Obrazy na stronie
PDF
ePub

ciągnięcie pod jedno stanowisko względów między sobą niesolidarnych, tak samo jak w następującém wyrzeczeniu o Konarskim: „Nie zmieniłby zapewne tego, co się już wyrabiało w narodzie, ale czemuż pomagał złemu? Tutaj Konarski pokazał rozum wcale niegłęboki i jeżeli czuł potrzebę reformy, brać się do niej nie umiał, i ztąd kiedy panowie zrucali (zrzucali) kontusze i župany, kiedy panięta od urodzenia zaczęły mówić po francuzku, a dopiéro już potém uczyły się po polsku, jeździły do Francyi, a po dworach duków i markizów wycierały się; kiedy na samym dworze Ludwika XV przyglądały się rozpuście, gdy wolteryanistów i encyklopedystów zaczęło się u nas mnożyć: u nas zerwanie z przeszłością nastąpiło stanowcze, naród wypaczył się z kolei, po której szedł od wieków i sam nie wiedział gdzie (dokąd) dąży. Z panowaniem Stanisława Augusta wstąpiła na tron i owa nienarodowa francuzomania. Ludzie światli nowéj epoki także źle robić nie chcieli, a złe jednak się stało. Jeżeli rzeczywiście już od trzech pokoleń, bo od Jana Kazimierza, zetknięcie się z wpływem francuzkim coraz bardziej wzrastało, jeżeli rzeczywiście postęp tego wpływu wyrabiał się w narodzie z taką siłą historycznej potęgi, że Konarski nie zmieniłby tego choćby chciał; to zdaje się, że Konarski nie pokazał rozumu wcale niegłębokiego, skoro stanął na faktycznym gruncie w celu zmniejszenia złych skutków, a sprowadzenia dobrych, bo z potęgą dziejową tak jest jak z naturą, któréj non imperatur nisi parendo; a wstrzymanie się od wywierania możliwego wpływu również nie cechowałoby głębokiego rozumu i obywatelskiego serca, zwłaszcza obok szerzącego się, jak p. Bartoszewicz wyznaje, zepsucia obyczajów, poczęści zależnie, poczęści zaś niezależnie od francuzkiego wpływu, a najwięcej za gorszącym przykladem od tronu i od sfer blizkich tronu, także od czasów Jana Kazimierza. Jak trudno byłoby w czasach Konarskiego natrafić na jakikolwiek kierunek ogólnego życia zupełnie niedostępny wpływom epoki, służyć może za dowód konfederacya barska, w któréj lubimy upatrywać manifestacyą narodowych dążeń i prawéj tradycyi, bo przecież ta konfederacya popierana przez francuzką politykę, dowodzona w znacznej części przez francuzkich oficerów, odwoływała się do francuzkich filozofów o zdanie co do naprawy rządu i od najgłośniejszego z nich otrzymała rady wprawdzie nie bardzo praktyczne, ale w zasadzie nie odwodzące od narodowości i tradycyi. Z tego wszystkiego możnaby wnosić, że p. Bartoszewicz podniecając w uczniu skłonność do potępiających sądów w mate

Tom I. Luty 1861.

53

ryi sumienia, nie nadaje jednakże tym sądom mocnéj i konsekwentnéj podstawy, nie można także pominąć tej uwagi, że zachodzi tu jeszcze kwestya, że tak powiem, juryzdykcyjna, która, ze stanowiska zwłaszcza edukacyjnego, na pewien wzgląd zasługuje.. Mogłoby się bowiem zdawać, że p. Bartoszewicz nie jest dostatecznie przekonanym o skuteczności juryzdykcyi kościelnéj w rzeczach wiary i sumienia, skoro przy takich np. sądach o Konarskim i Krasickim, albo o biskupach Księztwa i Królestwa nominowanych między r. 1808 a 1820, nie daje poznać, żeby ci dygnitarze duchowni podlegać mieli klątwom lub cenzurom kościelnym, żeby szerzyli nieupoważnione dogmata lub okazywali skłonność do oderwania się od jedności kościoła. P. Bartoszewiczowi wiadomo, że w kościele katolickim, jako w żyjącym organizmie, dopuszcza się w pewnych granicach swoboda ruchu umysłowego, której zakres pięknie oznaczył św. Augustyn, mówiąc, iż zachowaną być powinna in necessariis unitas, in dubiis libertas, in omnibus charitas. Otóż ta właśnie in omnibus charitas, nie powinnaby wychodzić z pamięci, zwłaszcza kiedy się pisze książkę edukacyjną. Ta charitas powinnaby nas skłonić do tego, żeby jeżeli nam się nasunie jaki domysł niekorzystny o rozumie lub charakterze bliźniego, choćby ten bliźni był już w grobie, zanim nasz domysł ogłosimy, sprawdzić go wprzódy z faktami, a przynajmniej oprzeć na wielkiém prawdopodobieństwie. Takiéj zalety przyznać nie można następującemu np. zdaniu o Kołłątaju: ,,Stronnik energicznych środków, Sieyès polski, nie mówił wprawdzie tego głośno, boby nie wywarł wpływu i sam się zgubił, ale pragnął w duszy zniesienia przywileju szlacheckiego i był za oddaniem rządu w ręce mieszczaństwa" (str. 456). Trudno jakoś przypuścić, żeby ten uczony minister nie wiedział, że nawet zaniechanie przywileju szlacheckiego aniby szlachectwa nie znosiło, aniby nie przeniosło siły rządowéj do miast; albo też, żeby z przyznaną mu energią zgadzał się przypisany mu zamiar oparcia władzy na słabém mieszczaństwie narodowém, które żadnym sposobem rządu utworzyć, a tém bardziej utrzymaćby go nie mogło. Dobrze to przynajmniéj, że p. Bartoszewicz przyznaje, że Kołłątaj tego głośno nie mówił, boby inaczej uczeń gotów uwierzyć, że to prawda; ale mniej to można pochwalić, że porównywa Kołłątaja z Sieyèsem, Kołłątaja praktycznego, namiętnego, śmiałego, z Sieyèsem teoretykiem, zimnym i osobiście bardzo ostrożnym. Takie porównania niedaleko prowadzą. Przypominają one porównanie Trembeckiego z Safoną, które

[ocr errors]

p. Bartoszewicz słusznie wytyka (str. 482). Za Księztwa Warszawskiego Kołłątaj ogłosił nie,,jeden tylko Porządek fizycznomoralny" (str. 457), ale nadto Uwagi nad Księztwem Warszawskiém, warte wspomnienia.

W ogólności, całe opowiadanie o nowszéj literaturze począwszy od wieku XVIII (str. 400), nie utrzymuje się na stopniu godności, rozwagi i konsekwentności, jakiej należałoby oczekiwać od historyka, piszącego zwłaszcza dla młodzieży. Epoka najnowsza, tojest współczesna, nawet nie może być traktowaną historycznie, bo brak tu perspektywy historycznéj; niepodobna jeszcze pojedyńczych faktów uporządkować z dostateczną ścisłością, ani téz określić ich związku z innemi zjawiskami życia, których prawdziwe znaczenie i donośność czas dopiéro wykaże; tém bardziej, że fakta życia umysłowego, któremi zajmuje się głównie historya, literatury nie są, tak jak fakta polityczne, kombinacyą interesów zbiorowych, działań indywidualnych i wyższych wpływów niezależnych od usiłowań ludzkich, ale wyrosłe częstokroć niespodziewanie, nie zawsze dają od razu świadectwo o swoim początku, a rozchodząc się powoli i przenosząc się z właściwém sobie obliczem do następnych pokoleń, żywiéj nieraz zajmują potomnych aniżeli współczesnych. Inne są warunki bieżącej krytyki literackiej, inne zaś historyi literatury, a pomieszanie tych dwóch rzeczy odmiennych, tak jak u p. Bartoszewicza, może być jedną z przyczyn, dla których w téj mianowicie części jego książki spotykamy niemało ocenień bezzasadnych lub powierzchownych, tudzież poglądy ogólne nietyle jasne, żeby ucznia prawdziwie oświecić mogły. Jakiż np. pożytek odnieść można z następujących uwag, w których każdy prawie okres zdaje się być zaprzeczeniem poprzedzającego?

,,Literatura nasza dzisiejsza jest na zupełnej drodze ku wszechstronnemu rozwijaniu się. Nauka rzadko błyszczy na firmamencie dzisiejszego naszego piśmiennictwa: częściej uderzają zdolności nie wyrobione, a najczęściéj ani jedne ani drugie. W takim stanie rzeczy, gdy każdy daje (podnosi) głos i sądzi, że ma do tego prawo, nie może się rozwinąć krytyka, któraby wyrywała chwasty, uprawiała pole i pokazywała narodowi, co jest wielkie w jego tworzeniu a co tylko pożyteczne. Piszą wszyscy a mierność wielce jest drażliwa. Czasami nawet ludzie większego talentu i wpływu uwodzą się koteryjnemi widokami i osobistością, a zamiast ułatwiać rzecz krytyce, utrudzają jej sprawę. To, cośmy wygrali, obecnie jest, że świetna poezya pchnęła nas na

[ocr errors]

drogę więcej poważną (poważniejszą) i że obudziła w nas zamiłowanie w studyowaniu dziejów. Ale naród pomimo to nie lubi jeszcze poważniejszej (pożywniejszéj) strawy, przepada za powieściami, a wszystkich w ogóle piszących ma za światła, zaślepia się zaś już zupełnie dla tych, którzy nabyli pewnego prawa do jego względów poczciwą zasługą. Literatura nasza dzisiejsza niezawodnie więcéj ma treści, jak kiedykolwiek i w jakiejkolwiek epoce. Wielu z nas nawet nie pojmuje, że literatura jest dźwignią prawdziwą i ztąd uważa ją jako zabawkę; jesteśmy więc na samym początku okresu. Ale po wszystkiem widzieć możemy, że ziarno rzucone wyda plon bujny" (str. 586).

Nie zatrzymując się dłużéj na téj części historyi literatury polskiej p. Bartoszewicza, która obejmuje czasy od wieku XVIII do r. 1860, z większém już zaufaniem zwrócić się można do głównej części tego dzieła, mieszczącej w sobie na 400 stronnicach historyą literatury piśmiennéj aż do wieku XVIII. Niektóre téj części ustępy dobrze obmyślane, opowiedziane żywo i z uczuciem, do tego stopnia odpowiadają zamiarowi dzieła, iż możnaby je przytoczyć, jako przykład potocznego opowiadania dziejów literatury i umieścić je w podręcznych wypisach dla uczniów. Zaliczyć tu można przedewszystkiem ustęp o Długoszu (od str. 109 do 122), w którym odbija się uczucie wdzięczności narodowéj dla tego znakomitego męża, a przy téj okoliczności należy zrobić uwagę, iż w całej książce najlepsze informacye, jakie z niéj zaczerpnąć można, odnoszą się do historyków, zwłaszcza dawniejszych i że w ostatniéj nawet części dzieła wzmianki o Naruszewiczu i o Lelewelu korzystnie odróżniają się od wielu innych, bo zdają się być napisane z większą powagą i namysłem. Większym jeszcze narracyjnym wdziękiem i kolorytem odznacza się ustęp o Reju (od str. 202 do 218) tchnący nadto tą wyrozumiałością historyczną, jakiéjbyśmy napróżno szukali w ostatniej części téj historyi. Wreszcie oddać należy sprawiedliwość charakterystyce Skargi (od str. 230 do 238), w któréj gorąco i z wielką żywością odpiera p. Bartoszewicz zarzuty dzisiejszych jego przeciwników. Nietylko, że w tym punkcie p. Bartoszewicz ma słuszność, ale mógłby był nawet jeszcze dalej posunąć obronę, bez ujmy świątobliwemu charakterowi najwymowniejszego kaznodziei. W wieku XVI i w ciągu XVII obejrzyjmy się gdziekolwiek po Europie, a we wszystkich obozach znajdziemy to przekonanie, nawet między ludźmi najszczerszemi, najgorętszego serca, najwznioślejszego charakteru, że ów tekst: cogite intrare, należy ro

zumieć literalnie i wprowadzać go w wykonanie, według możności poprostu, bez szczególnego rozróżnienia między środkami materyalnemi lub moralnemi, bezpośrednio lub pośrednio przymusowemi. Srogie dopiéro zawody i doświadczenie wieków doprowadziły do lepszego ocenienia sposobów, jakiemi ludziom na ludzi wpływać wypada. Przy wielkiej gorliwości Skargi, przy jego serdecznej i prostéj wierze dziwićby się należało, gdyby on owo cogite intrare nie tak rozumiał jak drudzy; totéż jego nauki na ten tekst nie odbiegają od właściwych tamtemu wiekowi pojęć, co jednak nie przeszkadza, że sam, jak powiada p. Bartoszewicz, ,działał przekonaniem, nie gwałtem, nie przemocą, działał tak, jak król Batory, a ilu szlachty prawdą rozumowania, siłą swojej wymowy nawrócił, tyle zasług miał nietylko przed Bogiem, ale i przed narodem i warto było wszystkie siły dzielnego umysłu na to poświęcić".

وو

Lecz i w tej nawet części dzieła ogólne poglądy p. Bartoszewicza nie odznaczają się dostateczną ścisłością. W okresie nazwanym przez niego epoką języka makaronicznego i panegiryków, p. Bartoszewicz odsłania oryginalną, obrazową stronę ówczesnego kaznodziejstwa, mieści w tej samej epoce Pamiętniki Paska i Otwinowskiego, historyków jak Piasecki i Kochowski, wreszcie ową wojnę chocimską Wacława Potockiego, o któréj powiada, że jestto w całém znaczeniu tego wyrazu poemat bohatérski, jakiego nam dotąd niedostawało" (str. 362), a jednak w poglądzie ogólnym na ten okres (str. 358) żadnej nie daje wskazówki, służyć mogącej do ustawienia w umyśle tych faktów zgodnie z daną przez siebie charakterystyką epoki.

Pozostanie również coś wątpliwego i niezgodzonego w pojęciach, jeżeli obok zdania o znaczeniu literatury, wyjętego z działu wstępnego pod tytułem: Przygotowania, postawimy inne odnoszące się do epoki Zygmuntowskiej.

,,Piśmiennictwo może być oznaką mniejszéj albo większej działalności jakiego narodu w sferze umysłowéj, może być miarą jego usposobienia i ciekawości, ale dopiéro literatura właściwa stanowi jego bogactwo, jego prawo do mniejszego lub większego szacunku innych narodów; literatura dopiéro pokazuje geniusz narodowy w całej jego świetności” (str. 4).

,,Polacy obok Włochów stali wtenczas (w epoce Zygmuntowskiej) na czele cywilizacyi europejskiej; w polorze, oświeceniu i ludzkości obyczajów nikt podówczas nam i Włochom nie spro、 stał" (str. 140).

« PoprzedniaDalej »