Obrazy na stronie
PDF
ePub

ryka o wyższości Bolesława, u Galla; u Kadłubka bitwa na Psiém polu, będąca ostateczną porażką Niemców.

Opisanie szturmu Głogowa nie ma w Kadłubku téj malowniczości i ruchu, jak u Galla, lecz w miejsce tego obrazu złożonego (jak to widzieliśmy) z wyrażeń tak powszechnych w poematach bohaterskich, w innych razach kreślenie bitw u Kadłubka ma więcej wyższej i oryginalniejszej poetyczności. Takim np. jest opis śród jednéj z bitew zemsty Bolesława, której żadna dostojność śród nieprzyjaciół (jednostkom których nadaje tu autor nazwiska różnych drogich kamieni) nie zdołała uniknąć, a który kończy temi wyrazami: „Tak mściwy miecz z jednej strony rozwartą pochłania paszczą, a z drugiej płomień wszystko chłonący zmienia w perzynę, bo strumienia, gdy pędzi, nie zatamujesz pierzem, ani miecza, gdy się rozwściekli, nie przebłagasz.“

Takim téż jest opis owéj rozpacznej obrony, gdy się znalazł Bolesław otoczony od Węgrów, którzy wezwawszy go na pomoc, zwrócili się zdradliwie przeciwko niemu: obrony, w której dokazywał mianowicie sławny miecz jego Żóraw'. Przytaczamy tu opis téj walki :

„Pędzą ku sobie rozstawione szyki i roty groźne rotom. Z dwóch stron na Bolesława naciera nieprzyjaciel, ten z przodu, ten z tyłu. Nuże, męże, zawołał, do dzielnéj bitwy zmusza nas nieprzyjaciel dzielnie walczący; czasami jeden rozproszył tysiąc, a dwóch dziesięć tysięcy; i wydobywszy miecz z pochwy, żórawiem zwany, rzekł: umié nasz Żóraw' obfitsze krwi strumienie z żelaznych wydobywać barków i osuszać. A więc ani szaty pancerz, ani skóry popierśnik, ani siatki stał, ani hełmu miecz nie obroni; na nic się nie przydaje potęga dowcipu, na nie dowcip potęgi; podobnie jak owa iskra wszystko ogarnia, a kogo tylko i ilu jednym pociągnie zamachem, rzecz trudna do uwierzenia nie przecina ale przelatuje, tak, że niejednego sądziłbyś nietkniętym, aż albo od własnego ciężaru, albo od uderzenia innych na przeciwną pada stronę. Słyszałbyś, jak zabitych głowy nie wiem co strasznego w kółko się kręcąc bełkotały; złąkłbyś się, widząc jak wiele tułowów z odciętemi głowami w przybranym poprzód ruchu pędziło; widziałbyś jak niemała liczba kalek na pół rozpłatanych, więcej w ściśnieniu zadaje ran, niż w bitwie. Długo tak jeszcze Bolesław walczył, gdy zaś koń jego z trudu czy ran padał, nie z mniejszym zapałem pieszo walczył i pokonywał... nakoniec nie zwyciężony, lecz zwyciężając strudzony, położywszy tyle tysięcy, z boju ustępuje; a jeden z rolników, podając mu swego konia rzekł: „pomnij o mnie, panie, gdy do swego królestwa powrócisz." - Te ostatnie słowa, przeniesione z Pisma S-go do kroniki, rażą zapewne ile w kronice; lecz ile w dziele sztuki, winne być sądzone ze stanowiska swego wieku i celu. Przejmowanie się sil ne przez pisarzy wieków średnich wiarą chrześciańską i oczytanie

w Piśmie podawało im nieraz pod pióra wyrażenia tegoż Pisma, skoro im wypadało wyrazić podobną myśl; wyrażenie myśli w podobnéj szacie zyskiwało zapewne ich zdaniem więcej powagi. Kadłubek nieraz to czynił; tak np., kończąc opisanie bitwy na Psiém polu, wyraził się słowami pieśni Mojżesza: „tak chwalebnie uwielbiony został Pan, konia i jeźdźca w morze wrzucit"; mówiąc o Bolesławie rosnącym wyraził: „oto on postawiony na zgubę wielu, a serce twoje, Sieciechu, miecz przeszyje." Podobnie i powtórzenie powyższych słów Dyzmy na krzyżu, było tylko w opisie autora wyrażeniem wiary owego rolnika: iż Bolesław, opuszczając pole bitwy, równie potężnym jak pierwéj wróci do siebie.

Sądzimy, że te kilka wyjątków zaznajomiły dostatecznie każdego w sposób praktyczny z charakterem myśli i dykcyi Kadłubka, to jest pierwszych trzech ksiąg jego Kroniki; przytoczymy tu teraz kilka z ostatniéj, a obok poznania bliżéj jéj treści, ujrzymy także: iż charakter jéj w niczém się od poprzednich nie różni. Nie możemy tu jednak nie zwrócić uwagi jeszcze na jedno z miejsc z księgi III, zdradzające tak jasno rękę jej właściwego autora. Autor ten, mówiąc tu o testamencie Bolesława III i rozpisaniu przezeń królestwa między trzech synów, dodaje: iż gdy mu nadmieniono o 4-tym (Kazimierzu) rzekł: „w źrenicy oka widzę z téj łzy cztery strumienie płynące i przeciwnemi uderzające falami; z tych niektóre w najgwałtowniejszym wylewie nagle wysychają, a z naczynia złotego źródło pełne woni wytryska i owych strumieni koryta drogiemi kamieniami aż pod wierzch zapełnia". Te poetyczne słowa, w usta konającego włożone, są wyraźną alluzyą autora do Kazimierza Sprawiedliwego, który połączył pod jeden sprawiedliwy zarząd dzielnice braci; nie mógł więc słów tych pisać Mateusz, który skończywszy żywot na lat dwanaście przed wstąpieniem na tron Kazimierza (1177 r.), nie mógł nawet przeczuwać jego rządów.

Księga IV, jako określająca dzieje autorowi spółczesne, więcej naturalnie szczegółów mieści praktycznych w opisie każdego wypadku (jak właśnie i ostatnia księga Długosza), dowodząc i z téj strony, iż pisał ją świadek naoczny, który o sprawach poprzednich pisał z tradycyi; lecz co do głównych rysów zewnętrznego i wewnętrznego wykładu widzimy tu podobieństwo zupełne. Nie mówiąc już o téjże saméj oryginalności łaciny autora (na którą zwracało uwagę tylu), widzimy tu tę samą metodę opowiadania, która nie tyle jest zajętą kreśleniem harmonijnego powieściowego ciągu, ile raczej charakterystyki główniejszych osób i czynów; takie téż tu co chwila uwagi spekulacyjne w opisach, taż trafność i tenże natłok porównań i t. p.

Tak np., opowiadając autor, jak biskup krakowski Gietko, chcąc zwrócić uwagę Mieczysława (Starego), ile kraj cierpi z powodu ucisku jego urzędników, wprowadził przed króla niewiastę allegoryczną, która wy

liczała swoje cierpienia, dodaje: „ale nadaremnie gałązka oliwna zaszczepia się na kamieniu, a najlżejsze dotknięcie do wrzodu rozdraźnia go tylko. Król większą tylko jeszcze powziął nienawiść ku biskupowi.“ Kiedy nareszcie uciski Mieczysława do niezniesienia stały się, a panowie zebrani złożyli radę, aby na miejsce jego wezwać kogoś innego, mowa za Kazimierzem w naradzie téj, którą autor włożył w usta jednego z panów, obok wiernéj zapewne treści, pełna jest i owych wyrażeń tak właściwych samemu autorowi pierwszych ksiąg kroniki.

Przytaczamy tu dla przykładu kilka ustępów.

„Wtedy, mówi autor (t. j. w czasie narady nad smutném położeniem kraju) rzekł pewien z mężów najznakomitszy :

„Jest niedaleko ztąd pewna oliwa między drzewami owocowemi szlachetniejszego szczepu, i najprzyjemniejsze konary rozciągająca, blaskiem wiecznym jaśniejąca, z której nie tyle oléj spływa, jak raczéj balsam w szerokich strumieniach; której zapach wszystkim jest znany, a przecież nikt o nim nie wié; wszystkim jest obcy, a przecież szacowniejszy nad wszystkie drogie kamienie. Albowiem sądzę, że nie jest wam tajną rzeczą, jak wielkie są Kazimierza przymioty i sława enót jego. Bo o zewnętrznych ozdobach jego ciała mówić nic nie wypada, które swym wdziękiem, niby promieniami słońca, oczy widzów mamią. Wzrok jego ujmujący, odznaczający się pewnym urokiem wspaniałym,_mowa zawsze skromna, jednak pięknemi dowcipami okraszona. Komuż zaś taką niedościgłych rzeczy przenikłość rozumu, tak bogate skarby serca, albo natura dala albo łaska udzieliła? Niewiadomo, czy w nim natura łaskę przewyższa, czy łaska naturę. Cokolwiek bowiem odnosi się do sprawiedliwości wrodzonéj lub prawnéj, do umiarkowania, waleczności i roztropności, to wyraża nie tylko w mowie, lecz pokazuje także i w czynach. Często on, zapominając o swojej godności, wchodzi w towarzystwa najniższéj klassy ludzi i podnosi je nie z lekkomyślności, lecz z miłości do cnoty. Już od dzieciństwa jego szczodrobliwość nie miała granic, gdyż nie jest to jego zwyczajem jak wielu, aby tylko pragnął nabyć skarbów, lub siedział na nabytych, lecz nakształt rzeki Tagu, im obficiéj płynie, tém więcej złotego piasku na brzeg wyrzuca." Mowa przytacza daléj szczególne dowody cierpliwości księcia, przebaczania uraz, uniewinnia z biesiad, zwraca uwagę, go zawsze otacza orszak uczonych ludzi, jak sam uczony, i kończy wnioskiem, iżby go błagać o przyjęcie opieki nad krajem a z polecenia tego przytoczymy tu jeszcze następne oryginalne rysy filozoficzne: „Dziwna zaiste w mężu dzielnym nie tylko niezachwiana cierpliwość, lecz także osobliwa roztropność.... Ale zkąd się to wzięły te córy wszystkich cnót? ten cały ich orszak? Cierpliwość, która jest córą męztwa, nosi téż z sobą część słabości, część trudu, część obelg. Tę zobaczywszy roztropność, cóż niesiesz, rzecze, córo ?" na to owa, stę

kając pod ciężarem: „przyśpiesz o matko, rzecze, zdejmij ciężar znękanéj, siostra twoja odwaga kazała do ciebie ciężar przynieść. Na co roztropność rzekła: znane méj siostry (odwagi) słodycze, znane zwykłe dary, rozkazują abyśmy jej służyli; z tobą, o cierpliwości, cierpimy razem. Trzymaj więc na chwilę, zrobię to czego żąda. Surowe potém bryły (słabości, trudu, obelgi) kładzie do pieca pragnień, dmie, gotuje, probuje, rozkłada na cząstki, i dziwną sztuką złote wyrabia ozdoby. Za sprawą więc roztropności, z odrzuconego nieszczęść materyału tworzą się znakomite zalety."

Następny opis w tejże księdze zbliżających się wojsk halickich i walka ich z Kazimierzem, wyraźnie jest utworem téjże fantazyi i myśli, jak opis owéj walki Bolesławowej, który przytoczyliśmy.

„Zdaje mi się, że widzę las najeżonych włóczni, ów połysk broni, uszykowane szeregi hufców; tak skromny, tak spokojny pochód wojska, iż zdaje się, że bez ruchu postępują, ile razy na obóz oblegających pocichu chcą napaść." I niżej: „Kazimierz lotem błyskawicy przebiega, i niezwyciężony ani zwycięztwem znużony, nakształt skały, huczące bałwany jedne przyjmuje, drugie odbija.“

Opisanie odwagi młodego Leszka (Białego) pełne jest owych, pismu tylko Kadłubka właściwych porównań, których już poznaliśmy tyle.

„Zgromadzają się, pisze kronikarz, zastępy wojsk, i użalają się nie na samego króla, ale na jego wiek, jako do wojny jeszcze niezdolny.... Lecz młodzieniec prawie ze łzami w oczach: „przebóg, rzecze, panowie, czy mię niewiastą być między sobą uradziliście, a nie królem? wyznaję, że jestem niezdatny do walki, ale téż i włócznie niektóre podczas bitwy stoją utkwione i nie walczą, przecież w obecności książąt waleczniéj się żołnierze potykają“.. „Wszyscy się cieszą, że tyle męzkiego ducha okazuje młodzieniec. Dziwią się niektórzy, że na kwitnącym dopiéro i tak małym kłosie dojrzałości znajdują się ziarna. Usłupieli, że orzech, jeszcze skorupą nie okryty, już dojrzały smak ziarna w sobie zamyka. Ale pszczółki w wodzu swoim nie wieku, lecz słodyczy upatrują.“

[ocr errors]

W używaniu porównań autor tak jest bogaty, że opiera je nawet jakby na erudycyi pewnej, t. j. na wyrażaniu odcieni myśli, odcieniami gatunków jednego przedmiotu. Wspominaliśmy, że w księdze III, w opisie walki Bolesława z nieprzyjaciołmi, różne odcienia ich osobistości oznaczał przyrównaniem do świata kruszców. „Przewyższa, pisał tam autor, opal karbunkuł, a karbunkuł przedniejszy od topazu, a topaz łzawy woła: cóż ty nędzny onyksie, cóż ty biedny ametyście, jęczysz między brylantami? wszak widzisz komu to, i jak wielkim nie. przepuszczają."

W tej zaś księdze widzimy w podobny sposób użyte i wzięte porównania ze świata ryb.

Mówiąc o jakowymś podstępie Podlasian czy Polesian (Polexiani), który nie zapobiegł jednak ich zniszczeniu, autor opowiada ten szczegół w następny sposób.

Tak samo kiełby, chcąc króla swego jelca zgubić, dla żarłoczności giną. Albowiem prawie zniszczeni żarłocznością jelca, jego samego usiłują zniweczyć, prosząc sumów o radę i pomoc. Sumy odpowiadają, że pod podobném także jęczą jarzmem, szczupaka bowiem obrały sobie za króla.... Tymczasem wieloryb zdobyczy chciwy zapędza się wraz z bałwanami na suchy piasek. Lecz z powodu nazad odbijających się bałwanów nie mógł tak wielki potwór sił swoich na lądzie rozwinąć, i dlatego od małych napadnięty i zabity został... Albowiem kiełby i sumy nie są szczuplejsze od najmniejszych gadów, a szczupak i jelec nie są więksi od wieloryba. Tam więc niezmierną liczbę obydwóch zebrawszy, proszą królów na zgromadzenie, a opierających się napadami draźnią. A więc szczupak, jako zuchwalszy, wchodzi wewnątrz, jelec zaś powrót odcina; tak słaba ilość rybek częścią od żarłocznego szczupaka, częścią od jelca została połknięta. Również głupi był wymysł Podlasian, jak prostota kiełbów."

Nie mówimy tu bliżéj o szczegółach Kroniki Kadłubka pod względem historycznym; jak uprzedziliśmy bowiem we Wstępie, obowiązkiem jest naszym zostawać w ramach swego głównego przedmiotu, a zatém oceniać pisma, nie tyle ze stanowiska ich gałęzi, jak raczej pod względem ogólnych ich cech piśmiennych (ze stanowiska, jak się mówi „literackiego"); powiemy tylko, iż jeżeli w określeniu czasów przed-Bolesławowych (Bolesława III) autor ten, jak już nadmieniliśmy, dawał tylko dobitne charakterystyki faktów głównych, tak w kreśleniu dzie. jów sobie spółczesnych, kreśleniu charakterów i stosunków synów Bolesławowych, jest téż dobitnym malarzem faktów szczególnych, i Kronika jego była i jest główném źródłem dziejowém do owych czasów. Nie można zaprzeczyć, że i tu, jak w opowiadaniu poprzedniém, prosta nić powieściowa nie jest zaletą autora; że każdy owszem główniejszy wypadek daje nam zwykle widok raczej bujania rozwagi, bujania fantazyi, niż jasny obraz; wszakże raz mając w pamięci tę metodę, ten rodzaj pióra autora, i z tego stanowiska na to, co kreśli patrząc, każdy dojdzie i owéj nici, i wyznać musi: że jeżeli ten utwór Kadłubka nie jest to może utwór najwyborniejszego historyka, zawsze jednak nader to znakomity utwór ludzkiego umysłu.

Sławie autora najwięcej zaszkodziły niewierne wydania kroniki (Szlecer np. poznał ją i sądził z wydania Lengnicha, gdzie usunięte były wszystkie ozdoby jéj, a forma dyalogu zamieniona na opowiadanie własne autora), a ztąd obwinianie go o własny jakoby pomysł tych szczegółów tradycyi, którą tylko był zmuszony powtarzać; dodać trzeba, iż drugim powodem do krzywdzących umysł autora obwinień,

« PoprzedniaDalej »