Obrazy na stronie
PDF
ePub

stów, nie znających dobrze rzeczy, o której w brulionie mowa i oglądających się na pomoc autora tekstu. W tekscie rękopiśmiennym zdania, które w poniższem wydaniu mieści się na str. 252, o takiej oto osnowie: »Pałac dość przystojny i wczesny, poniekąd i na Wielki kanał prospekt mający, u panów de Grechi zwanych można rozróżnić najpewniej pisma dwóch rąk; nazwisko >de Grechi jest bowiem wypisane inną ręką, niż reszta zdania i to właśnie tą samą, od której pochodzą dopiski i uzupełnienia na innych także kartach rękopisu. Ale nie znajduje się to nazwisko ponad wierszem, lecz w toku wiersza; gdyż kopista zostawił najwidoczniej lukę w tem miejscu, gdzie powinien był je wpisać, nie zdoławszy odczytać wyrazu i licząc na to, że autor sam przy rewizyi tekstu dodaniem brakującego słowa wiersz wykończy. Innych tego samego rodzaju dopisków i poprawek, zachodzących w tekscie rękopisu, nie wyszczególniamy, zaznaczając tylko, że można je znaleźć na stronicach. kodeksu rękopiśmiennego 638, 642, 709, 718, 724, 776, 783 4, 788-9, 790, 794, 922, 1090, 1220, 1236 i t. d.

Rozpatrzenie tych wszystkich i innych poprawek w zestawieniu z wyszczególnionemi wyżej, utwierdziło nas w wyrażonem już także poprzednio przekonaniu, że Dyaryusz był przepisywany z jakichś brulionów czy też notatek i że przepisywanie to musiało się odbywać pod okiem samego autora, który pilnował roboty kopiowania aż do ostatniej stronicy przechowanego tekstu; a co więcej, dokładniejsze rozważenie układu tegoż tekstu, sposobu rozmieszczenia poszczególnych roczników zniewala nas do utrzymywania, że odpisywanie brulionów musiało się odbywać na luźnych arkuszach papieru, to jest zrazu wcale ze sobą niespojonych i niepaginowanych nawet; że w ten sposób zostały przepisane wszystkie roczniki po rok 1651, wśród których jeszcze wówczas nie było żadnych luk i braków; że jednak w chwili, kiedy te fascykuły odpisów były gotowe, ale jeszcze nie ujęte w oprawę, musiała część tychże zaginąć, tak że w czasie, kiedy Oświęcim przystąpił ostatecznie do oprawienia luźnych fascykułów w kodeks pergaminowy, miał w swoich rękach już tylko te ustępy Dyaryusza, które znajdują się dzisiaj w kodeksie Biblioteki Ossolińskich. A oto uzasadnienie całego tego naszego domysłu, a raczej twierdzenia, opartego na kombinacyi dostatecznie, jak nam się przynajmniej wydaje, uzasadnionych domysłów.

Każdego, kto kodeks przeglądał, zadziwić musiała szczególna zaprowadzona w nim paginacya. Zaczyna się ona, jak już zauważyliśmy, odrazu od str. 181 i potem posuwa się już naprzód bez żadnej prawie przerwy (bo tylko z wyjątkiem jednej małej luki, pochodzącej oczywiście z omyłki) aż do cyfry 1251, umieszczonej na ostatniej karcie. Ma ona w sobie to także uwagi godne, iż kreślona jest dwojakiem pismem; bardzo przeważna część rękopisu,

a co najważniejsza, przedewszystkiem cała część, zapełniona Dyaryuszem Oświęcima, ma paginacyę, kreśloną z całą pewnością pismem tej samej ręki, od której pochodzi odpis największej części rękopisu samego Dyaryusza (n. p. od str. 817-1251); pismo to powtarza się bowiem w paginacyi stronic od str. 181-208, 281--378, 383-1003, 1017-1070 i 1085 -1251, to jest na wszystkich tych zapisanych kartach, które zawierają relacye albo dyaryusze z czasu przed r. 1651, a więc z czasu, kiedy był przy życiu Stanisław Oświęcim; natomiast inną, późniejszą widocznie ręką, są paginowane tylko te stronnice, na których znajdują się odpisy wierszy i mów, pochodzących z lat 1691—1695, jakoteż wszystkie karty białe w całym rękopisie. Otóż wychodząc od tych wszystkich danych co do charakterów pism w kodeksie, co do układu jego części składowych i co do paginacyi, jako z założeń, i zwracając zwłaszcza raz jeszcze uwagę na okoliczność, iż paginacya zachowanych części Dyaryusza (to jest roczników z lat 1643 −1651) jest współczesna dobie powstania odpisów tychże części, a więc dokonana została za życia i pod okiem samego Oświęcima, musimy zapytać, dlaczego pierwsza stronica tekstu pierwszego Dyaryusza (z r. 1643) oznaczona jest w rękopisie cyfrą 383, kiedy w kodeksie rękopiśmiennym wyprzedza go tylko 101 kart, w części zapisanych, w części białych, które liczą zatem 202 stronic, tak że właściwie na pierwszej stronicy Dyaryusza z r. 1643 powinna się znajdować liczba porządkowa 203; a tem samem musimy również zastanowić się i nad pytaniem, czemu kodeks sam ma paginacyę na pierwszych 14 kartach kreśloną ręką współczesną rękopisowi Dyaryusza, a rozpoczynającą się odrazu od cyfry 181. Pierwsze przypuszczenie, jakie się nasunie niejednemu, dochodzącemu przyczyny tych anomalij w paginacyi, będzie niezawodnie to, iż istniał pierwotnie kodeks obszerniejszy, który miał karty częściowo tylko zapisane, ale na czele przed tą kartą, na której się znajduje początek Dyaryusza legacyi Krasińskiego z r. 1636, o 90 kart więcej (tak, że paginacya tychże dochodziłaby do liczby 180), a że potem ta część zginęła czy też została ze starego kodeksu wydarta, a właściciel uszkodzonego rękopisu kazawszy go oprawić ponownie w pergamin, zachował w nim dawną paginacyę i wskutek tego w naszym kodeksie paginacya rozpoczyna się dopiero od stronnicy 181. Ale ten domysł nie ma sobą zbyt dużo prawdopodobieństwa. Ten bowiem, ktoby oprawiał ewentualnie już po raz drugi kodeks, musiałby mieć oczywiście w ręku cały ten manuskrypt, który się przechował do naszych czasów; a jest to manuskrypt bardzo spory, przechodzący grubością miarę zwykłych foliałów rękopiśmiennych z XVII wieku (razem 536 kart czyli 1072 stronic); a wobec tej wyjątkowej grubości dziwićby się trzeba, gdyby właściciel oprawiając rękopis, uszkodzony na początku, ponownie pozostawiał w nim bezpotrzebnie

za

tak znaczną ilość kart białych, jaka znajduje się w zachowanym kodeksie. I nadto druga wątpliwość: jeżeli istniał jakiś dawniejszy kodeks, w innej oprawie, który już mieścił rękopis Dyaryusza Oświęcima, spisany pod okiem samego autora, to dziwnem się musi wydać, żeby Oświęcim swój własny Dyaryusz złączył z luźnymi odpisami innych jakichś Dyaryuszy, a nie stworzył dla odpisu pamiętnika swego życia osobnej księgi.

Dla tych zatem i dla kilku innych przyczyn pomniejszego znaczenia, w których wyłuszczenie nie chcemy już tu wchodzić, wydaje nam się o wiele bardziej prawdopodobnem następujące przypuszczenie: że mianowicie Oświęcim przystąpił do utworzenia kodeksu oprawnego dla swego Dyaryusza w chwili, kiedy już miał pod ręką gotowy odpis pewnej liczby roczników Dyaryusza, na czele których znajdował się rocznik z r. 1643, w nieoprawnych fascykułach rękopiśmiennych; a przystępując do oprawy tych fascykułów, umyślnie umieścił przed odpisem rocznika z r. 1643 sto kart białych, całkiem jeszcze nie zapisanych i kazał je oprawić razem z odpisami Dyaryusza na czele kodeksu; umyślnie, bo widocznie miał dla nich jakieś przeznaczenie, pozostające w związku z osnową Dyaryusza, a zwłaszcza z dziejami tego dzieła.

Jakie przeznaczenie? Na to pytanie jednę tylko znajdujemy prawdopodobną odpowiedź: oto mógł Oświęcim nosić się z zamiarem streszczenia na tych kartach wspomnień z okresu życia swego, należącego do czasu przed r. 1643. Zestawiliśmy już powyżej wzmianki zaczerpnięte z Dyaryusza z lat 1643—1647, o jakichś rocznikach tegoż dzieła, odnoszących się do kilku co najmniej lat wcześniejszych. Roczniki te z pewnością kiedyś istniały; a jednak niema ich wcale w kodeksie zachowanym, mimo że, jak staraliśmy się wykazać, Oświęcim sam przeglądał i poprawiał ten rękopis, z którym mamy do czynienia, i niezawodnie sam także (co spróbujemy wykazać w dalszym ciągu) dawał go oprawiać w okładki pergaminowe. Jakże brak owych roczników w kodeksie Biblioteki Ossolińskich wytłómaczyć? Gdyby zapiski z lat, poprzedzających bezpośrednio rok 1643, były jeszcze w rękach Oświęcima, gdy oddawał on manuskrypt czystego odpisu Dyaryusza do introligatora można przyjąć za pewne, że w takim razie autor byłby włączył do seryi przeznaczonych do oprawy fascykułów rękopiśmiennych także i wszystkie owe roczniki wcześniejsze. Jeżeli zaś tego nie uczynił, to chyba jedynie dlatego, że w owej chwili już brulionu ani też żadnych odpisów roczników z lat wcześniejszych od r. 1643 nie posiadał. Musiały mu przedtem zginąć i to zginąć dopiero wtedy, gdy odpis całego Dyaryusza w luźnych fascykułach był doprowadzony już do końca r. 1651. Wyobrażamy sobie mianowicie przebieg pracy nad układaniem tekstu Dyaryusza, a następnie sporządzaniem

i porządkowaniem czystopisu tegoż tekstu w sposób następujący. Oświęcim w pewnej dobie swege życia powziął zamiar pisania dziennika swoich przejść osobistych, jakoteż wydarzeń publicznych, na które patrzył, lub które się wogóle działy w Polsce i nawet zagranicą za jego czasów. W tym celu zaczął czynić zrazu od czasu do czasu, t. j. nickiedy z dnia na dzień, a niekiedy tylko z miesiąca na miesiąc, na samych luźnych niezawodnie karteczkach, posługując się zapewne przytem jakiemiś skróceniami i nie zważając zbytnio na formę, zapiski o wypadkach z własnego życia, a także o interesujących go więcej zdarzeniach publicznych. Następnie, i to z pewnością dopiero po upływie dłuższego czasu, gdy się takich notek nagromadziło już bardzo dużo, zabierał się do uzupełnienia i wykończenia tychże, nadania im lepiej ogładzonej formy i rezultat tej drugiej dopiero redakcyi Dyaryusza oddawał kopistom do przepisywania. Odpisy kazał wykonywać oczywiście na luźnych arkuszach, ale teraz już z większą dbałością o ład zewnętrzny, a więc o to, aby rodzaj papieru, format, odstępy między liniami, brzegi stronic były jednostajne, a bruliony, po przepisaniu tychże uważane odtąd za niepotrzebne, kolejno niszczył. Wyobrażamy też sobie, że w ten sposób po ostatecznem zredagowaniu tekstu Dyaryusza po rok 1651, zostały pod okiem Oświęcima sporządzone kopie tego tekstu, którego początek mógł sięgać daleko wstecz poza rok 1643, a w którego składzie nie brakło wówczas jeszcze żadnego rocznika (a więc były i kompletne roczniki z r. 1647 i 1650, jakoteż dziś nieistniejące roczniki z lat 1648 i 1649). Mogły natomiast znajdować się w odpisie pewne pomniejsze luki, umyślnie pozostawione na to, aby na pozostawionem wolnem miejscu można było odpisać jakiś tekst listu czy też napisu, widzianego n. p. i czytanego w czasie jakiejś podróży, którego to tekstu Oświęcim na razie nie miał pod ręką, a spodziewał się później go dostać 1).

I właśnie ze względu na takie luki przypuszczamy, że Oświęcim luźnych arkuszów odpisu zrazu wcale nie paginował w przewidywaniu, iż przy późniejszem zapełnianiu owych luk wypadnie tu i ówdzie dodać pewną liczbę nowych kart papieru.

Ale nareszcie przyszedł czas, kiedy roczniki z doby aż po rok 1648 co najmniej, a może po koniec roku 1649 sięgające, były na tyle uporządkowane i uzupełnione, że stało się możliwem opatrzenie odpowiednich luźnych fascykułów tekstu przepisanego paginacyą. Wówczas w toku paginowania musiało się okazać, że roczniki najpierwsze, z lat poprzedzających rok 1643, zapełniły stronic 382, a roczniki następne z czasu od r. 1643 do 1646,

1) Są dosyć liczne ślady takich luk, zapełnianych snać dopiero stopniowo już po sporządzeniu odpisów ustępów właściwego Dyaryusza, widoczne w zachowanych częściach tegoż Dyaryusza.

zajęły stronic 590 (od str. 382 do 972). Paginacya owych luźnych fascykułów nie została jednak, jak śmiemy twierdzić, dokończona, nie sięgnęła zwłaszcza najpewniej do rocznika z r. 1650. W chwili bowiem, kiedy się odbywało paginowanie któregoś z roczników dalszych, z czasu między połową r. 1647 a rokiem 1650, musiała zajść jakaś katastrofa, w skutek której z luźnych fascykułów gotowego już odpisu dyaryusza, w początkowych ustępach sięgającego daleko wstecz po za rok 1643, a doprowadzonego w odpisie może do końca r. 1649, niektóre części zginęły lub uległy zniszczeniu. Zginęła wtedy z pewnością cała początkowa część czystopisu Dyaryusza, odnosząca się do okresu czasu po rok 1643, a opatrzona w odpisie paginacyą od liczby 1 do 382, zginęła dalej część odpisu, zawierająca Dyaryusz wypadków z drugiej połowy grudnia r. 1647 (począwszy od 17 t. mies.) zginęły dalej całe roczniki z dwóch lat następnych (1648 i 1649), a wreszcie i znaczna część odpisu dyaryusza z r. 1650 (z czasu od 6-go kwietnia do końca roku). Nie jestto bynajmniej pusty domysl; bo mamy całkiem autentyczne świadectwo źródłowe, dające nam pewność, iż dwór Oświęcimów w Potoku pod Krosnem, w którym mieszkał autor Dyaryusza, uległ w pierwszej połowie r. 1657, jeszcze za życia Stanisława Oświęcima (zmarłego około września t. r.), zupełnemu zniszczeniu z rąk nieprzyjaciela (niezawodnie wojsk Rakoczego). Przechował się mianowicie w archiwum klasztoru OO. Franciszkanów w Krośnie odpis transakcyi, którą ułożyli między sobą członkowie rodziny Oświęcimów bezpośrednio po śmierci Stanisława, autora Dyaryusza (z datą 28 września r. 1657); a właśnie w tym akcie znajdują się kilka razy ponawiane wzmianki jużto o zniszczonym dworze potockim, już też o placu, gdzie był dwór dawny, tego roku przez nieprzyjaciela zniesiony w Potoku. Bardzo łatwo więc być może, że wówczas właśnie niektóre fascykuły nieoprawnego jeszcze odpisu Dyaryusza uległy zgubie czy też zniszczeniu. Ponieważ na zachowanych częściach odpisu nie znać śladu ognia, trzeba przypuszczać, że czy to samże Oświęcim, czy ktoś z jego domowników, ratujący pospiesznie co się dało z dworu potockiego wobec nadciągającego nieprzyjaciela, uwożąc także i odpis Dyaryusza, niektóre części onego pogubił raczej podczas szybkiej ucieczki i pogubionych fascykułów już nigdy nie odnalazł. Jeżeli zechcemy się trzymać wszystkich wyrażonych powyżej domysłów i zgodzić na dostatecznie, jak sądzimy, uzasadniony związek tychże ze źródłowo stwierdzonymi faktami, to bez żadnych trudności za pomocą przypuszczeń i faktów zdołamy wyjaśnić przyczyny znanych braków w tekscie oprawnego kodeksu Dyaryusza, jak nie mniej dziwnego na pozór układu całego tego rekopisu i wszelkich nieporządków w paginacyi. Gdy Oświęcim zgromadził i uporządkował ocalone części Dyaryusza, pierwszą jego myślą było nieza

Oświecim.

b

« PoprzedniaDalej »