Obrazy na stronie
PDF
ePub

waliśmy oznaczyć donośność zasług położonych przez naszego heraldyka, jeżeli nie dla właściwej historyi, to dla przechowania pamiątek, rozgrzewających serce pomimo pleśni ich pokrywającej. I w saméj téż istocie pogląd dopełniony, wykazuje wieloliczne zasługi Paprockiego na drodze gromadzenia wiadomości o sprawach spółczesnego mu towarzystwa, posługujących za wyborny materyał ku wskrzeszeniu pamiątek ludzi i czynów, oraz napojeniu ich życiem tętniącém przed wiekami. Materyały te bowiem chociaż nie tworzą właściwéj historyi, naukowo pojętej i wystudyowanéj, rozwidniając jednak ciemność roztoczoną po nad społeczeństwem z epoki oddawna ubiegłéj, rozwijając sprężyny przewodniczące jego ruchowi, nasuwają szereg pomysłów i wniosków, udoskonalających ową najwznioślejszą naukę: jak narody powinny żyć i działać. Nie tylko więc nasz heraldyk z Batorowych czasów staje przed nami, jako zbieracz powabnych świeżością i wonią listków chwały narodowej, ale jako dzielny robotnik w winnicy historycznéj, wytrwałością, pracą i zamiłowaniem dostarczający środków do lepszéj jej uprawy i otrzy mania z niéj obfitszych plonów. Oddajmy mu na tém polu cześć a zarazem uczmy się z skreślonych przez niego wzorów, jak kochać należy współbraci i nieść dla nich w ofierze życie. Przejęci zaś dlań tą częścią a nawet wdzięcznością, odczytujmy pilnie Herbarz nie szukając w nim polotu myśli, inspiracyi, analizy lub udatności kształtów, ale jedynie czynów i zasad przewodniczą ́cych naddziadom naszym, ale ciepła i miłości, jaka w piersi ich gorzała dla ziemi rodzinnéj i współziomków. Z tego bowiem stanowiska zapatrując się na dzieło utworzone w zmierzchu przedwiekowéj przeszłości, znajdziemy w niém pokarm, tak dla serca jak i rozumu naszego. A. Adamowicz.

Juliana Bartoszewicza Historya literatury polskiej, potocznym sposobem opowiedziana. Warszawa. 1861. Str. 644.

Tak tytuł, jako téż dedykacya trzem panienkom, które niedługo uczyć się zaczną dziejów literatury polskiej, wreszcie objaśnienia dane na pierwszych téj książki stronnicach, określają jéj charakter o tyle, że należy ją uważać jako napisaną z celem edukacyjnym, jeżeli nie koniecznie dla panien, to przynajmniej w ogólności dla młodzieży uczącej się w szkole lub w domu.

Taki zamiar dzieła o ile z jednéj strony usuwa wymagania co do wyczerpującéj krytyki źródeł, o tyle podnosi takowe co do warunków jasności, rozległości, konsekwencyi w poglądach ogólnych, dobréj wiary w szczegółowych ocenieniach, dobréj podstawy estetycznej i krytycznej w wyjaśnieniach, namysłu w wyborze materyałów, stopniowania w wykładzie, troskliwéj wreszcie poprawności i czystości w stylu. Podobne wymagania nie pokażą się zbytecznemi, jeżeli zwrócimy uwagę na znaczenie wykładu dziejów literatury narodowej w dzisiejszym stanie edukacyi. Nikt dziś nie śmie występować z retoryką i poetyką, nie dlatego tylko, iżby ludzie myślący nie wiedzieli ile ułatwienia przynieść może w rozwinięciu pojęć i zdolności młodzieży analityczna teorya literatury, ale że przy odmiennym dziś sposobie zapatrywania się na wpływ i znaczenie literatury tudzież na warunki twórczości, dawne teorye nie wystarczają, a nowych nie postawiono jeszcze na stopniu odpowiadającym wymaganiom dydaktyki. Inne znowu powody wpłynęły na to, że mniejsze zostawiono pole wykładowi autorów łacińskich, a tém samém przy niedostateczném wdrożeniu umysłu do egzegezy i analogii i szczuplejszém zaopatrzeniu imaginacyi w jasno odrysowane i wykończone typy, jakich literatura starożytna dostarcza, nie łatwo już jest nauczycielowi przewodniczyć skutecznie lekturom ucznia w języku ojczystym, ani téż kierować ćwiczeniami stylowemi, odpowiednio do postępu w rozumieniu literatury pod względem estetycznym i etycznym. Otóż dziś na historyą literatury narodowej spada znaczna część zadania edukacyjnego dawniejszych humaniorów, które tém jeszcze jest utrudnione, że w teraźniejszym stanie naszego piśmiennictwa nie` da się jeszcze skutecznie od historyi słowa oddzielić erudycya starożytnicza i bibliografia, które z celem nie tyle już edukacyjnym ile instrukcyjnym do nauki szkolnej także należeć muszą. Gdyby nie ta nagląca potrzeba zastąpienia czémś analogiczném zachwianych podstaw prawdziwie kształcącej edukacyi, nie oglądalibyśmy zapewne od lat dwudziestu tylu dzieł historyą literatury traktujących, a których w ogólności niedostateczność jest świadectwem wielkiej trudności samego zadania. Bo jeżeli, jak mniema p. Bartoszewicz (str. 613), zawcześnie nam jeszcze zrywać się (porywać się) na historyą polityczną, témbardziej powinnoby się wydawać zawczesném porywanie się na historyą literatury, któréj zrozumienie zależném jest poniekąd od sposobu zapatrywania się na tamtą. Musi więc, przy tak skrzętném zajęciu się historyą literatury, przeważać uznanie jakiejś rzeczywistej po

trzeby, jakoż w ogólności piszący w tym przedmiocie zakładali sobie widocznie mniéj lub więcej określony cel edukacyjny. Ale ponieważ naród jest organizmem, w którym zjawiska jedne z drugiemi w pewnym związku zostają, przeto w ramach historyi literatury pisarze nasi mieszczą zwykle poglądy bezpośrednio odnoszące się do warunków bytu politycznego w przeszłości, do charakterystyki obyczajów, do dziejów wreszcie cywilizacyi i religii, nie wyrzekając się przytém sądów opartych na przekonaniach jawnie wypowiedzianych i postawionych, ile możności, w konse, kwentnym związku z podanemi przez nich świadectwami dziejów. Biorąc rzecz ze stanowiska edukacyjnego, nic nie można zarzucić przeciwko takowemu zetknięciu literatury z pragmatyką i etyką, z tém jedynie zastrzeżeniem, żeby pisarz utrzymał się na stanowisku godności i rozwagi, jaką go natchnąć powinno nietylko rozpamiętywanie dziejów, ale nadto tchnienie wionące z tych wyżyn umysłowych, na które czytelników swoich wprowadza. Nie idzie właściwie o to, żeby poglądy autora były pod każdym względem niewątpliwe lub sądy jego nieomylne, bo cokolwiek nam da szkoła, zawsze to później przejść musi przez próbę własnego namysłu i doświadczenia, ale to jest rzeczą największej wagi, żeby dzieło literackie do edukacyi przeznaczone dało uczniowi wzór sumienności w ustanowieniu premissów na faktycznéj podstawie, tudzież godziwej i prawdziwie historycznej wyrozumiałości na inne stanowiska. Do wyrobienia charakteru przyczynia się górujące nad wszystko uczucie obowiązku, ale pięknie jest, gdy wyższa kulturá zdolnym czyni człowieka do uszanowania dobréj wiary nawet w przeciwniku, a pogardą lub lekceważeniem pokrywa tylko brzydkie pobudki i niedopuszczalne uroszczenia. Przypomnienie tego morału przy rozbiorze dzieła p. Bartoszewicza nie zdaje się być zbyteczném, bo, pomimo pewnych zalet, nie podobna go polecić do wykładu, głównie z powodu doraźnych, nieoględnych, za daleko zapędzonych sądów historycznych i literackich, a nadto z powodu sprzeczności w poglądach i pominięcia najistotniej do historyi literatury należących przedmiotów.

Właściwie, chociaż p. Bartoszewicz utrzymuje (str. 9), że filozoficznego poglądu na dzieje literatury naszéj nie mamy i miéć nie możemy, dopóki szczegóły nie zostaną monograficznie wypracowane; jednakże i sam jest systematykiem, tak dobrze jak każdy pisarz dziejowy nie będący prostym kompilatorem, i w inném miejscu (str. 536) słowami najżywszéj pochwały określa znaczenie filozoficznego właśnie poglądu, jakim są świetne improwizacye 52

Tom L. Luty 1861.

Mickiewicza,,,w których na tle dziejów literatury plemion stowiańskich poeta opowiadał Francyi o naszych losach dawnych. Trudno wystawić sobie (mówi p. Bartoszewicz), do jakiego stopnia poglądy na epoki całe i sądy wieszcza o instytucyach, ludziach i wypadkach, były sprawiedliwe. Natchnieniem prorokował o tém, co było. Nie rozwijał w szczegółach obrazu, więc i nie błądził, a historyk z rzemiosła rzadko który fakt mógł w nim obalić. W sądach zaś, właściwie literackich, słowo Mickiewicza jest ogromną powagą." Powagę sądu Mickiewicza p. Bartoszewicz rozciąga także do znanego pisemka: „,0 krytykach i recenzentach warszawskich,“ i w ogólności słusznie, bo ta żywa i świetna rozprawka, chociaż czysto polemiczna, nie mało się przyczyniła do podniesienia skali pojęć literackich. Nie potrzebnie tylko p. Bartoszewicz w niektórych szczegółach, nie ograniczając się miarą sądów samego Mickiewicza, przesadził ich polemiczny charakter, obostrzywszy je zarzutami wątpliwéj, a przynajmniej nieliterackiéj wartości. Dzieło np. Stanisława Potockiego, O wymowie i stylu, bez wątpienia nie wiele warte: sądy jego literackie, powtarzane jakby coś poważnego, są często powierzchowne lub nawet niedorzeczne.,,Nie obrażę, dodaje Mickiewicz, tą uwagą szanownych cieniów Stanisława Potockiego. Wielki mówca i zasłużony mąż ojczyznie, nie utraci przez to sławy, że się nie potrzebnie wdawał w retorykę i krytykę." Żadne zapewne inne względy nie zniewalały Mickiewicza do podobnéj apologii, prócz pamięci na chlubne antecedencya byłego posła lubelskiego i rzeczywiste jego późniejsze zasługi w podźwignieniu edukacyi krajowej. Znał też zapewne Mickiewicz jego mowy, i wiedział że nie są bez zalet; najmniej zaś ta, w któréj, dawnym pięknym zwyczajem, uczcił. pamięć poległych w kampanii 1809 r. Kto tę mowę pamięta, tego zadziwić może taka o niej wzmianka:,,Wtedy mowy sypał na mowy, pochwały za pochwałami. Gdy mu już osób do wysławiania zbrakło (zabrakło), chwalił hurtem np. wojowników, poległych w wyprawie księcia Józefa do Galicyi i stawiał im pomniki w Willanowie" (str. 483). Co do czystości stylu, nie słusznie byłoby odmawiać Potockiemu dążenia do poprawności; a jeżeli nie tak pisał jak Woronicz, to przynajmniej tak jak dziś, po 40 latach, wszyscy prawie piszą, zwłaszcza w Warszawie! tojest, że bez szczególnej baczności trudno nam się ustrzedz, żeby w naszych pośpiesznych pismach nie pozostał jaki ślad obfitéj w obcych językach lektury. Kto wié, czy nie za mocno wyraził się p. Bartoszewicz, utrzymując, że Potocki,,naginał język do niewłaści

wych mu obrotów, zarażał polszczyznę gallicyzmami i miał to sobie jeszcze za zasługę; nie mówił tego głośno, ale musiał sam się przekonywać, że cywilizuje język na pół barbarzyński i sarmacki, kiedy go zbliża do form języka najpolerowniejszego na świecie." Oczywiście, p. Bartoszewicz zbyt śmiało tu używa indukcyi psychologicznéj. Podobny zarzut możnaby rozciągnąć i do następującego wyrzeczenia:,,Potocki wierzył zapewne, że język francuzki był od początku językiem bogów i dla nich stworzonym, i może w gruncie serca (an fond du coeur) żałował, że nie urodził się Francuzem." Posuwając daléj tę, nie wiadomo, żartobliwą czy poważną charakterystykę, p. Bartoszewicz podnosi do ważności faktu historyczno-literackiego bezimienne,,świstki krytyczne," które ks. Karol Surowiecki,,bi i ścigał na każdym kroku." O tych pisemkach bezimiennych albo wcale nie warto. było w historyi literatury wspominać, jako o rzeczach, które, bez zetknięcia się co do czasu z innego rodzaju wypadkami, byłyby pozostały bez żadnego prawie znaczenia; albotéż postawić w jasném świetle okoliczności i wpływy, które, jako wynikające z ogólnego stanu rzeczy w téj epoce, mogły i nas, acz słabiej jak gdzieindziej, poruszać opinią. Wprawdzie p. Bartoszewicz zapowiada we wstępie (str. 5), że ,,poda same pewniki, gdy nie miejsce w potocznéj historyi dla wywodów szerokich i rozumowań," ale właśnie takie zapowiedzenie powinnoby go jak najmocniej skłonić do zcieniowania nazbyt jaskrawych i stanowczych sądów, którym nazwy pewników wcale przyswoić nie można. Takie np. zdanie, że Stanisław Potocki wierzył w swojego własnego boga, którego stworzyli uczeni, ale się z nim nie wydawali, tudzież, że, jako minister wyznań, na katedry biskupie wynosił ludzi bez przekonań katolickich (str. 484), może być w najlepszym razie pewnikiem tylko dla p. Bartoszewicza, czyli, jak się w szkole mówi, pewnikiem podmiotowym; nie może zaś być przyjęte jako pewnik nawet przez ucznia, który z porównania dat dowić się (na str. 439), że np. Woronicz został biskupem krakowskim za ministeryum Potockiego: bo, chociaż w dołączonej charakterystyce nie znajdzie uczeń żadnej wzmianki o katolickich przekonaniach Woronicza, jednak przez wrodzony rozsądek i prawy instynkt nie zechce zapewne pod tak ciężkim dla biskupa zarzutem zostawić męża, o którym powiada p. Bartoszewicz, że był ,,najstarszym poetą w kościele pamiątek narodowych, wielkim arcykapłanem, wieszczem natchnionym." Przypuściwszy jednak, że uczeń byłby skłonnym do zawierzenia bezwarunkowo sądom

« PoprzedniaDalej »