Obrazy na stronie
PDF
ePub

uradował nieboszczyk Jacobi. Żywioł, który tu przedstawia Omega, nie ma żadnego związku ze sprawą, którą opiewa poemat p. Sowińskiego: jest to mrzonka szkół, która nigdy nie weszła w życie i nie stała mu na zawadzie w tym przynajmniéj kierunku, jaki się w tym poemacie przejawia. Możem ja tego nie zrozumiał; ale mniejsza oto, niechaj mam zaszczyt pierwszy to powiedzieć, szczerze i bynajmniej się nie wstydząc, pomimo potępienia (więcej energicznie niż z godnością wyrażonego) jakie p. Sowiński na wszystkich nierozumiejących go rzucił w przedmowie, a mianowicie na krytyków gryzmolących o jego pracach. Nie waham się również powiedzieć, iż praca ta jak jest niepospolitego znaczenia pod względem myśli, tak wykonanie pod względem artystycznym nie jest równie świetném jak założenie samo. Autor wprowadził osoby działające, ale nie nadał im ciała: nie są to bynajmniej postacie, z plastycznym ckarakterem, ale po prostu, słowa; cały poemat jest z małym wyjątkiem, tylko zbiorem tyrad: widzimy uczucia i myśli, ale ludzi domyślać się zaledwie możemy. Ta liryczna forma nie sprzeciwia się bynajmniej warunkom sztuki, wymaga wszakże, w braku akcyi i kolorytu charakterystycznego, ażeby każda jéj część była melodyą, ustępem piesni; rzeczywiście poeta utrzymuje się tu po największej części na tém stanowisku piosennego zapału, nie braknie życia objawom egotycznych wynurzeń, ale nie ustrzegł się też zimnego rozumowania, w tych zwłaszcza miejscach, gdzie, niewiadomo dla czego, wkracza w grunt zupełnie dla nas obcy i na którym, powiedzmy prawdę, trzyma się niedosyć silnie, pomimo że zdaje się być bardzo siebie pewnym. Radzibyśmy, aby p. Sowiński szedł raczej wprost za wskazówką własnego serca, niż za jakiemis wspomnieniami doktryn z któremi sam nie sympatyzuje. Umysł wzbogacony wyższą kulturą i serce obywatelskie, które nie trudno odgadnąć w autorze obecnego poematu, wystarczą dla rozwinięcia poetycznego talentu, który p. Sowiński niezaprzeczenie posiada. Jakiekolwiek możnaby téj jego pracy uczynić zarzuty, to wszakże, obok myśli zacnéj, przyznać jéj należy piękny język i udatną formę. wiersza; przy całej jednak staranności o wytworność zewnętrznéj strony i dobór szlachetnych wyrażeń, uderzyły nas témbardziej w wielu miejscach przesadzone wyrażenia i rymy kantyczkowe, które wypadałoby koniecznie usunąć przy następnej edycyi (bo ich spodziewamy się kilku), choćby dlatego, aby to zaniedbanie ze strony człowieka doskonale władnącego piórem, nie było uważane za zasadę dla innnych. Kazimierz Kaszewski.

Dnia 7 Stycznia 1861 r.

Stanowisko Herbarza Bartosza Paprockiego
w historyi naszéj.

W przepływie wieków średnich umysł człowieka zakuty w kajdany przesądów oraz nie ludzkich praw i instytucyj, wyłamując się z pod ich nacisku i uprzątając zawady tamujące życiu społecznemu możność rozwinięcia się na posadach stałych, mało przedstawia wyższych reprezentantów, myśli, sztuki lub natchnienia. U nas, jakkolwiek w innych zupełnie warunkach niżeli u ludów zachodnich, roztaczał się byt narodu, jakkolwiek u źródła innych potrzeb i stosunków zaczerpywał prawo rozwoju; krępowany jednak pętami ogólnie istniejącéj niemocy, nie wyrobił w łonie swojém mężów, donośnością rozumu górujących po nad pojęciami i wyobrażeniami owoczesnemi. Runięcie wszakże grodu Konstantyna, upadającego pod ciosem dzieci islamu, wywołujące rozlanie się po wszech świecie skarbów wiedzy w nim nagromadzonych, odkrycie Ameryki rozszerzające krąg działalności ludzkiéj, jakotéż pojawiający się w tym czasie wynalazek druku, wzbudziły drzemiącą myśl i udzieliły jej polotu a zarazem potęgi nierównie wyższej po nad do owéj pory przedsiębrane próby lub usiłowania. W tym stanie umysłowego ukształcenia ludów, sztuka pisania historyi, wymagająca zarówno rozumu ogarniającego wszystkie warstwy społeczeństwa, jak i ciepła serca ogrzewającego istniejące w niém życie, nie stanęła na dość podniosłém stanowisku, by wzrok dziejopisa przenikał wszystkie sprężyny ruchu narodowego, by wszystkie czynniki działania stawiał we właściwém świetle. Pogląd owoczesnych twórców historyi, zacieśniony w szczupłe ramki, określające jedynie wpływ najwyższej władzy i jéj polityczne koleje, nie śledził stosunków istniejących we wnętrzu kraju, nie zwracał nawet uwagi na różnorodność klass, przywilei mieszkańców i stopień ich oświaty, a tém mniej zaś jeszcze na · rozwijanie się życia rodzinnego i obywatelskiego. Zrysować sam zrąb państwa odcieniowany najgrubszemi tylko konturami, bo przedstawiającemi jedynie potęgę materyalną, że tak powiemy zmysłową, wystarczał potrzebom tamtoczesnych myślicieli, zaspokajał wymagania publiki zamkniętej w szczupłym obrębie miejscowych dążeń i pragnień. Cokolwiek więc nie odnosiło się bezpośrednio do monarchy, lub osób powiązanych z nim węzłem władzy, uważaném było niegodném zatrudniać pióro dziejopisa: a dla téj zaś przyczyny najheroiczniejsze wypadki z łona ludu wytry

skujące pokrywano milczeniem, by szeroko rozprawiać o małéj ważności sprawach wysokich dostojników. Uczty, wesela, lub pogrzeby możnowładców zapełniały karty kronik, na których brakowało miejsca dla rysów cechujących rozrost instytucyi, ukształcenia wyobrażeń: słowem na wskazanie i oznaczenie téj powolnéj a trudnéj drogi, jaką ludzkość kroczy, by zdobyć coraz wyższą doskonałość.

W krainach nadwiślańskich podobnie jak na Zachodzie, niedojrzałość pojęć humanitarnych nie dozwalała głębiej wniknąć w tajniki społeczne, rozkryć wszystkie barwy, drapujące ich ciało. Rocznikarzom naszym od czasów Gala aż do Długosza, tła do rysowanych przez nich obrazów, dostarczają epizody wyjęte z życia książąt i możnych; cała zaś rzesza rycérzy a tém więcej ludu, niknie w blado naszkicowanych zarysach. Dopiero zacny Długosz, obdarzony wyobrażnią żywą, rozmiłowaną w cudowności i legendach, wzrok swój przenosi, od majestatycznéj korony na tłumy szlacheckie i pierwszy zaczyna opowiadać dzieje naszych protoplastów, rozwijające się pod strzechą rodzinną, w zakresie stosunków familijnych. Pierwszy gwarzy nam o starożytnych nadaniach herbowych tarczy, kréśli ich historyą fantazyjnie w prawdzie obrobioną, zawadzającą jednak niekiedy o sprawy bieżące pojedynczych rodzin, dozwalające zajrzyć w serce rycerzy lechickich XV wieku i przypatrzéć się ich życiu u ognisk domowych.

Na początku XVI wieku Justus Decius, sekretarz króla Zygmunta I, obok dzieł treści historycznéj napisał geanalogią 7 córek Kazimierza Jagiellończyka i ich potomstwa, przyczyniającą się do wyjaśnienia wewnętrznych stosunków naszych praojców. W spadku niejako po tych mężach zasłużonych Bartosz Paprocki, którego stanowisko na polu narodowéj historyi chcemy właśnie oznaczyć, odziedziczył pracę nad wyjaśnieniem i rozszerzeniem szczupłych dotąd ram, w jakich zamykali jego poprzednicy opis życia i czynów szeroko już rozrodzonéj szlachty polskiej. Urodzony w r. 1540 w Paprockiej Woli na Mazowszu, najgęściej posianém rojami zaściankowego rycerstwa, przychodzi do wieku męzkiego w chwili, kiedy ze schorzałych rąk ostatniego Jagiellona upadającą koroną okrzyki tłumów rozrządzają na rzecz i korzyść tego lub innego kandydata; kiedy nastaje epoka, w której dla pogłaskania orężnéj rzeszy usta nawet magnatów szepczą, iż szlachcic na zagrodzie równa się wojewodzie. Uczucie téż ważności stanowiska zajmowanego w społeczeństwie przez ludzi zaszczyconych herbami, pobudziło niewątpliwie Paprockiego, do osnucia

dzieł poświęconych opisowi herbowych klejnotów i rodzin tych klejnotów używających. Jest więc jakoby treścią i wyrazem swego okresu, rozmiłowanego w Gryfach, Jastrzębcach, Szreniawach, i całém sercem pragnącego te ukochane symbola rodowego znaczenia, przywalić ciężarem wieków, odsunąć ich zaczątek, choćby do przedpotopowéj ery.

Po odbytych naukach w akademii Krakowskiej pod głośnym swego czasu nauczycielem Walentym z Rawy, nasz pierwszy na seryo heraldyk, w zaraniu jeszcze dni swych zaczął rozplątywać nici szeroko rozgałęzionych powinowactw szlacheckich, bawiąc na dworze zamożnych obywateli Modliszewskiego i Piotra Górajskiego, gdzie miał sposobność obznajmienia się z życiem i stosunkami ludzi przewodniczących krajowi. Obdarzony wyobraźnią gorącą, sercem wrażliwém na tyle chwały i potęgi swoich współrodaków, chwyta pióro w celu uświetnienia a powiedzmy szczerze i'usłużenia ziomkom, zebraniem żywo obchodzących owoczesne towarzystwo, pomników, podań, dokumentów, opiewających historyą rodzin w zakresie ich życia tak domowego jak i publicznego. Postępując więc w ślad téj myśli błyszczącej przed wzrokiem jego umysłu, co stała się dlań zadaniem żywota, skrzętną przedsiębierze pracę wyszukania po archiwach świeckich i klasztornych, kronikach i katologach, pamiątek odtwarzających czyny osobiste mężów bądź w przeszłości, bądź za dni jego istniejących. Jakoż w wieku jeszcze młodzieńczym układa swe najpiérwsze dzieło,,Gniazdo cnoty", zawierające treściwe określenie herbowych klejnotów, jak niemniej wykazanie rodzin obdarzonych niemi.

Istniejący zaś podówczas stan kraju, przedziwnie przypadał do jego założeń a nawet mógł zdwoić zapał, oraz zachęcić do wytrwałego kroczenia drogą, po jakiej posuwać się rozpoczął. W dniu bowiem 7 lipca 1572 r., grom śmierci uderzający w ostatnią męzką odrośl Jagiellońskiego szczepu, pozbawił Polskę, sterującego nawą państwa, pozostawiając na woli losów, intryg, zabiegów i zręczności, mianowanie innego na to promieniami chwały jaśniejące stanowisko. Z chwilą zgonu tego monarchy, od paru wieków wyrabiająca się w łonie narodu idea powierzenia losów kraju zbiorowej woli patrycyatu, przeszła z dziedziny zamiarów w prawo obowiązujące rzeczpospolitą, bez względu na zasadę hereditatis, panującą powszechnie w Europie. Zmiana taką w dotychczasowym porządku rzeczy, jakkolwiek długo koleją lat przygotowywana, a pod ostatniemi Jagiellonami uroczyście uznana

i przez nichže samych usankcyonowana, niemniej jednak stawiała naród w nowych warunkach bytu, otwierając szranki nieskończonej liczbie zapaśników, z równém prawem i nadzieją mogących rywalizować o najwyższe zaszczyty w Rzplitéj.

Za Piastów i pierwszych Jagiellonów, możnowładztwo opasując i podpierając tron, dzierżyło w swém ręku władzę, przenikało promieniami blasku i potęgi, wszystkie warstwy społeczeństwa, a co więcej nawet absorbowało je w sobie, wyłącznie stojąc na samém czele politycznéj budowy i swą majestatycznością omraczając cieniem wszystkie inne jéj części. Pod koniec panowania litewskiej dynastyi, zmieniło się nie do poznania oblicze cechujące przeszłość: obok bowiem magnateryi snują się już całe pułki szlachty, która wzięta pojedynczo, indywidualnie, przedstawia się jako żywioł słaby i wątły, ale która znowu wzięta zbiorowo, rośnie, olbrzymieje do potęgi w druzgi kruszącej zachcenia możnowładztwa. Z momentem śmierci Zygmunta Augusta, wpływ i przewaga szlachty tém wybitniéj jaśnieje, tém szerszą zyskuje podstawę działania wszechwładnego. Ludzie najpotężniejsi owych czasów, jak Firlej wojewoda krakowski. Mielecki wojewoda podolski, Zborowscy, osobiste swe życzenia i widoki starają się najprzód przeprowadzić w sercach ogółu i za pomocą dopiéro takiego ich utwierdzenia i uświęcenia, powołać je ku życiu, przeobrazić w fakta rzeczywistością brzemienne. Wszystkich sejmików i zjazdów, zapełniających tło obrazu pod elekcyą Henryka Walezyusza, jest rękojmią siły i przyszłości, zgoda nań tłumów szlachty, oraz ich gotowość ku poparciu zadecydowanych w pośród nich postanowień. Ta siła i przewaga spoczywająca w woli mass, rozszerza się i rozlewa niejako na jednostki, skutkiem zdania Zamojskiego, wyrzeczonego na sejmie konwokacyjnym warszawskim, w styczniu 1573 r., iż „,W wolnej Rzplitéj obok praw dla wszystkich równych nie ma nic słuszniejszego i zasadniejszego nad równość głosów; kiedy na wojnie każdy osobiście broń dźwiga, słusznie téż, aby osobiście głos każdy dawał."

Objawieniem tego śmiałego i kolącego dumę możnowładców zdania, znaczenie każdej jednostki, prawnie dźwigającéj szablę przy boku, podniesioném zostało, a władanie czyli zarząd sprawowany Hiedawno jeszcze wyłącznie przez możnych, rozstrzelił się na krocie, udzielając im po malutkiéj chociaż cząsteczce preponderencyi, z łona szczupłéj niegdyś falangi tryskającej. Burzliwa elekcya, następująca po kilkomiesięcznych rządach Henryka,

« PoprzedniaDalej »