Obrazy na stronie
PDF
ePub

treść pierwszej połowy Dyaryusza z r. 1643, świadczy, że autor nasz przebywał już w tym czasie w kraju, ale przebywał ustawicznie przy boku Stanisława Koniecpolskiego lub jego syna jako nieodstępny towarzysz; a chociaż ani razu nie mieni siebie wyraźnie dworzaninem Koniecpolskiego, można tak z właśnie nadmienionego faktu, jak i z podanej wyżej wiadomości o objęciu we wrześniu r. 1643 starszeństwa i rządu nad dworem Koniecpolskiego wyrozumieć, że autor nasz już i przedtem pozostawać musiał w służbie dworskiej u hetmana. Warto też zwrócić uwagę na okoliczność, iż pod rokiem 1645, przy wzmiance o Antwerpii wspomina nasz autor o podróży do Belgii, już kiedyś dawniej odbytej; a nam wiadomo skądinąd, iż Aleksander Koniecpolski zakończył swoją podróż zagraniczną właśnie po dłuższym pobycie w tym kraju). Wszystkie te dane, razem wzięte, wystarczają zdaniem naszem, aby przyjąć na ich podstawie za rzecz prawie niewątpliwą, że Oświęcim możność zwiedzenia obcych krajów zawdzięczał Koniecpolskim i że pierwszą wielką podróż zagraniczną odbył w orszaku młodego syna hetmańskiego, Aleksandra, może jako jego mentor i ochmistrz.

Z rokn 1643 pochodzi, jak wiadomo, pierwszy zachowany dyaryusz; a dzięki temu biograficznych dat o naszym autorze z tego i z najbliższych lat następnych mamy podostatkiem. Pierwsze wiadomości, jakie o sobie w ustępie ze stycznia r. 1643 podaje, tyczą się dopiero ostatnich dni tego miesiąca. Bawi wówczas najwidoczniej gościną w domu Aleksandra Koniecpolskiego, już wtedy chorążego koronnego i od niedawna żonatego, a więc oczywiście niezawisłego, wolnego od wszelkiej opieki ochmistrzowskiej magnata, w jakimś jego majątku pod Osiekiem 2). Pobyt u byłego wychowańca skończył się 28 stycznia, bo tego dnia chorąży w. koronny wybrał się w drogę na ślub Stanisława Firleja, starościca kazimierskiego, do Lublina i zabrał ze sobą Oświęcima. Był więc nasz autor na weselu Firleja w Lublinie 1 lutego; a potem towarzyszył Aleksandrowi Koniecpolskiemu w jego podróży do Buska, gdzie chwilowo bawił ojciec chorążego, Stanisław Koniecpolski. Od chwili tego zjazdu ojca z synem, t. j. od dnia 10 lutego, Oświęcim wraca, rzec można, na jakiś czas do służby nadwornej u starego Koniecpolskiego; bo widzimy go

1) Dyaryusz, str. 95. W tem miejscu pod datą 23 października 16.5 przy wzmiance o Antwerpii zaznacza mianowicie Oświęcim, że wyjazd jego z tego miasta odbył się »trybem zwyczaj. nym, jako się w przeszłych dyaryuszach opisało. Stąd wniosek oczywisty, że owe »przeszle dyaryusze (zaginione później jeszcze za życia autora) odnosiły się do jakiejś podróży po Belgii, przebytej przed rokiem 1645. Ponieważ od r. 1643 do 1645 Oświęcim napewno przebywał w kraju, więc musiał po raz pierwszy podróżować po Belgii przed rokiem 1643.

2) W jakim mianowicie, niema o tem wzmianki w Dyaryuszu; nie udało nam się też wyjaśnić z pomocą owych źródeł, jakie dobra Aleksander Koniecpolski posiadał pod Osiekiem, Że majątek ten leżał niedaleko Osieka, wyrozumieć łatwo z najbliższego itinerarium Oświęcima.

odtąd ustawicznie w orszaku hetmana, tak w ciągu jego podróży z Buska do Brodów, jak następnie z Brodów do Warszawy, na sejm w ostatnim tygodniu lutego i dalej za pobytu tegoż w Warszawie, który się przeciągnął do końca marca, i jak wreszcie i podczas całej podróży powrotnej do Brodów, dokąd stary Koniecpolski dojechał 12 kwietnia. Niema w Dyaryuszu wiadomości, co autor nasz porabiał w trzech najbliższych następnych miesiącach; ale widocznie i w tym czasie nie opuszczał hetmana, skoro 7 lipca widzimy go znowu u pańskiego boku, jako towarzysza podróży Koniecpolskiego do Baru, gdzle orszak cały dotarł 16 t. m. Pierwszy szczegół, jaki o sobie podaje Oświęcim po luce dwumiesięcznej, pod datą 16 czerwca г. 1643 to wspomniana już wyżej wiadomość, że będąc prawie od wyjazdu z cudzych krajów zaraz wokowany od JMP. Krakowskiego, hetmana w. koronnego (Stanisława Koniecpolskiego), na starszeństwo i rząd dworu jego, po długich wymówkach przyszło tandem condescendere wolej i affektacyej pana tak wielkiego. Objęcie owego obowiązku nastąpiło tegoż samego dnia.

Od 16 września r. 16431) jest więc nasz autor marszałkiem dworu Koniecpolskiego i pozostaje na tem stanowisku aż do końca życia hetmana, które skończyło się, co prawda, niedługo później, 11 marca 1646. Oświęcim zapisuje w Dyaryuszu, że złożył urząd swój« dopiero w dwa miesiące po śmierci Koniecpolskiego, 10 maja t. r.2). Od chwili rozpoczęcia tej nowej, bardziej zaszczytnej służby jest Oświęcim przez dwa niespełna następne lata t. j. w czasie od połowy września r. 1643 do połowy sierpnia r. 1645, prawie nieodstępnym towarzyszem swego znakomitego pana; raz bowiem tylko na czas krótki opuścił dwór Koniecpolskiego, gdy mu wypadło w lipcu r. 1644 jechać do domu, do Potoka, aby sprawić wesele swej siostrze Katarzynie, którą 17 t. m. zaślubił Wojciech Ujejski, dziedzic wsi Leszczkowa z pod Sandomierza. Wyjechawszy wówczas 8 lipca z Koniecpola, zabawił nasz autor w Potoku do 24 sierpnia, a 6 września znalazł się już znowu przy boku hetmana, który przebywał wtedy w Brodach"). Poza tą jedną przerwą widzimy go zresztą wszędzie, gdziekolwiek poczucie obowiązku unosiło niestrudzonego wodza po kolei w tych dosyć niespokojnych czasach, mimo jego sędziwego już wieku. Musiał więc pan marszałek dworu hetmańskiego nietylko odbywać ze swoim panem uciążliwą drogę z Baru na Ukrainę i z powrotem, która to podróż potrwała prawie trzy miesiące (od 21 września do 13 grudnia r. 1643), ale co więcej, wziąć udział w ostatniej wyprawie wojennej Koniecpolskiego przeciw Tatarom w r. 1644, a więc w szczególności także w zwycięskiej po

1) Dyaryusz, str. 9.

2) Dyaryusz, str. 137.
3) Dyaryusz, str. 64--66.

trzebie ochmatowskiej z 30 stycznia t. r., która skończyła się tak szybko i pomyślnie, że hetman mógł już w tydzień później wrócić na spokojny wypoczynek do Baru. Między Barem a Brodami upłynęły tedy naszemu autorowi miesiące zimowe i wiosenne roku 1644. Zmianę przyniosły dopiero letnie miesiące tego roku; w maju wypadło jechać hetmanowi do Krakowa na pogrzeb zmarłej niedawno przedtem królowej Cecylii Renaty, której zwłoki złożono 20 czerwca uroczyście w grobowcach na Wawelu. Odbywszy z panem tę drogę, odprowadził go Oświęcim jeszcze do Koniecpola i stąd to udał się następnie w lipcu na wesele siostry, jak o tem już wyżej była mowa. Wiadomo, że za pozwoleniem hetmana zabawił w domu dobry miesiąc, a drugi cały znajdował się w drodze; ale już 6 września był z powrotem w Brodach, przy boku swego chlebodawcy. Chociaż z ostatnich miesięcy r. 1644 brak wszelkich danych autobiograficznych w Dyaryuszu, ponieważ jednak wiemy na pewno, że 6 września 1644 zjechał do Brodów i był tam także w styczniu r. 1645, więc możemy przyjąć za prawie niezawodne, że cały ten czas przepędził przy hetmanie, w jego pańskiej rezydencyi, a wyjechał z Brodów dopiero wtedy, gdy Koniecpolski w połowie lutego r. 1645 wybrał się na sejm do Warszawy. Przesiedział też cały czas sejmowania wraz z dworem hetmańskim w stolicy królestwa i kiedy 30 marca hetman opuścił Warszawę i zawrócił do Brodów, towarzyszył panu swemu w tej całej powrotnej podróży, tak że obu znajdujemy znowu w Brodach 11 kwietnia. Tu przeczekał jeszcze smutne przejścia, jakie nawiedziły sędziwego hetmana: patrzył bowiem także na śmierć żony Koniecpolskiego, Krystyny z Lubomirskich, która zeszła ze świata w młodym wieku 15 czerwca, i brał udział w przygotowaniach do jej pogrzebu, który się odbył również w Brodach 18 lipca1). Potem za hetmanem jeździł jeszcze do Podhorzec; ale w tem miejscu rozstał się wreszcie na czas dłuższy z Koniecpolskim, a raczej, chociaż ze służby jego nie wystąpił, rozstał się z nim już na zawsze; bo gdy powrócił z długiej podróży zagranicznej, na którą go hetman niezawodnie sam wyprawił, zastał swego chlebodawcę i dobrodzieja już na marach.

Okazya do dalekiej podróży zdarzyła się w połowie r. 1645 wskutek zbiegu dwóch okoliczności. Zaszła wówczas potrzeba wysłania za granicę, do Lowanium, dwóch młodych Koniecpolskich, oczywiście krewniaków hetmana (niewiadomo, niestety, których mianowicie), a więc i konieczność przydania im na drogę jakiegoś doświadczonego towarzysza i opiekuna. A że właśnie wyruszyć miało w tym czasie wielkie poselstwo królewskie do Paryża celem uroczystego sprowadzenia stamtąd do Polski przyszłej małżonki Władysława IV,

1) Dyaryusz, str. 67-78.

Ludwiki Maryi, więc nasunęła się niezawodnie hetmanowi kombinacya, aby kuzynów wyprawić w drogę z orszakiem poselskim i w ten sposób ułatwić im i uprzyjemnić podróż, powierzywszy ich przewodnictwu i opiece wypróbowanego sługi, Oświęcima, który zresztą miał po instalacyi młodzieńców w Lowanium pozostać w orszaku poselskim do końca jego misyi i wraz z nim dopiero powrócić do kraju, a przez czas drogi służyć w świcie wielkich posłów, jak każdy inny ich dworzanin 1). Poselstwu królewskiemu, wyprawionemu po Ludwikę Maryę, przewodniczyli jak wiadomo trzej senatorowie koronni: Wacław Leszczyński, biskup warmiński, Krzysztof Opaliński, wojewoda poznański, i Gerard Denhoff, wojewoda pomorski (który jednak obu tamtych kolegów poselstwa w podróży wyprzedził). W orszaku zatem Leszczyńskiego i Opalińskiego i przy boku krewniaków hetmana odbywał nasz autor tę dużą, choć nie pierwszą swoją podróż zagraniczną, która potrwała pół roku z okładem (od 14 sierpnia r. 1645 do 4 marca 1646). Jechał najpierw przez Pomorze do Lubeki, a stamtąd na Hamburg i Bremę do Niderlandów i 24 października stanął w Lowanium, gdzie zostawił obu Koniecpolskich dla nauki, »mieszkanie i życie nająwszy (im) u G. Puteana, sławnego w naukach na wszystek świat człowieka«. Sprawa ta prywatna zatrzymała Oświęcima parę dni na miejscu; musiał się zatem rozstać z poselstwem, które udało się bez zwłoki w dalszą podróż do Paryża; wskutek tego drogę z Lowanium do stolicy Francyi odbywał nasz autor osobno, w małej tylko kompanii. Do Paryża dotarł 29 października i tu przyłączył się do orszaku

1) Dyaryusz, str. 78 i 95 6 Por. też przypisek 5-ty na str. 78 Cały ten epizod podróży zagranicznej w biografii Oświęcima pozwoliliśmy sobie przedstawić nieco inaczej, niż to uczynił nasz autor. W Dyaryuszu bowiem pod datą I sierpnia 1645 (str. 78) Oświęcim zapewnia nas w sposób niedwuznaczny, iż udał się w podróż z orszakiem królewskim do Paryża głównie dlatego, ponieważ życzył sobie »w tej okazyej przysługę Królowi Panu swemu uczynić«. O przysługach, które królowi wyświadczył później, niosąc mu jako kuryer poselstwa pierwszą wiadomość o przyjeździe królowej do kraju i wracając do orszaku tejże z odpowiedzią, rozprawia Oświęcim również w dalszym ciągu (str. 116-117) w słowach, które muszą się wydać trochę zbyt przesadnemi i patetycznemi. Już Szajnocha zauważył to swego czasu, że Oświęcim przy wielu dobrych przymiotach był trochę zarozumiały i miał skłonność do samochwalstwa, a nawet pozowania na figurę bardziej znaczącą i zasłużoną, niż nią mógł być w istocie Stal on jednak faktycznie za nisko w ówczesnem społeczeństwie szlacheckiem jako pan na niecałych dwóch wioskach (bo przy kilku braciach niedzielnych), nie posiadający wówczas jeszcze żadnej godności nawet w hierarchii urzędników ziemskich, marszałek dworu hetmańskiego, a więc prywatny tylko sługa Koniecpolskiego: za nisko, aby król mogi potrzebować jego przysług, a on je królowi wyświadczyć. Jest ostatecznie możliwem, że już przed wyjazdem był znany królowi jako marszałek dworu hetmańskiego; ale to pewna, że nie zaproszono go do orszaku królewskiego, lecz musiał go tam wprosić że się tak wyrazimy Koniecpolski, chcąc dogodzić swoim krewniakom, ktorych wyprawiał do Lowanium, a zapewne i wynagrodzić naszego autora za wierną służbę tem tylko odznaczeniem, iż wyrobił mu miejsce w orszaku poselskim w charakterze zwykłego dworzanina.

jak sądzimy

[ocr errors]

-

poselskiego, przy którym pozostawał też przez cały prawie listopad, do dnia 27 t. m., to jest do chwili, kiedy nastąpił wyjazd poselstwa w drogę powrotną do kraju, już w orszaku nowej królowej polskiej, Ludwiki Maryi. Raz jeszcze w tej podróży wypadło Oświęcimowi rozstać się z tem świetnem towarzystwem, a to w Antwerpii, gdzie się musiał trzy dni zatrzymać wskutek krótkotrwałej niedyspozycyi. Dnia 26 grudnia nadążył królowej i pozostawał odtąd w jej świcie w ciągu podróży przez Niderlandy, Oldenburg, Bremę do Hamburga. Orszak Ludwiki Maryi stanął w tem miejscu 18 stycznia r. 1645.

Tutaj doznał nasz autor następnego dnia po raz pierwszy tego zaszczytu, iż królowa, która snać już przedtem musiała nań zwrócić uwagę, powierzyła mu misyę powiezienia listów do króla, uprzedzających »o zbliżaniu się swojem«, »pewną mu dawszy około tego instrukcyę. Naturalnie, teraz trzeba było odbywać podróż pospieszniej, aby cały orszak królowej wyprzedzić. Wyjechawszy z Hamburga 19 stycznia, 31 t. m. był już Oświęcim w Gdańsku, a 3 lutego dotarł do Nieporętu, gdzie przebywał właśnie król, do którego nowo kreowany kuryer królowej został jeszcze tegoż samego dnia »przypuszczony i z niewypowiedzianą ludzkością przyjęty«. W ciągu posłuchania, trwającego trzy czy cztery godziny (jak zapewniał Oświęcim), złożył on obszerną relacyę o podróży królowej i odpowiadał na liczne pytania »z wielkim króla JMci ukontentowaniem, jako sam przyznał, dziękując (mu) za tę ochotę i pospieszenie w tej drodze i obiecując za dobre wywiązanie się z zadania łaskę swoją i nagrodę 1). Przedtem musiał jednak nasz autor dopełnić służby kuryerskiej, to jest podążyć równie szybko, jak przybył, z powrotem do królowej, do której, jak również i do posłów, miał ponieść listy królewskie. I tym razem spisał się dobrze: bo wyruszywszy 5 lutego z Nieporętu, już 9 t. m. zabiegł orszakowi Ludwiki Maryi drogę w Neustadt, w Prusach Królewskich i tegoż dnia zdał relacyę królowej i doręczył jej listy, za co jak sam opowiada odniósł od dostojnej pani »podziękowanie i obiecaną w podających się okazyach do króla JMci promocyą... Widzimy go odtąd w orszaku Ludwiki Maryi w całej dalszej jej drodze aż do Falent pod Warszawą; tu dopiero wraz z częścią dworzan rozstał się z dworem i powrócił na dłuższy pobyt do Warszawy. Zatrzymał się w mieście głównie dlatego, aby być świadkiem świetnych uroczystości weselnych; rozrywkę i zabawę zamąciła mu jednak wkrótce żałobna wiadomość o śmierci jego chlebodawcy i protektora,

1) W dalszym obszernym ustępie, w którym Oświęcim opowiada swoje posłuchanie u króla, przebija, niestety, znowu pewna przesada i niemila poza naszego trochę zarozumiałego i lubiącego nieco skoloryzować rzecz swoją« (że użyjemy wyrażenia Paska) autora. Rozpowiada on mianowicie, żeby prawdziwy poseł francuski nie byl milej i wdzięczniej, jako ja, od tak dobrego pana przyjęty, a w dalszym ciągu swoją kuryerską usługę nazywa wprost »legacya! (Dyaryusz, str. 117).

« PoprzedniaDalej »