Obrazy na stronie
PDF
ePub

do familii których wejść żądał. „P. Spokojski zdałby się na odźwiernego do króla Leszka. P. Spokojska godna fraucymeru królowej Wandy. Panna, Perła Uryańska parafii swojej, łączy niezgrabność wiejską z małpiém naśladowaniem grzeczności miejskiej, ale mają dobra i kapitały, a więc"... i t. d. Na wieść o takiém odkryciu Wiatrakowski i p. Lubska, nie pokazując się już, znikają. Julisia i matka słodkie oczy zwracają do p. Przystojnickiego, który był właśnie, ale ojciec zaręcza go z córką młodszą, mówiąc do starszéj: „a waszeć, mościa panno, pójdź teraz do krosienek, dosyć się już Marysia nahaftowała.“ Dla wzoru dyalogu, do jakiego był zdolny Krasicki w dramacie i jakim odznacza się jedna scena w każdej jego sztuce, przytaczamy tú z Krosienek rozmowę pani Lubskiéj z panem Spokojskim, gdy ta przystąpiła do należytego przebrania wieśniaczki Julisi.

Z AKTU II, SCENY II.

LUBSKA (do Julianny). Pójdź teraz do mnie, mój aniołeczku, przyniosłam ci takiego różu, jakiego lepszego w całej Warszawie nie masz. (Bierze pudełko i wyjmuje pędzelek.)

SPOKOJSKI. Daj waćpani temu pokój, mościa dobrodziejko: proszę się nie fatygować.

LUBSKA. Jakto nie fatygować? zobaczysz waćpan, jak będzie miała róż, to jéj waćpan nie poznasz.

SPOKOJSKI, Tém gorzéj, ja chcę znać moje dzieci.

LUBSKA. To waćpan nie chcesz żeby była piękniejszą jeszcze niż jest.

SPOKOJSKI. Przy danych wdzięków nie chcę, niech się temi obchodzi które ma z natury.

LUBSKA. Ale naturę można poprawić!

SPOKOJSKI. Kiedy zbłądzi; ale się jej to nie trafia a przynajmniéj bardzo rzadko.

LUBSKA. Jeżeli nie poprawić, to przynajmniej przywdzięczyć.
SPOKOJSKI. Dajmy jej pokój.

LUBSKA. A pfe mości panie, a coby na to w Warszawie powiedzieli?

SPOKOJSKI. Niech tam mówią co chcą, nam tu na wsi tego nie potrzeba, a podobno i w Paryżu panny na twarze farb nie kładą.

LUBSKI. Alboż to nie można Paryża poprawić? Waépaństwo na wsi pełni jesteście prewencyi, rozumiecie np. że to się róż dlatego kładzie, aby twarz piękniejszą uczynić?

SPOKOJSKI. A dlaczegoż?

LUBSKA. Jakto zaraz znać, żeś waćpan w Paryżu nie był; w Paryżu mości panie najpierwsze damy noszą róż dla dystynkcyi. Podstolaneczko, pójdź do mnie!

W téjże komedyi w scenie między Spokojskim a Wiatrokowskim czytamy między innemi taki ustęp:

SPOKOJSKI. Alboż to nie może być komedya dobra po polsku? WIATRAKOWSKI. Kasza nie komedya, mości panie, nasz język do tego się nie urodził.

SPOKOJSKI. Mnie się zdaje że te rzeczy zawisły nie od języka, ale od pisarza.

Ta ostatnia uwaga była bardzo słuszna, jakoż w tymże samym roku, w którym były drukowane komedye Krasickiego (1780), daną była na scenie warszawskiej sztuka która dowiodła, że nie tylko prozą ale i wierszem cała komedya może być po polsku wyborna. Sztuką tą był przekład polski słynnej spółcześnie komedyi Woltera: Syn marnotrawny. Przekład ten, jak wyrażało ogłoszone jego wydanie, wykonanym był przez Azarycza dworzanina rady nieustającej, lecz właściwie, jak to zaraz powszechnie wiadomém się stało, przez jednego z galantów szambelanów króla Stanisława Augusta: Stanisława Trembeckiego.

Treść komedyi Syn marnotrawny była także z rodzaju tych, które miały na celu ścigać mędrkowanie, albo raczej w ogóle umysłowość. Sens jéj moralny był tém niebezpieczniejszy, iż zdało się, że był powtórzeniem nauki Ewangelicznéj, lecz podobieństwo to było tylko w nazwisku; powieść paraboliczna w Ewangelii o Synie marnotrawnym była tylko sposobem wskazania miłości Bożej, celem zaś sztuki było postawienie wyżej pustoty, galanteryi, rozpusty (Walery) nad życie poważne i czynne (Sensat Sieciech). Sądzićby można że wowym czasie jakiś szczególny popęd do umysłowości wyłącznej, do erudycyi zapanował był w kraju i groził krajowi jednostronnością w uprawie sil; tak nasi komicy zgodnie wierszem i prozą w śmieszność obracali zwroty do myśli i pracy. Wszakże najprędzej wybór téj treści pod piórem Trembeckiego był tylko potakiwaniem modzie a mianowicie umizgiem dla dworu i dworskich. Komedya Trembeckiego uważana jako dzieło sztuki była przerobieniem wyborném. Charaktery, intryga, dyalog rozwijają się w niej jakoby oryginalne, miejscowe. Była to powtarzamy pierwsza komedya po polsku wierszem wybornie napisana. Zwroty wiersza przekładu są tu nieraz dowcipniejsze i lżejsze niż w krótszym co do rozmiaru wierszu tekstu. Kto zna tekst przyzna to zapewne czytając np. już sam początek:

BIZARSKI.

Hej! co za pociecha

KLIMUNT.

[ocr errors]

Gdy daję moję córkę za twego Sieciecha...
Ale pana Sieciecha nienawidzę za to,
Że zawsze chce rozprawiać jak brodaty Kato.
Jak tylko dopadł pan młodzik urzędu,
Zhardział zbyt i dla starszych nie ma dosyć względu,
Pełen dziwnej próżności i marnego szumu,
Już sądzi że ma więcej odemnie rozumu,
Chociaż to wiedzą wszyscy, że ja mam oleju
Od ciebie nawet więcej.

Jakże ci się nie sprzykrzy?

A! mój dobrodzieju!

Te ostatnie np. wiersze w tekscie są:

RONDON

Il dit qu'il a bien plus d'esprit que moi,
Qui, comme on sait, en ai bien plus que toi!
Il est.

EUPHÉMONT.

[ocr errors]

.. Eh! mais, quel le humeur vous emporte? Faut-il toujours.

[ocr errors]

Prócz sztuk księcia Adama, Krasickiego i Trembeckiego, ukazało się tegoż roku i lat zaraz następnych mnóstwo komedyj innych już oryginalnych, już tłómaczonych. Z oryginalnych wydane były w tym czesie między innemi: Marcina Kowacza, Szczerointeresowicz akt. 3. Oraczewskiego: Życie bez celu akt. 3. Karpińskiego, Czynsz. Wybickiego Józefa Kulig akt. 5 i inne. Z tłómaczeń ukazały się przekłady ledwo nie wszystkich głównych komedyj Moliera, Regnarda, Diderota Beaumarchais'go, Detouche'a, Mercier, Marivaux, Goldoniego, Seldana. i t. p.

W czasie owym panował pokój, dwór bawił się, a za przykładem dworu i miasto. Wszystko lubiono widzieć w kolorze laurów, kolorze róż, i jak przechowali nam tradycyą ówcześni anegdotyści, z liter nazwiska głównego sprawcy tego ruchu myśli i ruchu zabaw ułożono i powtarzano szczególny anagram: On okpi świat. Uczęszczano na teatr pochopnie, a śród widowisk teatralnych najwięcej na sztuki wesołe treści komicznéj. Mamy tego świadectwo i w Sztuce rymotwórczej (z owego czasu) Dmochowskiego, gdy w niej wyraża :

Dziś dramatyka rośnie, śpieszym na nią radzi,
Ale ta, co do śmiechu a nie łez prowadzi.

Jeżeli więc jaka gałąź, tedy mianowicie gałąź poezyi dramatycz→

néj wesołéj, czyli komedyi, mogła i powinna była w tym czasie wydać i kwiat; jakoż istotnie ukazał się też wkrótce i pisarz, który błysnął talentem godnym na tém polu nazwiska kwiatu i blizkim kwiatu, a pisarzem tym był Franciszek Zabłocki.

*

Franciszek Zabłocki był przewodnikiem domowym starszych dzieci księcia Adama. Ożeniony następnie, na wdanie się księżnej Izabelli otrzymał posadę sekretarza Izby edukacyjnej i urząd ten sprawował lat 18. Okazany talent zalecił go też wkrótce królowi. To zbliżenie się i poznajomienie ze światem na różnych szczeblach towarzystwa, rozwinęło wrodzony talent i ukształciło smak młodemu poecie, którego charakterem głównym jak innych poetów głównych okresu była przede wszystkiém wesołość i satyryczność. Zabłocki poczuwszy w sobie poetyczny popęd i zdolność, pisał najprzód za wzorem Naruszewicza Sielanki, pisał i Satyry; lecz w rodzajach tych lubo okazał i płynność i wdzięk i dowcip, był jednak za rozw,ekły, uczynił jednak następnie na wzór swego protektora (autora Panny na wydaniu) próbkę napisania sztuczki dramatycznéj i okazało się iż była to forma najwłaściwsza rodzajowi jego talentu. Najpierwszą tą sztuczką była komedya ze śpiewkami (czyli jak się dziś zowie wodewilek) p. n. Balik gospodarski, napisana i przedstawiona po raz pierwszy w owymże 1780 r.

Zabłocki pisał sztuki prozą i wierszem, treści dłuższéj i krótszéj, oryginalne i tłómaczone, dramata czarodziejskie i wodewilki i miał napisać w ogóle do sztuk 80, lecz mówimy tu głównie o jego komedyach oryginalnych i drukowanych; tych nie mamy wprawdzie więcej nad 10 (pięć wierszem a pięć proza), ale charakter ich i zaleta dostateczne są do przyznania ich autorowi miejsca, o jakiem rzekliśmy. Nazwiska komedyj tych są: wierszem: Zabobonnik, Fircyk w Zalotach, Męzowie poprawieni, Żółta szlafmyca i Sarmatyzm. Prozą: Balik gospodarski (ze śpiewkami), Wielkie rzeczy i cóż mi to szkodzi, Doktor Lubelski, Dziewczyna sędzią i Taratajka latająca czyli Arlekin Mahomet. Komedye Zabłockiego nie były zapewne arcydziełami pod względem swéj treści. Z wyjątkiem komedyi Sarmatyzm (w któréj autor chętkę do sporów granicznych i przechwałki z rodu nazwawszy Sarmatyzmem i okrywszy je śmiesznością, mógł wpłynąć na zmniejszenie tych wad) treść wszystkich sztuk Zabłockiego jest zwykle bez dodatniego znaczenia, lub raczej ma cele jawnie ujemne, to jest zapewnianie zwycięztwa figlom, filuterstwu, pustocie, czczéj galanteryi it. p. Wadą też spólną treści wszystkich są role przeważnie służących i ich wpływ na wszelkie zawiązki i główne akcje w sztuce (od téj wady niewolnym

jest i Sarmatyzm); ale stroną silną i wyrazem talentu w tych sztukach jest wykonanie szczegółów, a mianowicie wyborna charakterystyka osób, sceny i sytuacye wszędzie rzetelnie kamiczne, a nade wszystko zarówno w sztukach wierszem jak prozą dyalog. Dyalog Zabłockiego jest to jego właściwość, w któréj, jak nie miał poprzednika, tak i dotąd niedorównany. Komedye spółczesnego nam Aleks. Fredry bogatsze są bez zaprzeczenia rozmaitością kreślonych charakterów, wyższością sytuacyi, rodzajem komiki, ale nie dorównywają lekkości i krajowości wiersza Zabłockiego.

Dyalog w komedyach Zabłockiego równie prozą jak wierszem jest lekki i zręczny, ale mianowicie w toku wierszowym jest dziełem właściwej mu sztuki. Tok wiersza Zabłockiego w komedyi nie ma ani cienia latynizmów, germanizmów lub gallicyzmów, tak jest wszędzie ściśle krajowy; odznacza go mianowicie bogactwo przysłów, zbliżonych blizko-znaczników, śmiałość władania dźwiękami, formami i t. p.; jest zaś przytém tak jasnym i płynnym, w rymach i zwrotach tak nie naciągnionych, iż rzecby można, że nie był nawet sztuką, gdybyśmy nie wiedzieli zkądinąd, że te pozorne łatwoście, są w istocie najmniej łatwemi do osiągnienia. Jakoż pod tą szatą lekkości, tyle tu było właściwie istotnéj sztuki,-pod barwą pobieżnych myśli tyle charakterystyki, znajomości świata, rzutów nawet przetrawnej i nieraz głębszéj myśli, że z téj strony talent Zabłockiego talentowi wzoru jego (którym był francuzki Molier) nie ustępował.

Za dowód owego bogactwa słowa, lekkości toku, może służyć każdy pierwszy lepszy wiersz albo ustęp ze sceny Zabłockiego; dla jakiegokolwiek objaśnienia praktycznego weźmy pierwszych kilka, jak nam się trafiają:

W zaczęciu np. komedyi: Fircyk w zalotach, Pustak (służący Arysta) postrzegając Swistaka (służącego Fircyka) woła:

[blocks in formation]

W zaczęciu sceny II aktu I, komedyi: Mężowie poprawieni, Gamrat, (niezadowolony, iż go spłoszyła w wycieczkach wierna służebnica żony Dorotka) wchodząc woła:

Jakżeś się długo wlekła!

a na to Dorotka (szczerze):

« PoprzedniaDalej »