Obrazy na stronie
PDF
ePub

do grot, w których mruczały strumienie słowem dobrze mi było i sądziłem się nowym Numą z Egeryą...«. Myślę, że z tego zaglądania do grot urodziły się niektóre strofy poematu W Szwajcaryi, i że Fornarina, pomimo, iż poeta mówi »o dziwnem w niej zakochaniu się«, któreby go mogło »do jakich szaleństw przy wieść«, na nic więcej nie. była mu potrzebną, jak na model do miłosnego poematu, który mu już wtedy snuł się po głowie, a może w części był już napisany.

Pobyt Słowackiego we Florencyi przeciągnął się nad zamiar, ale bynajmniej nie dla Fornariny, tylko dla innej >>osóbki«<, którą tam później poznał poeta, a która w jego życiu odegrała rolę podobną do roli Maryi Wodzińskiej. Była to Aniela Moszczeńska, córka obywatela z Ukrainy, a krewna towarzysza Słowackiego z podróży na Wschód. Jak tamta, nie była ładną, ale wykształconą i bogatą, a ponieważ i panna i ojciec uprzejmie go witali w swym domu, zdało się Słowackiemu, że znajdzie w niej taki kwiat biały na rzece żywota«, o którym dawniej marzył, taką lilię wodną, około której mógłby się »obwinąć i zasnąć«, czyli mówiąc językiem prostym, że bogata panna chętnie ofiaruje mu swą rękę i podzieli się z nim swoim posagiem. Złudzenie było silniejsze, niż pierwszym razem, ponieważ ojciec, czy to dobrodusznie, czy dla złośliwego żartu, powtarzał mu: »Popracuj nad sobą, popracuj i zakochaj się, a ja cię ożenię« i poeta sam przyznaje, że dlatego zatrzymał się we Florencyi, aby »kiedyś nie miał na sumieniu swojem, że się po szczęście w ludzkiem rozumieniu wielkie nie schylił wtenczas, kiedy mu leżało na drodze« 1). Ale rozczarowanie nastąpiło teraz prędzej, niż przedtem, i było zapewne przykrzejsze, ponieważ poeta pisał w rok potem: »cała ta awantura zostawiła mi tylko gorycz w sercu i niepewność, czy się nie uragano ze mnie«< 2). Pisał to już wtedy, gdy Aniela Moszczeńska nie

[blocks in formation]

żyła, i gdy ją »śmierć upiękniła w jego oczach«<, ale i wtedy przyznawał otwarcie, że za jej miliony »nic jej nie mógł dać nawzajem, nawet serca«. Tak więc Anhelli pomimo swojej anielskości gotów był nie oglądać się przy zawie raniu małżeństwa na serce, dbając przede wszystkiem o to, aby swemu marzycielstwu i dążeniu do sławy dać silną materyalną podstawę.

Jeszcze zanim zawiodły poetę nadzieje bogatego malżeństwa, nadesłano mu z Paryża świeżo wydany jego poemat. Usposobienie, w jakiem się wówczas poeta znajdował, było bardzo dalekie od tej anielskiej melancholii, która z poematu zawiewa, jednak Słowacki, jako sztukmistrz, zachwycony był tym swoim utworem, który w istocie pod względem kunsztownej prostoty i melodyjności stylu i harmonii barw jest trudnem do prześcignienia arcydziełem. To też w listach do matki formalnie obsypywał pieszczotami to swoje najmłodsze dziecko. Wspomniałem już, że prawdopodobnie jeszcze przed wykończeniem pisał o niem, że »już mu pięknie rośnie i płacze i ma jakieś rysy bardziej regularne«< i spodziewał się, że matka je pokocha; w kilka miesięcy potem, przed samem wydaniem, donosił, matce o Anhellim, że »melancholiczną i trochę Chrystusową ma twarz, wielką prostotę w ubiorze i nie podobny Jest do niczego« 1), kiedy zaś nadesłano mu już wydaną książeczkę z Paryża, tak dzielił się z matką wrażeniami dnia owego: >>Przedwczoraj miałem dzień miły dla mnie. Oto przyszło mi z Paryża moje ostatnie dziecko, które 11 dni dopiero żyje, w ładną sukienkę ubrane, potulne, melancholiczne, prosto mówiące, dziecko słowem, które ja kocham bardzo i o którem zaręczano mię, że mu się dobrze powiedzie. Odebrałem je z rana w niedzielę, więc porzuciwszy obojętnie, ubrałem się i poszedłem na śniadanie, ale mnie coś ciągnęło do domu i do mego dziecka. Więc już chciałem powracać śpiesznie, ale przypomniałem sobie,

1) Listy II, 104.

że jest niedziela, że kościoły otwarte, że Bóg tak jest dobry dla mnie. Więc poszedłem do wielkiej, ciemnej, pustej katedry i stanąwszy pośrodku, zacząłem myśleć o Bogu, aż oczy moje napełniły się łzami. Upokorzyłem się, bo mi się zdawało, żem tego ranka urósł nieco i że Bóg upokorzenie moje widzieć będzie, jak gdyby jaka z najwyższych kolumn w ruinie upadała przed nim. Otóż takie były myśli moje, takie uczucia po odebraniu tego nowego płodu. Dziwnie, jak we mnie katolicyzm jest dumny!...«.

Z tych słów widać, jak nawet pobożność i pokora u Słowackiego przybierały jakiś teatralny charakter, ale widać także, jak wielkie znaczenie przypisywał on swemu nowemu poematowi. Anhelli był czemś zupełnie nowem w poezyi Słowackiego, a różnił się od poprzednich jego utworów nietylko formą i treścią, ale i pewnym nastrojem religijnym, jakiego w poprzednich nie było śladu. Zdawało się zapewne poecie, że teraz nikt nie będzie mógł powiedzieć o jego poezyi, że jest to piękny kościół, ale bez Boga, ani też nikt odmówić mu oryginalności. Niebawem, w jesieni 1838 r., zjawił się we Florencyi Zygmunt Krasiński, i jak się łatwo domyśleć, znając jego uwielbienie dla Anhellego mógł łatwo wzmocnić w Słowackim to przekonanie o wielkiem znaczeniu nowego poematu. Wdzięczność Słowackiego dla Krasińskiego za to nowe pokrzepienie jego ducha, jego ufności w potęgę swego geniuszu, wylała się w pożegnalnym wierszu Do Zygmunta, gdzie Słowacki młodszego wiekiem, ale starszego powagą myśli przyjaciela nazywał »archaniołem wiary«, »serc wskrzesicielem <«<.

-

[blocks in formation]

[ocr errors]
[ocr errors]

Poemat

Sąd Krasiń

skiego o Waclawie. Pierwsze głosy krytyki o Anhellim. · Młoda Polska o Trzech poematach i Dantyszku. Odpowiedź Słowackiego. O ile słuszne były żale Słowackiego. Kosmopolityczny estetyzm Słowackiego i Krasińskiego. Sadowskiego recenzya Anhellego. Nadzieja wystąpienia na widowni europejskiej.

Nareszcie pod sam koniec 1838 r. Słowacki pojechał do Paryża, aby tam stanąć do nowego turnieju, odnieść tryumf i otrzymać z rąk »Królowej sławy« najwyższą nagrodę. Anhelli już był ogłoszony i przypomniał światu imię poety, który od czasu wydania Kordyana, t. j. od pięciu lat prawie, nie dawał o sobie znaku życia. Za Anhellim, wkrótce po przyjeździe poety do Paryża, miały się posypać inne utwory Słowackiego, pisane w ciągu lat ostatnich, a więc Poema o Piaście Dantyszku, W Szwajcaryi, Wacław, Ojciec Zadżumionych i Balladyna i swoją różnorodnością i świetnością barw zdobyć dla poety to uwielbienie, jakiego dotychczas zakosztował on tylko ze strony Krasińskiego.

Chwila, w której Słowacki wystąpił do nowej walki o pierwszeństwo na polu poezyi, jakkolwiek smutna dla niego z powodu prześladowania politycznego, jakiego jego matka i wuj w kraju doznawali, była jednak szczęśliwie

obraną ze względu na ciężkie położenie, w jakiem się wówczas znajdował ten, o którego prześcignięcie chodziło Słowackiemu. I Mickiewicz od lat pięciu, od czasu napisania Pana Tadeusza, zapadł w milczenie, ale z tego milczenia, dzięki kłopotom życia małżeńskiego, nie miało się nic urodzić dla literatury polskiej. Wiedział o tych kłopotach Słowacki. »Wiadomość smutna, pisał do matki jeszcze w maju 1838, że Adam, chcąc zarobić na kawałek chleba, dramę po francusku napisał i wyznał sam, że ją pisał jak szewc, co szyje buty, aby wyżywić żonę i dzie cko; że pisał bez zapału, a teraz przechodzi przez męki tych autorów, którzy z nieznanem imieniem chcą reprezentacyę dla pierwszego dzieła na scenie otrzymać« 1). Wiadomo, że do tej reprezentacyi nie doszło i Mickiewicz musiał szukać innego sposobu utrzymania rodziny, który go miał jeszcze bardziej oderwać od twórczości poetyckiej. Jak ciężko był przygnębiony Mickiewicz w czasach przyjazdu Słowackiego do Paryża, tak z powodu obłąkania żony, jak i pokrzyżowania się planów dotyczą cych posady profesorskiej, najlepiej się to maluje w kilku wierszach jego współczesnego listu do Domejki z Paryża (8 stycznia 1839 r.): »Odczytawszy twoje wiadomości o Coquimbo za wyrokowaliśmy ja i Stefan (Zan), że tobie tam lepiej niż nam tu, bo tu nas otacza step ralny bez końca, a na drodze miewamy ciężkie przeprawy. Ja doznałem różnych nieszczęść. Byłem w Szwajcaryi, starając się tam o miejsce w Akademii w Lausanne. Miejsce otrzymałem, było bardzo dobre. Tymczasem odbieram wiadomość, że żona chora. Znajduję konsylium przy żonie, a drugie konsylium przy synku małym. Łatwo pojmiesz moje położenie. Zona po kilku miesiącach ledwie teraz daje nadzieję wyzdrowienia. Dzieci w obcych domach, ale przecie zdrowe. Miejsce owo w Lozannie nie wiem czy znowu dostanę. Bieda wszędzie. Dziwię się,

1) Listy II, 100.

mo

« PoprzedniaDalej »