Obrazy na stronie
PDF
ePub

-

zdaje się w rzeczy samej tak usposabiać filozofów z samego początku, gdy ten poemat czytać zaczynają, iż sądzą, że wobec słów tych nie mają potrzeby przedstawienia rozwadze ludzkiej treści tego poematu zapożyczonej z świata cudów. To co Mochnacki o tem powiedział, pod względem głównej idei poematu, tyle co nic znaczy, zawsze jednak jest to jeszcze najlepszem. Nie można jednak Mochnackiemu poczytywać za złe; pisał bowiem swoje zarysy polskiej poezyi prawie w r. 1830., a trzecia część Dziadów ukazała się dopiero w r. 1832. w Paryżu. Z dwóch więc pierwszych części nie mógł on pojąć dokładnie kompozycyi całości. Przytoczę to, co Mochnacki o Dziadach mówi. Oto jego słowa: ,,Podróżni opisują napowietrzne omamienia w Egipcie i na pustyni Libijskiej. Sławne są te fenomena! Bywa nieraz w Egipcie, że zrana i ku wieczorowi, za wzniesieniem się lub zajściem słońca, dalekie płaszczyzny, wiejskie osady, cały krajobraz naokoło inny kształt, niżeli zwykle, przybiera. Okolica wydaje się natenczas jak obszerne jezioro - wioski zdają się być wyspami. Płyn szklanny przezroczysty widokres oblewa, gdzie się rzeczy ziemskie dwoją, troją. Po kilka godzin trwa to zjawisko. Czyż duch ludzki w swoim widokresie, w swoim powietrzokręgu, takich widzeń nie miewa? Czyż w tej optyce fantazyi nie postrzegamy niekiedy tego wszystkiego, co się koło nas dzieje w naturze, w społeczności? A poeta liryk, melancholijny rozmyślacz, filozof, czyż nie mami nas, nie zachwyca tą czarodziejską, napowietrzną, albo gdy wzrok swój obróci w przeciwległą stronę, to i podziemną władzą fantazyi ducha? Znam takiego poetę, rodaka, mówi on,— znamy go wszyscy. Jest nim Mickiewicz!"-O ile sąd taki jest rzetelnym, sami możecie osądzić. Służy on jednak za podstawę do ocenienia Dziadów. Dalej powiada:,,Niewiedzieć gdzie się to działo, na tem też nic nie zależy. Pustelnia, ksiądz, dzieci otóż osoby, którym autor poruczył główne role. Niepoczesny cichy domek na wiejskiem ustroniu to scena jego poematu. Nie jest to jednak sielanka. Pozbierawszy rozrzucone ułomki tego utworu, możnaby je złożyć w całość dość naturalną, prostą. Młodzieniec tkliwy, namiętny, z żywą, ognistą imaginacyą piękna kobieta lecz próżna, wietrznica, bo komu innemu rękę swą oddała, blask i mienie przenosząc nad szczęście kochanki w końcu rozpacz,

[ocr errors]

samobójstwo, skutki zawiedzionej, płomienistej miłości taka jest treść czwartej części Dziadów." (Czyżby istotnie ta pospolita treść miała być treścią poematu? Na to odpowiadam krótko: tak i nie! Zaraz się z tego lepiej wytłómaczę).

,,Tę rzecz, mówi dalej Mochnacki, związał poeta z obrządkiem sięgającym pogańskich czasów, który pospólstwo wielu okolic Litwy, Prus i Kurlandyi obchodziło potajemnie na dniu zadusznym ku czci zmarłych, w pustkach, kaplicach, zrujnowanych cerkwiach. Uroczystość ta zależała na przyzywaniu duchów. Guślarz czy gęślarz sprawował czarnoksięzki obowiązek. Ściągnione rotą wyrzeczonego przezeń zaklęcia, po zawarciu drzwi i okien, jawiły się widma, kaźnią niepokoju dręczone, obłędne w hierarchii bezcielesnych jestestw duchy między niebem a ziemią, których cierpieniom za przeszłe winy na świecie, skoro ani modlitwa ani ofiarowane nie pomagały przysmaki, wówczas sprawca obrzędu odganiał je krzyżem pańskim w imię Ojca, Syna, Ducha. Na taką uroczystość przybył także nieszczęśliwy młodzian, który sobie z rozpaczy życie odjął, któremu z tajemnych zrządzeń przypadło, żeby rok rocznie wstawał z grobu i ponawiał na sobie wykonaną zbrodnię. Myśl poetycka, powiada Mochnacki, ale tylko wielki poeta w tym wieku niedowiarstwa i wstrętu od zabobonów, mógł osnuć poema na takim szczątku starych podań łatwowiernej prostoty. Nikt, opowiada Mochnacki, piękniejszego od czasów Julii Shakespear'a nie skreślił obrazu! Nikt z współczesnych Mickiewicza nie przemówił namiętniejszym, ognistszym językiem miłości; nikt mocniejszym urokiem nie zaczarował i nie podbił pod posłuszeństwo poetyckiej wiary rozumu i imaginacyi swoich czytelników!“

,,Ta czwarta część Dziadów jest właściwie, mówi on, drugą częścią i dokończeniem Werthera Goethego. Bo takim, jak ów upior z rozdartą piersią, jak ów obłąkany pustelnik w mieszkaniu księdza, niegdyś swego nauczyciela, z tą rozpaczą na duszy, z tą boleścią na sercu, z tem melancholijnem, pochmurnem, fantastyckiem wejrzeniem na przeszłość i naturę, nie kto inny mógł by być, tylko kochanek Karoliny, wywołany z grobu, jeżeli rozciągnąwszy nić cierpień tego zapaleńca, wystawić sobie zdołamy, jakby mówił i czuł, rozmyślał i dumał po śmierci." Oto, co Mochnacki mówi o idei Dziadów. Całość, powiada on, jest wypływem ogni

stego ducha, strumieniem najczyściejszego natchnienia, najwyższym polotem lirycznym, płomieniem miłości. Koloryt stylu, namiętności, uczuć, mimo to jest niejako, powtarzamy, myślą człowieka z grobu powstałego, błąkającego się w krainie zmarłych.“

Stanowisko poety w nowej poezyi polskiej Mochnacki charakteryzuje w ogólności w ten sposób:

„Rozpostarł się i mistrzuje pierwiastek indywidualny w pismach Mickiewicza. To ja samego poety wszędzie się przebija, wszystkiemu swej użyczając właściwości. Myśl jego wewnętrzna, samotna, wielka, melancholijna, jest jego ogniskiem i gwiazdą na firmamencie jego poezyi; jest jego i żywiołem i światem, gdzie duch twórczy zamieszkał, gdzie się bezprzestannie objawia, wszystko z siebie snując, jako pająk wije z siebie pajęczynę. Cokolwiek koło siebie postrzeże w naturze widomej, w spółeczności, w historyi, to wszystko ku sobie odnosi, i farbą swego jeniuszu, swojej jednostki, farbuje. Jest to poeta, rozmyślacz, mąż namiętny, liryk z daru i użyczenia nieba, filozof własnego serca. Zawsze duma i marzy i miewa swoje widzenia. W jednej tylko Grażynie o sobie zapomniał."

Co byłby powiedział Mochnacki, gdyby przeczytał trzecią część Dziadów? - coby był powiedział, gdyby był dożył epopei Tadeusza? Z pewnością zmieniłby swój sąd. Zawodną więc jest rzeczą naprzód rozprawiać o mistrzu, zanim tenże rozwinie wszystkie strony swego geniuszu. Co do mnie, pod względem lirycznej strony Mickiewicza, objawiłem już moje zdanie, tu mogę się tylko na nie powołać, i nie potrzebuję się więcej rozwodzić nad niestosownym poglądem Mochnackiego o indywidualnej właściwości poety, o jego ja.

Wyżej już, co tu w krótkości powtarzam, powiedziałem, że tej podmiotowości, że tej wnętrzności, tego ja poety, w żaden sposób brać nie można za coś indywidualnego, przeciwnie, nawet tam, gdzie się coś podobnego przedstawia, jest wszędzie w zasadzie charakter ogólny, który ma swój grunt w podmiotowości ducha narodu, począwszy od bezpośredniego poglądu aż do stopnia samowiedzy, albo innemi słowy, że nawet materyał własnego poety, w życiu doświadczenia wzięty i opracowany, jest niejako wspólnym uczuciu narodu i jego duchowi, a gdzie podmiotowość

indywiadualna poety co jest koniecznem w każdem wielkiem dziele sztuki przedstawia się tylko jako usposobienie, jako koloryt lub jako oświetlenie w obrazie. Tak nazwanych poezyj okolicznościowych, których dawna poezya polska miała za wiele, poezyj, które tylko z powodu pewnego wypadku, albo stosunku, obudzały niejaki interes i to zwykle dla samego poety, Mickiewicz nie pisał prawie.

Nawet te, które się takiemi wydają, n. p. niektóre sonety, albo poezya do Lelewela, lub inne pomniejsze dla innych osób przeznaczone, mają obok szczegółowego także i ogólny charakter. To właśnie jest oznaką i naturą twórczego ducha, a jeszcze więcej geniuszu, że nawet w szczegółach swych ogólnym się przedstawia. Z tego stanowiska patrząc przekonywamy się, iż pogląd Mochnackiego na indywidualną przedmiotowość naszego poety jest z gruntu fałszywym. Zdaje mi się, że to już udowodniłem w rozbieranych przezemnie poezyach, a postaram się więcej jeszcze wykazać na największym lirycznym utworze Mickiewicza Dziady. Przyjmując pogląd Mochnackiego, wydobędziemy Mickiewicza z pod kupy wierszo-kletów, którzy nie mając ani jego ducha, ani jego serca, ani iskierki jego natchnienia, sądzili, że go naśladują w swych utworach, dowodząc, że całe piekło boleści, lub cały raj roskoszy w piersiach nosili od ludzi uciekając, żaląc się na nich, że nie mają serca, że ich nie rozumieją; wołając, że lepiej unieść się z ziemi w inny świat, szybować z wiatrami, chmurami, mieszkać na gwiazdach, i tam dalej. A wyposażywszy podobnym fantastycznym wierszowym kramem swoją lirykę, w której wszystko było affektacyą a nie uczuciem, chyba to, na co się żalą, że ich ludzie nie rozumieją, właśnie oni sami powinni się byli przedewszystkiem nauczyć siebie rozumieć. Uważają się oni nietylko za poetów, lecz za wieszczów. Robotami podobnych wierszo-kletów wypełniano po większej części dzienniki nasze. Oni to są tem, co Mochnacki w Mickiewiczu chciał uwydatnić, a mianowicie czysto indywidualnem objawem ja, podnoszącem wszystko do swego wnętrza; a ponieważ to wnętrze nie jest niczem więcej tylko próżnią, do której świat rzeczywistości nie mógł wstępu znaleźć, wpadają więc w abstrakcyjną pospolitość. Że ta jest oderwaną wiedzą, jest próżnią, która do rzeczywistości dojść nie mo

[ocr errors]

gła. Tacy poeci nie są niczem innem, tylko cieniami dachów błądzących pomiędzy niebem i ziemią, które ziemi nigdy nie dotknęły i dlatego wzlecieć do nieba nigdy nie mogą. Do nich można zastosować słowa poety:

Kto nie doznał goryczy ní razu,
Ten nie dozna słodyczy w niebie,

lub słowa Goethego:

Kto nigdy we łzach nie pożywał chleba,
Nigdy w boleściach nie przesiedział nocy,
Płacząc na łożu samotnem...

Nie zna was niebieskie mocy...

(Wer nie in Thränen sein Brod ass,

Nie die kummervollen Nächte

Auf seinem Bette weinend sass,

Der kennt auch nicht ihr himmlischen Mächte.)

Prawdziwa objektywność jest w sobie na wskróś rzeczywistą, jest całym światem podmiotowej treści, i jako taka tylko przez to co tworzy, w jakiejkolwiekbądź formie, wywiera niesłychany wpływ na rozum i na wyobraźnię widzów lub czytelników, a nie przez optykę, nie przez złudzenie, któremi fantazya nas omamić może, jak Mochnacki twierdzi. To też i ton poematu nie jest głosem z grobu wyszłego, w królestwie cieniów błądzącego widma, ale poematem rzeczywistości samej; ani też drugą częścią Werthera Goethego, z którym nasz poemat nie ma nic wspólnego; lecz przypuszczając nawet to porównanie, to nie Werther zjawiający się po śmierci, lecz żyjący Werther sam, i jakiż Werther w porównaniu z owym Goethego! nie ów Werther zabijący się z chorobliwej i przesadzonej miłości, ale Werther podnoszący miłość ze zdruzgotanej zmysłowej rzeczywistości do wyższej duchowej rzeczywistości wspomnienia. Tylko zewnętrzny stosunek miłości jednostki zniknął, a stosunek duchowej, razem z jednostką pozostał, a zatem śmierć zmysłowa jest tylko pozorną; indywidualność duchowa wychodzi zwycięzko i nie ginie.

Lecz nie chcę uprzedzać bliższego objaśnienia poematu, chciałbym tylko powiedzieć, że idea Dziadów, jak ją Mochnacki przed

« PoprzedniaDalej »