Obrazy na stronie
PDF
ePub

WIELKIE KSIĘSTWO POZNAŃSKIE I PRUSSY.

LITERATURA

PERJODYCZNA.

275. W pierwszych latach po roku 1831 najznakomitszą oznaką ruchu piśmienniczego w częściach Polski do Pruss oddzielonych, był „Przyjaciel ludu“, tygodnik wydawany w Lesznie. Stworzył go Jan Popliński (urodzony dnia 14 czerwca 1796 roku w Topoli pod Ostrowem, umarł dnia 17 marca 1839 roku). Pismo to rozmaite przechodziło koleje i różnych miało redaktorów. Było zaś w rodzaju magazynów, jakich aż trzy podówczas wychodziło w Warszawie; obok artykułów dawało ryciny, celowało zaś ponad wszelkie magazyny polskie i zagraniczne tem, że miało w sobie wiele barwy narodowej. Przyjaciel ludu był przeznaczony do popularnego czytania, a jest do dziś dnia poszukiwany przez uczonych dla swojej bogatej treści. Wychodził przez lat kilkanaście i podupadł potem z wielką szkodą dla literatury i nauki. Obok tego „Przyjaciela ludu“ nic się stale nie wiązało czas długi, aż wreszcie wstąpienie na tron Fryderyka Wilhelma IV (w czerwcu 1840 roku), dało silniejszy popęd literaturze i narodowości. Piśmiennictwo perjodyczne poznańskie niezmiernie się ożywiło i z niem ruch naukowy. Piśmiennictwo to było żywotne treścią, a nawet przez jakiś czas jednoczyło w sobie ruch umysłowy całej niemal Polski, skoro podtrzymywała je znakomicie Warszawa i Galicja, a z prowincji ruskich nadsyłali prace swoje do pism poznańskich Michał Grabowski i Kraszewski. Najznakomitsze dzienniki z owego czasu były: Tygodnik literacki, który powstawszy w 1838 roku, uprzedził nieco epokę stanowczego rozwoju piśmiennictwa, potem Orędownik naukowy, Dziennik domowy, Przegląd poznański, wreszcie Rok, pismo historyczno-polityczne rozumowane, wychodzące pod hasłem naprzód myśl narodowa!" i Goniec polski, gazeta redagowana umiejętnie a dzielnie. Najwięcej zasługi nabyli na tem polu pracy szlachetnéj Jędrzej Moraczewski, Napoleon Kamieński, Władysław Bentkowski, Józef Łukaszewicz,

Jan Poplinski i oboje Wojkowscy, to jest mąż Antoni i żona Julia z Molińskich; ci ostatni podsycali gorączkowego ducha prowincji zbyt jaskrawemi zdaniami i pojęciami. Wojkowski nie miał talentu pisarskiego i drażnił uczonych, musiał bawić się zatem często w polemikę. Żona jego była bardzo poetyczną postacią i pisała wiele dla ludu i dla dzieci. Oboje przemarnowali znaczny majątek i umarli w nędzy, mąż dnia 19 kwietnia 1850 roku w Poznaniu, żona zaś dnia 9 sierpnia 1851 roku we Wrocławiu. Zawiązywały się w Poznańskiem i pisma religijne, jak Archiwum teologiczne księdza Jabczyńskiego, jak Gazeta kościelna, potem pedagogiczne, jak np. Szkoła polska i t. d. Wykłady publiczne lekcji zaprowadzały się w Poznaniu. Jędrzej Moraczewski wykładał dzieje Polski i Słowiańszczyzny, Karol Libelt dzieje literatury niemieckiéj, Krauthofer-Krotowski prawo it. d. Był tam w Poznaniu rodzaj zaimprowizowanego na prędce uniwersytetu. Rok 1848 nowy jeszcze podał zasiłek rozwijającemu się świetnie piśmiennictwu perjodycznemu w księstwie, ale treść i charakter nowozawiązujących się dzienników, była już tam przeważnie polityczna. Prawo z 1850 roku o prassie ścisnęło wiele tę swobodę piśmienniczą, która poniosła tu cios stanowczy i zaledwie dzisiaj dopiero przychodzi znowu kraj do jakiejś nadziei na przyszłość w tych ostatnich czasach. Jeden tylko Przegląd poznański wybrnął energią swoją z powodzi i stoi odważnie na stanowisku katolickiem i narodowem.

276. Edward Raczyński, syn Filipa, jenerala wojsk koronnych za Stanisława Augusta, wnuk zaś po kądzieli Kazimierza Raczyńskiego, marszałka nadwornego koronnego, jednego z ludzi, którzy ciężko zdradzali ojczyznę, urodził się w 1786 roku. Ukształcony znakomicie, służył tam w wojsku narodowem i odbył wojnę z Austrją w 1809 roku. W trzy lata później był posłem poznańskim na sejm 1812 roku. Opuściwszy zawód publiczny, odcięty w księstwie poznańskiem od reszty ojczyzny, wylał się całkiem na usługi narodu na drodze politycznej, a najwięcej literackiej. Sprawie ukochanej przynosił w darze zapał bez granic, serce zacne, wielki majątek, zdolności i rozumu wiele, ale kaziła te wszystkie świetne skądinąd przymioty osobiste, pycha i mimowolny popęd ku arystokracji. Przed rokiem 1830 jeszcze podarował miastu Poznaniowi bogatą bibliotekę i zrobił z niej zakład publiczny oświaty narodowej. Wtenczas to rozpoczął na wielką skalę wydawnictwo dzieł polskich, a najwięcej

materjałów historycznych. Zaczął od listów Jana III do Marji Kazimiry z czasów wyprawy wiedeńskiej i od materjałów do panowania Stefana Batorego. Raczyński dał nam poznać pierwszy Paska, Kitowicza, Frazma Otwinowskiego i t. d. Wszystko, co ogłaszał, było nowe i piękne, a wielką miało wartość naukową. Utworzył zbiór „Obraz Polaków i Polski z XVIII wieku", w którym wiele pomieścił pamiętników. Wydał kronikę Wiganda i wspaniałe dzieło o medalach polskich w 4 tomach i zebrał tę pracę z materjałów przygowanych już poprzednio do druku przez Albertrandego i Gołębiowskiego. Zamierzał także wydać klassyków łacińskich w tłómaczeniu polskiem, tych zwłaszcza, których dotąd nie tknęli się nasi pisarze; jakoż przy pomocy uczonych wydał historję naturalną Plinjusza, dzieło Witruwiusza o budownictwie, poezje Tybulla, Katulla i Propercjusza, do czego mu chętną pomoc nieśli Józef Łukaszewicz, Roman Ziołecki, Szymon Baranowski i t. d. Tybulla tłómaczył wierszem Jędrzej Moraczewski. Raczyński nie żałował na nic i wydał ze 200 tomów. Swoich dzieł zostawił kilka, jakoto: „Podróż do Turcji“, którą odbywał w 1814-15 roku i „Wspomnienia Wielkopolski", w których zawarł historję różnych miejscowości rodzinnych swoich okolic. Ale zasługując się tak względem nauki historycznej i literatury, jednocześnie wielki występek popełniał Raczyński przez obcinanie i psucie swoich materjałów, które wydawał; wszystko tam, co tylko raziło jego arystokratyczne pojęcia, przemazywał bez litości i zacierał prawdę. Pycha ta nawet wtrąciła go w nieprzyjemne zajścia z prowincją. Ponieważ wszędzie chciał być pierwszym i sam wszystko robić, stąd opierał się wszelkim projektom; jeżeli kto chciał w czyn wcielić jaką myśl szlachetną, musiał ostrożnie i z daleka napomykać o niéj Raczyńskiemu, żeby się sam domyślał o co rzecz chodzi i wtedy Raczyński szybko tworzył projekt i przystępował do wykonania. Umarł nawet dla pychy. Zbierał składki na pomnik dla dwóch pierwszych królów polskich, mający się postawić w Poznaniu w katedrze. Prawda, że znaczną część funduszu sam dołożył, ale nie miał wszelako prawa pisać na pomniku, że stawiał go swoim nakładem i znosił za to wyrzuty, które do innych dodane zatruły mu życie. Zabił się tedy z moździerza dnia 20 stycznia 1845 roku w Zaniemyślu. Żona jego Konstancja, córka Szczęsnego Potockiego, wdowa po Janie, znakomitym uczonym, brała także udział w pracach naukowych męża; należała między innemi do tłó

maczenia z francuskiego dzieła: „Portofolio Marji Ludwiki". Umarła w Salone we Francji w dobrach syna swego jedynego Rogera dnia 24 grudnia 1852 roku. Rodzony brał Edwarda Atanazy, poseł pruski w Madrycie, znawca i lubownik sztuki, zniemczał zupełnie i napisał znakomite dzieło o historji malarstwa, bo kochał i zbierał arcytwory sztuki.

277. Jędrzej Moraczewski niezmiernie wiele podnosił w prowincji ruch umysłowy. Urodził się w Dusinie pod Gostyniem (dzisiaj w księstwie poznańskiem), dnia 4 lutego 1802 roku. Uczęszczał potem na uniwersytet warszawski, ale od 1831 roku stale osiadł w księstwie. Należał z kolei do redakcji wszystkich pism perjodycznych, jakie tam wychodziły. Ale gdy mu taka ciężka a mozolna praca nie zabierała jeszcze wszystkich chwil czynnego życia, rzucał się w obywatelskie przedsięwzięcia. To pomagał doktorowi Karolowi Marcinkowskiemu do zakładania Towarzystwa naukowej pomocy, które wiele dobrego zrobiło, to został współwłaścicielem księgarni i drukarni pod firmą Kamieńskiego i spółki. Ogrom pracy miał wszędzie, gdzie tylko spojrzeć było. Był to pisarz gorący, miłośnik wielki ziemi swojej i dziejów jéj. Dlatego pierwszy nietylko w prowincji ale i w kraju pomyślał w naszych czasach o szerszéj pracy historycznej. Jemu winne było życie dzieło „Starożytności polskie", które w rodzaju słownika, w pojedyńczych artykułach dawało poznać różne strony naszéj przeszłości. Myśl ta nierozwinięta w pełni, bo też dostatecznego zasobu naukowego brakowało prowincji, zawsze jest początkiem i zarodem przyszłéj narodowéj encyklopedji. Daléj Moraczewski postanowił napisać „Dzieje Rzeczypospolitej polskiej". Nie w sposób kronikarski Naruszewicza, pragnął opowiedzieć najobszerniéj, jak tylko można, dzieje narodowe. Potrzeba tego była wielka, gdy żadnego dzieła na większą skalę nie mieliśmy i elementarne książki nie starczyły umysłowym potrzebom młodego pokolenia. Ale w budowie swojej Moraczewski wziął pogląd nieco za jednostronny. Kiedy inni pisali dzieje królestwa, narodu lub państwa polskiego, Moraczewski postanowił ogłosić dzieje „Rzeczypospolitej“. Była polska rzecząpospolitą zapewne, bo wyrosła z czystej gminy słowiańskiej, ale była rzecząpospolitą na swój własny sposób i niema nic wspólnego pomiędzy pojęciami téj dawnéj polskiej rzeczypospolitej, a jakąkolwiek zasadą rzeczpospolitych dzisiejszych z XVIII-XIX wieku. Moraczewski nie chciał tego widzieć,

Literatura T. II.

33

a będąc pojęć czysto-republikańskich, własne zasady swoje do historji żywcem przenosił. Robi to może zaszczyt jego sercu, które zawsze ujmowało się za sprawiedliwością i ganiło ucisk, ale nie robi to zaszczytu jego historycznemu proroctwu. Tom pierwszy dziejów rzeczypospolitej wyszedł w 1842 roku w Poznaniu, a dziewiąty i ostatni dopiero w 1855 roku. Autor dosięgnął w dziele tem opowiadanie swoje aż do abdykacji Jana Kazimierza. Dzieło znakomite w pierwszych tomach wyczerpuje prawie nawet treść całkowitą dziejów. Ale dzieje ostatnich lat, gdy materjałów pod ręką autor miał mnóstwo, są niedostateczne i pełne opuszczeń i w poglądzie często tam autor kuleje. Stanowisko Moraczewskiego pod względem socjalnym i religijnym, jest lelewelowskie. Śmierć nie dała mu dokończyć gorliwie prowadzonej pracy. Widząc, że dzieło rośnie mu pod ręką i że przez to nie będzie dostępne dla ogółu, wydał Moraczewski osobno dla ludu „opowiadanie gospodarza Jędrzeja“, a dla klasy wyższej „Polskę w złotym wieku". Umar 21 lutego 1855 r. w Poznaniu.

278. Józef Lukaszewicz, dawniej bibljotekarz Raczyńskich w Poznaniu, od kilku lat gospodaruje na wsi własnej w Komornikach w Poznańskiem. Jeden to z najgorliwszych i najuczeńszych praco wników na niwie dziejowej, ale zbyt namiętny i draźliwy: prawda to, że dla polemiki ludzi uczonych u nas, wielkie jest pole, gdy samozwańców naukowych dużo, a śmiało głos podnoszą. Łukaszewicz również jak Moraczewski, pisywał do wielu pism perjodycznych i sam był przez jakiś czas redaktorem Przyjaciela ludu. Za główne zadanie wziął sobie Łukaszewicz rzędem monografij polskich rozjaśnić dzieje reformy religijnéj w Polsce i rzeczywiście rozwidnił tę stronę przeszłości, jak nikt przed nim. Wydał szereg dzieł ważnych, to „o kościołach braci czeskich w dawnej Polsce", to „wiadomości historyczne o dyssydentach w mieście Poznaniu", to „dzieje kościoła wyznania helweckiego na Litwie", to „dzieje kościołów wyznania helweckiego w dawnéj Maléjpolsce". Faktów tutaj wiele, ale i poglądu stronniczego dosyć. Pogląd ten jest wypływem najzacniejszych usposobień ku sprawiedliwości, ale nie rad Łukaszewicz przeglądać się w ramach czasu i pojmuje tę sprawiedliwość po nowotnemu, gdy się pojęcia o niej wyrobiły zbyt odmienne od dawnych, Lukaszewicz nie przenosi się zwykle bezstronnie w ten wiek walki i nienawiści religijnych i nie widzi tego, że katolicyzm częstokroć

« PoprzedniaDalej »