Obrazy na stronie
PDF
ePub

zwady i wojny wnątrznej. L. Neracius (jako powieda Marius Salamonius, zacny prawnik), gdy tego nie mógł ścierpieć, że wedle dwunaści tablic ustawy każdą krzywdę piącią o dwudziestą grzywien miedzi oprawowano, wziąwszy worek pieniędzy, kazał słudze nieść za sobą, a sam kogo potkał, każdego bił; a każdemu, kogo ubił, pięć i dwadzieścia grzywien miedzianych pieniędzy zaraz dać kazał. Z tego przestrzeżeni sędziowie ono prawo o szacowaniu krzywd odmienili. Jest u nas wiele bogaczów, którzy naśladują Neracyusza, osławiając prawo polskie; którzy, ile set grzywien mogą mieć, tyle szlachciców - ile dziesiątków, tyle chłopów zabić śmieją, a niektórym nic nie jest pospolitszego, jako myślić o zabiciu tego, kogo nienawidzą. A wżdy jeszcze aż do tego czasu żadny sędzia, żadny hetman, żadni senatorowie nie zjawili się u nas, którzyby się do tego statecznie przyczynili, jakoby winę słuszną za mężobójstwo ustanowili. Zaprawdę pieniężny człowiek nie boi się żadnej winy, którą pieniądzmi odkupić może. Lecz waśni swojej uczynić dosyć, aza nie milsza złemu człowiekowi, niżli wielką sumę pieniędzy stracić? Ale to niektórzy farbują, wywodząc srogość kaźni polskiej, że na rok do tarasu mężobójce sadzają.

Lecz czyli mniemasz, żeby Bóg słuszniejsze karanie za które insze występki ustawić chciał, niż za mężobójstwo? Nie tylko niewinnego człowieka zabicie kazał gardłem karać, ale też i najwinniejszego, a tak dalece, iż o Kainie, który brata zabił, gdy się wielce strwożył, a dlatego też od każdego się zamordowania bał, Bóg taki wyrok uczynił: Jeśliby kto Kaina zabił, siedmkroć ciężej niech będzie skaran? A któreż to jest karanie w siedmkroć? czyli które insze, niźli na gardle? Lecz na to ona ustawa wieczna narodowi ludzkiemu jest z nieba dana, aby płacono głowę głową. Któraż to wżdy jest każń, jeśli nie na gardle, siedmioraka, aby Kainów morderz, gdyby mógł być siedmkroć zabit, był siedmkroć zabit? Co jeśliby mogło być wymyślone jakie cięższe karanie, niżli na gardle, jako są polskie główszczyzny z dorocznem siedzeniem złączone, koniecznieby je był Bóg ustanowił. Ale to pewna, że o śmierci tuż stojącej pomyślenie serca, by najbystrzejsze, od złych uczynków odwodzi, a bezpieczność od śmierci z nadzieją uchodzenia inszego karania, a to tarasowego abo pieniężnego, złe serce pobudza do złoczyństwa. O! jako wiele jest ludzi pobitych za naszej pamięci w domu i na ulicach, w mieście i na polu, na świętych i nieświętych miejscach! A któryż był z tych morderzów, któryby się nie wymknął z tego siedzenia dorocznego? Lecz niech tak będzie, żeby był jeden między tak wielem set ich, który wysiedział rok na dnie w plugastwach w wieży jakąż potem śmiercią on umarł? Aza dla

tej polskiej kaźni dostatecznego podjęcia był wolen od karania, mężobójcom od Boga postanowionego? Takci się zda, jeśliby to więzienie sroższe było, niż na gardle karanie. A nuż i sam zabit aza się nie dawa znać by jakim z nieba znakiem państwu sarmackiemu, że nie stoją te więzienia za występek mężobójcy? Azaż nie sprawiedliwsza rzecz była, aby urząd tego (którego między tak wielem set powiedziałem być jednego) skarał karaniem, prawu Bożemu przystojnem, niźli aby miał przyjść w ręce zabójce, którego też samego że toż nieszczęście czeka, Bóg sam powiedział? Nie bądźmyż przeto mędrsi, niźli on Bóg, który oną mądrością, którą stworzył wszytkie rzeczy, tąż je w całości zachować chce... Ale nuż teraz, niech to doroczne. siedzenie będzie sroższe, niż karanie na gardle, ale to za głowę szlachecką a za głowę chłopską co? Bo ta tylko pieniądzmi bywa pomszczona, a daleko mniejszymi, niż głowa szlachecka, tak, iż chociaby się w nagrodzie szlacheckiej głowy zdało być co słusznego, ale w nagrodzie głowy chłopskiej jest wielka nieprawość. A przeto i nierównością sumy i zaniechaniem więzienia dzieje się wielka różność około szacowania głów ludzkich. Lecz Bóg sam, ustawując mężobójcom na gardle karanie, zarazem i przyczynę przydał mówiąc: Bo na wyobrażenie Boże jest człowiek uczynion, a przeto kto krew ludzką przeleje, tego też krew musi być przelana. Cóż przeto? aza ludzie pospolici nie na wyobrażenie Boże stworzeni są, których gardło mniejszą sumą pieniędzy płacą?

Niechby dosyć było prostym na tem, że chociaby cnotliwi i dobremi naukami ozdobieni byli, aby nie mogli trzymać przedniejszych urzędów; niechby na tem dosyć, że tę lekkość cierpią; niechaj im nie będzie przydana ta wielka a ze wszech nasroższa nędza, aby ich gardła tą trochą pieniędzy były płacone. Zaprawdęć Rzeczpospolita samą tylko szlachtą kwitnąć nie może, bo a któż będzie dodawał żywności i nam i bydłu, jeśli żadnego oracza nie będzie? Któż nam dodawać będzie odzienia i ubioru, jeśli nie będzie rzemieślników? Któż rzeczy potrzebne będzie przywoził, jeśli żadnego kupca nie będzie? Któż naostatek będzie szlachcicem, jeśli żadnego chłopa nie będzie? Cóż to tedy za okrutnosé jest, iz, bez których się posługi obejść nie możemy, tych gardło tak lekce ważymy!... W tem prawie na mężobójcę uczynionem nie masz nic tak ostrożnego, coby się nie przeciwiło rozumowi, prawu Bożemu i ludzkiemu. Lecz to wszytko się mówi, jakoby groch na ścianę miotał; nic nie dbamy na tak częste uskarżania, żywiemy w wielkiem bezpieczeństwie, nic nas nie rusza utrapienie pospolitego człowieka, na którego to prawo najwięcej ustanowione jest; nic nas nie rusza krew

ludzi niesłusznie pobitych, która zawżdy woła do nieba, a płaczem niewypowiedzianym prosi pomsty i na mężobójce i na te, którzy tego prawa bronią, które podawa miecz mężobójcom za pieniądze w ręce! Dlaczego więc trzeba się obawiać nagłego jakiego gwałtu z nieba, aby jaka gwałtowna burza nie spadła z nieba, a nas wszytkich i domów i narodów, a naostatek i samego imienia polskiego z gruntu nie wywróciła i nie potarła.

Stanisław Orzechowski.

Herbu Oksza, syn Stanisława i Jadwigi Baranieckiej, urodzony r. 1515. W czternastu latach wysłany na nauki do Wiednia, stamtąd dostał się do Wittenbergi, gdzie przejął się naukami protestanckiemi; potem na naukach we Włoszech. Po długich latach pobytu za granicą powraca i z woli ojca (a wbrew swojej) zostaje księdzem. Robi sobie wielką sławę i wziętość Turcykami i Wiernym poddanym (1543). Pierwsze zachęcały do wojny z Turkami, drugi, wymierzony do Zygmunta Augusta, nauczał go obowiązków królewskich według rozumienia ówczesnej szlachty, a zawierał wiele przytyków do jego wychowania i do rządów królowej Bony. Oboje pisane po łacinie.

W roku 1547. napisał De lege coelibatus, przez któreto pismo wchodzi w pierwszy zatarg z biskupem przemyskim Dziaduskim. dał się zrazu, ale niebawem zaczął pisać w obronie księży żonatych i odgrażać się, że się sam ożeni. Wtedy biskup zagroził procesem, a w razie ożenienia odsądzeniem od czci i konfiskatą majątku. Sprawa miała być sądzona na synodzie biskupów w Piotrkowie, równocześnie z sejmem roku 1550. Cała izba poselska i senat po stronie Orze chowskiego, biskupi odkładają sprawę, poprzestając na jego przyrzeczeniu, że się nie ożeni bez pozwolenia papieża. Wkrótce potem jednak ożenił się z Magdalena Chełmską. Nowy sąd biskupi i klątwa na Orzechowskiego, opinia znowu za Orzechowskim. Biskupi przerażeni wzrostem protestantyzmu i bojąc się ogólniejszego odszczepieństwa, godzą się na zawieszenie swojej jurysdykcyi na rok jeden (które to interim potem przeciąga się i nie kończy). Sprawa małżeństwa Orzechowskiego idzie do Rzymu. Małżeństwo jak nie mogło być uznanem za ważne, tak też nigdy niem nie było. Ostateczny wyrok (Piusa IV) był, że Orzechowski wykroczył przeciw karności, ale w herezyę nie popadł. On sam przez lat dziesięć występował gwałtownie w obronie prawności swego małżeństwa, od roku 1561. wszakże, czekając zawsze na ową dyspense papieską, która przyjść nie mogła, przestaje pisać o swojem małżeństwie, a występuje wymownie i namiętnie w obronie jedności kościoła, zagrożonej przez protestantów.

Teraz powstają jego dzieła najcelniejsze: Dy alog około Ex ekucyi polskiej korony (1563), Quincunx (1564), Ziemianin (1565), Policy a królestwa polskiego (napisana 1566). We wszystkich tych pismach dowodzi pochodzenia i zależności władzy świeckiej od duchownej; w tej zawisłości widzi rękojmię dla wolności pod

danych przeciw absolutnej władzy królów, słowem tworzy system teokratyczny, odmienny bardzo od pojęć i nauk kościoła samego o stosunku jego władzy do władzy świeckiej, a zarazem uzasadnia, rozwija i podnosi do apoteozy ówczesne polskie pojęcie wolności i utwierdza ogół w przekonaniu, że konstytucya polska jest najlepszą, jaka być może, i że, byle do jedności religijnej wróciła, Polska będzie państwem doskonałem. Przez to wszystko (jako bardzo czytany i popularny) wywiera wpływ zły, bo przyczynia się do utwierdzenia nas w tem mniemaniu (powszechnem w wieku XVII), że nie potrzebujemy nic u siebie zmieniać ani poprawiać. A jednak niebezpieczeństwa Ojczyzny widzi dobrze, przewiduje nawet jej rozbiór, a ustępy z jego pism, natchnione tą obawą o przyszłość, należą do najświetniejszych w literaturze XVI wieku. Umarł (zdaje sie) w roku 1566. lub w początkach 1567. Pisał się „gente Ruthenus, natione Polonus“.

Ogromny talent pisarski, wielkie wykształcenie, nawet dużo nauki, szczególny dar poruszania i zapalania opinii: ale usposobienie namiętne, burzliwe, niestateczne, które ani jego wielkim zdolnościom nie dało nigdy wyrobić się na dojrzały i wytrawny rozum, ani w życiu nie dało mu być człowiekiem tak poważnym, pożytecznym i szczęśliwym, jak mógłby był być. Pomiędzy tym buntem przeciw kościołowi, jakim było mniemane jego małżeństwo a wiernością dla kościoła i jego namiętna obroną, byla sprzeczność, która sprawiała, że nikt mu prawdziwie ufać, nikt na nim polegać nie mógł. Jego uczucia i przekonania katolickie były jednak niewątpliwie szczere, bo, gdyby był został protestantem, byłby zaraz miał i uznanie swego małżeństwa i ogromne w tem stronnictwie stanowisko, a jednak tego nie zrobił. Przez tę bujność i namiętność swego usposobienia i przez te sprzeczności w swoim charakterze i postępowaniu jest on bardzo dobrym wyobrazicielem tej niestałości pojęć i zasad a tej siły popedów, które się wyrobiły w wieku XVI pod wpływem pojęć starożytnych, i zachwiania dawnej wiary przez protestantyzm.

Z Dyalogu około exekucyi.

O godności i szlachectwie. (VI).

Gospodarz: Inak sądzi Rzeczpospolita godnego, a inak każdy z osobna. Ja dziewce swej godnego męża a sobie zięcia szukając, patrzę na ród jego, na zacność jego, na zachowanie i na dostatek jego, o czem są prawa i zwyczaje ludzkie; to jest, dziewki mojej prawem polskiem godzien ten jest, który rodem równym mnie jest. Ale Rzeczpospolita mało albo nic ogląda się na ród albo na zacność czyję; tego ona u siebie ma za godnego sobie, który jej dobrze czyni, mnożąc cześć i pożytek jej. Nie inaczej Rzeczpospolita sądzi godnego człowieka, jedno jako my sądzimy godnego konia, który, gdy nas z miejsca na miejsce, nie potykając się, cało wedle potrzeby naszej

przeniesie, a ze złego razu nas wyniesie, powiadamy, iż jest dobry koń i ku jeździe godny; i na tem przestawamy, nic nie pytając, czyjego stada ten koń jest, tureckiegoli czyli ruskiego. Tak też i Rzeczpospolita ludzi sobie godne nic ona nie pyta, chłopli szlachcicli, komesli, królewicli jej pomógł albo jej zacnie albo pożytecznie posłużył tego ona nie pyta; na uczynku przestawa, na ród się nic nie ogląda. Scypio Afrykanus, gdy w bitwie przeciwko Annibalowi swe wojsko, w którem też byli obcy ludzie, pobudzał, tak ich napominał, czego pamiątkę Ennius, poeta, tym wierszykiem zostawił: Mihi Romanus erit, quicunque Romanum feriet hostem'). Ten wierszyk ukazuje, że dzielność godnego w Rzeczypospolitej człowieka czyni, a nie ród ani okopciałe nasze herby. W Trydencie teraz jest concilium wielkie i sławne. Jest w tamtem mieście teraz zjazd ze wszytkiej okolicy świata tego; jest tam dziś rada o wszytkich państwach i królestwach chrześcijańskich; nie pytają tam, któregoś ty jest rodu albo herbu, ale któregoś ty jest rozumu? Który rozum, tak na tem concilium dzisiaj panuje, że synowie ludzi prostych przez oświecone swe rozumy podsiedli dziś w Trydencie królewskie i cesarskie syny. Słyszycie Stanisława Hozyusza, biskupa i kardynała, praesidentem być concilii. Ten się w Polsce rodził nie w królewskim pałacu w Krakowie ani na Tarnowie ani na Tęczynie; a wżdy widzicie, jako usiadł wysoko prze dzielność rozumu oświeconego swego, któremu się dziś królowie i cesarzowie kłaniają; na którego patrząc, wszytek świat się zdumiał, słuchając go i czytając pisma wysokiego rozumu i nauk jego; skąd wszystek naród polski przed całym światem taką cześć i sławę ma, że tym jednym Hozyuszem polska korona przede wszytkiemi chrześcijańskiemi królestwy pewnie wygrała... Ale mówiąc o dzielnych ludzi rozumie i godności, mamy oto przed oczyma drugiego, Marcina Kromera, którego tu oto Kronikę widzicie. I możecież mi w Polsce pokazać uczeniem i pisaniem jemu więtszego? Napisał nam kronikę jako Xenofon albo Cezar drugi; objawił nas światu; co za lud jesteśmy, ludziom obcym ukazał. Mniemali przedtem postronni ludzie, aby Polonia była miasto jakieś tak, jako jest Bononia we Włoszech miasto jedno, czegośmy się po świecie jeżdżąc nasłychawali dosyć. Oświecił nas Pan Bóg Kromerowem piórem, zalecił nas obcym krajom tak, że nas dziś ludzie nie mają za sprosne i niewyćwiczone, jako przedtem nas mieli, ale nas kładą między ludźmi wybornymi rozumy, obyczajmi i naukami w kościele Bożym, który kościół jako

1) Ten u mnie będzie Rzymianinem, kto rzymskiego bić będzie wroga.

« PoprzedniaDalej »