Lepsza w domu kapuścina, Niż na wojnie cielęcina, Wolałbym ja łąkę kosić. Niż na wojnie szablę nosić. Lepiej w domu iść za pługiem. Niż na wojnie szlakiem długim, Bo na wojnie szable kruszą, Niejeden się żegna z duszą.
Idzie Maciek bez wieś, kozica za pasem, Danaż moja dana, pośpiewuje czasem. A kto mu w drodze stoi To go bez łeb pałką złoi, Oj dana, dana, dana, dana, A kto mu w drodze stoi To go bez łeb pałką złoi
Oj dana, dana, dana, dana.
Oj biedaż nam nam, bieda, że nasz Maciek chory Już nie był w karczmisku bez cztery wieczory! Oj któż nam tu zaśpiewa,
Oj któż nam poda piwa?
Oj danaż moja itd.
Położyli Maćka na sam środek wioski, Zeszły się do niego kmotry i kumoszki, Ale nic nie pomoże,
Bo Maciek zmarł nieboże.
Oj danaż moja itd.
Położyli Maćka na dębowej desce, Żeby mu zagrali - podskoczyłby Bo w Mazurze taka dusza,
Choć umrze, to się rusza.
Oj danaż moja itd.
Umarł Maciek umarł, więcej już nie wstanie, Znówmy że za niego wieczne spoczywanie. Oj był to chłopak grzeczny,
Oj szkoda co nie wieczny.
Oj danaż moja itd.
Idę w pole-już nad łąką A na ziemi wszerz i wzdłuż Śmieje mi się z nieba słonko, Szumią do mnie łany zbóż. Kłania mi się każde drzewko, Każdy ptak mnie wita śpiewką, I ja umiem śpiewać tak, I ja wolna jak ten ptak. Ano, dana, hejże, hejże Niech no po wsi się rozejrzę, Nieś no roso głos mój, nieś Niech mnie słyszy cała wieś. Za wsią tam-przy Bożej Męce Siwy dziad wyciąga ręce, Mam przy sobie grosza coś. Naści dziadku-Boga proś! Proś ze serca, proś gorąco
Za tę ziemię chleb rodzącą, Niech wszystkiego rodzi w bród, Żeby Boga chwalił lud.
Proś ze serca-proś litośnie Niechaj zboże na niej rośnie,
Niech wyrośnie jak ten las, Niech wyrośnie choć po pas. Proś ze serca, proś żarliwie O pogodę proś przy żniwie, By człek Bogu oddał cześć I w pokoju chleb mógł jeść!...
Ja parobek, ty parobek.
Ja parobek, ty parobek, Chodźmy obaj na zarobek! Mamy zdrowe ręce obie, Ty zarobisz, ja zarobię:
Bez zarobku wyżyć trudno, A bez pracy smutno, nudno. Już pożółkło w polu zboże, Nuże' hola! niepomoże,
Ja parobek, ty parobek, Chodźmyż obaj na zarobek. Czyli tędy, czyli owędy, Pracowitym radzi wszędy.
Dalej bracie, tylko żwawo Korzec zboża niby piórko, Nieśże prędzej przez podwórko Smagaj cepem w lewo, w prawo
Ja parobek, ty parobek, Chodźmy obaj na zarobek, Ja niestary a ty młody, A więc bracie nuż w zawody.
Co tam bieda, co tam troska! Jest nad nami ręka Boska, Kto pracuje, ten w potrzebie Zawsze znajdzie pomoc w niebie.
Ja parobek, ty parobek, Idziem sobie na zarobek, I ty słuchaj naszej rady: Kochaj pracę, chroń się zwady.
Pracuj tydzień a w niedzielę, Choć godzinę bądź w kościele. Po nieszporach podskocz sobie, A jak umrzesz, spoczniesz w grobie.
Nie chcę Warszawianki, bo w murach wybladła, Jeszcze w łóżku leży, jużby dobrze jadła, Nie chcę karczmareczki, boby mnie zniszczyła, Jeszcze w łóżku leży, jużby wódkę piła.
Nie chcę pokojówki, teżby mnie zniszczyła, Bo by dobrze jadła, i dobrze by piła. Nie chcę szewckiej córki, bo prześmiergła
W koło dratwą obtoczona i stawi się panią. Nie chcę takiej żony, co się wiele śmieje, Bo u takiej żony jest przyjaciół wiele. Nie chcę takiej żony co ma miliony, Bo u takiej żony będę uniżony, Nie chcę takiej żony, co ma sto tysięcy, Bo jej trzeba dziewkę chować, stracę na tem więcej.
Wezmę sobie taką, co w jednej koszuli, Uściska mnie, ucałuje, do siebie przytuli.
Ja ci powidal, Ja ci powidal,
Ne kochaj ulana
Ja ci powidal, Ja ci powidal,
Ne kochaj go.
Bo ulan ma wąsa,
On ciebie pokąsa.
Ja ci powidal, ja ci powidal
Ne kochaj go.
Ja ci powidal, ja ci powidal
Ne kochaj huzara,
Ja ci powidal, Ja ci powidal Ne kochaj go!
« PoprzedniaDalej » |