Obrazy na stronie
PDF
ePub

godny wiecznej pamięci człowiek, ksiądz Konstantyn, gdy nieprzyjacielskich zamków dostawał, nigdy takiego okrucieństwa, jakie to było na zamku jego Ostrogu, żołnierzom swoim nie dozwalał.

Przyszli potem ci oba panowie do księżny JMości, żalem tak ciężkim zjętej, iż kilkakroć odlewać ją musiano. Tam naprzód ksiądz Wasil rzeczą długą, przypominając opiekę przyrodzoną swoję, chęć w obmyślaniu wszego dobrego domowi Ostrogskiemu, opowiedział wolą swą, a jakoby ta z wolej Bożej iść miała, iż księżnę JMość młodszą obiecał i słowy dał księdzu Dymitrowi za małżonkę własną, dla wykonania czego przyjechał z nim pospołu, aby to już inaczej być nie mogło. Po nim ksiądz Dymitr począł rzecz od domu swego starożytnego, wnet zatem wspomniał posługi swoje, które czynił Rzeczypospolitej; nie zaniechał bogactwa, możności, przyjaciół, urody, męstwa, lat, czem wszytkiem u księżny JMości miałby być drogim. A naostatek zamknął tę prośbę tak, „iż przyzwolisz WMość abo nie przyzwolisz, to inaczej być nie może!" Księżna JMość wyrzekszy to: „aza tak do przyjaciół abo po przyjaźń jeżdżą?“ omdlała. Gdy się jej nierychlo dotarto, dolano, przyszedszy k'sobie, powiedziała to, co przystało, iż bez WKMości, opiekuna jedynego, uczynić żadnej rzeczy nie może. Powiedzieli panowie zatem: a my ciebie (prawi) prosić o to więcej nie będziemy. I przystąpiwszy bliżej do księżny, ksiądz Wasil porwał księżnę młodszą za rękę, a księżna JMość matka uboga za drugą, tamże księżnę pchniono, iż o ziemię padła i omdlała. A ksiądz Wasil, targnąwszy za rękę księżnę młodszą, dał ją księdzu Dymitrowi, mówiąc: a to ja onę tobie daję, bo to jest w mojej mocy jako stryja.

Co ja tu pierwej obżałować, Miłościwy Królu, mam? Abo co za słowa na to naleźć? Gwałt-li ten, moc, razy, ból księżny JMości starszej, czy gwałt, który się dział księżnie młodszej, czyli zuchwalstwo, okrucieństwo tych obu panów? Księżna młodsza stoi płacząc sama na się, że jej kiedy Bóg abo majętność abo urodę dał. Księżna zasię starsza, już nie tak siebie, lekkości swej i targania, bicia, płacze, jako tego, iż córkę w niewolą biorą; a jeszcze ci, którzy od gwaltu onej bronićby a z niewolej wyrwać wylaniem siła krwie swojej mieli. To jest zysk a ostatnia zapłata poczciwych posług księdza Iliego, iż małżonka jego poczciwa i jedyna córka, białegłowy, którym i okrutny tyran, dobywszy miasta, zwykł przepuszczać, wysiedzieć się w pokoju, w zawarciu swem, przy poczciwej zabawie, nie na tańcach, nie na biesiadach, pod obroną praw i swobód pospolitych, pod zwierzchnością WKMości nie mogły!

Nie chcę wspominać, jaki tam płacz sług, którzy nie pobici zostali, jaki krzyk białychgłów, jaki lament wszytkiego domu księżny był, gdy widzieli, co się z pany ich działo. Naostatek służebnicy ich samych baczniejszy niektórzy, poruszeni żalem, wspomniawszy, iż toż też kiedy na nie abo na potomstwo ich przyjśćby mogło, napominali pany swe, hamowali, miękczyli i od okrucieństwa onego wspominaniem praw i zwierzchności WKMości odwodzili. Nic to nie pomogło. Kazano przyjść kapłanowi i wiązać stułą. Co iż bez wyznania jasnego jednej i drugiej strony nie bywa, gdy kapłan pytał podług zwyczaju, a panna, nie być to wolą swą iść za księdza Dymitra, odpowiedziała : kapłan strwożony, wiedząc, iż ten sakrament, ta świątość poniewolna być nie może, prosił, aby ta rzecz do rana dnia wtórego odłożona była, a tymczasem (prawi) znać serce księżny starszej uspokoić się od żalu, a księżny młodszej skłonniejsze ku małżeństwu należć się może, gdy czas siła twardych rzeczy zmiękczyć umie. Odpowiedziano kapłanowi: Nie do rady cię tu (prawi), księże, wezwano, ale iżbyś czynił, coć każą; a nie będziesz chciał, tedy (prawi) oto ta buława przypędzić wolą ! Kapłan nieborak, widząc nie jedno na księżnę, ale i na się gwałt, jął mówić znowu słowa do małżeństwa należne, a miasto panny stryj ksiądz Wasil, prosto jak przy chrzcie bywa, odpowiadał. Po skończeniu słów gwałtem pannie rękę wzięto i stułą związano, przez który wszytek czas księżna młodsza Bogu i ludziom się oświadczając wołała, że się jej bezprawie a wielki gwałt dzieje. Nic to nie pomogło; matka, którą odepchnąwszy od córki, zawarto, ratować nie mogła; słudzy, których trochę zostało, z zapłakanemi oczyma chodząc i słowa przemówić nie śmieli: ale kogo Bóg, poczciwość, wstyd nie hamuje a czuje się mieć władzą, mieć moc, mieć siłę trudno tam hamować!

O człowiecze zły a zapamiętały! o bezecności szkarada! o! jadzie w pogańską ziemię zaniesienia godny! o wolności polska! I tąż się więc przed obcymi narody chlubimy? tą, powiadamy żebyśmy nie frymarczyli z żadnem królestwem? Nędzna nasza wolność w Polsce, w której jest tak wiele swejwoli! Ehej, księże Wasilu! gdzieśkolwiek jest, ku tobie mówię: I mógłżeś ty przewieść na sobie, abyś to czynił nad synowicą twoją, czegoby żaden cnotliwy nad niewolnicą swą uczynić nie chciał? I mógłżeś zdrowem okiem patrzeć, gdy synowica twoja tak wiele łez wylewała? czyś tego nie wiedział, że jako stryj synowicy jest drugim ojcem, tak stryjowi synowica jest drugą córką? I tak-że u ciebie wielki był Dymitr, tak-że u ciebie był miły, iż dla wywyższenia domu jego, dla zbogacenia jego osoby miałeś zhańbić

dom twój, synowicę dać ku pośmiechu, siebie w niebezpieczeństwo czci i żywota wprawić? Nie barzoć tego ganię, iżeś tu na sąd nie stanął, wiedząc, iż przy boku pańskim ci siedzieć mieli, którzy są przyjaciółmi cnocie, uczciwości, a okrutni nieprzyjaciele morderzom, gwałtownikom, bezbożnikom. Każdy z WM., wiem pewnie, córki swej, synowice, siostrzenice i najdalszej powinowatej nie radby po śmierci swej w takiem niebezpieczeństwie zostawił, żeby jej majętność łupem, jej łzy pociechą, jej poczciwość pośmiewiskiem marnotrawcom wszetecznym być miała. Ani my to, da Pan Bóg, od sądu WKMości odniesiemy, żeby miało być wolno pod płaszczem powinowactwa, ku końcu rzkomo małżeńskiej świątości, zuchwalcom niewstydliwym najeżdżać szlacheckie domy, szturmem jako w nieprzyjacielskiej ziemi brać zamki, plondrować gmachy, mordować ludzi i wszytkie prawa i swobody nasze podeptać a w niwecz obrócić, jako się to stało na ostrogskim zamku, który to zamek, ksiądz Wasil synowicę w niewolą dawszy, księżnę starszą wygnawszy, wziął w moc swoję, wziął go za zapłatę szkaradego a nieprzystojnego uczynku swego, o którą wszytkę krzywdę iny czas będzie księżnie JMości mówienia z księdzem Wasilem u prawa.

Ubogi książę Ilia! jeśli w niebieskiej rozkoszy pamięć ziemskich rzeczy mieć a na małżonkę i dziecię twe okiem umysłu weźrzeć możesz, prawda, iż tak sobie mówisz: „Lepiej mnie było nigdy tej córki nie mieć, abo lepiej było wnet po urodzeniu pogrzeb jej sprawić, niż wychowawszy ją z wielką pracą, z wielkiem staraniem, siłakroć w chorobach lekarstwy, pilnością, niespaniem, prośbą a płaczem ku Bogu od śmierci ją wróciwszy, stracić ją tak marnie z zamkiem i ze wszytką majętnością, k' temu z obelżeniem i z wiekuistą hańbą ostrogskiego domu.“

I tak że to ma być, iż co usłyszy Dymitr, co uźrzy, czego zechce, na co pomyśli, jeśli to na rozkazanie jego wnet nie będzie, jeśli lubości jego nie dosyć się stanie, zbierze wojsko, dobędzie zamku, ludzi pomorduje, majętność pobierze, popsuje, rozrzuci i wszytko z ziemią porówna? By tu był, spytałbych go, pomniał-li to natenczas, gdy tak wielkie bezprawie w uczciwym domu ludziom czynił, iż w Polsce król jest? Pytałbym i o to, pomniał - li, iż w Polsce są prawa? Podobno miał nadzieję w tem, iż mu dla męstwa jego, dla dzielności odpuścić miano...

Ale by też i godność rycerska osobliwa w księdzu Dymitrze była, więcby to już powinna rzecz miała być, poddanym WKMości poczciwym ludziom cierpieć od rycerskich ludzi hańbę, lekkość,

szkodę, zniszczenie, iż kiedy który Rzeczypospolitej dobrze posłużył ? Prze Pana Boga! Miłościwy Królu, mali tak być, niechaj żaden nigdy mężnym nie będzie!

[ocr errors]

Aby tedy takowy jad nie zarażał poddanych WKMości, aby do takiego bezeceństwa nie otwierała się ludziom droga, aby ten ogień, który Dymitr wzniecił, zatłumić się co narychlej mógł, prosi Waszę KMć księżna JMość z nami przyjacioły swymi, przez tego Boga, który Waszę KMć na tak wysokiej stolicy dlatego posadził i olejem Swym pomazać kazał, iżbyś dobre umiłował a złe karał; prosi tak dla siebie, ukrzywdzoną niezmiernie będąc, jako też dla wszytkiej Korony gdyż uczynek księdza Dymitrów, haniebny a niesłychany, pełny jest zuchwalstwa, zdrady, łakomstwa, okrucieństwa, gdyż niezwykła to jest zbrodnia w Polsce - aby też on niezwykłą, srogą, haniebną a godną za taki grzech zapłatą skarany był. Niechaj to znają ludzie, iż się WKMość złością ludzką brzydzisz; niechaj widzą poddani, iż krzywda ich z boleścią dotknęła serce WKMości. Wszytko to, Miłościwy Królu, dolega, co ksiądz Dymitr zbroił; księżna JMość już cierpi, a drudzy są w bojaźni, żeby kiedy tymże sposobem nie cierpieli. W sprawiedliwości tedy WKMci nasza nadzieja wszytka.... Abowiem, a kto bronić ma, jeśli nie WKMość krwie naszej? Czy ja córkę swą poruczę w opiekę stryjowi? Pięknie bronił stryj księżny JMości córki, która podobnoby była nie zginęła, by była stryja nie miała.

Teraz ludzie, Miłościwy Królu, tak źli jako i dobrzy, pilnie patrząc czekają, na co Dymitrowi ta jego zbrodnia wynidzie. Wynidzie-li mu na dobre (czemu ja wierzyć nie mogę), tysiąc Dymitrów nastanie, a ludzie cnotliwi serce stracą, powieszą głowę, rozumiejąc już gotowy upadek, blizką skazę i śmierć tej korony. Abowiem, coby nam już było po prawiech, co po sądzie, co po sędziach, co po zwierzchności WKMości Pana naszego? Jużby lepiej w puszczy między zwierzęty mieszkać.

Nie będziesz tedy WKMość czekał, iżby ksiądz Ilia zmartwychstawszy, upominał się u WKMości szafunku tej opieki, którą umierając Waszej KMci zlecił, nagrody za poczciwe służby swoje, obrony królewskiej, która nie tarczą, ale murem nam wszytkim poddanym WKMci być ma: sam WKMość jako Pan sprawiedliwy poczuć się i w swej i w księżny JMości krzywdzie będziesz raczył, aby ludzie znali Waszę KM. prawym od Boga danym pasterzem, a który chcesz dać dostateczną liczbę Panu Bogu z tych owiec, które wierze WKMości są zwierzone. Lepiej jest, Miłościwy Królu, iż WKMość tysiąc złych

a niepobożnych ludzi surową sprawiedliwością poruszysz a obostrzysz przeciwko sobie, niżby jeden uciśniony o nieuczynienie sprawiedliwości skarżyć się miał. Sprawiedliwością, Miłościwy Królu, sprawiedliwością stolica się królewska utwierdza, a przez niesprawiedliwość królestwa giną! Dosyć już ksiądz Dymitr nacieszył się zuchwalstwem a księżny obiedwie łez wylały. Czasby już, Miłościwy Królu, iżby ksiądz Dymitr przestał wesela, a księżna JMość płaczu. Niechaj też wżdy kiedy zna ksiądz Dymitr, iż na świecie nie wszytko jednym strychem idzie, ani fortuna na jednym miejscu przebywa. Co wtenczas ksiądz Dymitr uczuje, gdy WKMość dekretem sprawiedliwym swym przystojnym jego złym uczynkom każń należć będziesz raczył. Jakoż nie wątpi księżna JMość, iż WKM., Pana Boga przed oczyma mając, który dobre uczynki i dziesiątemu pokoleniu dobrze zwykł nagradzać, tak to osądzisz, iż teraźniejszy i przyszły wiek o sądzie WKMości źle sądzić nie będzie umiał.

Jan Kochanowski.

Herbu Korwin, syn Piotra, sędziego sandomierskiego, i Anny z Białaczowa, urodzony w Sycynie (w województwie sandomierskiem) w roku 1530. Nauki początkowe niewiadome. W roku 1544. zapisany jako uczeń akademii krakowskiej, ale tylko przez jedno półrocze. Co dalej robił, rzecz niepewna. W r. 1545. opuścił Kraków z powodu grasującego tam morowego powietrza, ale czy i kiedy powrócił do akademii, nie wiemy. Stąd trzy różne przypuszczenia: jedno, że uczył się w Krakowie aż do roku 1549., a wtedy z wychodzącymi żakami miał się udać do Niemiec; drugie, że został w Krakowie do śmierci ojca (1547.), a potem wysłany był do Niemiec; trzecie, że się uczył w Wenecyi, w szkole uczonego Manucyusza, aż do roku 1551., w którym na krótko do Polski powrócił. To jednak pewna, że w roku 1552. zapisany był w Padwie jako uczeń uniwersytetu, że tam lat kilka przepędził, że stamtąd odbył podróż po Włoszech aż do Neapolu, że uczył się (głównie języków i literatur starożytnych i filozofii) pod sławnymi nauczycielami, jak Robortello, Sygoniusz, Genova i t. d. i że tam już napisał znaczną część swoich łacińskich Elegii, naśladując je, a po części wprost przerabiając (jak podówczas wszyscy robili) z poetów starożytnych, a głównie z Tibulla i Propercyusza. Elegie te (prawie wszystkie miłosne), mocno naśladownicze, nie wykazują jeszcze wielkiej siły ani dojrzałości talentu, ale były dla młodego poety dobrą wprawą i ćwiczeniem. Z Włoch pojechał Kochanowski (prawdopodobnie w r. 1555.) do Francyi. Tu pozostał do roku 1557., w którym po śmierci matki musiał wracać dla spraw majątkowych. We Francyi nowe wiersze łacińskie, podobne zupełnie do dawniejszych, tylko więcej wyrobione, znajomość (daleka, jak się zdaje) z francuskim poetą Ronsardem, i (według starego

« PoprzedniaDalej »