Obrazy na stronie
PDF
ePub

Filon.

Lauro! coś dotąd dla mnie świadczyła
Jeszcze mi prosić zostało,

Że mnie tak kochasz, jakeś mówiła:
Jeszcze dowodzi to mało.

Laura.

Tegom się miała z ciebie spodziewać?
Jakże to skarga niezbożna!

Nie proś, nie każ mi: ty mię chcesz gniewać,
Kochać cię więcej nie można.

Filon.

Kiedyż mię za to nie będziesz winić?
I kiedyż będziesz wiedziała,
Co do dzisiejszej łaski przyczynić;
że taka miłość nie cała?

Laura.

Filonie! widzisz wschodzące zorze?
Już to drugi raz kur pieje.
Trochę przydługo bawię na dworze...
Jak matka wstała!- truchleję.

Filon.

Zal mi cię puścić, nie śmiem cię trzymać,
Kiedy przyspieszy czas drogi,
Gdy z moją Laurą i słodko drzymać,
I bawić będę bez trwogi?

Laura.

Miesiącu! już ja idę do domu!
Jeźliby kiedy z Dorydą

Filon tak trawił noc pokryjomu,

Nie świeć, niech na nich dżdże idą.

Już sąsiad rolę zasięwa.
Już sąsiad rolę zasiewa,
U sąsiada kłos dojrzewa,
U mnie jeszcze nie orano
I nic prawie nie posiano...

U sąsiada domek luby,
Żona jego godna chluby,
U mnie szczęścia ani chaty
Dotąd jeszczem nieżonaty.
Za sąsiadem wszystkie stany,
Małżonki, wdowy i pany
Wszyscy nań wzrok obracają,
Wszyscy sąsiada kochają.

Sąsiad mój śpiewa przyjemnie,
Sąsiad lepiej gra odemnie,
Ja nic zgoła nie rozumiera,
Płakać biedny tylko umiem.
Ach ja biedny nieszczęśliwy!
Los mnie trapi wciąż złośliwy,
Kocham, ale nadaremnie,
Bom niekochany wzajemnie.

Czym ja kogo z świata zgładził,
Czy ja przyjaciela zdradził?
Czym komu sławy ujmował,
Czym rodziców nie szanował?

Czym zazdrościł komu zgody,
Czym się starał o rozwody?
Czym krzywdę komu zarzucił,
Czym dziewczęta bałamucił?

Trzeba widzę świat porzucić.
Dosyć narzekać i smucić.
Nikomu nie jestem luby,

Pójdę chyba szukać zguby.

Pójdę między lasy, bory,
Między zarosłe jawory,

Pójdę, gdzie mnie rozpacz wiedzie,
Bywaj, bywaj zdrów sąsiedzie.

KALINA.

Rosła kalina z liściem szerokim
Nad modrym w gaju rosła potokiem,
Drobny deszcz piła, rosę zbierała,
W majowem słońcu liście kąpała.
W lipcu korale miała czerwone,
Z cienkich gałązek włosy plecione,
Tak się stroiła, jak dziewczę młode
I jak w lusterko patrzyła w wodę,
Wiatr co dnia czesał jej długie włosy,
A oczy myła kroplami cosy.
U tej krynicy, u tej kaliny,
Jasio fujarki kręcił z wierzbiny,
I wygrywał sobie długo, żałośnie,
Gdzie nad krynicą kalina rośnie,
I śpiewał sobie dana, oj, dana!
I głos po rosie leciał co rana!
Kalina suknię niebieską brała,
I jak dziewczyna y gaju czekała.
A gdy jesienią w skrzynkę zieloną,

Pod czarny krzyżyk Jasia złożono,
Biedna kalina znać go kochała,
Bo wszystkie listki swe rozwijała.
Żywe korale rzuciła w wodę,
I z żalu straciła swoją urodę.

Każ przynieść wina.

Każ przynieść wina, mój Grzegorzu miły!
Bodaj się troski nigdy nam nie śniły;
Niech i Anulka tu usiądzie z nami!
Kurdesz, Kurdesz nad Kurdeszami!

Skoro się przytknie ręka do butelki,
Znika natychmiast smutek serca wszelki;
Wołajmyż tedy, dzwoniąc kieliszkami:
Kurdesz, Kurdesz nad Kurdeszami!

Nie złe to wino-do ciebie mój Grzelu,
Cieszmy się, póki możem przyjacielu!

Niech ztąd ustąpi nudna myśl z troskami!
Kurdesz, Kurdesz nad Kurdeszami!

Patrzcie, jak dzielny skutek tego wina!
Już się me serce weselić poczyna;

Pod stół kieliszki, pijmy szklanicami!
Kurdesz, Kurdesz nad Kurdeszami!

I ty Anulko, połowico Grzela,
Bądź uczestniczką naszego wesela,

Nie folguj sobie a chciej wypić z nami:
Kurdesz, Kurdesz nad Kurdeszami!

Już po butelce niech tu stanie flasza!
Wiwat ta cała kompania nasza!

Wiwat z Maciusiem i przyjacielami:
Kurdesz, Kurdesz nad Kurdeszami!

Maciuś jest partacz, pić nie lubi wina,
Myśli, że jemu złotem jest dziewczyna,

Dajmyż mu pokój, pijmy sobie sami!
Kurdesz, Kurdesz nad Kurdeszami!

Odnówmy przodków szlaki wiekopomne,
Precz stąd szklanice, naczynia ułomne,
Po staroświecku pijmy puharami!
Kurdesz, Kurdesz nad Kurdeszami!

Już też to, Grzelu, przewyższasz nas wiekiem
A wiesz, że wino dla starych jest mlekiem,
Łyknij! a będziesz śpiewał z młodzikami:
Kurdesz, Kurdesz nad Kurdeszami!

Kiedy młody Janek.

Kiedy młody Janek

Co się kochał w Zosi,

Raz w miły poranek,
Łąkę ojca kosi.

Od wczesnego rana,

I Zosia rumiana

Jego łąki zbliska,
Swoim sierpem błyska.

« PoprzedniaDalej »