Obrazy na stronie
PDF
ePub

drzewa z lasów rządowych, na budowę mostów wyasygnowanego; którą dla oryginalności przytaczamy w całości.

,Daruj, szanowny prezesie,
Że w rządowym interesie,
W pokrzywdzeniu osobistém,
Zatrudniam cię moim listem.

Król, namiestnik, senat, rada,
Wszystko to nam zapowiada:
Że tam ludziom jakby w rajn,
Gdzie są mosty dobre w kraju.

Ja, co kraj kocham nad życie,
Chcąc mu służyć należycie,
Wziąłem sposób bardzo prosty,
Ponaprawiać wszystkie mosty.

Kommissy a zaś wojewódzka,
Równie czuła, równie ludzka,
Postępując z duchem czasu,
Kazała dać drzewo z lasu.

Lecz ten djabli nadleśniczy
Widać źle krajowi życzy ;
Ślę do niego, prośby, himny,
A on na to wszystko zimny.

Tymczasem ktoś jadąc w drogę,
Gdy koń w moście łamie nogę,
Nie wchodząc w dalsze przyczyny,
Skarży za to wójta gminy.

Trwożny więc o mą szkatułkę,
Drzewo, co bylo na szkółkę,
Wziąłem i z trudem nie malém,
W moście dziury połatałem.

Lecz tu znowu nowa strata,
Ucierpi na tém oświata;
Bo to wcale sposób nowy,
Wspierać nogi kosztem głowy!

Ksiądz, komisarz sprawiedliwy,

Ale na to bardzo tkliwy;
Gdy mu kto drzewo naruszy,
Natrze mi potężnie uszy.

Tak się boję zewsząd straty,
Komisarza i procesów:
Wybaw mnie z tej tarapaty,

O! najzacniejszy z prezesów!

Boże! co patrzysz na ludzkie cierpienia,

Widzisz jak co dzień łzy leję;

Wléj w urząd lepszéj litości natchnienia,

Mnie daj cierpliwość, nadzieję.

A jeśli Twego prawa się wyrzekli,

W występkach zapamiętali;

Bodaj ich djabli przy tém drzewie piekli,
Co mi go dotąd nie dali!

Niechaj dym z chrustu, serca ich powędzi,
A w każdorocznej porębie

Bodajby wisiał na miejscu żołędzi,

Urzędnik leśny na dębie!

Gdy cierpliwości przechodzi granice;
Błagam cię o rządzco światów,

Zamień sosnowe lasy w szubienicę!
Dębowe, w trzonki do batów.

Rozczytując opisy puszcz i borów, z których tylko już nie ślady wyraźne, ale wspominki w nazwiskach jedynie zostały, smutek przejmuje serce, jak sprawdziły się wieszczące słowa Jana Kochanowskiego w jego Satyrze. Dobrze przynajmniéj, bo lepiéj póżno, jak nigdy, brać się do uratowania resztek bogactwa narodowego; a dobrze nam wróżą prace młodych leśników, z których widzimy zapał do swego zawodu i staranne badania naukowe w tym przedmiocie; przyjmujemy przeto ze współczuciem tę,,Wiązankę w większej części z młodych latorośli umysłowych pod cieniami drzew leśnych wzrosłych," jak wstęp do Rocznika wyraża; mając nie wątpliwą nadzieję, że w następnych latach redakcya obmyśli potrzebne środki i zasoby do rozszerzenia ram jego i udoskonalenia.

K. WI. W.

ROZMAITOŚCI.

DELIBABA.

Legenda awaro magiarska.

Żaden lud nie ma większéj czci dla ojczyzny, od ludu węgierskie

go. Miłość narodowości jest u niego uczuciem powszechném i głębokiém, i panuje nad nim wyłącznie. Jego historyczne wspomnienia, do jakiegokolwiek odnoszą się czasu, żyją w pamięci wszystkich; nic téż dziwnego, że w najdalszych górach siedmiogrodzkich słyszymy, jak pasterze Szeklery opowiadają powieści o Atylli, téj największej postaci z narodowych legend.

Tradycye ludowe krążą mianowicie około dwóch przedmiotów: uwieczniają pamięć nieśmiertelnych wojen, które Węgrzy prowadzili przeciw Turkom, lub téż kréślą historyą ludu madziarskiego, podczas jego koczowniczych wędrówek, sięgając głębokiej starożytności. Pierwsze z tych tradycyj są ścisłe, nie zbyt poetyczne i samą tylko ważnością przedmiotu uderzają myśl słuchacza; przeciwnie zaś w legendach starożytnych, kwitnie wschodnia wyobraźnia ludu węgierskiego. Około jakiegoś historycznego podania (gdyż kryje się zawsze rzeczywisty fakt w głębi bajki) gromadzą się szczegóły, stworzone fantazyą ludu pod wpływem silnego uczucia lub też poprostu wywołane wpływem miejscowości.

Pasterze są głównemi piastunami tych podań. Do nichto udać się trzeba, aby objaśnić to, o czém mówią niedokładnie lub milczą. Rozbójnicy są niemniej świadomi tradycyj miejscowych, a ponieważ o nich tu mowa, dodamy, iż rzemiosło bandyty odbywa się tam z niejaką godnością i zachowało ów charakter heroiczny, na jakim Szyller osnuł jeden z dramatów swoich. Rozmowy nasze z bajarzami rozmaitego rodzaju, których zdarzyło nam się napotkać czyło pod gołém niebem w noc letnią, czy też przy ognisku w chacie, dały nam poznać nie jednę poetyczną legendę, nie jednę prawdziwie zajmującą powieść.

Oto jest podanie z czasu panowania Awarów:

Dawno, bardzo dawno temu, oceany lat odtąd przepłynęły, wprzód jeszcze, nim lud madziarski zamieszkał w swojej pięknej ojczyznie, król Longobardów Rud opanował Panonią mocą ramienia swego. Fale Dunaju skrapiały jego królestwo; wzniósł on obóz na żyznych brzegach rzeki. Rad był walecznym bohatérem, postawy olbrzymiéj: trzech ludzi nie dźwignęło jego ciężkiego topora, oblicze dzikie pokrywała gęsta ruda broda, a oko wymowniejsze było niż usta. On i towarzysze jego żyli tylko dla wojny i łupu. Wybiegali z obozu jakby roje os, wciąż goniąc za wojenną przygodą. Kogo nieszczęśliwy traf postawił przeciw niemu, ten nie opowiadał już swoim, co mu się w boju wydarzyło.

Dnia jednego, kiedy Rad miał stoczyć walną bitwę, przyzwał na pomoc Czorsza, pięknego króla Awarów. Tam, kedy się toczą fale Cissy, Czorsz i Awarowie wsiedli na koń z dzikim zapałem, a kiedy dwaj króle spotkali się z sobą, wszystko nikło pod ich stopami jakby zmiecione burzą. Bitwa krótka była, ale krwawa. Kiedy Rad zadał śmiertelny cios nieprzyjacielowi, spełnił z Czorszem puhar na cześć zwycięztwa. Podzielono łupy i wszyscy wojownicy radzi byli z działu swego. Ale Czorsz nie przyjął naznaczonej mu części, gdyż serce jego dalej jeszcze sięgało; pragnął on otrzymać rękę córki Rada, pięknej Delibaby: w niej widzial jedynie godną nagrodę przymierza.

Marzenia jego spoczęły na pięknej róży stepu; wdzięki młodéj dziewicy podbiły serce wojownika. Przysiągł, że ją posiędzie, ,,chociażby ziemia rozpaść się miała pod nim, chociażby niebo runęło mu na głowę." Kiedy Rad przywiódł do obozu zastępy swoje oddychające wojną, Czorsz ozwał się doń w te słowa:,,Radzie, dobry sąsiedzie i dobry sprzymierzeńcze mój, władzco pięknéj Panonii! Czorsz, którego rybne wybrzeża Cissy uznają za pana, walczył razem z tobą w wojnie, a odważni jego Awarowie gotowi żyć i umierać dla ciebie. Potęga jego wielka, ale niebawem wzmoże się jeszcze bardziéj: w nagrodę bitwy blaga cię o piękną Delibabę."

Młode serce pięknej Delibaby silnie uderzyło na te słowa; uczuła słodkie wzruszenie, a uczucie to było tajemną miłością i zapłonęło nieśmiertelnym płomieniem dla pięknego Czorsza. Lecz w głowie Rada krył się tajemny zamiar. Lękał się obrazić Czorsza; a ponieważ zamyślał wydrzéć mu królestwo, nie chciał mu oddać córki. Rad, zastanowił się, a dziki wzrok jego rzucał błyskawice. Nakoniec chytry umysł taką mu poszepnął odpowiedź:,,Nie opieram się, Czorszu, aby córka moja była twą narzeczoną; ale zważ dobrze nie posiędziesz jéj dotąd, dopóki nie popłyniesz z nią wodą na brzegi Cissy, zkąd przybyłeś tu lądem. Daj mi dowód potęgi, o której mówisz, a Rad odda córkę w twoje ręce." Zaledwie Czorsz posłyszał ten wyrok, ruszył ze swojemi do obozu. Rumak biały jak śnieg pędzi pod nim, a lotny jak myśl jednym skokiem przypada nad Cissę. Podczas drogi na gorące oblicze króla spływały słodkim potokiem westchnienia Delibaby. W pobliżu Cissy,

która podmywa nurtem konary wierzb zielonych tysiące tysięcy rąk rozkopuje darninę. Wszystek lud Czorsza garnie się rojem; wielcy i mali, młodzi i starzy, pracują do upadłego: cała ludność porusza się jak mrowisko. Pracują żarliwie, pracują dniem i nocą, o rannym świcie i o wieczornym zmroku i głęboki rów tworzy się za tym zastępem pracowników: idzie on od Cissy do Dunaju i rozciąga się z dniem każdym. Oko Czorsza śledzi postęp pracy: gdy robotnicy padają od znużenia, słowa jego budzą w nich nowe siły.

Piękna Delibaba pogląda z westchnieniem ku wschodowi: nadzieja, obawa, miłość, miotają nią na przemiany. Po nocy bezsennéj, gdy ostra strzała boleści nie dała jej spocząć, zorza zesłała sen na jej załzawione powieki. W tym śnie widziała czarodziejski świat; tysiące zaklętych obrazów jawiło się i nikło na przemiany. Widziała rozkochanego króla Czorsza i ciężką pracę jego dokonaną, a oblubieniec w tryumfie unosił się na falach: obudziła się szczęśliwa i upojona słodkim snem. Czekała, długo czekała, rychło fale przyniosą oblubieńca; lecz daremne były nadzieje, daremna tęsknota dziewicy: albowiem grom niebieski strącił króla Czorsza z ognistego rumaka, podczas gdy pędził wzdłuż kanału. Ten, który nie miał równego sobie w bitwie, padł ugodzony potężną ręką Bożą.

Nieszczęśliwa Delibaba! jakże srogą byla jéj boleść! Skonała jakby wietrzyk poranny.... Ale kiedy słońce sieje promienie po nieskończonym widnokręgu, Delibaba powraca, powraca drżąca, rozwija skrzydła powietrzne i krąży po nad stepem. Szuka mogiły Czorsza, ale jej nie znajduje; i dziś jeszcze płacze tego, którego we łzach oczekiwała. Zalewa morzem łez widnokrąg cały i rozmyśla nad błogim snem, jaki miała niegdyś, albowiem fale napełniają kanał Czorsza.

Według tradycyi wieśniak madziarski daje nazwę Delibaby (wieszczki południowéj) odbiciu promieni słonecznych, które się często pojawia na płaszczyznach węgierskich.

« PoprzedniaDalej »