Obrazy na stronie
PDF
ePub

Malczewski był obcy wszelkim koterjom i szkołom. Sam jak kwiat wyrósł z nasienia na łące i upadl powalony burzą. Pokazał się już dobrze później po pierwiastkach poezji narodowej, której jednak nie widział i nie pojmował. Marja" jego wyszła pierwszy raz z druku w Warszawie w 1825 roku. W kilka miesięcy potem umarł Malczewski z niedostatku dnia 2 maja 1826 roku i pochowany na Powązkach pod Warszawą. Ani się tego domyślał, że w lat kilka stanie się imie jego popularnem, jak rzadko. Dzisiaj po 30 latach jest wydań jego „Marji“ śmiało powiemy kilkadziesiąt, od najuboższych do najwykwintniejszych. Wyszła nawet w Londynie w 1836 roku. Budziła długo entuzjazm troszkę podrobiony. Objaśniano ją, pisano żywot autora, zbierano materjały, żeby można było żywot Gertrudy objaśnić.

[blocks in formation]

240. Maurycy Mochnacki. Nie dosyć było dać hasło i pchnąć w nowe tory poezją, potrzeba jeszcze jej było trafić nietylko do serca, ale i do rozumu, potrzeba było obalić powagę krzykliwego klassycyzmu i wykazać jego nicość; wtedyby dopiero mogła się krzewić swobodnie nowa poezja i nowe życie w literaturze. Na pierwszy głos śmiałych reformatorów, co nie słuchali ani przepisów ani powagi, cały Olimp klassycyzmu szczerym zawrzał gniewem. Ale ciosy Osińskiego łamały się w powietrzu, niedosięgając nawet zuchwałych. Wzięto się do ironji. Wiersz Mickiewicza „Dziadów":

Cicho wszędzie, głucho wszędzie,
Co to będzie, co to będzie?

parodjował bez dowcipu Osiński:

Cicho wszędzie, głucho wszędzie,

Nic nie było, nic nie będzie.

A oprócz Osińskiego pokazało się wielu nieznanych krytyków,

którzy uderzyli na Mickiewicza, ale zamiast myślą i zdaniem, wojowali ogólnikami. Zdawało im się, że zgnieść wieszcza było to zgnieść romantyzm i nową poezję. Franciszek Grzymała, redaktor Astrei, przyznawał Mickiewiczowi talent, ale mu sypał przestrogi, jak uczniowi o potrzebie pracowitości, o strzeżeniu się miłości własnej i o posłuszeństwie dla krytyki. Zresztą sam nie wiedząc, co ma sądzić o tych poezjach, pytał się Grzymała w krytyce swojej o zdanie uczonych warszawskich. Na sąd ten zdobył się Salezy Dmochowski, syn Xawerego, klassyk pierwszej wody, tłómacz trajedyj francuskich, wydawca Zabłockiego i Kniaźnina. Dmochowski wtedy redaktor „Biblioteki polskiej", dumny w stołeczną powagę, przyznawał Mickiewiczowi talent, ale także obfitych przestróg poecie nie szczędził. Ale kiedy za to w obronie zdrowych zasad powstał Maurycy Mochnacki i wskazał, że Mickiewicz pierwszy nadaje poezji polskiej cechę narodową, Dmochowski dowodził znowu, że poezja nasza była narodową i że postępowała ciągle ku doskonałości, bo oto Kajetan Koźmian gotuje nowy wspaniały poemat o ziemiaństwie '); Mickiewicz pierwszy tę zasadę narodowości zdziera i niszczy, bo wstrząsa zasadami smaku, kazi styl i grozi powtórnym upadkiem literaturze polskiej. Teodozy Sierociński, recenzent sonetów mickiewiczowskich, krzemieńczanin, wiele z nich wyrazów usuwa i zastępuje innemi. Jednem słowem był w pojęciach bezrząd zupełny. Jeden ubolewał, że Mickiewicz rzucił ballady, a pisze sonety, drugi przeciwnie, że rzucił sonety a pisze ballady. Byli i tacy, co dowodzili w zapale rozumowania, że Horacjusz nawet pisywał coś w rodzaju sonetów. Inni gnie

1) Kajetan Koźmian urodzony 1771 roku w lubelskiem, umarł 7 marca 1856 roku. Referendarz rady stanu księstwa warszawskiego, sekretarz sejmu konfederacji w 1812 roku, radca stanu królestwa polskiego, dyrektor administracji krajowej w ministerjum spraw wewnętrznych, w końcu senator. Autor słynnéj onego czasu ody na zawieszenie orłów francuskich w Galicji 1809 roku. Poemat „ziemiaństwo polskie" zyskał mu sławę między klassykami. Pomimo, że należał do ich obozu, odczuł sercem piękności poezji romantycznéj, a ostatni swój wielki utwór poetyczny Stefan Czarniecki poświęcił jednemu z najpotężniejszych jej reprezentantów, Zygmuntowi Krasińskiemu. Utwory Koźmiana zalecają się pięknym językiem i gladkim wierszem; nie zbywa mu także na sile a nawet i poetyczności, trudno mu jednak było pozbyć się naśladownictwa.

Przyp. wyd.

wali się na koloryt wschodni, jakim niektóre utwory swoje Mickiewicz nawodzi i na wyrazy, których znaczenia nie pojmowali. Prowincjonalizmy i ta cudzoziemczyzna, tudzież niepoprawność wiersza, niewymuskanego wedle przepisów, przeraziły tak recenzentów, że obawiali się znowu barbarzyństwa i literatury makaronicznej. Trzeba było nareszcie złemu położyć tamę, bo ludzie śmiali mogli opętać umysły mniej światłe i mogli, jeżeli nie wstrzymać, to znacznie opóźniać postęp, tryumf reformy literackiej.

Po spokojnych bojownikach i obrońcach romantyzmu, po skromnym Brodzińskim, który nie mógł zapewnić jeszcze dobréj sprawie zwycięstwa, powstał sam Mickiewicz osobiście napaściami rozgniewany, a za Mickiewiczem powstał gienialny krytyk Maurycy Mochnacki. Mickiewicz napisał do wydania petersburgskiego swoich poezyj znakomitą rozprawę „o krytykach i recenzentach warszawskich". Wieszcz litewski ostrem i wspaniałem piórem, w kilku cięciach, rozbija falangę krytyczną, obnaża całą nicość szkoły i zaczynając od dawniejszych nieco czasów, przechodzi historją krytyki i pokazuje, że jej w Polsce jeszcze nie było i sądu o dziełach sztuki, bo nie było samej sztuki. Wykazał dalej całą nędzę literatury klassycznej, która nas bogaciła tylko w wierszydła, nie stanowiąc umysłowego bogactwa. Dostało się całej szkole dawnych krytyków: Dmochowskiemu (ojcu), Stan. Potockiemu, Osińskiemu, Bentkowskiemu; ciosy wszędzie padały krwawe. Mickiewicz miał ogromną wtedy śmiałość powiedzieć, że Dmochowski ojciec nie rozumiał ani historycznie, ani krytycznie poezyj homerycznych. Rozprawa wieszcza dzielnie a silnie napisana, była tym gromem z pogodnego nieba, na który osłupieli wszyscy. Jeszcze jak literatura polska literaturą, nie powstał nikt tak mocno przeciw przywłaszczonej powadze fałszywych mędrków. Ale tu walczyła jeszcze osobistość. Mochnacki już z krwią zimną, chociaż z sercem płomieniejącém miłością dla nowych na polu umysłowém zdobyczy, podniósł głos i wydał rzecz swoją „O literaturze polskiej w wieku XIX" w 1830 roku. Z początku zbyt jest tam teoretykiem niemieckim. Dowodzi, że naród dopiero teraz ujrzał się w swojem jestestwie, że tworzy rzeczy własne, w duchu rodzinnym, tworzy z wiedzą. Ale wielkim zakołem zstąpiwszy nareszcie z tego mglistego nieba idealizmu do literatury ukochanéj, Mochnacki jest jasnym, głębokim i dowcipnym; dotąd staczał tylko podjazdowe wałki z klassykami, teraz

zaś na śmierć wydał im wojnę. Rozebrał poezje Mickiewicza i Zaleskiego, podniósł zapomniany „Zamek kaniowski" i krytykowaną przez Dmochowskiego „Marję". Zadał cios śmiały, stanowczy spróchniałej klassyczności, uderzył w samo serce zastarzałych przesądów. Zwycięstwo było jawne i uroczyste. Dzięki Mochnackiemu nowi poeci stali się ulubieńcami narodu, Mickiewicz ogromnym narodowym wieszczem. Jeżeli był nim sam przez się, naród cały uznał go dopiero przez Mochnackiego. Miał wyjść niedługo następny to dzieła o literaturze, ale wypadki przeszkodziły temu. Mochnacki później całkiem się zwrócił na drogę polityczną i był znakomitym publicystą. Gieniusz to mickiewiczowski, ale nie miał pola rozwinąć się w pełni. Za zbyt go życie rwało ku sobie, żeby został obok Mickiewicza i Lelewela największym pisarzem swojego czasu. (Urodził się w Bojańcu w Galicji 1804 roku, umarł w Auxerre we Francji dnia 20 grudnia 1834 r.).

Michal Grabowski niepoślednim był także krytykiem owego czasu, ale olśniony blaskiem Mcchnackiego, dobrowolnie pozostał w cieniu.

[ocr errors]
[blocks in formation]

241. Poezję w Galicji przed Mickiewiczem przedstawiał Jan Nepomucen Kamiński i Aleksander Fredro. Zresztą literatura tam była w zupełném uśpieniu i nic warta, nawet klassycznych poetów nie było. Dowcipna bajeczka Alberta Miera, lub ustęp z „Fedry“ Rassyna przekładu Wincentego Kopystyńskiego, całą była literaturą ukształconego spółeczeństwa. Wychodziły w Galicji liche pisma perjodyczne, jak np. „Pamiętnik Iwowski“, „Pszczoła polska" itd. Kamiński był aktorem i przedsiębiorcą teatru i jak Bogusławski rozpoczął swój zawód w smutnéj epoce, wśród nieszczęść kraju. Dwadzieścia kilka lat sprawowania sceny, która jedynym była przytułkiem dla muz narodowych, zjednało mu powszechny szacunek, nie tylko prowincji, ale całego narodu. Kamiński zjednał sobie rozgłos odrazu komedją „Zabobon czyli krakowiacy i górale". Lud na ziemi polskiej, w strojach narodowych, ze swemi

zwyczajami, wadami i zaletami rozrzewniał widzów. Kamiński był jakiś czas najwięcej narodowym ze wszystkich dramatycznych pisarzy, gdy wtedy nie wymagano wiele, - rzecz dziwna, że się na tem stanowisku utrzymać nie chciał. Zaczął pisać wierszem powiastki żartobliwe i sonety, które ułożył na dotrzymanie zakładu, tłómaczył „Wallensztejna" dramat szyllerowski, dla sceny moc sztuk jednodziennych pisał, przerabiał je nawet z angielskiego i hiszpańskiego. Dowodził potem w oddzielnych rozprawach filozoficzności języka polskiego. Zenitem jego sławy był rok 1830, w którym odwiedził Warszawę. Potem podupadł nieco w znaczeniu literackiém. Urodził się dnia 27 października 1777 roku, umarł we Lwowie dnia 5 stycznia 1855 roku, szlachcic herbu Topor.

Alexander Fredro, oficer napoleoński, człowiek bogaty i światowy, zaczął w późniejszym już wieku, po wojaczce, pracować także dla sceny. Od pierwszego zaraz wystąpienia zyskał oklaski, bo był wesoły, dowcipny i zdolny, dobrze władał językiem, rym posiadał bogaty i komedje sypał jak zza rękawa. Ale po pierwszem rozpatrzeniu się krytyki, Fredro znalazł i przyjaciół i przeciwników. Przyjaciele mówią, że Fredro doskonale maluje salony, to jest wyższe towarzystwo, że zbiera trafnie obrazki dziwactw i śmieszności, z taktem i dowcipem wytwornego człowieka, że stworzył prawdziwą komedję polską. Ale przeciwnicy, i ci mają tutaj daleko więcej słuszności po sobie, utrzymują, że wiersz gładki nie stanowi poezji, że płynny jak woda ma także i smak wody, a dowcip Fredry nie stworzył w nim poezji, że wogóle barwa jego komedji francuska jest, a bez oryginalności. Zresztą Fredro przechodzi zawsze prawie w karykaturę, nie przepisy już nawet, ale maniera w nim stara francuska; niema tam wcale natury, ale jest świat urojony. W komedji „Geldhab“ spanoszony a ograniczony wiadomościami bankier, chce uchodzić za człowieka wyższego tonu i światła i tak się raz np. przechwala córką:

Florko, powiedz odę,

Naprzykład na ten czarny stolik lub komodę,

a Florka zaraz:

« PoprzedniaDalej »