Obrazy na stronie
PDF
ePub

ubiegać za posadami w Rossyi, gdyż te nabywano za pieniądze i protekcyę, a nie przez wykształcenie. Brak więc było młodzieży, któraby, jak w Warszawie, na fakultecie prawa i administracyi kształciła się na przyszłych urzędników. Daleko większa była liczba tych, którzy żyli dla samej tylko nauki.

Najliczniejszym był fakultet fizyczno-matematyczny, ponieważ ci, którzy zeń wychodzili, otrzymywali stopnie kandydata, magistra lub doktora, dające prawo do rangi 12, 9 lub 8 klassy. Fakultet nauk moralnych był zaniedbany i do pewnego stopnia lekceważony. Charakter uniwersytetu, jako władzy oświecenia, stopnie professorów (rektor posiadał tytuł radcy stanu albo piątą klassę odpowiadającą randze generała, professorowie tytuły radców), uszanowanie, jakie przeto mieli u władz administracyjnych i wojskowych, wysokie płace, emerytury, pensye dla wdów, wszystko to czyniło stanowisko professorów niezależnem, nadawało im pewien ton, czego w Warszawie wcale nie było. Oprócz tego uniwersytet, professorowie i uczniowie stali po za władzą policyjną. Największą karą było dla ucznia, gdy pociągniętym został do śledztwa kryminalnego.

W roku 1816. Śniadecki złożył swój urząd, żałowany od całej młodzieży. Zasługi jego są wielkie. Nietylko ożywiał głównie wychowanie publiczne, lecz jemu szczególniej przypisać należy, iż Wilno, pod względem ukształcenia języka i podniesienia polskiej literatury, przez wiele lat przodowało całemu krajowi. Śniadecki nic nowego nie stworzył na polu nauki, żadnej z nich nie rozwinął samodzielnie, ale uczynił możebnem i wprowadził wykład wszystkich wiadomości ścisłych w polskim języku. Wspólnie z innymi, a mianowicie sam do matematyki i astronomii, brat jego Andrzej do chemii i fizyologii, Jundził do zoologii, Szymonowicz do mineralogii, a inni do innych gałęzi, wprowadzili nową, jasną, naturalną, mowie odpowiednią, polską terminologię, która nietylko jako nowe bogactwo, lecz jako największa ozdoba mowy polskiej pozostanie.

Późniejsi pisarze ze szkoły Śniadeckiego, jako to: matematyk Poliński, budowniczy Karol Podczaszyński, matematyk Grzegorz Hreczyna, chemik Fonberg, pisali i drukowali podług tej termi

nologii dzieła odznaczające się jasnością i wielką poprawnością języka.

Od roku 1816. zastępcą rektora uniwersytetu przez jakiś czas był doktor i professor anatomii i medycyny Lobencin, człowiek powszechnie nienawidzony, nie rozumiejący nic po polsku, dopóki na rzeczywistego rektora nie został wybranym professor wydziału moralnego radzca stanu Szymon Malewski.

W tym czasie powstało w Wilnie towarzystwo Szubrawców. Towarzystwo to było dobitnym wyrazem tego, co dotychczasowa duchowa uprawa w samopoznaniu narodu wyrobiła. Było to zarazem praktycznem zastosowaniem teoretycznych usiłowań uniwersytetu. Satyra była środkiem, za pomocą której starało się działać towarzystwo. Wadliwość administracyi rossyjskiej i świata urzędniczego, nadużycia rządowe, usterki w literaturze, obyczajach, wszystko, cokolwiek zasługiwało na krytykę lub naganę, było przedmiotem napadów ze strony członków tego towarzystwa. Opierało się ono na zasadach liberalnych, dla tego też karciło arystokracyę i inne złe resztki dawnych czasów, jako to: pijaństwo, oszustwo, pieniactwo, upodobanie w czczych tytułach, a najbardziej ucisk stanu włościańskiego. Szubrawcy, swą uszczypliwą satyrą, objawiającą się w ich pismach, doszli do takiego znaczenia, że wszystko drżało z obawy ich sądu. Do nich należeli mężowie najlepszego towarzystwa, jako to: Dr Szymkiewicz, Andrzej Śniadecki, Michał Baliński, Ignacy Szydłowski, Franciszek Grzymała. Symbolem towarzystwa był szlachcic lecący na łopacie, który przynosił nowiny z całej Polski, przebiegając kraj cały w kilku minutach. Lopata również była berłem towarzystwa. Członkowie nosili nazwiska bóstw mitologii litewskiej. Było to czemś podobnem do towarzystwa Rzeczypospolitej Babińskiej, z tą samą dążnością pod koniec 16. wieku założonego przez Pszonkę w Lublinie. Zarzucano im później, że szli w kierunku raczej kosmopolitycznym niż patryotycznym, bardziej krytycznym niż organicznym, i że dawali powód Polakom w Petersburgu przebywającym do stworzenia związku tak nazwanych silnych duchów polskich, pomiędzy którymi był największym krzykałą szubrawiec Sękowski (znany oryentalista, a późniejszy wydawca Biblioteki do czytania). Wzięli oni sobie za cel wszystko co polskie wyśmie

wać, a w końcu zostali Rossyanami, nawet gorszymi od Rossyan, gdyż od nich byli wzgardzeni. Zarzut ten jednak był niesłuszny ; szubrawcy bowiem byli dobrymi Polakami, a jeżeli karcili nadmiar fantazyi w literaturze, to właśnie było zadaniem satyry.

Ten kierunek życia i obyczaju mieszkańców Wilna razem z panowaniem nauk fizyczno-matematycznych na uniwersytecie, trwał w całej sile aż do roku 1820. Rok ten, w którym na wszystkich punktach Polski powstały polityczne związki dla odbudowania ojczyzny, stanowi bardzo ważną epokę dla Wilna i Warszawy. Śniadecki nie był już mężem, któryby starczyć mógł młodzieży ubiegającej się za podźwignięciem duchowem. Nie dozwalał jej nigdy zajmować się tem, cokolwiekby jej wyobraźnię i rozum po za materyalną rzeczywistością mogło zająć i czarować. Jego kierunek był jednostronny, nauka zimną i martwą, styl dokładny a sztywny jak astronomiczne narzędzia. Ustawy, polityka, prawodawstwo Europy, historya, filozofia, stara i nowa Polska, wszystko to leżało po za granicami jego działalności, właśnie w tej chwili, gdy Aleksander był zamierzał zrzucić przywdzianą maskę dobroczyńcy ludzkości. Matematyka, fizyka, astronomia nie mogły wychować żadnego obywatela, żadnego patryoty. Dla tego też rezultat wychowania młodzieży nie mógł być zbyt świetnym.

Do małej liczby wyższych umysłów, które poznały się na tym jednostronnym kierunku uniwersytetu, liczył się Tomasz Zan, syn ubogiego szlachcica z powiatu nowogrodzkiego. Ukończywszy fakultet fizyczno-matematyczny, uczył się dalej, nie dla tego, aby się uczyć, lecz by młodzież czegoś więcej jak matematyki i fizyki nauczać. Przeszło tysiąc obywatelskich synów z północnych i południowych prowincyj uczęszczało na uniwersytet. Mieliżby oni być straconemi dla przyszłości Polski? Zan umiał sobie pozyskać serca wszystkich swym łagodnym charakterem, miłem obejściem i nauką. W roku 1819. na 1820. założył on między uczącymi się towarzystwo moralno-patryotyczno-naukowe, nadając jego członkom nazwę promienistych. Siedm klas tego towarzystwa wyobrażały siedm promieni, tworzących światło słoneczne. To było początkiem rewolucyi, która nadała zupełnie nowy kierunek nietylko sposobowi życia, charakterowi, naturze życia wspólnego

uczących się, lecz nadto nowej literaturze polskiej. Jeden z tych promienistych stworzył nową, oryginalną, narodową poezyę, jakiej dotąd nie było. Członkowie promienistych żyli w takiej wspólności uczuć, myśli, wzajemnej pomocy, jaką trudno spotkać do tak wysokiego stopnia posuniętą w innem stowarzyszeniu. Miłość braterska, miłość nauki, równość, wzajemna pomoc, były obowiązkami wpisanemi do wielkiej księgi stowarzyszenia. Kto złe życie prowadził, nie mógł być przyjętym do niego.

Nowe życie wstąpiło w mury uniwersytetu; dotąd niewidzialne książki polskie przechodziły z ręki do ręki. Zjawiły się pieśni patryotyczne, poczęści nowe, poczęści wydobyte z zapomnienia. Odpisywano je, uczono się ich na pamięć. Przysłuchiwano się z największą pilnością wykładom professorów. Wydział moralny, liczący tylko jednego professora, zaczął się od razu słuchaczami napełniać. Wszystkiem tem, kierował Zan. On sam nie był bez doradców tajnych. Tych miał w osobach filaretów, których związek utworzył wydział tajny i już od roku 1818. istniał, lecz dopiero w roku 1819. na 1820. zaczął być czynnym.

Właśnie w tym czasie Czartoryski wystąpił z rządu królestwa i oddał się uniwersytetowi, a pomimo opozycyi i odradzań Śniadeckiego, postanowił obsadzić wakujące oddawna katedry nauk moralnych i ogłosił konkurs. -- Każdy był ciekawy, kto będzie uczył historyi, kto filozofii, chociaż już naprzód się tego domyślano.

Lelewel mieszkał w Wilnie do roku 1818. Lelewel jest drugą znakomitą osobistością, około której obraca się część znaczna nowszych polityczno-literackich usiłowań; jest więc rzeczą konieczną wyjaśnić zakres jego działania. Podówczas Lelewel był już znany narodowi ze swych dzieł naukowych. Łączył on gruntowną znajomość historyi starożytnej z głęboką nauką ojczystej. Z pod pióra jego, jakby dotknięte rószczką czarodziejską, powstawały wielkie postacie przeszłości, których dotąd nie widziano, narysowane żywo i wyraziście. Lelewel łączył nieporównaną pracowitość z genialnym, można powiedzieć, instynktowym poglądem na historyę.

Czacki, w Lelewelu zaledwie rozpoczynającym zawód nauczycielski, umiał ocenić talent, powołując go w roku 1809. do Krzemieńca i przeznaczając mu w wyższych klassach katedrę historyi. Lecz Lelewel nie pozostał długo w Krzemieńcu; wrócił do Wilna

i oddał się na nowo pracom historycznym. Młodzież jeszcze go nie znała, uczeni jednak w swoich dziełach wspominali o nim z uwielbieniem. Lelewel stanowi epokę w naszej literaturze jako badacz historyi i krytyk. Był on pierwszym, który rozproszył mgły rozpostarte nad naszemi dziejami pierwotnemi.

Jestem tego przekonania, że jeśli kiedykolwiek historya polska ma być oczyszczoną z tych kłamstw i błędów, które do niej powciągano, stać się to może jedynie drogą przez Lelewela wskazaną. Opinia publiczna w Wilnie dawno już przeznaczała Lelewela na professora historyi przy uniwersytecie; Śniadecki jednak był przeciwnym. Powód był niesłuszny, dziecinny.

Lelewel wśród swych mozolnych studyów źródeł greckich i łacińskich, geografii starożytnej i historyi, tak dalece styl swój zaniedbał, że w dziełach jego częstokroć z trudnością można było trafić do końca. Śniadecki, dla którego styl był wszystkiem, który na przestrzeganiu czystości języka swą sławę opierał, nie mógł mu przebaczyć jego prozy chropowatej, niegładkiej, rozbitej. Mimo to przecież Lelewel był nieporównanie wyższym nad Śniadeckiego pisarzem. Obok tego różniła się ich ortografia: Lelewel lubił jotę, Śniadecki nienawidził ją. W. skutek tego prowadzili długie spory.

Rozprawy Lelewela pisywane w Tygodniku Wileńskim 1816. i 1817. roku, są najgruntowniejszemi i najznakomitszemi, pod względem krytyki, pismami w naszej literaturze. Chwalono je, lecz mało kto je rozumiał. Śniadecki mówił, że to nie po polsku ; szubrawcy, poważając uczonego, wyszydzali styl jego. Onacewicz, jego przyjaciel i poprzedni zastępca na katedrze historyi, w jednym odczycie ubolewał, że dzieła Lelewela nie są na polskie przełożone. Lelewel litośnie uśmiechał się na te gadaniny. Tymczasem wszech-mogący Śniadecki przeszkadzał jego nominacyi na professora. W tem Ielewel został powołanym na bibliotekarza biblioteki narodowej w Warszawie. Tu, obok swego urzędu, wykładał w uniwersytecie historyę średnich wieków. O ile ciężkim był jego język, o tyle wykład świetnym. Mógł on godzinami z pamięci wykładać w najpłynniejszej i najpiękniejszej mowie, nie mając przed sobą żadnego rękopismu. Sława jego doszła do Wilna, a Śniadecki musiał znosić najgwałtowniejsze wyrzuty za swą ortografię i styl oczyszczony. Imię Lelewela stało się w Wilnie po

« PoprzedniaDalej »