Obrazy na stronie
PDF
ePub

Widzę (ze zdrady domowe pomine)

Moskwę i Węgry i wojska zamorskie

Skąd przyjdzie Państwu z śmiertelną tęsknicą
Szukać mieszkając rady za granicą,

Ale i stamtąd ta odważna pani
Powrót do Polski i tronu wyśledzi
Sama tam rządzi, radzi i hetmani.
I lubo Kraków już posiedli Szwedzi:
Że się do wiary powrócą hetmani,
Że znaczne dadzą posiłki samsiedzi
Jej to robota; ona Bisurmańca
Kupi, i męża powróci wygnańca.
Powraca w Polskę, opuszcza kraj Śląski
Kraków odebran za jej dobrą sprawą;
Ona z stanami czyni nowe związki,
Ona zatacza działa pod Warszawą,
Odbiera Toruń, kraj pruski niewązki
I tryumfuje nad zazdrością żwawą;
Nakoniec, matka Ojczyzny prawdziwie,
Wieczysty pokój zawiera w Oliwie.

40

45

50

55

Skarga Psychy na brzegu morza. (94–102).

Uśmierz, o morze! swoje burze wściekłe

I zbierz twe wały w spokojne koryto,
Przyjmij te, któreć oczy me zaciekłe
Z łez oddawają, podarki i myto;

A racz wysłuchać prośby me zalękłe,
Niechaj przynajmniej nie trapi mnie i to,

Żeś głuche dla mnie. Niech wiatr nie rozwieje
Moich lamentów, jak rozwiał nadzieje.

Urodziłam się do berła i z rodu

Tego żadna się równą mnie nie kładła;
Gładką mię zwano i byłam z dowodu
Wiem to do siebie wiernego zwierciadła.
Terazem, ledwie w początki zawodu
Życia wkroczywszy, na ten kres napadła
I składam, ledwie złożywszy powicie,
Koronę, młodość i gładkość i życie.
Ale to mniejsza, że takie fałszywa
Nadzieja swoje kunszty ze mną stroi!
Ani mię trapi godzina skwapliwa

I że przed laty śmierć o mię tak stoi.
Kto w żalu żyje i komu nie zbywa
Chęci do życia, śmierci się nie boi.
Ciężko żyć temu, co z niesmakiem żyje,
I nikt, biedą się karmiąc, nie utyje.

[blocks in formation]

Jeślim zgrzeszyła i w ten gniew niebianów
Ciągnie mnie jaki postępek szkarady;
I jeśli ten mąż wyrgnie z twych bałwanów,
Co mię swoimi napoić ma jady:
Utop mię wcześnie i twoich taranów
Porusz, na które żeglarz nie ma rady,
I dla zniesienia niebieskiej urazy
Niech twoja głębia opłócze me zmazy.

Ale jeżelim niewinna i grzechy

Cudze i cudzą zazdrość gardłem płacę;

Jeżeli jest Bóg, ten, co mu nie w śmiechy
Idzie niewinność, w której życie trace:
Niech się użali i da mi pociechy!

Albo jeżeli daremnie kołacę

O litość, niech mi, niż się do paszczeki
Przymknę mężowej, śmierć zawrze powieki!"
To i co więcej, jak końca nie mają

Wzruszone skargi, wmawia w morskie burze,
Że się od żalu opoki padają;

[blocks in formation]

a cóżby w sercach!

Skały jej głuche smętny odgłos dają,
Drzewa łzy pędzą jak ona po skórze;

I morze samo, choć nieubłagane,

Powtarza szmerem słowa jej stroskane.

25

30

35

40

na marmurze.

45

Chcąc wiedzieć, kto to, co nad morską ścianą

Tak się łagodnym lamentuje głosem,

I Trytonowie, oszędziali pianą,

I Nimfy, snując barki złotym włosem

Wynurzały się; ale jako staną,

Jak Psyche zoczą, zaraz na dół z nosem
Ponurzyli się w swoje wody słone,

Ci zapaleni, a te zawstydzone.

Tymczasem, kiedy Psyche czeka końca,
Jej zakochaniec, Kupido skrzydlaty,
Wezwawszy wiatru ode wschodu słońca,
W przód go do Psychy wyprawuje w swaty

I przed sobą go wysyła za gońca.

Uczy go, co ma czynić; a on, szaty

Kwiatkowe wdziawszy, wziąwszy skrzydła chyże,
Igra po liściu i wierzch wody lize.

50

55

60

Wespazyan z Kochowa Kochowski.

Herbu Nieczuja, syn Jana, urodzony w Dąbrowy, w wojew. sandomierskiem r. 1633. Nauki u Jezuitów w Sandomierzu, potem służba wojskowa, potem gospodarstwo we wsi Goleniowach (wojew. krakowskie), którą wziął w dziale majątkowym z rodzeństwem. Jan III dał mu urząd podkomorzego; a tak go cenił jako historyka, że go wziął z sobą na wyprawę wiedeńską, którą też Kochowski opisał pod tytułem Commentarius de bello adversus Turcas. Umarł wojskim krakowskim w r. 1699.

Zbiór jego drobnych wierszy nosi wyszukany tytuł Niepróż nujące próżnowanie, ale zawiera wiele rzeczy ciekawych, a nawet pięknych. Podzielony jest na cztery księgi, do których należy jeszcze dodatkowa piata, obejmuje zaś wiersze najrozmaitszej treści, od religijnych aż do śmiało a nawet rubasznie żartobliwych. Są tam i wiersze miłosne, ujmujące prostotą i zacnością uczucia, są rzewne treny na śmierć brata, są satyryczne, nie pozbawione humoru i dowcipu - tak, że wszystko razem wziąwszy, on jeden między tymi późniejszymi poetami przypomina Kochanowskiego, choć rozumie się nie ma takiego wielkiego znaczenia jak tamten. Nierównie zaś więcej niż tamten pisze wierszy historycznych i te stanowią część najciekawszą, może nawet i najpiękniejszą jego liryków. Od śmierci Władysława IV aż do elekcyi Jana III wszystkie niemal ważniejsze wypadki mają wiersz sobie poświęcony. Nie wszystkie prawda udały się równie dobrze, ale są między nimi bardzo piękne, bardzo szlachetne uczuciem, a świetne siłą wyrażenia. Niezaprzeczenie poezya owego czasu nie wydała nic, coby tak godnie odpowiadało wielkim nieszczęściom tych lat. W ogóle charakter patryotyczny i religijno-patryotyczny poezyi Kochowskiego, jak robi go wiernym w literaturze reprezentantem szlachetnych stron naszego ducha i historyi w owym wieku, tak stanowi największy powab i największą siłę jego poezyi.

Z tego ducha i natchnienia wyszła Psalmodya, dzieło niezmiernie sympatyczne, a najzupełniej oryginalne. W pewnej części jest ono tylko pobożnem, Psalmy są poprostu modlitwami (bardzo pięknemi i rzewnemi); ale w wielu innych modlitwa przechodzi w opowiadanie wypadków wyprawy i bitwy wiedeńskiej, i wpada wtedy w takie wspaniałe natchnienie wdzięczności dla Boga i rozkoszy ze zwycięstwa, że czytelnik porwany i uniesiony uczy się wysoko cenić tego poetę, i przywiązuje się do niego goręcej niż do wielu sławniejszych. Forma biblijna, zastosowana do rzeczy świeckich, sprawia niejakie podobieństwo tej Psalmodyi z niektórymi pomysłami naszych nowszych poetów (Księgi Pielgrzymstwa Mickiewicza, Anhelli Słowackiego), jak niezawodnie podobny jest do nich Kochowski patryotycznem uczuciem i natchnieniem.

Dzieło Boskie Wiednia wybawionego, poemat (wierszem) o wyprawie wiedeńskiej, ma piękne ustępy, dowodzi nawet, że autor byłby może miał talent epicki, ale zarazem daje widzieć powszechny w owym czasie brak sztuki i artystycznego wykształcenia. Początek zapowiada dzieło wielkich rozmiarów, a dalszy ciąg i koniec zbyte są tak pobieżnie i krótko, że powstaje stąd brak proporcyi i harmonii.

[ocr errors]

Wade tęsamą, a zalety w wyższym stopniu, okazuje Kamień świadectwa wielkiego w Rzeczypospolitej senatora niewinności, poemat pisany na obronę i chwałę Lubomirskiego, jak Dzieło Boskie pobieżnie i niedbale skończony, ale zawierający jedną scenę w prawdziwie wysokim epickim stylu; jest to ta, w której różne mocy piekielne, między niemi Macchiavelli i Richelieu, sprzysięgają się na zgubę Marszałka. Zbiory wierszy religijnych, Chrystus cierpiący i Ogród Panieński (na cześć Najśw. Panny Maryi) są znacznie słabsze.

O stanowisku Kochowskiego w historyografii polskiej p. niżej.

[blocks in formation]

Gdy mu gwałtem dogrzewa lubej ciepło wiosny:
Z ujeżdżonego grzbietu Wisła zrzuca lody

I wszelkie w dalszej nie chcą żyć niewoli wody;
Pogodne dni oświeca z ciepłem jasne słońce,
A ziemia śnieżnej zbywa jak przez gwalt opończe.
Ustały zawieruchy, na to miejsce goni
Uciekające Austry z Zefirem Fawoni,

10

Przy której Ethesiae, jak i Caurus wieje,

15

Aż wszelki rodzaj kwiatków w ogrodach się śmieje.
Twa ręka, panno piękna! niechaj nie mitręży,
Niech ci z prędką nagrodą ta praca nie cięży.
Wiosna każe, bierz krzaki z piwnic rozmarynu,
Lubo sa obumarłe, nieś je do dziardynu;
Gdzie jak predko ożyją z wiosennej wilgoci,
Więcej twej głowie będą pamiętne dobroci.
Toż pachniąca lewanda, tulipan, fiołki,

20

W różnobarwne upstrzywszy kolory wierzchołki,
Narcyzy, hyacynty i heliotropy,

25

Tuż za biegiem słonecznym postępując w tropy.

Tu swej blednie lilia białością natury,

Sam się róża czerwieni rumieńcem purpury;

W drugim krzaku zaś biała na słoneczne przyście,
Przyjemną czyniąc wonią, swe rozwija liście.
Zefiry powiewają, woda bieżąc mruczy.

30

To wszytko, piękna młodzi, niechaj cię nauczy,
Jako masz kwitnącego dziś zażywać wieku,
Który, raz utracony, nie wróci się człeku.
Wiosna, młodość, uroda w niedoścignionej łodzi
Bystrszym Dunajca nurtem płynie i uchodzi.
Róża prędko opadnie, jesień kwiatkom szkodzi,
Które zaś przyszła wiosna powtórnie odmłodzi:
Człowiek w następującej dalszych lat jesieni
Drugi raz nie odmłodnie ani się zieleni.
Przeto kwitnącej pory lat twych zażyj snadnie :
Już się ten kwiat nie młodzi, kiedy raz opadnie.

Hejnał

utrapionej koronie polskiej.

Hejnał świta! Febus wstaje!

Wcześnie promień swój wydaje
Na przestrone świata kraje,

Który kiedy raniej wschodzi,
Niepogodę pewną rodzi,

Cóż gdy nad tryb ćmą zachodzi.

Hejnał świta! cna korono!

I litewska zacna strono!
Patrz, kometę ujźrzysz ono.

Cóż to znaczy, Polsko miła,

Na powietrzu znaków siła,
Twarz się Feba zakrwawiła?

Hejnał świta! Astrologi

Wszystkie czytam i przestrogi,
Co znaczą tak straszne wrogi,
Że Feb oraz i z Cyntyą,

Jasne lampy w ciemność kryją:
Zły znak tą antypatyą.

35

40

5

10

15

[blocks in formation]
« PoprzedniaDalej »