Obrazy na stronie
PDF
ePub

Ubrawszy ono łoże na kształt katafalku,
Śród pokoju postawi od samego balku.
W koło fraszki rozmaite od szkła i kamieni;
Tym pompa większa, im się która drożéj ceni.
Nie łoże, nie łabędzie mchy, nie miękkie szaty,
Przodki nasze a stare zdobiły Sarmaty:
Ziemia łóżko, mech barłóg, falandysz od festu;
Zwyczajnie kararyi, albo téż breklestu

Na kurty zażywano. Co większa, obok cię
Posadził, chocieś oszył safianem łokcie,
Największy pan: gdzie cnota rycerska nas braci,
Ani złotogłów, ani tam aksamit płaci.

Pójdźże z nim do rynsztunku; a nuż pełne gromu,
Kirysy, jakiegoż snadź nabawią nas sromu,

Którym dziś szaty ciężkie, nie rzkąc twarde blachy:
Takeśmy się postrzygli z bohatérów w gachy!

Wprowadzone tego rodzaju ustępy obok ideałów cnoty, wielkości i bohatérstwa, stawiąc odcień i niby kontrast malarski, czynią skutek przedziwny.

Po takich zboczeniach snadno dziejopiewcy trafić na tor ubity i pochwycić dalsze włókno opowiadania. Częściej jednakże daje uczuć czytelnikowi brak zręcznego połączenia obrazów. Przejścia jego w ogóle bywają prozaiczne i jednostajne (,,Ale wróćmy do rzeczy,” „Nazbyt mnie pióro uniosło,” ,,Nie ten jest mój proposit" i t. p.).

Nauka i znajomość pisarzy starożytnych, nie tłumi w nim, przyrodzonej zdolności; erudycya nie obciąża jego skrzydeł, które przy obfitym dla wyobraźni zasobie, tém śmieléj poeta rozwija do lotu: razi przecież nadmiarem i do zwykłéj pisarzom spółczesnym wiedzie go przesady. Nie rzadko natrafisz tu na przykłady i porównania, z dawnych czerpane wierszopisów, zużyte barwy mitologii, tak niewłaściwie mieszane z swojskiemi i miejscowemi i psujące harmonią w obrazach, częstokroć dziwném rażących przeciwieństwem. Takim jest np. obraz Trytonów, wychylających się z Dniestru na widok rycerzy polskich, którzy z barwistemi proporcami w ręku sforcują na bystrych koniach, dzielniejsi od kawalerów z Malty. Takim obraz Chodkiewicza, domawiającego swoje pacierze w poranku, kiedy nad nim Febus wywiesza purpurowe grzywy, a gładki Zefir, ostatnie spędza gwiazdy z firmamentu.

Śmierć z kosą na Musaty, nieszczęśliwa Parka,
Nie jednemu zbiegłego dotrząsa zegarka.

Takowa niewłaściwość, nałogowo za smak i modłę panującą ówczesnym pisarzom wszczepiona, więcej jeszcze uderza, kiedy poeta język i obyczaje swojskie przenosi pod obce niebo i zwyczajną rycerstwu naszemu fantazyą, zwyczajne mowie polskiej kształty i przysłowia, tureckim bohatérom przywłaszcza. Tak np. z obrazem Husseima nie najtrafniej rymują owe wyrażenia: że zgrzybiałemu starcowi przyzwoiciejby, miasto wojennych zapasów, przy ciepłym kominie ssać mokre grzanki w garncu. Kislar Aga w mowie mianéj w senacie powiada:

Szkoda skóry przedawać, póki niedźwiedź chodzi,

Szkoda łomać zrebięcia niźli się urodzi.

Radzi uderzyć na Kozaków, którym gdy się rogów utrze, wszystko pójdzie smarownie, gracko i obrębnie, i Polak musi siedzieć jako groch na bębnie.

Skoro mu blizki sąsiad tak fałdów przysiędzie,
Już czujniéj musi sypiać jako kur na grzędzie.

I za naszych chrześcian nikomu nie ślubię:
Pies psa kasa, a iszcze; kruk choć kruka dzióbie,
Oka mu nie wykłuje i t. d.

Może w takich wyrazach zawierać się myśl komukolwiek właściwa, ale ten język tak wybitnie swojski i dla naszéj tylko narodowości stworzony, nie da się tak snadno od niej oderwać i do obcej przywiązać fizyonomii.

Nie można przemilczéć, że się poeta często powtarza i mimo obfitości wyobraźni, na jedne wpada opisy. Z każdym dniem, nowe mającym wyświecić zdarzenia, Tytan nad światem dumną podnosi głowę, albo zażega swoję pochodnię nad horyzontem. Z każdą nocą, słońce pochyla się w ocean, nurzy i zatapia w morzu.

Język jego, nieco czystszy i poprawniejszy niźli w Kochowskim i Twardowskim, nie jest jednakże wolny od powszechnego wówczas skażenia: wśród makaronizmów łacińskich, nawijają się już w pojedynczych wyrazach ślady wchodzącej do nas francuzczyzny.

Styl, ani kunsztowny, ani ogładzony, ale jak same malowidła, szorstki, barwny i wyrazisty, zgadza się najwłaściwiéj z treścią i charakterem rzeczy opowiadanéj-płynie z obfitego i wezbranego uczucia, z pamięci zasobnéj w szczegóły wypadków i wrażeń, pod których wpływem poeta dzieło swoje układał.

Był pisarz ten powołanym do wypowiedzenia w właściwym smaku i języku idei swojej epoki. Pod grubą warstwą nałogów i przyzwyczajeń, bije w nim tętno swojszczyzny. Mimo obcej i poniekąd fałszywej przykrasy, umié być wszędy polskim i narodowym.

Pod wielu względami autor Wojny Chocimskiej podobny jest spółczesnemu Samuelowi Twardowskiemu. Obadwaj stoją na czele poetów XVII wieku, rzucając świetny blask na ten mierzchnący, lecz pełen znaczenia okres literatury ojczystéj.

POGLĄD

NA STAN PIŚMIENNICTWA W WĘGRZECH,

Do redakcyi Biblioteki Warszawskiej.

Kiedy u narodów oddawna słynących tworami umysłu i przeważném stanowiskiem polityczném, piśmiennictwo a mianowicie też poezya i powieściopisarstwo wpadły w stan odrętwienia i słabości, pochodzący z wyczerpnięcia zasobów myśli i ducha; inne pomniejsze kraje mało znaczące w politycznym świecie, albo zupełnie samodzielnego istnienia pozbawione, zajaśniały na widokręgu literackim. Belgia ma swojego Henryka Consience, Dania Andersona, Szwecya panią Bremer i panią Carlen, Hiszpania autorkę piszącą pod pseudonimem Fernanda Caballero, Stany Zjednoczone Ameryki północnej Emmersona, Longfellowa i wielu innych znamienitych autorów i autorek. Rozgłos powszechny przyniósł nam nazwiska dwóch poetów nowego królestwa greckiego, Orfanidesa i Zalokostasa, o których pisaliśmy w Bibliotece Warszawskiej. Literatura węgierska nie upadla, poinimo katastrofy, której przed laty dziesięciu doznał ten naród, a która byłaby mogła w umysłach nie tak rozbudzonych i czynnych, zrządzić długoletnią niemoc i uśpienie.

Zdaje mi się, że nikt z naszych dziennikarzy nie posiada języka węgierskiego, nowogreckiego i szwedzkiego i t. p., nie może więc z pierwotnego źródła udzielać wiadomości o postępie umysłowym tych narodów. Tém

bardziej zatém nie powinniśmy pomijać artykułów o ich literaturze, zamieszczanych w dziennikach francuzkich, niemieckich i angielskich. Czytając je smutnego wrażenia doznałem i zapewne czytelnicy podzielą je ze mną. Czemuż to u nas nie ma ani części téj gorliwości, tego zamiłowania, téj chętnéj pomocy, o jakiej czytaliśmy w zarysie odrodzonej literatury nowogreckiej, a której przykład znajdziecie w rzucie oka na współczesną literaturę węgierską? Chcialbym zrobić wyłom w tym murze chińskim, którym nas otoczyła gnusność, obojętność, a może drobne osobiste widoki, i dla tego przesyłam do Biblioteki Warszawskiej Pogląd na stan literatury węgierskiej w ciągu ostatnich lat dziesięciu od 1850 r. do 1860, z Revue Contemporaine wyjęty.

F. S. D.

I

Pogląd na stan pismiennictwa w Węgrzech od r. 1850 do 1860.

Po wojnie i klęskach roku 1849 mniemano, że przy powszechnym upadku materyalnych zasobów i ducha publicznego, zaginie piśmiennictwo węgierskie. Lecz inaczej się stało. Z cierpliwością i wytrwaniem godném uwielbienia, pracowali Węgrzy nad podźwignięciem swojéj literatury. Zastosowali się do przepisów i ograniczeń władzy centralnej w Wiedniu. Daremnie dziennikarstwo niemieckie bez miłosierdzia i względu wyszydzało prace autorów węgierskich, żeby ich odstręczyć i do milczenia zmusić, a w to miejsce zaprowadzić język i literaturę własną; autorowie węgierscy nie zważali na szydercze krytyki, a zaufani w współczucie ziomków, pisali o przedmiotach, jakie im dozwolone były. Pomnożyła się liczba piszących, składali ją starsi i młodzież, którym przemiana politycznych stosunków kraju, zamknęła inne drogi. Nawet i kobiety porzuciły drobiazgowe zajęcia i wzięły się do pisania. Nie mała jest zaleta ogółu, że współczuciem i czynną pomocą utrzymał ten ruch nau

« PoprzedniaDalej »