Obrazy na stronie
PDF
ePub

indywiadualna poety

co jest koniecznem w każdem wielkiem dziele sztuki przedstawia się tylko jako usposobienie, jako koloryt lub jako oświetlenie w obrazie. Tak nazwanych poezyj okolicznościowych, których dawna poezya polska miała za wiele, poezyj, które tylko z powodu pewnego wypadku, albo stosunku, 0budzały niejaki interes i to zwykle dla samego poety, Mickiewicz nie pisał prawie.

Nawet te, które się takiemi wydają, n. p. niektóre sonety, albo poezya do Lelewela, lub inne pomniejsze dla innych osób przeznaczone, mają obok szczegółowego także i ogólny charakter. To właśnie jest oznaką i naturą twórczego ducha, a jeszcze więcej geniuszu, że nawet w szczegółach swych ogólnym się przedstawia. Z tego stanowiska patrząc przekonywamy się, iż pogląd Mochnackiego na indywidualną przedmiotowość naszego poety jest z gruntu fałszywym. Zdaje mi się, że to już udowodniłem w rozbieranych przezemnie poezyach, a postaram się więcej jeszcze wykazać na największym lirycznym utworze Mickiewicza Dziady. Przyjmując pogląd Mochnackiego, wydobędziemy Mickiewicza z pod kupy wierszo-kletów, którzy nie mając ani jego ducha, ani jego serca, ani iskierki jego natchnienia, sądzili, że go naśladują w swych utworach, dowodząc, że całe piekło boleści, lub cały raj roskoszy w piersiach nosili od ludzi uciekając, żaląc się na nich, że nie mają serca, że ich nie rozumieją; wołając, że lepiej unieść się z ziemi w inny świat, szybować z wiatrami, chmurami, mieszkać na gwiazdach, i tam dalej. A wyposażywszy podobnym fantastycznym wierszowym kramem swoją lirykę, w której wszystko było affektacyą a nie uczuciem, chyba to, na co się żalą, że ich ludzie nie rozumieją, właśnie oni sami powinni się byli przedewszystkiem nauczyć siebie rozumieć. Uważają się oni nietylko za poetów, lecz za wieszczów. Robotami podobnych wierszo-kletów wypełniano po większej części dzienniki nasze. Oni to są tem, co Mochnacki w Mickiewiczu chciał uwydatnić, a mianowicie czysto indywidualnem objawem ja, podnoszącem wszystko do swego wnętrza; a ponieważ to wnętrze nie jest niczem więcej tylko próżnią, do której świat rzeczywistości nie mógł wstępu znaleźć, wpadają więc w abstrakcyjną pospolitość. Że ta jest oderwaną wiedzą, jest próżnią, która do rzeczywistości dojść nie mo

gła. Tacy poeci nie są niczem innem, tylko cieniami duchów błądzących pomiędzy niebem i ziemią, które ziemi nigdy nie dotknęły i dlatego wzlecieć do nieba nigdy nie mogą. Do nich można zastosować słowa poety:

[blocks in formation]
[ocr errors]

Prawdziwa objektywność jest w sobie na wskróś rzeczywistą, jest całym światem podmiotowej treści, i jako taka tylko przez to co tworzy, w jakiejkolwiekbądź formie, wywiera niesłychany wpływ na rozum i na wyobraźnię widzów lub czytelników, a nie przez optykę, nie przez złudzenie, któremi fantazya nas omamić może, jak Mochnacki twierdzi. To też i ton poematu nie jest głosem z grobu wyszłego, w królestwie cieniów błądzącego widma, ale poematem rzeczywistości samej; ani też drugą częścią Werthera Goethego, z którym nasz poemat nie ma nic wspólnego; lecz przypuszczając nawet to porównanie, to nie Werther zjawiający się po śmierci, lecz żyjący Werther sam, i jakiż Werther w porównaniu z owym Goethego! nie ów Werther zabijący się z chorobliwej i przesadzonej miłości, ale Werther podnoszący miłość ze zdruzgotanej zmysłowej rzeczywistości do wyższej duchowej rzeczywistości wspomnienia. Tylko zewnętrzny stosunek miłości jednostki zniknął, a stosunek duchowej, razem z jednostką pozostał, a zatem śmierć zmysłowa jest tylko pozorną; indywidualność duchowa wychodzi zwycięzko i nie ginie.

Lecz nie chcę uprzedzać bliższego objaśnienia poematu, chciałbym tylko powiedzieć, że idea Dziadów, jak ją Mochnacki przed

stawia, i jaka po większej części, przynajmniej w drugiej części, panuje, nie jest wcale oznaczoną, ni żadną miarą wyczerpującą tak, aby o kompozycyi poematu dawała jasne pojęcie.

O cóż tu właściwie chodzi? Materyał w poemacie dostatecznie się uwydatnia, po części sam z siebie, po części ze stosunków zycia poety, po części z dreszczem przejmującej katastrofy, przez jaką młodzież litewska przeszła w osławionym procesie rządu rossyjskiego, przez barbarzyńskiego inkwizytora stanu Nowosielcowa prowadzonym, którą katastrofę trzecia część Dziadów opiewa. Uważam to za rzecz powszechnie wiadomą, wdawać się więc w jej bliższe szczegóły nie myślę, bo to prowadziłoby nas za daleko. Zresztą poeta sam w przedmowach objaśnił już ten charakter materyału. Tu chodzi właściwie o to, jaka jest główna idea poematu, którą teraz w trzeciej części posiadamy? Czy dzieło to stanowi artystyczną całość czy nie? Czy wykonane zostało przez poetę według oznaczonego planu, podług poprzednio ujętej idei, lub też jest owocem różnych zapatrywań i różnych czasów? Gdyby to ostatnie pytanie zyskało wagę, jakimby sposobem dały się z sobą spoić w jedno te rozdzielne części? Muszę wyznać, że zewnętrzna architektonika i wewnętrzny organizm poematu stanowią najtrudniejsze zadanie dla naukowej krytyki, pod względem poezyi Mickiewicza. Sprobujmy, jak dalece nam się to uda. (Muszę jeszcze nadmienić, że wyjątkowo odstępuję od mego w tej rozprawie śledzenia za rozwojem poety podług czasu, i łączę trzecią część Dziadów, po rewolucyi w r. 1832. w Paryżu wyszłą, z dwoma poprzednio wydanemi. Tego naturalnie wymaga rzecz sama. Zresztą czas zdarzenia, w trzeciej części opowiedzianego, przypada zaraz po wypadkach w dwóch pierwszych częściach opowiedzianych).

Z góry jednak muszę zastrzedz, iż wątpię, czy poeta z ideą, jaką chciał nadać poematowi za podstawę, był od początku w zgodzie. Gdy dwie pierwsze części utworzył, które zatytułował drugą drugą i czwartą częścią, musiał mieć w głowie zupełnie inny materyał, nie ten, jaki ostatecznie osnuł, a który obecnie w trzeciej części występuje, gdyż treść historyczna tej części dopiero w dwa lata później nadaną mu została, a to po zjawieniu się drugiej i czwartej części. Może miał już w pogotowiu dla trzeciej części

podobny materyał; ale i to zdaje się niemożebnem, gdyż materyału trzeciej części, jako charakteru historyczno-politycznego, nie podobna wsunąć pomiędzy część drugą i czwartą, które ściśle i zupełnie naturalnie stoją z sobą w związku i zupełnie inny świat przedstawiają. Gdybyśmy to dopełnili, rozerwałyby się dwie pierwsze części i więcej jeszcze uniemożliwiły zjednoczenie części oddzielonych. Przeciwnie, jeżeli się położy trzecią część jako czwartą, a czwartą jako trzecią, tak że dwie naprzód wydane części razem i do siebie będą należeć, wtedy te części utworzą jedną całość, jak każdy łatwo spostrzeże. Na ostatku utworzona część stanowić będzie w sobie samej całość. W takim razie należałoby tylko zbadać, jaka jest idea łączaca ją z dwoma pierwszemi. Nie można przypuścić, aby poeta, wiedząc o rozerwaniu, które dzieło jego powierzchownie przedstawła, później utworzoną część dla tego tylko wsunął w środek między dwie pierwsze części, iż te, jako bliżej związane, łatwiej ją zatrzymają. Byłoby to tylko zewnętrzne spojenie nie wzmacniające wcale wewnętrznej spójni. Co jednak miał poeta zrobić z częścią później wyszłą? Dzieło było początkowo obliczone na cztery części. miałby wystąpić jako z częścią piątą? sowniejszem. Wówczas część pierwsza i trzecia, podług pierwiastkowego planu, pozostawałyby jeszcze do wykończenia. Co jednak miałyby te dwie brakujące części zawierać? Treść trzeciej części w każdym razie możnaby jeszcze odgadnąć. W drugiej części zjawia się pod koniec uroczystości, gdy już wszyscy zabierają się kaplicę opuścić, widmo z grobu, na którem usiadła pasterka. To widmo zbliża się do pasterki nie mówiąc ani słowa, --- pokazuje tylko swe zakrwawione serce i swą pierś rozdartą. Na pytanie czarodzieja, czegoby żądało, nie odpowiada ani słowa; na jego formułę zaklęcia: w imię Ojca, Syna i Ducha świętego, nie oddala się. Wtedy zapytuje się duch pasterki, w żałobie będącej, czyby jej mąż lub kto z rodziny umarł, zdaje się poznawać widmo, uśmiechając się mile do niego. Lecz i ona nie odpowiada ani słowa. Żadne środki, ani woda święcona, nie mogą nakłonić widma do oddalenia się. Wtenczas wzięto pasterkę pod ręce i wyprowadzono; widmo jednak postępuje za nią krok w krok. Tak się kończy uroczystość w drugiej części temi słowy:

Czy z najnowszą częścią
Byłoby to jeszcze najsto-

Gdzie my z nią, on za nią wszędzie,

Co to będzie, co to będzie?

Teraz łączy się wprawdzie część czwarta poematu z poprzedzającą częścią, gdy to samo widmo, czyli duch, na innem miejscu, jak opisane, u jednego duchownego się zjawia w chwili, gdy właśnie ten odbywa z dziećmi nabożeństwo żałobne i modli się za dusze zmarłych, cierpiących ogień czyscowy, i temu, w którym swego nauczyciela poznaje, opowiada cierpienia, jakie nieszczęśliwa miłość spowodowała; znowu pozorne samobójstwo popełnia a z brzaskiem dnia znika z temi słowy:

Bo słuchajcie i zważcie u siebie,
Że według Bożego rozkazu,

Kto za życia choć raz był w niebie,
Ten po śmierci nie trafi od razu.

[ocr errors]

Utrzymuję, że ta czwarta część naturalnie łączy się z drugą, więc na jej miejscu stojąca nie jest wcale w prostym związku z drugą częścią, i pytam się jaką pierwiastkowo scenę miał tu poeta opisywać? Objaśnić by to mógł tylko poeta, Mickiewicz, wszakże nigdzie tego nie uczynił. Umieścił trzecią część w środku, która przez krytykę usiłującą sprowadzić jedność w całości, nigdy w tem miejscu cierpianą być nie może. Jeżeli się wolno domyślać, sądzę, że Mickiewicz w tej trzeciej części pierwiastkowo chciał wprowadzić scenę, w którejby jego kochanka jako główna osoba była wystąpiła i razem zeszła się z widmem. Przynajmniej tak się zdaje z tych słów prologu Upiór (Wampir) zatytułowanego.

Tylko o luba, tylko ty z upiorem
Powitaj się po dawnemu,

Wejrzyj i przemów, daruj małą winę,
Że śmiem do ciebie raz jeszcze powrócić,
Mara przeszłości na jednę godzinę,
Obecne szczęście zakłócić,

Wzrok twój nawykły do świata i słońca
Może się trupiej nie ulęknie głowy,

I może raczysz cierpliwie do końca

Grobowej dosłuchać mowy.

Zapewne, część ta musiałaby się różnić od czwartej nie tyle treścią ile rozwinięciem jej, bo inaczej musiał by poeta tylko

« PoprzedniaDalej »