Obrazy na stronie
PDF
ePub

rządną całość. Wiele jeszcze czasu upłynie, zanim ich podania, pieśni i klechdy, pod wielą względami interesujące naukę, zostaną zebrane; te które przetłumaczyłem, przypadkowo wpadły w moje ucho i w uszy kilku ciekawych literatów rossyjskich, dostatecznie jednak wskazują nam kierunek i barwę buryackiej wyobraźni.

W tych bajkach i podaniach uderza nas niewinna, lekka fantazya, będąca w sprzeczności z grubém i brudném życiem Buryatów. Kary, które dosięgają nieposłuszne dzieci, wiarołomców i pysznych, dowodzą, iż pojęcia wyższej moralności zaczęły się wykluwać w duszach na wpół-dzikiego ludu. Wiara w bóstwa przebywające w naturze, cudowna ich opieka i interesowanie się losem ludzi, skarby, których pilnują a obdarzają niemi śmiałków, co aż do nich dotrą, nie są tylko artykułami wiary buryackiej. Wszystkie ludy wierzą w nie i posiadają powieści opisujące skarby i różne wypadki, jakie spotykały tych, co je posiąść chcieli. Ta wspólność pojęć u rozmaitych ludów i jednakowe malowanie szczegółów gminnej wiary, dla nas jest faktem, dowodzącym wspólnego początku całego rodzaju ludzkiego.

Powieść o Dzambie pochodzi zapewne z czasów, w których mongolskie ludy, jakby pchnięte ręką Bożą, ruszyły ze swoich koczowisk, i chociaż słabe, głupie, nędzne, pokonały świat, spaliły i zniszczyły wszystko, co na drodze znalazły; aż wreszcie wpadły w odrętwienie, dawną słabość, zostawiwszy nasiona swojej dzikiej myśli w systematach politycznych różnych państw.

Podań i powieści o Czyngishanie nie mało kursuje pomiędzy Buryatami; zebranie ich rzucićby mogło światło na tę straszną postać historyi średnich wieków. Wspomnienia dawnej ich wielkości nie ocucają zmarniałych serc tego ludu, nie pchają go do żadnej nowej wielkości. Chociaż więc podania te nie mają w sobie elementów ożywiania, zawsze przecież ciekawsze są od bajek o skarbach, ptakach i duchach.

Słyszałem starego Buryata, dowodzącego, że raj ziemski był nad Amurem: že ztąd ludzie rozeszli się po świecie; że ziemia ich nietylko jest kolebką rodu ludzkiego, ale szczególniéj jest kolebką wszystkich królów, carów

i hanów. Wszyscy monarchowie pochodzą od ich dawnych hanów: jedni poszli na Południe i tam cera ich zżółkła, inni na Zachód i Północ i cera ich zbielała.

Otóż takieto pojęcia, gadania, takie wierzenia i baśni, są bardzo pożądanemi w tworzącej się dopiéro nauce etnologii. One wskazują na stan rozumu i duszy, i są jakby wskazówką drogi, po której lud każdy pójdzie. W naszych oczach drogoskaz ten moralny wskazuje drogę, na której Buryaci, tracąc swą ludowość (1), zleją się, spłyną w jednolitą massę z Rossyanami.

Słyszałem także z ust kilku Buryatów podanie o brzozie. Brzoza biała, mówili oni, nie rosła w dawnych czasach w puszczach Syberyi; gdzie tylko wyrosła, zwiastowała nadejście Rossyan i prędkie opanowanie przez nich téj ziemi: pokazała się naprzód nad Tabolem, Jenissejem i wnet za nią tamte ziemie Rossyanie posiedli; wyrosła nad Angarą, za Bajkałem, prędko téż potém przybyli w te strony i Rossyanie.

Brzozy rośnie wielkie mnóstwo w Syberyi; rośnie nawet w miejscach niedostępnych, w puszczach, których noga człowieka nigdy nie dotykała; wątpię więc, czy podanie, które utrzymuje, że dawniej brzoza nie rosła w Syberyi, ma prawdę za sobą Podanie to nietylko pomiędzy Buryatami, ale i pomiędzy Mongołami chińskiemi jest rozszerzone, i oni brzozę nazywają ruskiém drzewem i także uważają ją na swoich stepach za znak, iż kiedyś Rossyanie będą nad niemi panowali.

(1) Ludowość, niższy stopień narodowości. Jestto narodowość bez samoistnego elementu w ważniejszych kierunkach życia ludzkiego.

KRONIKA PARYZKA

LITERACKA, NAUKOWA IARTYSTYCZNA.

La Mer, Micheleta.-,,Bezczelni," komedya Augiego w pięciu aktach.—„Bal maskowy," opera Verdego we czterech aktach.-Les Grandes Usines de France przez pana Turgan.-Wiadomości naukowe.

Michelet wydał nową książkę pod tytułem „Morze.” Należy ona do dzieł stworzonych wedle ostatniej maniery sławnego historyka, który jak Rafael, miał ich kilka.

Od kilku lat mianowicie, zupełnie przeobrażone ostre pióro genialnego autora Historyi rewolucyi francuzkiej, spłodziło kilka studyów miękkich, niby parę rozdziałów oderwanych od jakiejś ogromnéj encyklopedyi lirycznéj. Ptak, Owad, Kobieta, Miłość, kolejno zajmowały uwagę francuzkiej powszechności, wierzącej szczerze w święte natchnienia Micheleta jako pisarza; professorowi wdzięcznéj za porzucenie bakalarskiej odwiecznéj rutyny i oklepanych poglądów; historykowi wreszcie, dozwalającéj jeźli nie przekonać się, to uwieść nieraz, dla miłości jego dzielnego ducha i dobrych dążności.

Dziś tedy, z niemniejszą sympatyą dla autora, Paryżanie dumają nad Morzem jego, książką poetyczno-naukową, w której jak w zwierciedle odbijają się wszelkie fizyognomie potężnego żywiołu: jego burze i cisze, dąsy i uśmiechy, ryby i muszle, perły i korale.

Studyum jest doskonale uporządkowane. Autor nie ma pretensyi bawić czytelnika: jak zwykle, tak i tą razą wyżej sięga; ponieważ zaś dotknięte przedmioty nie są natury rozpalającej, opisy ich nie wywołują też w Paryżu

pół-uśmiechów i całkowitych żartów, do których tak szerokie pole otworzyły dowcipnisiom poprzedzające utwory Micheleta.

Jednak nie zupełnie wyleczony szyderstwem ródaków, autor „Kobiety" wciąż prawem miłości przejęty, jeszcze nazbyt długo i nazbyt con amore zastanawia się nad płodnością śledzi i stokfiszów: co zresztą, czytelnik przebacza mu chętnie, odczytawszy dalsze rozdziały, a mianowicie rozdział poświęcony perłom, gdzie całą piękność Micheletowskiego stylu odnajduje; jak niemniej przesadę, która utworom jego nadaje pewne podobieństwo do obrazów Delacroix.

Rozdział o perłach i perłowej macicy, niby uwertura do Il Matrimognio Segretto, zaczyna się od tych słodkobrzmiących wyrazów:

Rozumiem ja dobrze, czemu w obec perły, nieświadome a lube serce marzącej kobiety, rozczula się bezwiednie. Perła nie jest osobą, ale téż nie jest rzeczą: całe przeznaczenie w niej złożone.

„Jakażto luba białość! a raczej jaka niewinność, chciałem powiedzieć dziewicza, lecz nie, wyższa od niej: dzie wice i dziewczątka choćby najsłodsze, mają zawsze w sobie nieco zielenizny młodości; niewinność perły więcej jest podobną do niewinnéj małżonki, czystéj, ale poddanéj miłości."

Daléj Michelet coraz więcej w subtelnościach lirycznych się roztapia: mówi, że perła „czułość rozczula,” że ,,błysk dyamentu ubliża błyskawicy miłości;” dalej jeszcze, spotykamy ustęp taki:

„Perła zdaje się być zakochana w kobiécie, a kobiéta w perle. Kobiéty północne, skoro je raz na szyi zawieszą, już ich nie zdejmują nigdy. Noszą je dzień i noc, chowają pod odzieżą; perła, jak jedwab, napawa się ich wonią i życie ich pije: nieznana siła w nie przechodzi; cnota téj, którą kochamy, w nie wsiąka. Skoro dużo nocy przespała na jéj piersiach, w jej cieple; skoro zbursztynowała się od jej skóry i nabrała owéj cery żółtawéj, która serca w malignę wtrąca: klejnot przestaje być klejnotem, a staje się częścią osoby, rzeczą, na którą już obojętne oko patrzéć nie powinno: jeden tylko ma prawo go

Tom I. Marzec 1861.

70

znać, i na tym naszyjniku odkrywać tajemnice ukochanéj osoby."

W ten sposób pisze Michelet historyą naturalną. Jest w niej wiele czucia, nie przeczę, ale ją psuje wymuszoność, namysł, widoczny trud jakiś mózgu, zdradzający, że te piękne słowa nie z serca same trysły, ale przez wyobraźnią w głowie pracowicie wyszukane zostały.

Cóżkolwiekbądź Morze jest książką nadobną i przyjemną, której najwięcej rozprzedadzą księgarnie przy drogach żelaznych, bo każda jadąca do Dieppe lub Ostendy piękna pani, będzie chciała naocznie obaczyć w morzu to, co w niém tak bystro dojrzał i tak powabnie opisał czuły naturalista.

Pięcio-aktowa komedya pana Augier les Effrontés, jest uważana za najważniejszy utwór sceniczny ubiegłego miesiąca: najprzód dlatego, że w pięciu aktach; powtóre, że w Théâtre Francais przedstawiona; po trzecie, że przez akademika napisana. Czy bez tego ostatniego tytułu, byłaby weszła do teatru francuzkiego? o tém wątpić się godzi, tém więcej, że przedmiot sztuki już oddawna wyczerpany, nie przedstawia żadnego zajęcia, a portrety wyciągnięte z ciemnej galeryi typów zapomnianych, nie znajdują sobie podobnych wzorów w znanym świecie.

Komedya jest satyrą dziennikarzy i spekulantów, tych, co piszą paszkwile, lub zarabiają nie sumiennie grosze. Czemu te a nie inne lotry po milion razy spoliczkowane, zwrócili szczególną uwagę pana Augier, i wyłącznie na nazwę bezczelnych zasłużyli, nie wiadomo.

Pierwsze dwa akty obiecują zajmującą komedyą, alè trzy następne nie dotrzymują obietnicy. Ztąd poszło, że z razu obudzony zapał publiczności, stygł powoli, a w końcu zamarzł w dwudziesto-stopniowym mrozie.

Pierwsza scena odbywa się w domu napuszonego bankiera, do którego przybywa dla uregulowania interesów, mały, wychudły człowieczek, nazwiskiem Vernouilhet, zrujnowany dorobkowicz. Bankier przyjmuje go jak bankruta, tojest: jak psa; co widząc obecny rozmowie

« PoprzedniaDalej »