Obrazy na stronie
PDF
ePub

szukać u niemieckich i francuzkich pisarzy pomocy do ukształcenia naszego w tym względzie, czyż nie lepiej z pierwotnych źródeł, z których oni czerpali, brać dla nas zasiłek do samodzielnego myślenia, niż przestawać na utworach myśli, nie podobnych często do swego początku, z którego poszły, bo skrzywionych lub błędnych, albo nie mających często innéj powagi, prócz nowości w nadaniu odmiennéj formy temu, co oddawna wieki przyjęły i uświęciły? Dlatego więc, gdy piśmiennictwo nasze nie jest dosyć bogate w dzieła filozoficzne, przekład starożytnych pisarzy greckich w tym względzie, jak np. Platona, może przynieść nie małą przysługę. Ale ten nie powinien w żaden sposób być wyrazowy, słowny, jeśli ma dać poznać ducha myśli i moc mowy greckiego filozofa, słowem, zaprowadzić nas do tajników jego mądrości i pokazać całą piękność jego stylu. Słowny, wyrazowy przekład będzie martwą tylko, bez duchá i mocy kopią, wcale nie podobną do swego oryginału, zwłaszcza w dziele starożytnéj sztuki, gdzie sposób wyrażeń, zwroty mowy i cały jej układ zupełnie różny od nowszych języków, a tém samém i naszego, nie da poznać myśli, jak należy, i uczyni je ciemnemi, niezrozumiałemi. Owa moc i dobitność wyrażeń oryginału, pełność i potoczystość mowy jego zginąć musi, a wyrazy przekładu przez niewolnicze trzymanie się greckiego wzoru, ułożone w niewłaściwym językowi naszemu szyku, pozostaną martwe i nie malujące wcale tego, co przedstawiać powinny. Dlatego gdy przekład zbyt wyrazowy Platona przez p. Bronikowskiego nie podobał się Bibliotece Warszawskiej w r. 1857, i ta w swym zeszycie na miesiąc lipiec wyraziła się: ,,że dla braku jasności stylu, przekładu jego, nie można zawsze zrozumieć Platona, i z powodu niewłaściwej składni języka polskiego w jego przekładzie, potrzebaby nie ledwie drugiego tłuma cza, któryby z jego języka wyłożył na język polski prawdziwy." P. Bronikowski w przedmowie do wydania swego w Poznaniu r. 1858 przekładu, pewnej części dzieł Platona, napróżno starał się zasłonić rozmaitemi wymówkami, i tak np.:,,że nie chciał naśladować stylu francuzkiego, jako przy największych swych zaletach i bogactwie języka, związanego niewolniczém szykowaniem wyrazów i przezto niezdolnego do toczenia okresów tego architektonicznie nadobnego ustroju i téj rozległej pełności, jakiemi płyną tak świetne starożytne języki, a po nich zaraz polski, najbogatszy i najswobodniejszy za niemi z nowożytnych, a do wszystkich toków i naginań podający się, byleby umna i biegła myśl nim posługiwała się, snując wraz zeń brzmienia, nietylko słuch niewieści, ale

i mężkie serca zachwycające." Ale do dobrego, jasnego i o ile można do oryginału zbliżonego przekładu Platona, nikt nie sądzi, ażeby było konieczne naśladowanie stylu francuzkiego, kiedy można oddać myśli greckiego filozofa w naszéj jędrnéj, czystéj i potoczystej mowie, która, jak sam p. Bronikowski przyznaje, zaraz po starożytnych jest najbogatsza, najswobodniejsza i do wszystkich toków i naginan podająca się, byleby umna i biegła myśl nią posługiwała. Zatém i to nie tłumaczy, dlaczego p. Bronikowski uważał słowny i wyrazowy przekład Platona za najstosowniejszy i nie chciał w stylu polskim naśladować tego architektonicznie nadobnego ustroju, téj rozległéj pełności, z jaką płyną starożytne języki, a po nich nasz język do tego, według jego zdania, jest najsposobniejszy. Ale p. Bronikowski oświadcza, że dlatego unikał w swym przekładzie wyższego stylu, ponieważ sądzi,,,że odrębnego stylu prozy polskiej w najwyższém i najskrupulatniejszém znaczeniu dotychczas jeszcze nie posiadamy i na polu ojczystej umiejętności chodzimy do tej chwili, jak dawniéj, w sztywnéj, retoryczno łacińskiej i wietrzno konserwacyjnéj francuzkiéj rutynie myślo-obrazowania, bośmy do samodzielnego myślenia po własnéj narodowo odrębnéj formie czy nie mogli, czy raczej nie chcieli podnieść się dotąd, własnym siłom za mało, a obcym za wiele zaufawszy." Tak p. Bronikowski utrzymuje, że gdy nie mamy dotąd prawdziwego stylu polskiéj prozy, tylko naśladowanie łacińskiego lub francuzkiego, przeto potrzeba nam dopiéro go utworzyć, zaufawszy więcej swym siłom. Ale na wzór czegóż mamy go tworzyć? Oto powiada:,,za przewodnictwem Greków, u których granice czysto prozowego i poetycznego wysłowienia ściśle są pociągnięte i starannie pilnowane, a u nas bezustanne mieszanie obrazowego przeważnie wysłowienia z bezfiguryczném i prostém, z których pierwsze wyłącznie poezyi, a drugie jedynie prozie przystoi, ile w języku z natury swojej już tyle postaciowym podostatkiem dowodzi nie jasnych pojęć naszych w tym zakresie." Więc p. Bronikowski chce na wzór Greków dopiéro nam tworzyć styl prozy polskiej, tojest naśladowaniem zwrotów greckich i na wzór tych odróżnieniem takich, które prozie, a które poezyi przystoją: tym sposobem przyjęciem do naszego języka licznych hellenizmów, których, jak sam zeznaje, znajdzie czytelnik w przekładzie jego wiele dopuszczonych,,,jako nieodzowne przywłaszczenia rodzinnéj myśli takich kształtów i ich wyrazowego ucieleśnienia, jakie i dla niej po tylu wiekach przyrodzone, a których nie było w już istniejących a uosobionych

dorywczo lub niezręcznie na modłę obcą ubitych lokucyach." W użyciu zaś tych hellenizmów nie przeczy, że mógł wystąpić po za miarę; jednak nie sądzi,,,ażeby zaszkodził językowi polskiemu z czystych źródeł greckich go zakrzepiając." Dlatego w swym przekładzie Platona, chce przerobić naszą prozę na sposób grecki, zwrócić ją z tego toru, jakim dotąd się kształciła, tojest zamiast zwrotów łacińskich lub francuzkich, jakie ona w doskonaleniu się, na wzorach tych języków przybrała, wprowadzić greckie. Dziwne i śmieszne usiłowanie, tak jakby do języka można samowolnie wprowadzać nowe formy, nie zrozumiałe i nie przyjęte przez naród, który przecież wyrażenia i zwroty mowy do swego języka przyjmował z rzeczami od tych ludów, od których poznania nabywał i do tych przywykł, tak, że nie jest w możności niczyjej te z mowy usunąć. Chcieć zaś na wzór Greków przerobić prozę polską dla utworzenia w niej czysto prozowego i poetycznego wysłowienia, jestto zapomnieć czém byli Grecy, a czém Polacy; jak różny pierwszych charakter, usposobienie i stan społeczeński od drugich. Grecy, naród poetyczny i wysoko imaginacyjny, wyrobili w sobie w skutku tego swego usposobienia osobny styl poetyczny i to prawie do każdego rodzaju poezyi inny, bo oni bez poezyi prawie żyć nie mogli. Proza zaś została u nich zwyczajną potoczną mową, ale i to jeszcze różną według różnicy ich plemion i narzeczy. Przeciwnie nasz naród, nietylko z klimatu, ale i usposobienia różny, więcej myślący, niż imaginacyjny i do tego długo w obcym języku wyrażać swe myśli przymuszony, musiał iść za tém, co mu pierwsze było, tojest układem swéj mowy, dla wzajemnego się zrozumienia, czyli prozą; poezya zaś była tylko wyrazem chwilowych uniesień. Ztąd i różnica między jedną a drugą nie mogła być taką, jak u Greków, bo u nas poezyi brakło osobuych wyrazów i zwrotów mowy. Chciéć zatém dziś na wzór Greków wprowadzać różnicę wyrażeń prozaicznych i poetycznych, byłoby dziwactwem. Jestto, krótko powiedziawszy, prosta pokrywka swego przedsięwzięcia tłumaczenia w naszym języku Platona słownie z ślepém naśladowaniem form starożytnych, które robią nie jasne i nie zrozumiałe myśli tego wielkiego pisarza. Następnie p. Bronikowski, na obronę swéj dziwnej prozy polskiej, którą chce tworzyć na wzór grecki, dodaje: „,że nasza proza tylko w materyach czysto nowożytnéj mowy posługiwać może, i że w niej trudno Platona oddawać; że chyba lapidarne jakie tylko uprzedzenie lub przesadne rozmiłowanie w barwistych słów brzękach bez jasnéj treści mogą się domagać, aby to, co odrębny

i jedyny ma swój krój, przestrajać śmiesznie przemocą po dzisiejszemu." Co znaczy, że podług naszéj dzisiejszéj prozy nie podobna przekładać Platona: że potrzeba dla niej utworzyć jakąś inną, na wzór greckiéj, tak jak ona wygląda w przekładzie p. Bronikowskiego. Ale na nieszczęście nie jest ona znowu prawdziwie polską, gdzie mnóstwo hellenizmów ciemną i niezrozumiałą ją robi, i nie czujemy owéj żywości wyrażeń, delikatności w zwrotach, pełności i przyjemności w układzie peryodów, jaką mowa Pļatona piękna, bogata, ozdobna, taką zaleca się poprawnością, że, podług zdania Faworyna, nie można z niéj ani ująć, ani odmienić żadnego wyrazu bez nadwerężenia piękności, a Cicero uważa ją za najwyższy stopień doskonałości wymowy: w ogóle zaś co do języka i sztuki, starożytni poczytują Platona za pierwszego z pomiędzy pisarzy prozaicznych greckich. W przekładzie p. Bronikowskiego są zaś same wyrazy bez życia i ducha autora, którego nam nie przedstawiają. Daléj p. Bronikowski, ażeby wystawił konieczność swego wyrazowego i słownego przekładu, odzywa się:,,żądać po tłumaczu dzieł greckich, jeszcze Platona, gdzie nie ledwie każdy wyraz nietylko co do znaczenia, ale i co do stanowiska swego w okresie obrachowany i odważony jest logicznie, ażeby zdzierał dla jakiejś pustéj satysfakcyi onym uroczysto spokojnym postaciom posągowego świata ich marmurowe odzienia, a nasadzał im natomiast wszystkie ruchliwe jaskrawości i mamidła nowożytnego przemiarem tak imaginacyjnych, jak uczuciowych wybryków rażąco grzeszącego moderunku, żeby jedném słowem Platonowi rozkazywał przestać być Platonem, a sam przedzierzgał się w niego, jestto marzyć wśród białego dnia." Tym sposobem chce p. Bronikowski koniecznie dowieść, że Plato powinien nam być przedstawiony w przekładzie martwo i niezrozumiale, na któregobyśmy tylko, jak na posąg, z uszanowaniem spoglądali, ale w tajniki myśli jego się nie wdawali. Tak Platona uważa ciemnym i nieprzystępnym dla nas, że usiłowanie zrobienia go zrozumiałym, nazywa rozkazywaniem Platonowi przestać być Platonem. Nakoniec p. Bronikowski, który tylko o wyrazowym i słownym przekładzie Platona chce wiedzieć, za wierność i sumienność jego zaręczając, a o czém później z kilku przykładów się przekonamy, oświadcza:,,że z pomocy tłumaczeń innych języków prawie wcale nie korzystał, przenosząc przekład bezpośredni oryginału, chociażby czasem błędny, nad najpolerowniejszy, lecz zmozaikowany z cudzych lukubracyj." Tego przecież trudno pochwalić: bo naprzód przekład błędny być nie powinien, jeśli ma

posiadać jaką wartość; powtóre, do oddania zwrotów starożytnych języków w nowożytnych, wcale od nich różnych, potrzeba czasem zobaczyć jak się to udało innym tłumaczom, jeśli nie wyrazy, tylko myśli mamy tłumaczyć we właściwym toku językowi, ale o to p. Bronikowski wcale nie dbał, gdy mu szło tylko o wyrazowy przekład Platona. Powiada daléj, że sobie tuszy, iż uchybień na przeciwko myśli albo całkiem nie będzie, albo nader skąpo: bo zdaje się mu, że wziął się do roboty po uprzedniém dopiéro przeświadczeniu, że umié po grecku. Jestto zaufanie w sobie może trochę nad miarę: gdyż jakkolwiek kto najdłużej pracować może nad poznaniem rzeczy jakiej, nigdy jednak nie powinien sądzić, że już ją zna dokładnie i ze wszystkich stron, bo każde poznanie może być nie dosyć wszechstronne i może mu brakować jakich szczegółów; tylko p. Bronikowski przyznaje, że korzystał z przypisów najnowszego tłumacza dzieł Platona, Hieronima Müllera. Ale w wydaniu dzieł Platona, tomie I, oświadcza, że nie trzymał się ani następstwa czasu, w jakim Plato rozmowy swoje układał, ani porządku myśli filozoficznéj, którą stopniowo rozwijał, i że na tém rzecz sama nie straciła. Widać złąd, że jak w przekładzie zbyt wyrazowém nie szło p. Bronikowskiemu o danie zrozumienia dokładnie czytelnikowi myśli Platona, lecz o zachowanie samej formy stylu oryginału, tak i w wyborze przedmiotów do przekładu i porządku ich, nie miał na względzie jasnego pojęcia filozofii Platona. Tego samego także dowodzi, że p. Bronikowski nie zamieścił żadnego wstępu do dzieł Platona, w celu ułatwienia zrozumienia w nich rzeczy, a bez tego każdy pomnik mądrości greckiego filozofa jest jak budynek na bezdrożu, do którego chcąc trafić, błąkać się pierw potrzeba. A przecież sami starożytni bez wstępów do zrozumienia dzieł Platona obejść się nie mogli i dlatego je potworzyli. Następnie za ich przykładem Francuzi i Niemcy, dla dokładniejszego objęcia rzeczy, w dziełach Platona zawartych, jakotéż związku ich między sobą, porobili wspaniałe, piękne i wielką nauką odznaczające się wstępy, jak np. Cousin u Francuzów a Szlejermacher u Niemców, i sam p. Bronikowski wspomina o wstępie Steinharda do przekładu Hieronima Müllera: czemuż z niego nie korzystał? Obiecuje wprawdzie nam ich udzielić, wraz z życiorysem pisarza i przypisami w ostatnich częściach całego dzieła, jako robotę wcale nie pobieżną. Ale odkładanie na koniec tego, co powinno było dzieło poprzedzić, jest niewłaściwém: bo jakże p. Bronikowski sądzi, że publiczność polska może bez tych wstępów i przypisów się obejść, kiedy nie18

Tom L. Styczeń 1961.

« PoprzedniaDalej »