótszy jak przed czternastu laty. Wtedy dzielono na dwa wieczory dramat przerobiony z romansu, który potrzebował trzech lat żeby się rozwinąć w fejletonie.

Dziś możeby się już nie udało Dumasowi pozyskać sztuce tylu cierpliwych słuchaczy. Dlatego, dziesięć aktów. zbito w pięć. Bohatér nic przez to z uroku swojego nie utracił ów ciemiężony człowiek, przeobrażony przez bogactwo i czyniący sprawiedliwość, po nad kodeksem i trybunałami, pozostał równie jak dawniej sympatycznym. Hrabia Monte-Cristo, to ze złota odlany posąg komandora, schodzący złych przy sprosnym bankiecie. Oświata tegoczesna tak jest zawiła, tak pochłaniająca; władza trzyma ludzi tyloma rękami, legalność tyloma węzłami krępuje; prawo natury i wolny wybór tak uciemiężone się czują przez formalności i kowencye życia społecznego, że wzór sprawiedliwego, obdarzony wszechpotężną mocą nagradzania dobrych a karania złych, urzeczywistnia ideał powszechności, bo zadawalnia tajemny instynkt każdego. Najsłużebniejsi zachowują gdzieś w skrytce duszy trochę niepodległości dzikiej i bohatérskiego barbarzyństwa. Zawiłości tegoczesnego świata każą niekiedy żałować sprawiedliwości nagłej wieków pierwotnych. Któż nie potwierdza wyroków wolnych sędziów i usiłowań wolno-mularskich. Otóż, Monte-Cristo jestto błędny rycerz średniowieczny, we fraku. Ta jedna zachodzi między nim

a nimi, różnica: jak tamci, prostuje krzywdy, karze zbrodnie; zależy tylko od swego skarbu i sumienia, jak tamci od swéj lancy i dobrego prawa.

Niegdyś zachwycający dramat odnalazł w Gaîte dawne powodzenie: galerya romantycznych obrazów i scen wrzących, wprawia widzów w gorączkę..... Afrykańska bo krew krąży we wszystkich utworach Dumasa. Niektóre sceny jak zmory siadają na piersiach i duszą... darmo powtarzasz sobie: to zmyślenie! nic nie pomoże, potężna wyobraźnia autora pochwyca cię całego i miota tobą jak słomką, chcesz czy nie chcesz-wygrywa co jéj się podoba na wszystkich strunach twego serca i umysłu. Wychodzisz z teatru wzruszeniami zbity. jak gdybyś przez kilka godzin sam żył życiem gwałtowném przedstawionych osób, tak dalece pisarz umiał fikcyą ożywić płomiennym i kolorowym swym geniuszem.

Nowy Teatr Liryczny okazałą reprezentacyą otworzył szereg przedstawień, zalecających się daleko lepszym smakiem jak te, które teraz w Operze Wielkiej widzimy. Cała trupa starannie dobrana wystąpiła tego wieczora przed publicznością. Rozpoczęto hymnem do muzyki, ułożonym umyślnie na tę uroczystość przez pana Gounod. Hymn jest piękny, bo pan Gounod celuje w muzyce uroczystéj: na orkiestrze gra jak na organach. Następnie biegła śpiewaczka pani Miolan-Carvatho, odśpiewała aryą z opery Reine Topaze „Pieśń pszczół" arcydzieło harmonii naśladowczej. Tony, jak skrzydlate owady, to krążą w promieniu słońca, to znikają w kielichach kwiatów... dźwięk przybliża się, to oddala, słabnie, mocnieje, zawsze powietrzny, czysty i luby jak wierszyk Bohdana Zaleskiego.

W dalszym ciągu koncertu dramatycznego, odegrano Ave Maria Bach'a, ułożone w sexcet przez Gounoda, z towarzyszeniem fortepianu, organów i skrzypców. Modlitwa nic z pierwotnej piękności nie utraciła: Gounod rozszerzył skrzydła anioła, ale głosu jego nie zmienił.

Po tém zabrzmiała świetna uwertura z Oberona; po niéj duet bachiczny z Porwania z Seraju, i inne wyjątki z oper wielkich mistrzów. Była to introdukcya do ostatniego aktu Orfeusza, który pani Viardot, kapłanka mu

zyki tragicznej, ze zwykłą sobie odegrała doskonałością. Przez nią odśpiewana arya „Straciłem moją Eurydykę" gdzie pieśń boleści w rzeczywiste Ikanie się zmienia, niezawodnie nie ma sobie równej w całym śpiewnym repertoarze rozpaczy.

Wyjątki z Wesela Figara stanowiły final. Na nich zakończył się długi przegląd muzycznych arcydzieł, wróżący dobrze o przyszłości nowego teatru.

Oddawna dawaliśmy Teatrowi Lirycznemu pierwszeństwo nad Wielką Operą. Teraz osadzony we własnym domu z dobraną trupą, stanie się pierwszym dla wszyst kich miłośników muzyki, jeżeli Opera Komiczna nie postara się o śpiewaków, a Opera Wielka nie przestanie zajmnować się wyłącznie baletem.

Urządzenie wewnętrzne sali jest wzorowe: przystęp łatwy, ozdoby gustowne, akustyka doskonała. Wygoda łączy się tu z przyjemnością.

Włoski Teatr po staremu włoskich mistrzów chwali. Jedna z wdzięcznych jego ozdób, Frezzollini powróciła ze swéj około świata wędrówki, i znowu występuje w Łucyi i Rigoletto, gdzie ją dotychczas nikt nie przewyższył.

Frezzollini zwykłej publiczności nie podoba się wcale: nie ma ani ciała ani głosu, ale dla wybranych ma wdzięk niezrównany: piękność stylu, delikatność muzykalnego czucia, zachwycająca. Głos jéj najwłaściwiéj porównać do znikającego fresku, których tyle widać po murach włoskich: malowidło niby zamdlone, zaciera się harmonijnie; prześliczne głowy sterczą nad roztopioném ciałem, na bladych ustach wdzięczne igrają uśmiechy, z okrą głego ramienia pozostał tylko gest. Ciało arcydzieła znikło, pozostała tylko jego dusza jeszcze zachwycająca.

Takim jest śpiew Frezzollini. Podobnie musiała śpiewać w czyscu dusza, która zachwyciła Danta.

Świeżo przybyła z Ameryki śpiewaczka panna Patti, jest gwiazdą nad Włoskim Teatrem wschodzącą: upatrują w niej nową Sontag. Patti ma lat dziewiętnaście, a wygląda na piętnaście. Jest drobniuchnych rozmiarów: poważna naiwność, wdzięk jej stanowi; głos jej dzwięczy jak złoto; igrając wydzwania rulady, nad któremiby się wy. krzywiały najbieglejsze śpiewaczki. Aktorka z niej także

bardzo dobra. Słowem jest to wdzięczne dziecko z garelkiem majowego słowika. Obsypano ją kwiatami. Przyjęcie było nader gorące, mimo uprzedzeń które tu zawsze towarzyszą sławie patentowanej za granicą.

Przygotowują w Brukselli nowe wydanie ostatniego dzieła Micheleta, które wyszło w Paryżu pod tytułem: Czarownica, a z którego wyjątki podaliśmy w przedostatniéj naszéj kronice. Wydanie brukselskie ma być znacznie większe od paryzkiego.

[ocr errors]

Juliusz Sandeau wydał nowy romans pod napisem „Un début dans la magistrature". Jestto jedna z tych przedziwnych powieści jakie tylko autor Doktora Herbeau pisać umie: pełna prostoty, elegancyi i subtelności a wydająca się jak żywe opowiadanie prawdziwego wypadku. Wyszedł czterdziesty czwarty poszyt „Grandes Usines de France" Turgan'a. Zawiera opis omnibusów paryzkich (Carrosserie, exploitation).

Chamfleury wydał ważną dla artystów pracę pod napisem: Les Frères Le Nain, les peintres de la réalité sous Louis XIII".

"

16

Tom I. Styczeń 1863.

« PoprzedniaDalej »