TORQUATO TASSO,
DRAMAT W PIĘCIU AKTACH GÖTHE 'GO.
Eleonory niéma. O, boleśnie,
Boleśniej coraz troska mi porusza Głąb' serca. Nie wiem nawet co się stało, Jak nie wiem który z nich przewinił ciężéj. O, gdybyż przyszła! bo dopiero wtedy Jam rada spotkać brata i Antonia, Gdy skupię myśli, gdy się od niej dowiem, Co już wypadło i co wypaść może.
SCENA DRUGA.
KSIĘŻNICZKA, ELEONORA.
Eleonoro! Powiedz, co tam słychać O przyjaciołach naszych? co się stało?
Niewiele o tém niosę ci nowego.
Sprzeczali się i Tasso dobył miecza,
Gdy brat twój nadszedł; lecz z pozoru sądząc, Zda się że Tasso był przyczyną zwady. Antonio swobodny i ma przystęp
Do boku księcia; Tasso zaś skazany W pokoju swym pozostać.
Że téż tak rzadko człowiek słucha głosu, Co czystą, cichą w sercu dźwięczy struną! Toż nieraz w piersi bóstwo nam przemawia I uczy, czego strzedz się, a co robić. Antonio dziś rano skrytszym jeszcze, Zimniejszym mi się wydał jak zwyczajnie; Duch mnie ostrzegał, kiedy przy nim stanął Nasz Tasso. Weźmy tylko cechy obu
Zewnętrzne nawet: wzrok, oblicze, mowę,
Ruch każdy, wszystko, wszystko tam w sprzeczności! Przenigdy miłość serc ich nie połączy.
A jednak łudzić mogłam się nadzieją, Że obaj męże zacni i rozsądni, Przychylni obaj dla mnie, będą wkrótce I sobie wzajem przyjaciołmi. Tasso
Z młodzieńczym pragnął oddać się zapałem. O gdybym wcześniej była pomówiła Z Antoniem, lecz nie chciałam tak odrazu I natarczywie chwalić mu młodziana; Liczyłam trochę na ogładę dworską, Na ugrzecznienie owo, co to zwykle I nieprzyjaciół powstrzymywać zdoła; Nie spodziewałam się w dojrzałym mężu Téj porywczości. Ale złe się stało! Poradźże teraz, jakby je złagodzić?
Że trudno tutaj radzić, to wypływa
Z twych własnych słów; boć nie jestto zwyczajne
Umysłów wrzących nieporozumienie, Co je nietrudno załagodzić słowy Lub téż orężem. Tu naprzeciw siebie Dwóch mężów stawa, co dlatego tylko Nieprzyjaciołmi są, że ich natura W jednego męża ciało nie ulała. Niech zechcą kiedyś działać w połączeniu, A pozyskają wszystkie życia dary. I jam ich godzić chciała, ale widzę Ze niepodobna. Po dzisiejszéj zwadzie Wiem że nastąpić może pojednanie; Lecz kto za przyszłość nam zaręczyć zdoła? Więc lepiej, żeby Tasso na czas jakiś Wyjechał do Florencyi albo Rzymu; Zdążyłabym tam za nim i już snadnie Na umysł jego mogłabym podziałać. Tymczasem tybyś tutaj się starała Antonia, dzisiaj prawie nam obcego, Do siebie zbliżyć i do swych przyjaciół: A tak, co teraz niepodobném zda się, Czas może sprawi.
Ty używać pragniesz, A ja wszystkiego mam być pozbawioną?
Wszak tego tylko, czegobyś w tym razie I tak swobodnie posiąść już nie mogła.
Więc mam się sama pozbyć przyjaciela?
Na pozór pozbyć, żeby go zachować.
Brat mój nie zechce zwolnić go zapewne.
Na prośbę naszą chętnie to uczyni.
I któż potępi siebie w przyjacielu?
Ocalisz przez to przyjaciela w sobie.
Na taki środek nigdy nie zezwolę.
Więc czekaj póki złe się nie powiększy.
Udręczasz mnie, zapewne bez potrzeby.
•Ujrzymy wkrótce może kto miał słuszność.
Gdy tak być musi, to mnie nie zapytuj.
Kto chcieć potrafi, ten zwycięża boleść.
Chcieć tu nie mogę; więc i tak niech będzie, Lecz niech na długo ztąd się nie oddala. A postarajmy się, Eleonoro,
By tam przynajmniej jemu nie zbywało Na niczém, żeby książę w oddaleniu Go nie opuszczał. O to proś Antonia, On wiele może u mojego brata, A mścić urazy pewnie się nie zechce.
Twe słowo jedno więcéjby znaczyło.
Wiesz że za sobą ani za swoimi Nie umiem prosić. Lubię żyć w zaciszy; Od brata mego tylko to przyjmuję, Co sam dać zechce. Dawniéj nieraz o to Czyniono mi wyrzuty:,,Jesteś skromną, Mawiano, w wymaganiach swych, to pięknie; Lecz jesteś nią tak bardzo, że już nawet I potrzeb swych przyjaciół czuć nie umiész Dość żywo." A jam znosić to musiała. Tém bardziej teraz cieszę się, że mogę Przyjacielowi chociaż raz dopomódz. Po matce spadek właśnie mi przypada, I chętnie przyszłość Tassa nim zapewnię.
A ja, księżniczko, będę mogła także Okazać mu się chętną i przyjazną. Wiesz że nie umié rządzić się; więc trzeba, By zręcznie ktoś pomocy mu udzielał.
To zabierz go! Gdy ja go stracić muszę, O ciebie jednę nie zazdrosnam. Widzę Ze lepiej tak, i boleść tę przyjmuję; Już taka moja od dzieciństwa dola. W połowie tylko szczęście ten utraca, Kto nigdy na nie liczyć nie mógł stale. ELEONORA.
Spodziewam się że będziesz tak szczęśliwą, Jak tego godną jesteś.
Któż jest szczęśliwym? Brat mój mógłby może Być nim, bo znosi mężnie każdą dolę, Lecz czyliż los i jego nie zawodzi?
Czyż siostra moja d'Urbino szczęśliwa? Szlachetnéj sercem, pięknéj téj niewieście Bóg nie dał dziatek, a choć mąż ją ceni, To przecież radość w dom jéj nie zawita. A matce naszéj na co zdał się rozum, Na co nauka i podniosła wola? Czyż to od błędu mogło ją uchronić? (1). Nas jej zabrano, a gdy umiérała, I téj pociechy nie mieliśmy nawet, By ją zobaczyć z Bogiem pojednaną.
O nie wyszukuj, czego komu braknie: Patrz raczej na to, co mu pozostaje! Masz sama wiele.
KSIĘŻNICZKA.
Wiele, Leonoro,
Mam cierpliwości. Od dzieciństwa mogłam
(1) Renata, córka Ludwika XII, króla francuzkiego, była małżonką Herkulesa, księcia Ferrary, a matką Alfonsa i księżniczki. Pani ta skłaniała się ku ideom reformacyi i kiedy Kalwin r. 1533 uchodzić musiał z Francyi, dala u u siebie schronienie.
« PoprzedniaDalej » |