jemnych względów. Nieznajomi nawet nazywają się braémi. Narzeczony oblubienicę, a nawet mąż żonę zowie swoją różą, gwiazdą, albo perłą. Wyrażenia symboliczne podnoszą na powszedniejsze nawet rzeczy i nadają uczu. ciom pełne barwy odcienia. Niech nam będzie wolno przytoczyć tu słowa autora Stepów Węgierskich (*):,,przejeżdżałem nocą, mówi on, przez las nie bardzo bezpieczny; pocztylion słysząc chrzest suchych liści pod stopami przechodnia, zapytał go, jaką drogą idzie wasza miłość. Drogą niewinną, odrzekł drwal, ukazując się nagle. Stary żebrak, który odbierał zawsze jałmużnę z rąk małej jednéj panienki, widząc przechadzającą się starszą jej towarzyszkę zapytał: Gdzie twój błogosławiony anioł z nieba? czy nie chory? Nie, odrzekła zagadniona, ale rodzice ją zabrali. Niestety, odrzekł dziadek, -światło moich oczu zagasło!" Ta godność charakteru nigdy nie opuszcza Madziara i otacza go w domu czcią powszechną. Lecz ta powaga niekiedy ceremonialna aż do zbytku, nie wyłącza pewnej otwartości, jakiej naprzykład dał dowód sędzia węgierski w odpowiedzi królowi pruskiemu. Ten ostatni podróżował incognito; spotkawszy w Toeplitz sędziego, zapytał go poufale, Kłóż jesteśmy? Dumny Węgier zrozumiał całą niewłaściwość takiego zapytania; jako urzędnik kraju konstytucyjnego, wybrany głosami współziomków, czuł się w obowiązku utrzymać z honorem swoją godność wobec nieznajomego, choćby ten był i królem; odrzekł więc spokojnie: -mam zaszczyt być sędzią z tego a tego komitatu. - Dobrze, odrzekł król. -A my kto jesteśmy? zapytał Węgier nawzajem. — Ależ ja jestem królem pruskim, rzekł król, pewien, że te słowa, czarodziejskie sprawią wrażenie. A winszuję! odparł niedbale Węgier, i rozłączyli się obaj na te słowa. Ta szlachetna prostota, jakże wymownie świadczy o uczuciu wewnętrznéj godności. Węgier nie uchybi nikomu, ale też czuje, co mu się słusznie od drugich przynależy. (*) De Gerando: Steppes de la Hongrie. National. 1849, KRONIKA LITERACKA. Zżycia. Okruchy poematu przez Leonarda Sowińskiego. Lubo utworowi temu przewodniczą pewne wyrobione już pojęcia o stosunkach i potrzebach społeczeństwa, widać jednak na nim znamię bezpośredniego, świeżo zaczerpniętego wrażenia, które pobudziło autora do wypowiedzenia swéj idei w poetycznej formie. Epoka, w której społeczność jakaś zrzuca zwietrzałe formy przeszkadzające dalszemu życiu i grożące zmumifikowaniem,-wyobraża passowanie się sił natury, które z pod grudy mają rozbudzić zastygłe w organizmie soki. Moment to w społeczeństwie wymagający rozwagi i ofiary. Kiedy ogół na myśli, wtedy każde egoistyczne dążenie jest zbrodnią; najniewinniejsze nawet i konieczne w zwyczajnym biegu życia osobiste zamiary, są w tym razie słabością i odstępstwem; najszlachetniejsze teorye, nie stosujące się jednak wprost do danego momentu, stają się niezrozumiałe i bezwładne. Daremnie hrabia Ugo z mocném poczuciem potrzeb swéj społeczności, stara się odbudować ją na zasadach tradycyi i wiedzy、 rozległéj; dumny swą wysoką indywidualnością, chciał sam utworzyć dzieło, nie adeptując olbrzymich sił, które leżały tajemniczo w poniższych warstwach; chciał te siły użyć tylko za narzędzia a myśli zawartej w nich nie spytał i do serc nie zakołatał. Upadł téż ciężko nie tylko w wielkim zamiarze, ale i osobiście na duchu, bo zwątpił i nie widział już dla siebie innego końca, jak stoicy rzymscy. Hrabia Ugo jest to idea, nauka, może i wielka sama w sobie, ale jałowa, bo oderwana od życia, która o śmierć raczéj moralną przyprawia prozelytów (Leon), niż kształci ich na ludzi społeczeństwa; nareszcie, przekonana o swéj bezwładności, rzuci potępienie na drugich, co jéj nie pojęli i przeklnie sama siebie. Nie pora téż w tym czasie ograniczać się rozległą może w następstwach, ale szczupłą w danej chwili sferą osobistych uczuć. Adam stoi pośród ogólnego ruchu i odmętu, serce jego skłonne jest do uczuć poczciwych, ale nie może wyrzec się osobistego szczęścia i przyjąć w zamian cierpienie dla szczęścia drugich. Kiedy inni pałają miłością ogółu, on składa uczucie swe u nóg Ewy, która go zdradza. Wyłączył się od powszechnych dążeń społeczeństwa brakiem czy ducha, czy pojęcia; w obec niepospolitych zamysłów uległ powabom pospolitości: nie będzie téż miał udziału w jego tryumfach i na radosny pochód wybranych będzie patrzał z poza krat szpitalnych bezmyślném okiem waryata, razem z innemi podobnemi sobie, którzy nie stwierdziwszy życiem współczucia dla powszechności, nie zasiądą z nią razem do stołu wspólnego wesela, ale odcięci pojęciami, pozostaną w cieniu; na łasce tylko i miłosierdziu. Inaczej postąpi sobie Henryk. Ten nie ulegnie czarującemu poszeptowi syreny, który powiada doń: „Mój wieszczu! Że miłość dotychczas nie drgnęła ci w łonie, Pomiatasz uczuciem, co pierś twą pochłonie, Gdy wstrząśnie potężnie pierś młodą; Aż u nóg kochanki i myśl i natchnienie Spętane, bezwładne, w proch padną. Henryk, który już dawno dobrze obmyślał do czego ma skierować natchnienia swe i myśli i w jakich przejawić je czynach, odpowié jéj na to: Mam ja kochankę! pierś moja wrząca, Gwarzy z nią piosnkę tajemną.... Postać jej wiotka od lat tysiąca Przez tysiąc grobów szła ze mną. Jaśni uśmiechem dum nieśmiertelnych, Lecim w orszaku rojeń weselnych Na ślub ostatni w wieczności.... Miłość ta wieczna, jak tarcza słońca, Słowem jej boskiem jest pieśń bez końca, Głos jego poruszył płochéj nawet kobiéty serce, widma przeszłości i granity, które w obec niéj jakoby do życia wywołał, obu dziły w Ewie uśpioną lub może nie potrąconą jeszcze strunę miło ści bratniéj; a jednak Adam, istota żyjąca powszedniością, nie mógł go pojąć, tak, iż zapytał sam siebie: czy to jaki demon gada przez niego?-a to jego wcielenie się w widma i groby, poczytał mu wprost za wiarę w metampsychozę. Chcielibyśmy bardzo, aby czytelnik, przerzucając kartki p. Sowińskiego, poczuł należycie całą ohydę, jaką autor pragnął postać tę namaścić: nie można w delikatniejszy sposób wyrzucić téj poczciwéj nikczemności tym, którym wyrzut ten z prawa przypada. Henrykowi nie dobrze w takiém towarzystwie: jego miejsce obok Ludmira, w cieniu starożytnych portyków, gdzie we dwóch tylko, czarnemi okryci płaszczami, w towarzystwie bogów, dumają o sprawach ogółu. Ale Ludmir nie jest sam: on ma za sobą serca i głosy ogółu; bo przyszłych działań swoich nie oparł na abstrakcyjnej teoryi, nie myślał galwanizować tego co umierało, lecz pragnął utworzyć życie nowe według pragnień i instynktów, które starał się odgadywać w massach. Nie żądał on, jak hrabia Ugo, aby jego tylko osobistemu pomysłowi zawdzięczano postęp, ale chciał stać się wyrazem ogólnej mądrości i dowieść jej czynem. To téż Ludmir z pomocą Henryka występuje przeciw Ugonowi i jego prozelitom, i nie waha się powiedzieć im w oczy: „Któż was nie zna, upiory, z pocztem czarnych duchów, Precz ztąd! trupy z resztkami spleśniałych okruchów! Szczęściem, mowa i chęci Ludmira zostały zrozumiane przez rozpaczających nad nieudolnością teoryi własnéj. Sceptycyzm hrabiego Ugona rozbił się o gorącą pierś człowieka ludu, który zelektryzował młodą umysłem i życiem część jego stronników. Temu to pojednaniu, opisanemu w obrazie drugim, zawdzięcza się odrodzenie społeczeństwa przedstawione na końcowych stronnicach, dokonane przez Ludmira, obok którego Henryk tylko i nawrócony Ugo figurują jako wspólnicy jego zasług i zaszczytu. W tym chórze znaczących indywiduów uczuwamy przecież brak jednéj osoby, tojest kobiety. Ewa nie zadowalnia nas wcale: wprawdzie wielkość i dobro mają do jéj serca dostęp, ale jest to kobiéta słaba,w upadku; wieniec, którym gotową jest uwieńczyć głowę tryumfatora, nie ma w jej ręku znaczenia: prostytucya ducha odebrała jéj 49 Tom I. Luty 1861, godność. Czyżby kobiéta, pojęta w ideale była dla autora niepodobieństwem, lub stawszy się rzeczywistością, nie miała żadnego wpływu na odrodzenie się społeczeństwa, kiedy poeta nie usiłował nawet kobiety takiej wykazać i przeznaczyć jej stosowne miejsce obok Ludmira, miejsce, jakie Szyller przeznaczył Gertrudzie obok Stauffachera. Tu Marya, Siostra Miłosierdzia w szpitalu obłąkanych, nie wypełnia jeszcze tego obrazu niewiasty, ale jedną tylko jego stronę, piękną wprawdzie lecz ograniczoną. Tak my zrozumieliśmy i tu przedstawiamy po części myśl tego poematu: jeżeli jest inaczej, nie nasza w tém a może nawet i nie autora wina. Mieliśmy już raz sposobność dostrzedz, że umysł p. Sowińskiego skłonnym jest do tajemniczych, że nie powiemy, mistycznych nawet zaciekań; ślady téj skłonności odbiły się i na tym poemacie. O ile wyszliśmy z epoki hieroglifów i sfinksów, o tyle bylibyśmy za tém, ażeby myśli wszelkiej ułatwić publiczny obieg i nie obciążać jej ołowiem zagadki: w podobném postępowaniu widzielibyśmy raczej pretensyonalność lub chorobliwość niż głębokość, którą przyznają drudzy, gorszący się tém, że są prostaczkowie na świecie, co nie mogą pojąć tak wzniosłej i zrozumiałéj pieśni, jak np. Król Duch. Pana Tadeusza, Konrada, Grażynę, rozumieją wszyscy, a jednak autor ich nie należał do najbardziej płytkich umysłów. Poco to udawać i używać mowy na użytek wskazany przez jednego dyplomatę: już ta tajemnicza głębokość dostatecznie dowiodła wartości swéj w księgach ostatniej filozofii niemieckiéj. Unosili się nad nią ci co najbardziej nie rozumieli, ci co starali się rozumieć, milczeli: czas pokazał, kto miał słuszność. Obok niezaprzeczonego pożytku dla myśli, który dał się ująć w kilku zdaniach, w kilku znakomitych pomysłach, większa część tych ksiąg pokazała się zapełnioną czczemi manewrami dyalektycznemi. Pocóżbyśmy do poezyi naszej mieli przenosić ten system niemiecki? my, naród żyjący prostotą, otwartością i praktyką. Nie wspominamy tu tego, ażeby cały obecny poemat podciągnąć pod taką opinią bynajmniéj; serdeczny okrzyk poety wyraził się dość jasno, nie będzie on dla nikogo tajemnicą; ale częściowo tu i owdzie nie obeszło się bez zagadek, takich jak np. Omega (wyegzaltowany idealizm niektórych szkół filozoficznych), którego tų nikt nie zrozumie, chyba któś bardzo przenikliwy; a my zapytalibyśmy się nawet, co on ma wspólnego z tym poematem? Równém prawem można było wprowadzić, dla wykazania ujemności, inne systemata, tojest materyalizm, panteizm, sensualizm, a wtedy poemat zamieniłby się na traktat metafizyczny wierszem, z czegoby się wielce |