Obrazy na stronie
PDF
ePub

7) Szeląg miedziany, tegoż.

8) Grosz miedz. Stan. Augusta z 1767 r.

9) Dziesięciogroszówka srebrna z czasów Księztwa Warszaws.

z 1812 r.

10) Trojak miedziany z 1831 r.

11) Piętnastokrajcarówka srebrna węgierska Leopolda z 1625 r.
12) Szeląg miedz. węgierski z 1707 r.

13) Pieniądz srebrny turecki (kuf).

14) Pieniądz miedz. wenecki.

15) Krajcar srebrny norymbergski Ferdynanda z 1622 r.

16) Monetki dwie srebrne, a dwie miedziane, austryackie.

VI. Berdau Feliks c. T. n. k.

1) Monet polskich z 1831 r. sztuk sześć w puzderku; nadto za pośrednictwem p. Stupnickiego 30 monet miedzianych nadesłane zostały. VII. Wolański Jan Paweł:

1) Sześciogroszówka srebrna Jana Kazimierza z 1662 r.
Innego rodzaju dary nadesłali:

Ww. Bieńkowski Adolf: kubek szklanny z pokrywką, z r. 1703, z herbem królewskim.

Ks. Janota Eugeniusz, c. Tow. n. k.: pieczęć woskową Jagiełły z 1388 r.

Potocki Mieczysław: drewniany posążek djablicy.

Horodyski Leonard (z Kopyczyniec): 4 paciorki z śpilką i kawałek bronzowej ozdoby, wykopane z mogilniku we wsi Żabieńcach.

Wimpiler Roman: narzędzie ze słoniowej kości do robienia pasków zakonnych, wykopane pod Przemyślem.

Dr Cybulski Wojciech: rozprawę, drukowaną p. n.,,Obecny stan nauki o runach słowiańskich."

Cybulski Karol: duży oprawny rękopis różnych rzeczy historycznych (ponajwiększej części kopij rozmaitości, mów sejmowych, dyaryuszów i t. p., z dawnych czasów).

Hr. Tyszkiewicz Konstanty: 60 sztuk znakomitych wykopalin litewskich, w szkatułkach umieszczonych".•

Teatr narodowy w każdym narodzie oświeconym, który scenę nie uważa za rodzaj rozrywki tylko i powodu do śmiechu, znakomite zajmuje miejsce. Ta szlachetna sztuka umie przemawiać do serca i myśli słuchaczy, podnosić je i uszlachetniać. Gdzie tego zadania nie pojmują, tam też scena jest w upadku. Z tego powodu nie mogą być obojętnemi dla nas wiadomości o teatrach polskich w Krakowie, Lwowie i w Wilnie, nie mówiąc o innych prowincyonalnych. Dziennik Czas w N. 284 poświęcił odcinek teatrowi w Krakowie z powodu gościnnych ról znakomitego naszego artysty Jana Królikowskiego, który powtórzymy.

„Od wielu lat nie było przyjazniejszej chwili dla sceny narodowej, jak obecna. Niedawno temu stała ona w drugim rzędzie, jakby gość, mniej jak gość, raczej jak stary sługa na łaskawym chlebte. Główny przywilej miała dyrekcya niemieckiego teatru, pobierająca znaczne subsydya od rządu, następnie opłatę od każdego przyjezdnego artysty, dochody z balów i redut publicznych, a nakonec rozporządzająca większością najlepszych dni tygodnia dla swoich przedstawień.

Z takiém uposażeniem dyrekcya robiła jednak złe interesa, co zapewne spowodowało ją ustąpić miejsca scenie polskiej, robiącej jak najlepsze.

Teatr polski zostający pod dyrekcyą p. Pfeiffra, rozpoczął tę nową fazę z listopadem bieżącego roku (1860) i zarazem wszedł w używanie tych samych prerogatyw, jakie służyły dyrekcyi niemieckiego teatru, z wyjątkiem jednak subsydyów od rządu.

Nie mającej współzawodnika, a posiadającej wszystkie sympatye publiczności, uśmiechnęła się scenie narodowej piękniejsza przyszłość. Korzystać z położenia, rozwinąć siły, zainteresować publiczność istotą rzeczy, nie zaś przeciwstawieniem polegającem na samym tytule, oto dzisiejsze zadanie naszej sceny.

Dziś mniej już ważą oddziaływające względy, na które możnaby liczyć, aby spokojnie starą praktykować rutynę. Powodzenie sceny zależy wyłącznie od doskonalenia się artystów, od doboru sztuk nowych, niemniej także od ujmujących oko świeżych dekoracyj, ubiorów, dobrej orkiestry i tych wszystkich niby drobnostek, które jednak zaniedbane, nie mają daru przyciągania widzów.

Jaśniej mówiąc: niczego nie należy oszczędzać, żeby na przyzwoitej stopie utrzymać scenę; utrzymać zaś jej ne można, jeżeli publiczność nie będzie miała prawdziwej przyjemności bywania w teatrze. Na przysłowiu: piękne za nadobne", gruntuje się owa solidarność między sceną a publiką; inaczej być nie może i nie powinno, jeżeli pod nazwiskiem narodowego teatru chcemy coś więcej rozumieć jak same językowe dźwięki.

Każda sztuka, a mianowicie dramatyczna, ma swoje wymagania, którym nie można zadość uczynić, jeżelibyśmy chcieli ją przyjmować jak rzemiosło, jak prosty sposób wyzyskiwania wieczornych nudów, lub przywiązania do rzeczy ojczystych z tytułu, że są ojczyste; coby dowodziło, że niestać nas na siłę, wolą, możność i zdolność postawie nia jej na stopniu udoskonalenia, na którém nie już za granicą, ale i w innych naszych miastach zostaje.

W świeżym okresie, jaki zaczęła scena krakowska, nie spotkaliśmy się z tém usiłowaniem, któreby nas przekonać mogło, że istotnie wstępujemy w ten nowy okres rokujący dla sceny piękniejszą przyszłość.

Spodziewaliśmy się, że teatr polski w ciągu półrocznej nieobe cności w Krakowie zgromadzi takie zasoby. przygotuje takie siły, w ta kie nowości się zaopatrzy, że odrazu zajínie to stanowisko, na jakiem szczęśliwy obrót rzeczy robił go instytucyą udzielną, tojest noszącą w sobie samej odpowiedzialność za powodzenie lub upadek.

Tymczasem, kiedy z początkiem listopada trupa wróciła z letniej przejażdżki, powita iśmy dawnych znajomych z całym dobrze ogranym repertoarem. wypłowiałą garderobą, zrujnɔwanemi dekoracyami, starą rutyną silniej jeszcze zakorzenioną przez szereg wielkich powodzeń po małych miasteczkach.

Początek wcale trafny, zrobiony komedya Fredry; „Śluby panień skie" uprzedzał jak najlepiej; lubo nie można powiedzieć, żebyśmy znaleźli jaką różnicę od dawniejszego trybu przedstawiania i gry artystów.

Idaące po sobie przedstawienia były powtórzeniem sztuk widzianych i dawniej i w ciągu upłynionego sezonu. Nowa zaś komedya: Tak się dzieje" nie zasługiwała, aby ją dawać, kiedy nie potrafiła się utrzymać na takiej scenie jak warszawska. Podobna protekcya dla upadłych mierności pozwala wnosić, że entrepryza nie najlepsze ma rozumienie o smaku publiki krakowskiej. Słowem, nie postrzegliśmy nic takiego, coby świadczyło o gorących chęciach służenia sztuce, a tem samém zainteresowania dla sceny ojczystej: co też zaraz uczuć się dało, gdy bardzo nieliczna zbierała się publiczność.

I niema się czemu dziwić; jeżeli ktoś wyobraża sobie, że znowu jota w jotę zobaczy to samo co raz i drugi widział, odpada go chęć widzenia. Dla czego zaś na dobrych teatrach na jednę sztukę można kilka i kilkanaście razy patrzeć bez znudzenia i zawsze z równem upodobaniem? pochodzi złąd, że gra artystów doszła tam najwyższej doskonałości, albo że ciągle się doskonaląc, za każdym razem sprawia

nową niespodziankę widzowi, lub wreszcie, że z ogółu przedstawienia wynosi się miłe wrażenie Gdzie tego wszystkiego niema, widz dopóty się interesuje, dopóki nie pozna treści komedyi, dramatu, tragedyi, a poznawszy nie przykłada już uwagi do gry, bo się nie spodziewa, aby ta przeszła jego oczekiwanie przez pochwycenie nowych stron jakiej roli lub charakteru. Cecha to prawdziwego artysty, że nie poprzestaje na jednéj manierze, a zawsze szuka w swojej roli tych rysów, coby jej poetycznego ducha najlepiej oddać mogły.

Od wszystkich w ogóle aktorów trudno tego żądać, bo nie każdego niebo obdarzyło równą zdolnością; lecz czego można żądać, to umieję tnej pracy, przez którą dochodzi się do prawdziwego artystycznego wykształcenia. Jak każda sztuka, tak i dramatyczna ma swoje własności, prawidła, swoje tajemnice, które dają się niekiedy odgadywać; lecz głównie przez nauczanie, wzory, kierunek, nabytemi być mogą. Dlatego ręka zdolnego i biegłego kierownika niezbędną jest na každej scenie; onato całości nadaje harmonią, doprowadza do równości gry i do tej precyzyi, która z miernych nawet aktorów może wyrobić wcale znakomitą trupę. Ani wątpić, iż gdyby tym większym i mniejszym zdolnościom, jakie widujemy na scenie krakowskiej, dano umiejętny i prawdziwie artystyczny kierunek, wypadek musiałby odpowiedzieć słusznym wymaganiom.

Dobra dresura zastąpiłaby nieraz brak przyrodzonego talentu, a prawdziwy talent podniosłaby do doskonałości. Tym przecież, a nie innym sposobem tworzą się grona wybornych artystów; samo natchnie nie, zapał, piękna postać, nie dają jeszcze potrzebnej kwalifikacyi.

Robimy tę uwagę w przewidywaniu niebezpieczeństw dla miej scowej sceny, zwłaszcza po kilkunastu gościnnych rolach odegranych przez p. Jana Królikowskiego z warszawskiego teatru.

Zjawienie się tego znakomitego artysty było istotném coup de theatre dla naszej sceny. Odległa przyczyna, bo śmierć Imperatorowéj zamykająca warszawskie teatra na kilka tygodni, sprowadziła go na scenę krakowską, z której wiejący chłód zaczął już oziębiać publiczność

Pierwsze wystąpienie artystycznego gościa było w dramacie „Narcyz Rameau", tej niemiecko.filozoficznej disertacyi w rogówce, z różem i muszkami, którą podtrzymuje jedynie charakterystyczna rola Narcyza. Czém rola ta względem całej sztuki, tém był 1 p. Królikowski do reszty grających. Swoboda ruchów, naturalność, prawdziwy ogień, męzka siła, sato cechy gry jego, a raczej jego talentu, tak umiejącego przejąć się każdą rolą, że gry w niej nie widać. Szczególniej w Ruy Blasie, byłto z duszą i kośćmi Cezar de Bazan, taki, jakim go stworzył Wiktor Hugo, hidalgo strącony do motłochu, hultaj dobrego tonu, serce szlachetne pod łachmanem. Patrząc nań, trzeba było zapomnieć, że się jest w teatrze i złudzenie to trwało, dopóki on mówił. Rejenta w Zemście, w Dożywociu Łatkę, Franciszka w Rozbójnikach, równie jak Chłopca okrętowego: te role tak odmienne charakterem grał z zadziwiającą łatwością, a zawsze trafnie odgadując, co więcej, uzupełniając każdą kreacye autora. Widząc go na scenie, nie można prawie przypuszczać, żeby ta rola, w której występował, mogła być oddaną inaczej, jak on ja oddał. Sceny, gdzie on przychodził, tchuęły prawdziwem życiem, które znikało z jego odejściem.

Publiczność, mimo, że gra p. Jana Królikowskiego wcale nie jest w rodzaju gry efektowej, umiała ją jednak ocenić, co tylko dowodzi, że jest w niej uczucie i instynkt prawdziwej klassycznéj sztuki. Przedstawienia, w których imię gościa figurowało na afiszu. ciągle ściągały tłumy widzów; szczególniej ostatni dramat: „Dymitr i Marya", więcej literacki, niż sceniczny utwór Korzeniowskiego, gdzie piękny wiersz nie ocala zbyt wadliwej kompozycyi, gdzie za wonne kwiaty poezyi Malczeskiego dano nam piskliwy zgrzyt zębatych kół machiny socyalnej; dramat ten zwabił natłok dawno niewidziany, artysta bowiem występował po raz ostatni, a Kraków czuł się w słodkim obowiązku pożegnania go

z całém uniesieniem wdzięczności za tyle rozkosznych wieczorów, a mianowicie za wlane w nas przekonanie, że i u nas znajdują się tąlenta godne rywalizować z najgłośniejszemi na scenach najpierwszych stolic. Po odjeździe p. Jana Królikowskiego ubyło wiele uroku dla naszej miejscowej sceny. Minęły piękne dni w Aranchuez"! Widzieć to można było na tych reprezentacyach, w których on nie występował, jaka pustka zasiadała ławy.

Nie rokujemy tedy pomyślnych następstw mogących wyniknąć z nieoględności na dzisiejszy stan umysłów porwanych biegiem wielkich spraw świata, a więc i potrzebujących czegoś żywotniejszego, świeższego, jak sztuk oklepanych, lub poszarpanych bezrozumnie nożycami nieboszczyka Majeranowskiego, jak np. Ruy-Blas, gdzie miłość królowej przeniesiona jest na dworską damę, lub „Rozbójnicy“, do których z truduością mogłby się przyznać Szyller.

O wybór nie trudno, byle umieć wybierać, tak między oryginalnemi sztukami polskiemi, jak między temi, co mają powodzenie na zagranicznych teatrach.

Wymagać co tydzień nowej sztuki byłoby nierozsądkiem; na to nie wystarczyłyby siły: można jednak wymagać starannej egzekucyi' sztuk zawsze mile witanych na scenie.

Wszystko to zależy od przejęcia się duchem publiczności, od zrozumienia czego jej potrzeba.

To jednak pewna, że teatr w tym statu quo, w jakim się znajduje, tak samo nie będzie miał zwolenników, jak wszelki inny.

Rzucamy te uwagi z obawy o los sceny narodowej, której utrzymanie jedynie zawisło od udziału i sympatyi publicznej. Trzebaż nawzajem dla tej publiczności zrobić jakową ofiarę, aby się przekonała, że o nią dbają, że chcą odpłacić jej tę miłość, jaką zawsze okazywała dla polskiej sceny. Taka ofiara nie ginie, publiczność potrafi ją ocenić i w dwójnasób odpłacić, byle widziała usilność, umiejętną pracę, gotowość służenia najlepszém, nie w ten jednak sposób, żeby jakie znakomitości lub osobliwości sprowadzać, tylko, żeby zdolności znajdujące się w trupie krakowskiej stosownie użyć, repertoar sztuk wyborem wzbogacać i nie szczędzić nakładów na te przybory, bez których nietylko niema żadnego złudzenia na scenie, lecz owszem, największe rozczarowanie.

"

Nakładem G. Sennewalda wyszły w drugiem wydaniu „Bajki i powiastki, oryginalne i naśladowane, Teofila Nowosielskiego (z ryciną); Nowe powiastki dla dzieci," Józefy Prusieckiej; „Powieści moralne,' tejże autorki. Nakładem tejże księgarni wyszło Libretto Jana Chęcinskiego: Verbum Nobile,“ w jednym akcie, muzyka Stanisława Moniuszki.

Prospekt na nowe pismo peryodyczne pod tytułem: „Gazeta Rolnicza," które wychodzić zacznie od 1 stycznia 1861 roku.

Zbyteczną rzeczą byłoby dowodzić, że w kraju, jak nasz, rolniczym, rolnictwo i przemysł stanowią najważniejszą dźwignię materyalnej zamożności. Obok tego jednak, rolnik polski ma jeszcze przed sobą zadanie moralue, które w stosunkach do niższych braci po pługu i roli najbardziej się uwydatnić winno. Zadaniem przeto pisma rolniczego, w obec tych dwóch kierunków, jest pożytecznie działać na rozwój moralnego i materyalnego bogactwa kraju. W tym celu zamierzyliśmy wydawać nowe pismo rolnicze z początkiem 1861 roku. Za rękojmię przedsta wiamy redagowane dotąd przez nas dwa pisma rolnicze; ogół niech osądzi, jakiemi one były: dziś tylko zapewniamy o dobrych naszych chęciach na przyszłość, a to tém więcej, że posiadając własne, szersze i niezależne pole do działania, mamy także i wieloletnie doświadczenie redaktorskie za sobą, Zbyteczném wszakże nie będzie, gdy tu pokrótce wypowiemy zamiary nasze.

Chcielibyśmy widzieć organ nasz zbiorem pożytecznych wiadomości gospodarskich, w kraju i za granicą już w czyn wprowadzonych;

mile przeto powitamy każdą myśl rodzinną, każdy wynalazek rolniczy, u nas lub za granicą pomyślany, bo w kraju, jak nasz, rolniczym, każda wiadomość gospodarska, do wiedzy ogółu podana, korzystną w zastosowaniu praktyczném być może. Nie jest ona wyłączną własnością szczegółu; wyższe pojęcie dobra ogólnego, mamy nadzieję, że zachęci ziemian do opisu swych doświadczeń, a Gazeta Rolnicza chętnie nadesłane kor. respondencye umieszczać będzie i tym sposobem stać się może organem obywatelskim, bo u nas rolnictwo a obywatelstwo jedno niemal ma znaczenie. Na ten oddział pisma naszego szczególniejszą zwrócimy uwagę, i na wyrażenie organ obywatelski główny nacisk kładziemy, témbardziej, iż spodziewamy się, że pismo nasze stać się może organem Domów zlecen rolników polskich.

Posiadając to przekonanie, że rolnictwo, ze wszystkiemi swojemi gałęziami, jest wynikiem wiadomości z nauk przyrodzonych, pismo nasze pod względem naukowego znaczenia na trzy podzielimy części, z których jedna obrazować będzie produkcyę roślinną, druga zwierzęcą, a trzecia zarząd gospodarski. Z tej ogólnej zasady wychodząc, Gazeta Rolnicza będzie się starała szczególniej w tych przedmiotach głos swój podnosić; wiadomości z nauk przyrodzonych, weterynarya, ogrodnictwo, mechanika, budownictwo, buchalter ya, technologia, pszczolnictwo, jedwabnictwo i inne gałęzie wiedzy rolniczej, będą również przedstawiane w piśmie naszém. Handlowe, przemysłowe i techniczne artykuły, objaśniane stosownemi drzeworytami, chcielibyśmy jak najczęściej umieszczać. Nowiny gospodarskie, oraz krytyczne przeglądy dzieł i bibliografia rolnicza, stanowić będą oddzielną rubrykę w Gazecie Rolniczej. Opisy gospodarstw i doświadczeń rolniczych, w Królestwie, za granicą i guberniach zachodnich Cesarstwa wykonywane, umieszczać będziemy w piśmie naszém, abyśmy wiedzieli, jakich kolei doznawało i doznaje gospodarstwo wiejskie; a zresztą, co dla nas już jest znaném i w czyn wprowadzoném zostało, to dla innych może być nowością do naśladowania, a zatem dla gospodarzy Podola, Litwy, Wołynia i Ukrainy, podawać bę dziemy opisy doświadczeń rolniczych, w Królestwie i za granicą dokonanych z pożytkiem.

Ceny na produkta zbożowe, tak za granicą, jak i w kilkunastu miastach znaczniejszych Królestwa praktykowane, mamy zamiar co ty dzień podawać, aby uchronić ziemian naszych od pokątnych przebiegów, które jawności handlu w interesie własnym bynajmniej znosić nie mogą.

Słowem, chcielibyśmy uczynić Gazetę Rolniczą organem prawdziwie użytecznym; prosimy o pobłażanie w początkach, a tak teraz, jako i zawsze, najsurowszą krytykę i wykrycie niedostateczności przyjmować będziemy z wdzięcznością; bynajmniej nam bowiem nie chodzi o sławę literacką, lecz o pożytek czytelników naszych. Wszystkich zatem współziemian i ludzi, miłujących dobro ogólne, prosimy o współudział w pracy naszéj; zasilajcie, panowie, zaczątki starań, w dobrej myśli podjętych, a zobaczymy, czy sprawdzi się zdanie, tylokrotnie wypowiedziane, że pismo rolnicze, samoistne i nie zalezne od innéj gazety, utrzymać się może.

Co do materyalnej strony, czyli co do wydawnictwa Gazety Rolni czej, powiemy to tylko, że chcemy ją zrobić najtańszém pismem rolniczém, w języku polskim wydawaném.

Cena roczna wynosić będzie rs. 4, kwartalna rs. 1. Prenumerować można na wszystkich stacyach pocztowych w Królestwie i Cesarstwie, oraz w biurze redakcyi przy ulicy Elektoralnéj nr. 760 w Warszawie. Prenumeratorowie Cesarstwa rs. 1 rocznie na koperty dopłacają; ci zaś, co prenumerują w kopertach inne pisma warszawskie, wolni są od tego wydatku. Ogłoszenia na tych samych warunkach, jak w innych pismach, pomieszczane będą.

Format Gazety Rolniczej jest arkusz większy, podwójny; wychodzić będzie raz na tydzień z illustracyami, w miarę potrzeby.

« PoprzedniaDalej »