Obrazy na stronie
PDF
ePub

Brzydko, wówczas rejterada,
Siedź, choć łeb ci pęknie z bólu,
Lecz nie słuchać, nie wypada!
Nie wypada przyjść w surducie,
Tam, gdzie cały rój we fraku,
Fe! dasz poznać niedołęstwo
I dowiedziesz gracyi braku!
Nie wypada na oszusta
Mówić oszust, choć wieść niesie,
Lecz trza mówić: To spekulant
Sprytny w swoim interesie!
Nie wypada mówić głośno,
Nie wypada szeptać cicho,
Wolno zawsze spić się winem,
Lecz nie piwem i artychą!
Nie wypada! Świat moralny!
Żona z dziećmi w domu biada,
Mąż z kokotą pije, hula,
Lecz, pst! o tem nie wypada!
Nie wypada, świat uczciwy,
Hrabia żydom las sprzedaje,
Bankier kradnie biednych ludzi,
Młodzież, głupcy i mazgaje,
Żony gachów ukrywają,
Świat uczonych brednie gada,
Ale cicho! Na klucz gęba...
O złem mówić nie wypada!

Moralista.

Strzegąc pilnie w mem życiu zasad moralności, Broń Boże, abym kiedy kogo skrzywdzić miał! Raz syn mój, korzystając z mej nieobecności, Sto dolarów wziął z mej kasy. Tegom tylko

Natychmiast wobec świadków rzecz całą

chciał.

odkryłem. Syn klęcząc chciał przebłagać, ale odmówiłem I on dręczony smutkiem, nad błędem młodości Umarł, okryty hańbą!—Jam się z tego śmiał, Bo, żyjąc wedle wszelkich zasad moralności, Broń Boże, abym kogo kiedy skrzywdzić miał!

Przyjaciel mój raz z długu mnie się nie uiścił, W imię naszej przyjaźni radziłem mu szczerze, Byśmy poszli do sądu, by nas sąd oczyścił, Lecz sąd uznał go winnym i skazał na wieżę, Biedak umarł w więzieniu, grosza nie

spłaciwszy

Sądzicie, żem się gniewał? Naczysto straciwszy
Skwitowałem natychmiast z całej należności.
Nie dość tego, na grobie jam łzy szczerze lał,
Bo żyjąc wedle wszelkich zasad moralności,
Broń Boże! abym kogo kiedy skrzywdził miał!

Raz chłopa kulinarnej wyuczyłem sztuki,
Został pysznym kucharzem, no, jak się

wam zdaje?

Zamiast pilnować kuchni, wziął się do nauki, I począł zdradzać całkiem swe chłopskie

zwyczaje.
Lubił czytać, rozmyślać i wygłaszać zdanie,
Gdy rada nie pomogła sprawiłem mu lanie,
Po ojcowsku obiłem, bez najmniejszej złości,
Patrz, lajdak się utopił...Za bokim się brał!
Bo, żyjąc wedle wszelkich zasad moralności,
Broń Boże, abym kogo kiedy skrzywdzić miał!

Miałem córkę anioła, lecz niedośwadczona,
Pokochała szalenie, kogóż? Guwernera,
I chciała z nim uciekać! Klątwa zagrożona.
Wróciła, wyszła zamąż. Był to stary sknera,
Ich dom to było cacko; jej było jak w raju.
Zostawiając dom cały w smutku i żałości,
Umarła na suchoty! Widać Bóg tak chciał,
Bo, żyjąc wedle wszelkich zasad moralności,
Broń, Boże, abym kogo kiedy skrzywdzić miał

Orangutany.

Jeżeli wierzyć słowom Ezopa,
To tak wymownych miała Europa
Orangutanów-że z tej krynicy
Wzięli początek nasi rzecznicy.
Jeden z nich tedy, jak w dziejach pisze,
Wzniósł taką skargę przed towarzyszę;

Fanowie! człowiek od wieków rana
Zawsze małpował orangutana!
Od nas się uczył ród ludzki młody
Zbierać i zjadać jabłka, jagody;
Za naszym wzorem poczęły śmiałki
Suwać się prosto z pomocą pałki,
Z naszej natury przykłady biorą,
Jak przed silniejszym giąć się we czworo,
Panowie! człowiek od wieków rana
Zawsze małpował orangutana!

W ślady za nami ród ludzki kocha,
Lecz nasza samka mniej bywa płocha,
Niespodobawszy małpiej prostoty,
Człek snadno bezwstyd przejął do joty.
Wielki Dyogen naprawdę chory,
Żyć jak się godzi, z nas chwytał wzory.
Panowie! człowiek od wieków rana
Zawsze małpował orangutana!
Kijem czy szablą walić sąsiada,
Od nas przyjęła sztuka nielada,
Ha więc powiedzcie, światli mężowie,
Zkąd człowiek naszym królem się zowie?
Jaka to przyszłość? O wielkie bogi!
Zacoście dali ten wyrok srogi!
Wszakże to człowiek od wieków rana
Zawsze małpował orangutana!

Romans Amerykański.

On był na balu i poznał ją,
Serce w łonie mu drga,
Oko miłości zachodzi łzą,
A usta szepcą: to ta!

Czy skoczny mazur, czy walca wir,
Westchnieniem wznosi się frak,
On czule grucha: "O dear! O dear!"
Unosi ją w tan, jak ptak.

Ona zaś czule podnosi wzrok,
Do łona tuli się mu,

A on przyspiesza z zapałem krok,
I tańczy, że brak mu tchu.
I kupił piękny jej bukiet z róż,
I wino, "sandwich" i "cake",
A zanim wrócił z tych balu burz
Już dziesięć dolarów-"back."
Dziesięć dolarów, to grosza moc,
Myśli, leżąc na wznak,
Warta pieniędzy. O tak!

Wtem myśl jaśniejsza zabłysła mu
I wen uderza jak grom,

Wszak ojciec jej ma wielki dom,
Dom wielki z cegły przy Noble street

I

grosza sporo ma on,

A bez morgeczu ma czysty "deed",

Oj, długiej pracy to plon!

W odświętne szaty przybiorę się...
Oh, będę żył sobie jak pan,

Dziś jeszcze pójdę, wszak zechce mnie,

« PoprzedniaDalej »