Obrazy na stronie
PDF
ePub

ułatwiając prędkie zbycie zboża, skracałoby nam czas i pracę w jego szuflowaniu, gdybyśmy się osieci wyrzec chcieli; że ulegamy bardzo częstym przypadkom ogniowym, pochodzącym z osieci, które nietylko swoją budowlę, lecz niekiedy i cały dobytek gospodarski oddają na pastwę płomieniom; że pozbywszy się (dzięki Bogu!) gorzelni, które lud nasz rozpajały, a lasy straszliwie niszczyły, winniśmy szczerze pomyśleć o pozbyciu się i osieci, tego drugiego tyrana lasów, których coraz mniej u nas widzieć się daje; a gdy już w drugiej połowie XVIII wieku, Antoni Tyzenhauz podskarbi lit. genialny w owym czasie gospodarz, stawiąe klucze czyli folwarki w dobrach przez króla sobie powierzonych, (1765 r.) wznosił w nich tylko tak zwane gumna jałowe do syromłotu przeznaczone, więc o szkodliwości osieci już był przekonany, lubo Żmudź miała jeszcze wówczas gęste lasy mieszczące w sobie tyle grubego zwierza, że aż na tarczy swojej herbownéj nosiła niedźwiedzia, a dziś ze względu zmalałych lasów, zaledwie zając lub wiewiórka mogłyby to godło właściwie zastąpić. A chociaż od owego dzielnego pomysłu Tyzenhauza lat 95 minęło,. jednak i przy coraz dotkliwszym braku lasów, trzymamy się dotąd osieci. Pogrążony w tych uwagach, nie dostrzegłem, jak z drogi pocztowej zjechałem na wioskową, aż nim powóz przebywając kamieniste jamy, zaczął dotkliwie tłuc boki moje, a przez to myśl mimowolną nastręczył, w jak opłakanym stanie zostają u nas pomniejsze drogi! Corocznéj poprawy dróg pocztowych i większych komunikacyjnych przestrzega pilnie ziemska policya, lecz na drogi od dworu ziemiańskiego jednego do drugiego, od jednéj wsi do drugiej nikt najmniejszéj nie zwraca uwagi, i te w takim jeszcze są stanie, w jakim były za czasów Kriwe-Kriwejtów; a lubo dla oznaczenia niegodziwości dróg takich, mamy jeszcze `na Żmudzi parafie, według przechowującego się miejscowego podania teren dulkowemi zwane, t. j., że nie inaczej jeździć w nich można, jak terendulka (*), jednak w tychże parafiach wszyscy prawie ziemianie, dzięki cywilizacyi, jeżdżą dziś nie inaczéj, jak w czworokonnych resorowych powozach, nie mając na względzie: ile im corocznie poprawa kół i resorów, ile konował na leczenie pokaleczonych koni przyczyniają kosztu, ile konie przyprzążkowe po bokach wązkiéj dróżyny wytratują zboża, ile się łąk wydepce na omijanie jam i wybojów na téjże dróżce

(*) Terendulka wyraz prowincyoualny żmudzki, oznacza mały wózek holoblowy na jednego, a czasem z dyszlem na p»rę koni.

będących, ile się wozów połamie przy transporcie produktów na targi. Gdyby więc te wszystkie straty chcieli porównać z kosztem na sporządzenie dróg dobrych, zaiste ten ostatni okazałby się nierównie mniejszym od strat z własnej naszéj opieszałości pochodzących. Cóż powiedzieć o mostach!? te zupełnie do dróg zastosowane: bo rowki mniejsze chróstem albo stosem kamieni zawalone, na rowach zaś szerszych lub ruczajach widzimy mosty złożone z drewna rozmaitego kształtu i długości, do spodnich belek nieprzybitego, po którém jak po klawiszach przebywać wypada, jedném słowem: godnie podtrzymujemy sławę dawnego przysłowia o polskim moscie.

Gdy tak układam w myśli programat mojéj narady z kolegą szkolnym, stawa mój powóz przed domem jego: spotyka mnie uprzejmy gospodarz w sieni: przeze drzwi zostawione otworem, postrzegam zebranych osób kilka z sąsiedztwa, a na środku pokoju tryumwirat z nad Krożenty za okrągłym stołem, na którym mnóstwo rozłożonych gazet. Sądziłem, że się toczy rozmowa o teraźniejszych wypadkach włoskich lub syryjskich, o Garibaldim, lub Druzach; pokazało się jednak, że przedmiot był wcale inny, lecz niemniej ważny: słuchali bowiem wszyscy jakiegoś głośnego wykładu najstarszego wiekiem tryumwira.

"

Po wejściu mojém do pokoju i wzajemnych powitaniach; poważny tryumwir tak dalej rzecz swą prowadził. Zgadzam się na to, że gazeta Kuryera Wileńskiego pod nową redakcyą jest udatniejszej powierzchowności i przynosi smaczniejszą strawę umysłową; szkoda tylko, że nie codziennie wychodzi. Gdy jednak większa część między nami trzyma się jeszcze Gazety Warszawskiej, niech mi wolno będzie parę o niéj uczynić uwag. Nie ganię, owszem pochwalam wydobywanie z zapomnienia dawnych wyrazów dźwięcznej mowy naszéj, któremi się silniéj do duszy i serca przemawia, niżeli wyrazem z cudzoziemskiej mowy przybranym; wypadałoby jednak kłaść ten wyraz we właściwém jego znaczeniu i na swojém miejscu, nie zaś przyczepiać go tam, gdzie on nietylko znaczenie swe traci, lecz staje się zbytecznym i myśl zaciemnia. Chcę tu mówić o owém li, które od niejakiego czasu pojawiło się u niektórych powieścio-pisarzów naszych, a co gorsza i w Gazecie Warszawskiej, przodkującej zawsze dziennikarstwu naszemu; pojawiło się zaś nie we właściwém, wiekami uświęconém znaczeniu swojém, lecz bez żadnego znaczenia, jakby kokardka przyczepiona na czele przysłówka tylko. Dawni i późniejsi pisarze polscy nie kaleczący ojczystej mowy, nigdy inaczej nie używali

przysłówka li, jak zamiast przysłówka czy, z tą tylko różnicą, że przysłówek czy, kładł się przed słowem, a przysłówek li, po słowie; np. będziesz-li, pójdziesz-li, zamiast: czy będziesz, czy pójdziesz; w tej chwili z pomiędzy wielu przychodzi mnie tylko na pamięć Feliński, który w przekładzie „Ziemianina Delila" mówi: „Bezpieczniéj-li zdać życie wśród nagłącéj trwogi"? tu użyte li, zamiast czy, bardzo właściwie i na swojém miejscu. Lecz przed parą laty przyszło mi się spotkać w Gazecie Warszawskiej (r. 1858 N. 77) wyrazy następne... „w dotychczasowych artykułach miał na widoku li tylko poprawę wad i karcenie błędów ludności żydowskiej"; tu się bez li wybornie obejść mogło, i jasność wysłowionej myśli, po wyrzuceniu li wcaleby nie ucierpiała. Gdyby zaś w powyższym peryodzie nie zmieniając szyku wyrazów, brać li w prawdziwém jego znaczeniu, tojest, zamiast czy, myśl takby się zagmatwała, że ją pojąć byłoby niepodobna. Mniemałem, że czas przyprowadzi do upamiętania tych, którzy tak niewłaściwe miejsce dla przysłówka li obrali i zechcą go w prawdziwém używać znaczeniu; lecz nadzieja mnie zawiodła, bo już w piérwszym numerze Gazety Warszawskiej bieżącego roku, czytam wyrazy: „Dla porządku uprasza redakcya prenumeratorów, aby opłatę raczyli doręczać li tylko osobie kwitem redakcyi opatrzonéj". A że zły przykład prędzej się udziela niż dobry, widzimy już i w Tygodniku Illustrowanym figurujące li tylko (N. 7 i 10 r. 1859). Co gorsza, odezwał się p. Pikuz (jeden z przybyłych także jak i ja gości), że i w Suwałkach zaczęto li tylko używać i przeczytał w numerze 143 Gazety Warsz. wyrazy następne: „Zgłoszenia się li-tylko frankowe przyjmujemy. Suwałki 18 (30) maja 1860 r." Prezes tryumwiratu spojrzawszy na te wyrazy, tak dalej rzecz swą prowadził: „kiedy więc nietylko w Warszawie, lecz już i w Suwałkach, t. j., w naszym dawniejszym trakcie Zapuszczańskim kładą li przed przysłówkiem tylko i te dwa wyrazy łączą nawet spójnikiem, aby się li od dodanego towarzysza odczepić nie mogło, lękać się wypada, aby i do nas ten rodzaj pisowni nie doszedł. Nim jednak otworzę myśl moją co do środków, jakie w tym niebezpiecznym razie obrać wypada, zwrócić winienem uwagę waszą ziomkowie, i na drugą równie ważną okoliczność.

Oto szanowna nasza Gazeta Warszawska coraz obficiéj zaczyna się napełniać makaronizmami (tu wziąwszy w rękę kilka jéj numerów, czytał głosem donośnym): z numeru 90, roku bieżącego, str. 5, bez reklam i kunsztownych środków", „handel detaliczny szkodzi godności Domu rolników płockich", aby kundmani

"

uczciwie obsłużonemi byli". (N. 92, str. 5) „skoro obowiązki ich z przekonaniem w konflikt wejdą", "bardzo malapropos wypadają tu wszelkie deklamacye o braterstwie". (N.94, str. 42). „Niemniej ważnym dla drogi téj frachtem będzie wapno". (N. 94, str. 7). Ona pozuje i spogląda". (N. 155, str. 3)! „Oko spocząć mogło na niejednym majstersztyku” (N. 154, str. 5) „kompetentny badacz”. Mógłbym jeszcze krocie takich przywieźć przykładów, lecz i siebie i was mordować tém nie chcę. Raczcie jednak otwarcie wyznać, czyście zrozumieli te wyrazy, jakie podniesionym głosem odczytałem?" Po chwili ogólnego milczenia odezwał się z obecnych p. Zadwid: "Możeby zrozumiał ten, kto zna języki francuzki i niemiecki". A że ja nie jestem takim lingwistą, odrzekł sędziwy tryumwir, a chciałbym jednak rozumieć Gazetę Warszawską i dla tego ją prenumeruję, abym prócz wiadomości politycznych mógł z niej nabyć i pożytecznej w życiu społeczném wiedzy, musiałem więc aż o trzy mile jeździć do przyjaciela, którego syn niedawno przybył z dorpackiego uniwersytetu, aby mnie powyższe wyrazy wytłumaczył i wróciłem lubo przemoczony deszczem, jednak z wiedzą taką, jaką mnie młody kawaler nie bez pomocy kilku słowników udzielił, mianowicie: że reklama znaczy upomnienie się”; detaliczny znaczy „drobnostkowy"; kundman zwał się w dawnej polszczyznie „znajomek"; konflikt znaczy „starcie się, spór, kłótnia, usterk"; mal à propos znaczy „nie wczas"; fracht znaczy „ładunek"; pozuje znaczy „stawa, ustawia się"; majstersztyk znaczy „dzieło mistrzowskie, czyli arcydzieło"; kompetentny znaczy właściwy". Kiedy więc w ojczystym języku mamy te wszystkie wyrazy jasno rzecz malujące, na cóż go kaleczyć wyrazami obcéj mowy? Jeśli to czynią przez próżność i chęć popisywania się przed publicznością posiadaniem obcych języków, to stokroć lepiéj uczynią, jeśli w tychże obcych językach zechcą wiedzę swoją udzielać czytającej publiczności, aniżeli z mowy ojczystéj robić mowę obcą. Dosyć już OO. Jezuici piękną niegdyś mowę naszą napuszyli wyrazami łacińskiemi, których ani czasy Stanisława Augusta, ani późniejsze Towarzystwo przyjaciół nauk do szczętu wytępić nie zdołały; mamyż płochością lub niecnym przykładem Jezuitów powodowani, piórem świętokradzkiem zaszczepiać we własną mowę francuzczyznę i niemczyznę!? a gdy język angielski wchodzi u nas w modę, kto zdoła zaręczyć, że za lat kilka wyrazami Albionu nie upstrokacą mowy naszéj? Literatura szwedzka téż nie na ostatnim dziś stoi stopniu: może niezadługo pisarze nasi z nią się oswoiwszy, zechcą wyrazami skandynawskiemi

mowę naszą najeżyć; a tak nie schodząc z przyjętego raz toru, zostawią następnym pokoleniom już nie język polski, lecz mowę robotników wieży babilońskiej." Tu śmiech ogólny przerwał głos tryumwira, który po chwili milczenia tak rzecz swoją kończył: „Pochlebiam sobie, że śmiech wasz nie pochodził z wniosków, jakie tworzyłem o smutnych następstwach mowy naszej ojczystéj, bo wnioski te zdają się być nader naturalne; lecz śmiech wasz odnosił się zapewne do makaronizmów, przeciwko którym wszystkiemi siłami walczyć powinniśmy: w tym przeto celu podaję pod rozwagę współkolegów tryumwiratu i zgromadzonych tu ziomków projekt taki: 1) ustanowić nad graniczną rzeką naszą Niewiażą ścisłą kwarantannę i wszelkie tak drukowane, jak pisane li-tylko w niej zatrzymywać; 2) dzisiejszą rozprawę zapisać do protokułu posiedzeń naszych i zakomunikować w całém jéj brzmieniu redakcyi Gazety Warszawskiej z najuprzejmiejszą do niej prośbą: a) aby zostając u źródła literatury ojczystej objaśnić nam raczyła, na jakiej osnowie zmienione zostało znaczenie przysłówka li i do niego przyczepiony przysłówek tylko? niemniej, co te dwa przysłówki z sobą sprzężone znaczyć mają? Jeżeli szanowna redakcya zechce nam to dowodnie objaśnić, w takim razie chętnie odstąpimy naszego zarzutu, zniesiemy kwarantannę na li-tylko ustanowioną, przyjmiemy li-tylko do ustnéj i pisanéj mowy naszéj i z pokorą chrześciańską powtórzymy przysłowie przodków naszych: „pobłądzić jest rzeczą ludzką, a poprawić się anielską”. b) Na zasadzie tegoż przysłowia, równie uprzejmie prosić redakcyą, aby odtąd nietylko sama w gazecie swojej odrzekła się makaronizmów, lecz przeważnym wpływem swoim usiłowała wymódz na dziennikarstwie krajowém, aby wyrazami cudzoziemskiemi nie kaleczyło czystości mowy ojczystéj, która najdroższą jest dla nas puścizną." Przy domówieniu tych słów całe kółko zebranych osób zawołało potrzykroć zgoda! zgoda! zgoda! a tryumwirat zwracając się ků mnie zobowiązał mnie, abym jako najbliżej mieszkający stacyi pocztowéj, przyjmującéj korrespondencye, chciał tę pogadankę przesłać do redakcyi Biblioteki Warszawskiej, co téż chętnie spełniam.

Ziemianin z nad Dubisy.

Tom I. Styczeń 1861.

23

« PoprzedniaDalej »