Obrazy na stronie
PDF
ePub

na to zwrócić uwagi przez zbytek mądrości. Kędy bo`trwoga, tam mieści i srom się: zamiast, bo gdzie trwoga, tam i wstyd.

Wielu bo trwożących się chorób, nędzy różnéj i mnóstwa innych niedoli, nie zdaje się przecież żadną miarą sromu chować dla tego, czego się lękają: zamiast, bo wielu zdaje się obawiać chorób, ubóstwa i innych podobnych rzeczy, ale nie wstydzą się nic z tego, czego obawiają.

Następne zdanie daje najlepszy obraz, jak ciemny jest przekład p. Bronikowskiego dla zbytniéj jego wyrazowości; gdzie stoi: nie dobrze zatém mówię: kedy bo trwoga, tamże i srom, lecz kędy srom tam i trwoga; a z pewnością kędy wzdy trwoga, tam nie wszędy srom; daléj bo mniemam sięga trwoga, niż srom; częścią bowiem trwogi jest srom, jako przenoszące w liczbie, tak, że nie tam, gdzie liczba i przenoszące, lecz gdzie przenoszące, tam i liczba. Zdążasz bo teraz już pewnie? Zamiast: nie dobrze więc mówię, gdzie trwoga tam i wstyd, lecz gdzie wstyd, tam i trwoga. A nie, bynajmniéj, gdzie trwoga, wszędzie wstyd. Więcéj bowiem może trwoga nad wstyd: częścią bowiem trwogi jest wstyd, jak np. nieparzystość liczby, tak, iż nie gdzie liczba, tam nieparzystość, lecz gdzie nieparzystość, tam liczba. Czy już teraz mnie pojmujesz?

Podobne wyrażenie: otóż gdybyś mnie zapytał o coś z wymienionych, np. jaką częścią liczby jest równe, i co to jest za liczba, odpowiedziałbym ci podobno, że jest nią, nicchroma, ale rownoboczna: zamiast, odpowiedziałbym: że ta, która będzie nieparzysta tylko równa.

Przez niestósowne tłumaczenie niektórych wyrazów greckich, myśl staje się ciemną i nawet od wierności oryginału odstępuje, np. w zdaniu: nie masz, bo zapewne myśli, aby jakie około innych spraw są czcie, taka była i ona bogom przysługująca; toć mówimy tak, jak np. nie każdy umié pielęgnować konie, ale jedno masztalerz; ani znowu psy każdy umié pielęgnować, jedno myśliwy: zamiast, nie mówisz bowiem, ażeby jaka jest usługa względem innych rzeczy, taka była i względem bogów; wszak mówimy, np. kiedy się wyrażamy: nie każdy umié mieć staranie około koni, lecz furman; ani nie każdy umié mieć staranie o psach, lecz myśliwy. Tu Plato umyślnie użył wyrazu usługa (εçaлiiα) dwuznacznie dla wyszydzenia usługi około bogów, dla czego w następném zdaniu mówi: pasterstwo jest pielęgnowaniem bydła, a bogobojność i pobożność jest czcią bogów, w czém chciał Plato ironicznie jednego z drugiém zrobić porównanie. Tłu

macz zaś używając raz wyrazu czci, a drugi pielęgnowanie, tę dwuznaczność i ironię zepsuł i tym sposobem nie oddał wiernie myśli Platona.

Również ciemne i niezrozumiałe jest następne wyrażenie: czy nie potrafiłbyś zatém powiedzieć, ku dokonaniu jakiego to dzieła wysługującą się jest lekarzom owa nie wysługująca (sztuka). Nie mniemaszże ku dokonywaniu zdrowia? zamiast: czy potrafiłbyś powiedzieć, staranie usłużne doktorów do dokonania jakiéj to rzeczy służy? czy nie do zdrowia?

Podobnie: jakże zaś posługująca budującym nawy do jakiegoż dzieła dokonywania posługuje? a owa budowniczym? ku zbudowaniu domu, zamiast: a owe staranie usłużne cieśli okrętowych do dokonania jakiegożto dzieła jest posługą? a owe budowniczych? pewno do stawiania domów.

I tak dalej, np.: powiedz tedy o najlepszy, bogom wysługująca, ku jakiegożto dzieła dokonywaniu wysługującą będzie? Widna bo, że wiesz to, skoro wzdy twierdzisz, że najwyborniéj z ludzi znasz boskie sprawy, zamiast: powiedz tedy o najlepszy usługa bogów, ku jakiegożto dzieła dokonywaniu służyć będzie?

Nareszcie tłumacz w swym przekładzie przez tworzenie nowych wyrazów niestósownych tam, gdzie innych odpowiednich nie brakuje, myśl ciemną robi, albo chcąc język polski na wzór greckiego przerabiać, niewłaściwością zwrotów przeciwnych jego naturze grzeszy. Co do pierwszego, gdy mówi: cóżto jest treścią dokonywania tych wielu prześlicznych czynów, które bogowie konają, zamiast: które bogowie sprawują. Toż samo nietrafne i niepotrzebne utworzone wyrazy poczczenie za cześć, powdzięka za wdzięczność. Także w zdaniu, gdzie pyta Sokrates: co znaczy pobożność, jakiemże to będzie staraniem o bogach, czy ich czcią? Euthyfron, odpowiada: jakie mają niewolnicy dla panów: tłumacz zaś wyraża; tą czcią, którą, Sokratesie, niewolnicy panów swoich poczciwają.

Co do niewłaściwości zaś zwrotów naszego języka, np. gdy mówi: mniemam to pojmować, zamiast: mniemam, że pojmuję: milowane to jest przez bogów, zamiast: miłują to bogowie: powiedz mi teraz, azaliż niesione ponieważ jest niesione, niesione jest, czytéż dla innéj jakiéj przyczyny? zamiast: powiedz mi teraz, azaliż to co niosą, ponieważ niosą, jest niesioném?

Podobnie, gdy mówi: nie dlatego więc, że jest widzianém, dla tego jest widzianém, ani ponieważ jest prowadzoném, dlatego

je prowadzą zamiast: nie dlatego, że je widzą, jest widzianém, ani téż ponieważ je prowadzą, jest prowadzoném.

Tak więc z tego wszystkiego, cośmy przedstawili, okazuje się, że tłumacz pomimo swego wyrazowego i prawie literalnego przekładu, nietylko że nie zawsze był wierny w swym przekładzie, ale nadto ciemnym i niezrozumiałym; nareszcie co do języka polskiego grzeszy zbyt częstemi hellenizmami, niewłaściwością zwrotów języka i nietrafnością nowo potworzonych wyrazów. W ogóle powiedzieć należy, że podobny przekład autorów starożytnych żadnej korzyści nie przyniesie dla piśmiennictwa polskiego, bo uczeni czytać go nie będą, znajdując w nim niezgodność z oryginałem i wolą czytać ten ostatni, czerpiąc przyjemność z czystego źródła, niż ze zmąconéj wody; a dla nieznających języków starożytnych nie przyczyni się to do poznania Platona, bo styl przekładu ciemny, niezrozumiały i szorstki odstręczy od czytania. Kozłowski.

O sokolnictwie i ptakach myśliwskich, przez Kazimierza hr. Wodzickiego. Warszawa. 1858 r. Tom I. W 8ce. Stron. 213. Z 11 kolorowanemi tablicami.

Literatura nasza tak jest ubogą w dzieła specyalne z dziedziny historyi naturalnéj, a mianowicie téż wypracowane z przynależną znajomością przedmiotu, iż ukazanie się każdej takiej książki, prawdziwą wywołuje przyjemność w naturalistach krajowych. Do rzędu właśnie podobnych prac należy niniejsze Sokolnictwo, niepodobne zupełnie do kilku nowo wydanych nieudolnych dzieł, tyczących się przedmiotów związanych z historyą naturalną. Dwa lata upłynęło od wydania Sokolnictwa, dość zatém było już czasu do należytego poznania téj pracy, zasługującej ze wszech miar na uwagę. Spodziewając się, że poważniejsze, więcej znane w literaturze i zdolniejsze pióro wystąpi z należytém jej ocenieniem, nie spieszyłem się z rozbiorem tegoż dzieła; lecz gdy te oczekiwania nie przychodzą do skutku, dłużej się wstrzymywać nie podobna, aby nie ściągnąć zarzutu obojętności na naszych naturalistów.

Nauka przyrody tak jest obszerna, części ją składające taką mnogość szczegółów przedstawiają, iż koniecznie musiała

Tem I. Styczeń 1861.

19

[ocr errors]

się ona rozdzielić na części, któremi zajmują się oddzielnie specyalni badacze; a z materyałów dopiéro przez nich zebranych składają się dzieła, ogół nauki przedstawiające. Kto tylko dotknie się na seryo którejkolwiek z tych gałęzi historyi naturalnéj, niezawodnie na każdym kroku postrzeże trudności i zrozumie, jak należy postępować, nim się przystąpi do ogłaszania wypadków poszukiwań swoich. Z tychto nawet powodów specyalny entomolog nie ośmiela się opisywać ptaków lub ryb, ichtyolog owadów lub mięczaków, botanik minerałów, i t. p. Każdy zaś taki specyalista pracowicie się pierwéj sposobi i zbiera materyały z gałęzi przez siebie obrabianéj, zanim się je odważy puścić na widok publiczny. Nie tak jednak postępują szczęśliwiej od natury uposażeni pisarze, wszystko bez poprzednich prac umiejący i o wszystkiém pisać gotowi: zdaje im się bowiem, że dosyć jest znać obce języki, dla wybierania z dzieł zagranicznych szczegółów do ich widoków potrzebnych, a w swoim języku umiéć pisać jakkolwiek, aby się odważać na układanie dzieł, o których dopiéro po mozolném uczeniu się teoretycznie i praktycznie, godzi się pomyśleć. Smutnym jest stan nauk tam, gdzie się podobne przekonania często objawiają, i gdzie czytająca publiczność nie umie rozróżniać nędznych utworów lekkomyślnego pióra, od prac opartych na nauce i długiém doświadczeniu.

W kraju naszym stan naukowy nie jest jeszcze tak opłakanym: są bowiem naturaliści zajmujący się gorliwie rozmaitemi gałęziami przyrody i sposobiący się do zostawienia w literaturze pamiątek swego naukowego poświęcenia. Publiczność zaś nasza tyle ma jeszcze zdrowego zdania, iż potrafi należycie ocenić ich prace i odróżnić je od nędznych utworów pośpiesznie zredagowanych.

Autor Sokolnictwa od lat przeszło dwudziestu zajmuje się gorliwie badaniami ornitologicznemi w Galicyi, a literatura nasza posiada już kilka bardzo ważnych i korzystnych dla fauny krajowéj prac przez niego wydanych. Ponieważ zaś zasłużony ten ornitolog w poszukiwaniach swych nie ustaje, mamy przeto nadzieję, że prace te nie kończą jeszcze jego naukowego zawodu.

W ubiegłych wiekach, przed wykształceniem się broni palnéj, polowanie z sokołami stanowiło jednę z najwięcej używanych rozrywek. W rycerskim wówczas kraju naszym, szlachta szczególnie w niem była zamiłowana, a sztuka sama nie niżéj tu stała, jak w innych ucywilizowanych krajach. Dzisiaj, gdy po niej zostały tylko liczne pamiątki w kronikach i w literaturze krajowej,

i gdy nie ma już nadziei wskrzeszenia téj sztuki, wypadało wszystkie te wiadomości zebrać i utworzyć z nich historyą sokolnictwa krajowego. Hrabia Wodzicki jako naturalista, myśliwy i znawca literatury krajowéj, posiada wszelkie potrzebne do tego warunki; praca téż jego, zadaniu swemu w zupełności odpowiada. Składa się ona właściwie z trzech części, tojest z historyi sokolnictwa, sztuki sokolniczéj i opisania szczegółowego gatunków do tego używanych.

Polowanie z sokołami oddawna bardzo musiało być w użyciu u ludów północnych, kiedy już Pliniusz wspomina o tém w rozdziale X księgi X historyi świata (Historia mundi), mówiąc z zadziwieniem: Jest tam jakaś tajemna umowa między ptakami drapieżnemi a strzelcami". Jak zaś w Polsce było rozpowszechnione i od jak dawna, najlepiej wykazują liczne ślady rozrzucone po urzędowych dokumentach, w kronikach i pismach specyalnych; niepospolitej zatém wymagało pracy, przejrzenie tych wszystkich źródeł. Autor, w pierwszéj historyczno-literackiej części swojego dzieła, przechodzi wprawdzie celniejsze obce źródła, jednakowoż głównie miał na względzie literaturę krajową, do czego bardzo wiele wiadomości zgromadził.

Z pomiędzy pism obcych, najobszerniéj się zastanawia nad dziełem cesarza Fryderyka II, zamiłowanego badacza przyrody i sokolnictwa, mającém za tytuł: De arte venandi cum avibus, a którego drugie wydanie augsburgskie z roku 1596, pod tytułem: Reliqua librorum Friderici II. Imperatoris, de arte venandi cum avibus, posiada biblioteka Jagiellońska w Krakowie. Kilka razy do tegoż dzieła autor powraca i przytacza ważniejsze ustępy tyczące się sokolnictwa. Z polskich zaś dzieł najobszerniéj się rozwodzi nad Krescentynem, Myśliwstwem ptaszem Cygańskiego i dziełem Marcina Siennika, nie pomijając wszakże żadnego i z tych, co po większej części powtarzali rzeczy przez poprzedników podane. Przegląd ten aż do ostatnich prawie pisarzów polskich przeprowadza, nie ograniczając się w tém na pismach samych naturalistów, lecz owszem posiłkując się niektóremi dziełami innéj treści, skoro się tylko i w przedmiot ten wdały. Ustęp ten historyczny, trzecią część całej książki zajmujący, z głęboką i krytyczną znajomością przedmiotu i literatury specyalnéj jest opracowany; a wiele bardzo wątpliwości pod względem gatunków i ich nazwisk, po rozmaitych dziełach przytaczanych, autor wyjaśnia i do właściwego znaczenia sprowadza. Najważniejsze pod tym względem są uwagi autora co do znaczenia na

« PoprzedniaDalej »