Obrazy na stronie
PDF
ePub

Zapewnił nadto, że jeśli chłopczyna
Wiosny doczeka, to wzmocni go słońce.
Wreszcie oświadczył, że mróz trzaskający!
I wyszedł. - Ojciec stanął, jak zmartwiały,
We drzwi wlepiwszy źrenice błyszczące...
A wiatr tymczasem rozmiatał z komina
Iskry i dymy i szyby tak siekał,

Jakby brał szturmem tę izbę ubogą.
Blada twarz chłopca zrobiła się sina...
Do ojca sztywne wyciągnął rączęta,
Rzucił się... wargi drobne mu zadrgały...
A śmierć, srebrzystą szatą owinięta,
Wzięła go z sobą tajemniczą drogą..
Promienia słońca Jaś już nie doczekał!

W mogiłce leży i nigdy mu duszy
Żadne już światło nie zbudzi, nie wzruszy...
Nigdy nie wzniesie dziecięcych swych powiek
Na wielkie cuda tworzącej przyrody,

I nigdy zapał do wiedzy, swobody,

Nie drgnie w piersi okrzykiem: "tyś człowiek!'

**

Ach! ileż takich mogił na tej ziemi..

I jakże smutne są takie mogiły

Ludzkość żyć winna siłami wszystkiemi,

A nędza codzień odbiera jej siły.

Ten szereg drobnych grobów wśród cmentarza,

Co myśliciela smętnego przeraża

[ocr errors]

To siew bez plonu, rzucony na marno..

Kwiat bez owocu i stracone ziarno.
Poprzez mogiły, gdzie śpią te dzieciny,
W milczeniu śmierci przeraźliwem, głuchem,
Ludzkość, uboższa ramieniem i duchem,
Idzie tak wolno, jakby cel się zwlekał!
O bracia, czy w nas wcale niema winy,
Że słonka Jaś nie doczekał?

Lalka.

Niech lalka będzie grzeczna, nie płacze, nie
Ładnie się ukłoni, i uszko nachyli,

(beczy,

A ja lalce opowiem wiele pięknych rzeczy,
Jak mi rodzicę mówili.

W święto...mama mię w nową sukienkę ubierze
I różową przepaskę zawiąże u czoła;
Ja wtedy umieć będę francuskie pacierze
I pojedziem do kościoła.

Toż to się dziwić będzie prostaków gromada!
Bo nie przy nich pisane zagraniczne słowa;
Mnie się głośno po polsku modlić nie wypada;
Czy to ja chłopka wioskowa?

Lecz cichutko..po polsku..poproszę w kościele:
Niech mi bozia da rosnąć i wyładnieć prędzej,
A dla mamy i papy... niech da wiele...wiele..
Złotych i białych pieniędzy!...

Oni tak lubią groszę, tak modlą się szczerze,
Dają na mszę dwa złote, całują obrazy,

A Pan Bóg taki dobry, że, co dasz w ofierze,
To słyszę, odda w sto razy.

Więc oni coraz hojniej Panu Bogu służą,
A Pan Bóg więcej płaci za ich cześć pobożną,
To zbierze się pieniędzy tak dużo...tak dużo...
Że i przeliczyć nie można.

Lalko, jaka ty śmieszna!... nie rozumiesz zgoła.
Pytasz, czy to Bóg przyjdzie we własnej postaci,
Albo przyśle z pieniędzmi swojego anioła,

Co za pobożność zapłaci?

Gdzie tam!

jak mówi mama - z opatrzności boskiej... Przyjdzie żyd brodaty, da groszów i dosyć.. Za pieniądze kupimy chłopów cztery wioski, Co będą nam żąć i kosić.

Ty tylko tego nie wiesz, że my-to panowie,
A jeszcze jest lud inszy, chłopami nazwany,
Którym Pan Bóg z niebiosów przykazał surowie
By pracowali na pany.

Brudne, brzydkie, pijane-czysto jak nędzarze,
W poszarpanych siermięgach ledwie włóczą

ducha, Lecz sami sobie winni, bo, bozia ich karze, że chłopstwo papy nie słucha.

Papa kocha swe konie, mama, swego szpica,
A chłopów każdy łaje, każdy kijem kropi;
Doprawdy, że aż szkoda... skąd taka różnica?
Niegrzeczni muszą być chłopi!

Ot wczora... gdy papa zasnął po obiedzie,
Pytam się, czy to pięknie i jaka potrzeba?
Weszli-zbrudzili pokój, krzyczą jak niedź-
wiedzie:

"Chleba, panoczek, daj chleba!"

Więc kazano ich obić; i słusznie obici;
Już ja kiedy wyrosnę i mieć będę zboże,
Póki się cała wioska chlebem nie nasyci,
Nigdy się spać nie położę.

Bo proszę, jak to zasnąć, kiedy naród blady
I do drzwi i do okien ciśnie się z pokorą?
Nie nakarmić ich chlebem, to przyśnią się
Jeszcze do torby zabiorą.

(dziady Lub, co gorsza, w obrazku pan Jezus się dowie, Co dla zgłodniałej rzeszy chleb i rybę łamie... Lalko! zmówmy pacierze o chleb i o zdrowie. Chłopom, i papie, i mamie.

Przed Sądem.

Drobny, wychudły, z oczyma jasnemi,
W których łzy wielkie i srebrne wzbierały
I gasły w rzęsach spuszczonych ku ziemi:
Blady, jak nędza, a tak jeszcze mały,

że mógł rozpłakać się i wołać: "matko"!
Gdyby miał matkę; i mógł stroić psoty,
I pocałunków żądać, i pieszczoty,

I spać na piersiach ojca; a tak drżący,
Jak ptak wyjęty z gniazda, i już mrący,
Wiejski sierota stał w sądzie przed kratką.

A dziwna była ta sala sądowa:
Wielka, i pusta, ciemna, i chłodna,
I bezlitośna, i łez ludzkich głodna,
I nigdy dla nich niemająca słowa
Miłości bratniej, i tak surowa,
Tak spiskująca ławkami w półkole
Na ludzką nędzę i ludzką niedolę,—
Że Chrystus biały, co stał tam w pobliżu,
Zdawał się cierpieć i drżeć na swym krzyżu.

Przy winowajcy nie było nikogo...
I któżby bronił dziesięcia nędzarzy?
Chyba te wielkie dwie łzy, co po twarzy
Leciały jakąś pełną iskier drogą;
Chyba dzieciństwo, nędz pełne, sieroty,
I chyba tylko promyczek ten złoty,
Co mu przez okna upadał na głowę,
Jakby Bóg gładził włosy jego płowe.

Wszedł sędzia, spojrzał rzekł: "Gdzie rodzice? "Nieznani" odrzekł pan pisarz z powagą.

Chłopiec wzniósł zgasłe, błękitne źrenice,

« PoprzedniaDalej »