Obrazy na stronie
PDF
ePub

katowski powróz stanął, aby pogromił i zatłumił okrutne wyroki na chrześciany, które z niego, jako z otchłani niejakiej piekielnej wypadały. Twoje słowa nagęstsze były: Zabij, zamorduj. Gdy gaurów, Kozaków niestawało, zabijałeś więźniów swoich. Sameś nawet w ciągnieniu pod Chocim jednego rotmistrza kozackiego związanego, rekoma swojemi ustrzelał, zaprawując się w katowskie rzemiosło, które związanych bije. Czy nie może o tobie mówić słów onych z psalmu: „Grób otwarty gardło jego, językiem swoim zdradę czynił 1)". Jako wiele poginęło więźniów na rozkazanie twoje? Jako wiele głów zleciało zowej góry przy Chocimie, dla uciech katowskich oczu twoich. Ubogie wieśniaki z włości, psi tatarscy zaganiali do obozu jego, iżeby od niego pieniądze brali; Kozaki ich przezywali. Kazał ich okrutnie mordować, aby krwią niewinną napasł tylo okrutne oczy swoje. Gdy się przez Dunaj przeprawił, przywiedziono mu 40 Kozaków, których na czarnem morzu było załapiono: kazał łódź, na której most budowano, obrać jednę, miasto klatki, i wszytkie one Kozaki wetkać i smołą oblać, i zapaliwszy po rzece puścić, krotofile sobie czyniąc z śmierci haniebnej więźniów swoich. I miałże długo taki żyć na tym świecie, który tak okrutny? Napisał Dawid s.: „Mężowie krwie i zdradliwi, ledwie do połowice dni swoich przyjdą 2)." Nie przyszedł ten ani do połowice, krwi rozlewca i krzywoprzysiężca; zadawiony przed czasem, przedtem nim dopędził lat 20 wieku swego.

Słuchajcie zdrady jego: W obozie pod Chocimem, czatownicy jego na trawie w lesiech nałapali 300 człowieka, pacholików, czurow, kozaczków. Kazał stawić wszytkich przed sobą i wybrał z nich jednego dorodniejszego, jako rozumiał, i silniejszego. Temu rozkazał, aby wszytkich pościnał, obiecując mu wolność, jako to uczyni. Uczynił katowskie dzieło nad swoimi on przymuszony braniec skoro głów tak wiele padło od ręku jego, obietnice swej zapomniawszy, kazał i samego stracić. Piękna obietnica; nie panomby sobie tak poczynać, ale bestyam jakim, przy których niemasz rozumu żadnego, ani wiary.

1) Psal, 5. 2) Psal. 54.

Za takie okrucieństwa nisko padł ten Lucyfer, pod powrozy katowskie, cięciwami jako siatką przykryty ten ptak, który tak wysoko latał. Latał wysoko ten ptak, na samo niebo chciał wlecieć, Krakowa mu się chciało i kościoła na Zamku, Stanisława i Wacława świętych. Nazwał niegdy Mercurius Trismegistus, Egipt swój w którym mieszkał, niebem, Aegyptus coelum est. Czemu ja nie mam stołecznego miasta Krakowa niebem nazwać, z którego jako z gór niebieskich, wszelakie influxy poszły na wszytkę koronę i wielkie księstwo litewskie. Ma swoje słońce, ma księżyc i gwiazdy niebo. Wiara św. katolicka rzymska prawdziwe slońce jest, ta nikędy foremniej ani jaśniej stanęła, gdy émy były niedawno uderzyły po wszytkiej Polsce, jako w Krakowie. Madrość ta księżycem jest, nocne chmury głupstwa, które się przy młodzi wieszają, rozbija, i ta sobie gniazdo w Krakowie postanowiła. Gwiazdy świętych pamięci i kości są, których kościoły krakowskie pełne. Są i święte zakony Dominika, Franciszka, Ignacego, Teressy świętych; nad te, a które proszę znaczniejsze gwiazdy świecić mogą?

Na takie niebo chciał wjachać na koniu swoim Osman sultan turecki, chciał jako naddziad jego Mahomet Anno D. 1453 w kościół św. Zofii, tak on w kościół św. Stanisława wjachać, i z łuku na podniebienie strzelać, chciał deptać po mądrości chrześciańskiej, kościoły nasze myślił w swoje meczety, to w bożnice mahometańskie, rakowskim synagogom podobne obrócić; chciał po kościach śś. męczenników, wyznawców, szkapami swojemi tańcować, chciał nam obrazy i ółtarze z kościołów brzydki ten poganin wyrzucić, i k’woli kalwinistom bezeenym, ofiarę przenaświętszą do szczętu znieść. Nie pocieszył go Bóg w tem co myślił; widzimy w cale kościoły, akademią i szkoły mądrości nietykane, gwiazdy niebieskie, to jest święte pańskie, w swojej dostojności. Chciał usieść był na górze testamentu niekiedy Nabuchodonozor; zleciał z niej, a nie oparł się aż o dno piekielne. Pomknął się też był Osman na górę obojga testamentu i starego i nowego, te rozkopywać chciał, a na to miejsce plugawy swój alkoran prowadzić. Puknęły nadzieje jego

wiatrem nadziane, od obudwu testamentu porażone. Xerxes Ato górę chciał był rozkopać, gdy do Grecyi z wojskiem niezliczonem nadciągał, jako pisze Plutarchus; nie mógłci tego dokazać. Ato po dziś dzień górą stoi, a górą świętą, na której Kaloitrowie mieszkają. Osman na testamenty święte, które na górze krakowskiej były, ważył, te myślił rozkopać i znieść, ale omyliła go nadzieją: „Skruszył Bóg tego cielca złotego na proch, i rzucił go na wody śmierci, które go pożarły" i).

Patrzył na te boki Aquilonu, na te północne królestwa, i chciał na nich usieść: „Usiędę na bokach północnych." Anie wiedział tego, iż nie tylo Żydom wszytko złe pochodziło od północy, ale i onemu miały przyjść wszytkie nieszczęścia. Gdy było wojsko koronne w obozie pod Chocimem, wiatry wielkie, gdy do potrzeby przychodziło były im w oczy, a w tył chrześcianom. O! jako się frasował Osman z Turkami swoimi, zwał Lachy czarnoksiężnikami, którzy z miechów wypuszczają kiedy i kędy chcą wiatry, i proch z saletry i z ziemie w oczy im miotają, a nie wiedzieli tego, iż z Aquilonu miały przypaść wiatry na nie, które im zasypać oczy pogańskie miały.

Rzeczono Aquilonowi: Daj,- i Austrowi: Nie hamuj. Poszedł tedy Aquilo z tramontaną swoją i pokurczył subtelniczki one, adziamskie owe ciała powarzył. Auster zahamował dżdże swoje k'woli Aquilonowi, i tak zdychali od zimna i od wiatrów mrożnych Mahometani, nie mógł dosieść tych bystrych koni północnych Osman, które go znosiły z siebie, i tak w rydwanisko ladajakie wsiadł, gdy obozu ujeżdżał ku Dunajowi. Śpiewano kiedyś cesarzowi jednemu rzymskiemu:

O nimium dilecte Deo, cui militat aether,

Et conjurati veniunt ad classica venti.

O nader szczęśliwy cesarzu, który masz posiłki z nieba, a gdy na trwogę uderzyć każesz, wiatry masz na skrzydłach twoich. A my śpiewajmy Osmanowi: 0

') Exod. 31.

nieszczęsny cesarzu, przeciwko któremu niebo wojuje, któremu w oczy wiatry nieprzyjazne biją. Tamtemu cesarzowi ufce chrześciańskie zwycięstwo uprosiły, wiatry w oczy nieprzyjacielskie, pioruny gęste na szkapy, na same ich łby: Tu ufce chrześciańskie były przeciwko poganinowi, ufce Bogu miłe; skryło im niebo i gwiazdy, jako niegdy ufcom izraelskim przeciwko Sisarze, którego niebo samo pogromiło. „Dano bitwę z nieba Sisarze, gwiazdy stanąwszy w szeregach, uderzyły w pogany 1).

Chciałeś wstąpić na wysokość obłoków i być podobnym Nawyższemu. Prostaku Osmanie, nie twoje to dzieło po obłokach skakać, przyjdzie ten, który cię już osą dził wedle dusze, który karety swoje na obłokach zatoczył, i ukaże się między niemi, gdy sądzić wszytkich będzie, i wedle dusze i wedle ciała. Obaczy go wszelkie oko, i twoje Osmanie, nieprzyjacielu boży i ukrzyżowanego Chrystusa; wtenczas zapłacić ze wszytkiemi powiatami ziemie, wtenczas poznasz jaki to pan, który takie woźniki z obłoków sprząga, który kładzie obłok wstęp swój, który chodzi po skrzydłach wiatrów. Niżej Osmanie! wysokie to karoce na cię. Nawyższemu Chrystusowi chciałeś być podobny, stałeś się naliższemu i namniejszemu masztalerzowi potem. Tak Bóg pokarał hardość twoję i wyniosłą dumę serca twego. Patrzcie jako na śmierć prowadzą Osmana janczarowie i spahiowie jego; kaftanik bagazyowy na nim, pancerzem pokryty, na głowie zawojek błahy barzo, w kapciach bez papuci, na szyi chustka gruba. Tak się był sam ubrał, aby się łatwiej mógł z szarajów do szarajów przekradać, a potem jako za morze umknąć do Skudenu, a z tamtąd jako do Arabii.

O jako daleki ubiór od ubioru, który miał na sobie, gdy do Konstantynopola jako tryumfator wjeżdżał? Jako daleki od onego Osmana, który przez most w szacie prześwietnej pod Kamieniec, aby go oglądał, podjeżdżał; świecił się z nim z daleka w oczach naszych jako Lucyfer niejaki, abo gwiazda jutrzenna. Mówił niegdy Aeneas, Hektora rannego zwłóczonego końmi Achillesowemi przez sen widząc:

1) Judic. 5.

Hei mihi, qualis erat, quantum mutatus ab illo

Hectore, qui redit exuvias indutus Achillis.

Jakoś się niestetyż odmienił od onego Hektora, gdy się z plonem i zdobyczą wracał, zbroję na sobie mając Achillową, którą był zdarł z Patrokla towarzysza jego. Mógł każdy mówić toż o Osmanie, który go widział, (a widziało go ludzi na kilkakroć sto tysięcy, gdy na śmierć prowadzony był). O jako się zmienił pan ten młody i różny od onego Osmana, który do Konstantynopola po petyhorsku wjeżdżał, z sajdakiem tatarskim jako szczenię lwie, niedawno we krwi chrześcijańskiej zaprawiony. Teraz idzie jako mulater, abo masztalerz jaki, umiera jako zdrajca ojczyzny, i tego nie ma, co lada kto miewał, aby ozdobnie ubrany na plac wychodził.

Nim miał umierać Saladyn król Egiptu i Syryi, który chrześcianom ziemię świętą był odjął w roku pańskim 1180, po wszystkich obozach swoich kazał chorągiew nosić z prześcieradłem, w którem miał być trup jego po śmierci obwiniony, przy której woźny te słowa obwoływał: „To jest, co pan Syryi i Egiptu Saladynus, ze wszytkiego państwa swego, samo tylo z sobą wyniesie i zaniesie do grobu". Rozkaż Mustafo, stryju synowca złego, zdjąć z niego kaftanik ten bagazyowy, rozkaż go na dzidę włożyć, abo kopią jaką wysoką, każ obwołać, tyś cesarzem, on już więźniem twoim i straceńcem, iż z onego Osmana sułtana tureckiego, więtszego pana i monarchy, niż kiedy był Saladynus egiptski, nie zostało nic, jedno ten kaftanik bagazyowy, w którym oto wnetże będzie umierał. Kędy on pręty złote i srebrne, któreś zlewał Osmanie, kędy one wory do ośmiset, w których w każdym z osobna było po dziesiątku tysięcy czerwonych złotych? Kędy one zbiory cesarzów greckich, którym jako klejnotom przepuszczali przodkowie twoi? Kędy one szkarłaty twoje, któreś obiecywał na delury krajać janczarom swoim, odkupując gardło twoje? Ostałeś przy jednym kaftaniku nieboże, którego ten pancerz nie wiele mógł ozdobić, pancerz marny, który nie mówię strzałom abo lukom, ale się nie mógł odjąć okrzykom onym, które nań leciały jako grad jaki gęsty.

« PoprzedniaDalej »