Obrazy na stronie
PDF
ePub

mienione, pomimo to jednak, zasługują na uwagę pod względem charakteru i wykonania: i tak np., ruiny zamku w Dąbrowicy i zamek w Krupem od strony wewnętrznej. Żałujemy jednak, że p. Lerué nie powierzył wykonania litograficznego całego albumu p. J. Ceglińskiemu, który jest bez zaprzeczenia najlepszym rysownikiem krajobrazów na kamieniu. Wszystkie widoki, któreśmy tu wymienili, jako najartystyczniéj wykonane, są ręki tego zdolnego rysownika. Posiada on bowiem ten rzadki dar poczucia piękna swojskiego w połączeniu z wielkim smakiem w wykonaniu, którego niema p. Walkiewicz, wykonawca kilku widoków znajdujących się w tém albumie.

Różnica talentu odznaczająca tych dwóch rysowników tak jest rażącą, że dziwimy się, jakim sposobem p. Lerue, który te wszystkie widoki z natury tak starannie zebrał, nie pomyślał o tém, że takie zestawienie rysunków różnéj ręki i różnéj wartości zatraca harmonią, która przede wszystkiem w podobnych albumach panować powinna. Ile razy napotykamy rysunek p. Walkiewicza obok rysunku p. Ceglińskiego, tyle razy uderza nas suche, chociaż staranne i bez miejscowego wyrazu wykonanie jednego, przy śmiałem i powietrzném traktowaniu drugiego. P. Cegliński z powodu częstego studyowania natury w wycieczkach po kraju, przyswoił sobie szczęśliwie wszystkie jego piękności, po których wszędzie poznać możemy nasze sioła, lasy, łąki i wody tchnące osobném życiem, skąpane w powietrzu i słońcu, które nadaje tym wszystkim przedmiotom wyraz osobnéj swojskiej piękności. Pod ołówkiem tego artysty każdy szczegół nawet mało znaczący jako pamiątka, nabiera wyrazu i stroi się wdziękiem tak interesującym krajowca, że mimowolnie każe mu się przenosić w te miejsca, albo mu je w pamięci żywo obudza i utrwala. Rysunek p. Ceglińskiego jest miękki, a pomimo to jasny i wyrazisty, a massy światła i cieniów wybornie zastosowane, dają widokom przez niego wykonanym, jakby połysk kolorytu słońca. Wapienie i granity, z których budowane są po większej części nasze zamki, tak energicznie oddaje on śmiałemi pokładami cieniów, że imponują ogromem i siłą, pomimo tak wielkiego ich zmniejszenia w rysunku. Dodajmy do tego poczucia natury kilkoletnią wprawę w władaniu krédą litograficzną, a łatwo pojmiemy, jak szczęśliwe p. Cegliński połączył środki do rozpowszechnienia tych prawdziwie pięknych i miłych sercu naszemu pamiątek.

Gdyby p. Lerue ograniczył się na staranném zebraniu i narysowaniu z natury widoków, które do swego albumu przeznaczył,

20

Tom I. Styczeń 1861.

co mu za wielką zasługę poczytujemy, a nie wykonywał niektórych własną ręką na kamieniu, nie będąc z techniką litograficzną dostatecznie obeznany, album lubelskie byłoby więcéj jednolite i przedstawiałoby zupełną artystyczną całość. Pomimo to, trudno nie przyznać téj publikacyi wyższego smaku i sumiennego opracowania. Spodziewamy się, że jeżeli p. Lerue poweźmie zamiar zebrania innych jeszcze materyałów, dla utworzenia albumu z innéj okolicy kraju, nie zaniecha życzliwych uwag naszych i wspólnie z p. Ceglińskim zajmie się wydaniem odpowiadającém w zupełności wymaganiom sztuki.

Album szczawnickie rysowane z natury przez p. Szalaj, mieści w sobie najpiękniejsze widoki Pienin. Biegły ten rysownik pojmuje całą poetyczność górskiej okolicy. Wybór widoków w albumie szczawnickiém jest bardzo staranny i z poczuciem malowniczości wykonany, brak tylko tym widokom wybitnego charakteru natury; wadę tę jednak przypisujemy chętniej nieznającym miejscowości litografom, aniżeli p. Szalaj. Zarzucimy wszakże artyście brak poszanowania własnej pracy i nieoględność na jej cel, kiedy nie starał się o to, aby wykonanie rysunków na kamieniu zostawione losowi, nie zmniejszyło wartości jego oryginalnych i dobrze pojętych widoków. Nie ujmujemy przeto artystycznemu wykonaniu litografii, któréj chodziło tylko o staranność wykonania, nie zaś o prawdę wyrazu téj a nie innéj natury kraju, jaką rysownik pragnął nam przedstawić.

Najlepiej wykonane są tu widoki: zamek Lubownia, skała zamku św. Kunegundy w potoku pienińskim, skała zwana Sokolicą i Czerwona Skałka w Pieninach. Znajdujemy w tém albumie tęż samą różnicę w dobroci rysunków, np. w rysunku Czerwonego klasztoru i kilku innych, co i w albumie lubelskiém. Album szczawnickie wykonaném zostało w artystycznym instytucie Reiffensteina i Röscha w Wiedniu.

Trzecie album i ostatnie, które tu rozpatrujemy, jest album kaliskie, ułożone i opisane przez Edwarda Staweckiego, z rysunkami S. Barcikowskiego, wykonanemi w litografii Fajansa w Warszawie. Mniej malownicze jak dwa poprzednie, mieści w sobie po większej części widoki miasta Kalisza, jakoto: kościoły i ginachy publiczne interesujące głównie pod względem historycznym. Wykonanie litograficzne tego albumu jest staranne i jednolite, ale za to pozbawione wyższego artystycznego smaku, który tutaj osobliwie powinien był podnieść brak malowniczości przedmiotów. Są tu jednak rysunki ładne, jak np. widok kościoła św. Wojciecha

na Zawodziu; widok miasta Kalisza w wieku XVII i Kollegiata P. Maryi, obok kilku rysunków zupełnie słabych i bardzo miernie wykonanych, jakoto: Szpital św. Trójcy w Kaliszu i Oranżerya w parku kaliskim. Pomimo niedostatków powyżej wykazanych, albumy te zasługują na uwagę i poparcie przez wzgląd na staranie, z jakiém są zebrane, gdyż śmiało mogą zająć pierwsze miejsce w tego rodzaju wydaniach wykonanych przez naszych rysowników.

D. 19 grudnia 1860 r.

Ludwik Buszard.

Zbiór s.p. Tomasza Zielińskiego w Kielcach. Oddział Starożytności. Opisał Józef Lepkowski. Warszawa. 1860.

Zbiory bogate ś. p. Tomasza Zielińskiego, znane były całéj Warszawie, gdy właściciel ich w naszej stolicy długie lata przemieszkiwał i tu je zaczął zgromadzać. Stanowisko jego, staranność i zabiegliwość przy wielce sprzyjających okolicznościach, dopomogły, że złożył jedno z najważniejszych muzeów polskich, tak co do galeryi obrazów, jak starożytności, zbrojowni, ksiąg i rękopismów.

Przeniesiony do Kielc na naczelnika powiatu, bogacił aż do chwili zgonu zbiory swe, przekonany o ich wartości. Czując zbliżający się kres życia, z pomiędzy znajomych i przyjaciół wybrał p. Aleksandra Bronikowskiego obrońcę prokuratoryi, ażeby te zamiary i myśli, które piastował w życiu, spełnił, i mocą testamentu przekazał mu całe muzeum.

Nie zawiódł tych nadziei zmarłego p. Aleksander Bronikowski, jako umiejący czuć wartość i znaczenie takiego legatu.

Przedewszystkiem wezwał znawców, aby umiejętnym spisem i naukowym wykazać całą jego wartość. W tym celu artysta malarz p. Jacek Sachowicz spisał katalog obrazów i rycin, który drukiem ma być wkrótce ogłoszony: a znany archeolog i badacz Józef Lepkowski spisał oddział cały starożytności.

W przedmowie skreślił żywot założyciela tego muzeum, a katalog swój podzielił na właściwe działy.

W pierwszym, pomieścił opis starożytności indyjskich, egipskich i rzymskich; w drugim zabytki pogańskie słowiańskie. Tu mieszczą się urny, popielnice, czarki, sprzęty kamienne i me

talowe. Trzeci obejmuje naczynia i zabytki kościelne: jak kielichy, krzyże, krucyfiksy, ornaty, relikwie i t. p.

W czwartym opisuje broń we wszelkich gatunkach jak sieczna, kolna, palna. Dział ten, składa się z bogatego zbioru i wielu osobliwych zabytków, równie jak następny, obejmujący uzbrojenie i rzędy na konie.

Dział VI obejmuje oznaki godności wojskowych i cywilnych. VII, starożytności domowe: naczynia stołowe gospodarczego użytku, ozdoby mieszkań, meble i t. p.; daléj zbiór kompasów, narzędzi mierniczych, zegarów od XVI wieku, pieczęcie i pierścienie. W powyżéj, wyliczone przedmioty najbogatszy zbiór ś. p. Zielińskiego, mniej zasobny w monety, medale i medaliony, jak i rzeźbę po największej części nowszych czasów.

Z pamiątkowych zabytków wspomnimy z pożaru miasta Krakowa, z r. 1850, część skurczonego od ognia i opalonego pargaminowego śpiewnika z biblioteki ks. Dominikanów, kawałek kości policzkowéj z czaszki Stefana Czarnieckiego z grobu jego wyjęty. Po Czarnieckim były w zbiorze puławskim: kość z ręki, burka, tarcza i buława. Tak więc rzec można, że bohatéra tego rozebrano na relikwie. Kawałek ponsowego aksamitu z sukni Jana Zamojskiego, z grobu w Zamościu wyjęty, w r. 1854 i ofiarowany do zbioru ś. p. Zielińskiego przez Aleksandra Przezdzieckiego; kawałek ponsowéj materyi z chorągwi Mahometa, zdobytéj pod Wiedniem na Turkach, co niegdyś wisiała u sklepienia w katedrze warszawskiej; wreszcie kałamarz i piaseczniczka, jak szachy, pamiątki po J. U. Niemcewiczu. Niemały zasób wyliczył p. Lepkowski rękopismów, dokumentów, listów i uniwersałów i zamyka swój katalog ogólną liczbą dzieł biblioteki, pomiędzy któremi, jako jéj osobliwość przywodzi: „Melodye na psałterz polski, przez Mikołaja Gomółkę. Kraków. 1550.

Dzięki więc staranności p. Aleksandra Bronikowskiego, a pracy p. Lepkowskiego, ci którzy nie mieli sposobności widzenia zbioru szacownego starożytności Tomasza Zielińskiego, mogą mieć dokładne wyobrażenie o bogactwie jego i znaczeniu. Katalog ten, uważamy jako dopełnienie poprzednio wydanych spisów z wystawy starożytności w Warszawie i przeglądu jéj przez Michała Podczaszyńskiego. Oczekujemy na katalog wystawy starożytności krakowskiej, a nie wątpimy, że mająca się otworzyć podobna wystawa we Lwowie, nie zaniedba pamięć jéj utrwalić, wydanym naukowym opisem. Tak przy połączonych usiłowaniach, poznamy te drogocenne zabytki przeszłości naszéj

świetnéj, które gorliwością i poświęceniem dochowały się jeszcze przed pożogą ognia i miecza i przy niedbałości naszéj. Zbiór ś. p. Tomasza Zielińskiego stawia wymowny dowód, co może zrobić wytrwałość i staranność pojedynczego człowieka, gdy pięknéj a szlachetnéj myśli poświęci swe życie.

K. WI. W.

Plotkarz, komedya w czterech aktach, wierszem. Pustynia, komedya w jednym akcie, wierszem, przez Józefa Korzeniowskiego. Wilno. 1860 r.

Po wszystkich większych i mniejszych scenach europejskich tuła się dziś tyle specyminów komedyj, tytuł ten sadowi się na czele tylu i tak różnogatunkowych produkcyj; rodzaj komiczny wyskoczywszy z kolei wiekami utartéj, rozbujał się na tyle kierunków, że trudnoby nam było powiedzieć dzisiaj, co jest właściwie komedyą w istotném i szlachetném tego słowa znaczeniu, gdyby nas zabytki przeszłości nie ratowały. Pomimo jednakże pewnego z téj strony poparcia, definicya komedyi, tak subtelnéj w układzie swym, nie jest najłatwiejszą. Ogół uczuciem doskonale pojmuje różnicę jéj od tragedyi, wyrozumowanie wszakże tak widocznego rozgraniczenia nie dla każdego bez pewnych przygotowań dostępném być może. Cóżkolwiek bądź, z tego już rozgraniczenia okazuje się, że dramat nie płynie w tak obojętnym i długim kierunku, jak epopeja, po której strumieniu swobodnie przepływają zarówno wesołe, jak i smutne życia objawy: dramat na osi życia ma dwa punkta biegunowe, wprost sobie przeciwne i ściśle ograniczone. Na tych punktach ustaje pogoda nie zachmurzona, nieruchomy spokój i bezpieczna błogość; na nich odbywa się walka z przeciwieństwy, czyn i ofiara, słowem, wysilenie ducha ludzkiego. Epopeja dałaby się odmalować, dramat muzyczna tylko wrzawa wyobrazić może.

Otóż dwoistość tego dramatu odrazu doskonale pojęli Grecy: u nich tragedya i komedya toczą się po czystym gruncie we właściwych sferach, tak, iż żadna wątpliwość i pomyłka, co do rodzaju, zachodzić nie może. Dramat nowożytny, przeciwnie, z początku istny przedstawia chaos; jego misterye to są Owidyuszowe congesta eodem non bene junctarum discordia semina rerum; do wieku XVII trudno o sztukę, któraby miała na sobie wyraźny i jedno

« PoprzedniaDalej »