Obrazy na stronie
PDF
ePub
[ocr errors]

dzieści przeszło liczy się do najznakomitszych profesorów uniwersytetu. Z Jundziłłem od pierwszej zaraz chwili zaczął stanowić zawiązek grona prawdziwych uczonych. Chemią pierwszy Śniadecki wykładał w języku ojczystym. Dzieło, które wydał w tym przedmiocie pod tytułem początków", stanowi epokę w naszej literaturze naukowej, bo jeżeli w swoim czasie było znakomite treścią, jest po wsze czasy znakomite językiem. Nastąpiła „Teorja jestestw organicznych", w której Śniadecki był prawodawcą nowéj stworzonej przez siebie nauki. Od wydania tego dzieła, które na wszystkie języki europejskie było przełożone, Śniadecki stanął w rzędzie pierwszych uczonych Europy i wieku, w którym żył. W roku 1805 wraz z Jundzillem i uczonym filologiem Grodkiem zawiązał pismo perjodyczne naukowe: „Dziennik wileński“, w którem zaczął obznajamiać kraj z najznaczniejszemi umiejętnościami, jakiemi się podówczas Europa zatrudniała. Pełno tutaj rozpraw uczonych medycznych Śniadeckiego z działu nauk naturalnych. Talent różnorodny, nie nadęty jak brata, do wszystkiego się zastosować umiał. Zawiązało się w Litwie w roku 1817 towarzystwo z osób różnego stanu i wieku, które pod osłoną wesołości miało rozszerzać zapał ku nauce, ku postępowi, ku miłości wszystkiego, co ojczyste. Przezywali się członkowie Szubrawcami. Towarzystwo to miało nawet swój organ wiadomości brukowe". Złożone będąc z najcelniejszych ludzi pod względem nauki i zdolności, wywierało wpływ ogromny. Powodzenie tych wiadomości wszelkie przeszło oczekiwania. Później Śniadecki wszedł do grona towarzystwa szubrawców i obrany był jego prezesem. Nazwano go przy tej okoliczności Sotworosem, gdyż było w zwyczaju szubrawców, że każdy z nich przyjmował jakiekolwiek obce imie, pod którem pisał i był znany. Sotwaros zaś był dawniej bożek litewski. Śniadecki nie pożałował fatygi i pisał wiele dla szubrawców rzeczy wesołych, nacechowanych jednak miłością sprawy ogólnej. Znalazł wtedy w sobie dowcip, dla którego przezwano go także Rejem, na cześć onego Mikołaja z Nagłowic. Najpię kniejszem z szubrawskich pism jego jest „próżniacka filozoficzna podróż po bruku“.

[ocr errors]

Koniec żywota tych dwóch znakomitych braci był całkiem odmienny, jak i zasługi ich różne. Jan, który właściwie mówiąc, nietylko nic genialnego, ale nawet większego nie napisał (bo i jeografia

fizyczno-matematyczna, którą się tyle niegdyś przechwalano, jest tylko książką elementarną, może w porządniejszy ład wprawioną), który pomimo zdolności swoich zły wpływ wywierał, nie trafił na swoją drogę, bo natura stworzyła go uczonym, a okoliczności dały mu w ręce rząd i władzę, przeżył wreszcie swoją wielkość i oddalony od uniwersytetu, ostatek życia przepędził w spokojności na wsi u brata Jędrzeja w Jaszunach, niedaleko od Wilna. Miał być tylko wyłącznie matematykiem, a został w dziejach oświaty polskiej, jeżeli nie pracami swojemi, to wstrzymywaniem postępu i ducha, który rwał się do lotu. W takiem położeniu rzeczy Śniadecki jest nawet wielkością, ale ujemną. Nie wypada mu jednakże zazdrościć tej wielkości. Jędrzej zaś skromny i cichy, zbudował sobie pomnik wiecznie trwały w nauce i w sercach uczniów i w sercu Litwy. Już od 1822 roku emeryt, nie wytrzymał w oddaleniu od pracy i w dwa lata do Wilna powrócił na katedrę kliniki, którėj już aż do śmierci nie opuścił. Nowa tam epoka życia czynnego nastąpiła, pełno pisał rozpraw medycznych. Lekcje jego ściągały tłumy młodzieży. Przeżył uniwersytet wileński w 1832 roku, a profesorem był ciągle w akademji medycznej w Wilnie. Jan umarł dnia 2 listopada 1830 roku, Jędrzej dnia 11 maja 1838 roku w Wilnie. Nikt prawie nie wiedział o śmierci Jana, ale pogrzeb Jędrzeja odbył się w Wilnie przy licznym tłumie. Żal powszechny trumnę jego otoczył, ksiądz Ludwik Trynkowski, kanonik wileński, powiedział w katedrze na żałobnem nabożeństwie jedno ze swoich najznakomitszych kazań, prawdziwe arcydzieło wymowy. Wdzięczna Litwa nie zapomniała obojgu braciom sławy, jaka przez nich spłynęła na ziemię ojczystą, imię Śniadeckich ukochała. Wspomnienia ich żyją na Litwie i długo żyć będą. Jan nie żenił się, ale Jędrzej zostawił potomstwo. Z jedną córką jego ożenił się historyk litewski Michał Baliński, syn zaś Józef wziął po żonie w posagu obszerne majętności na Litwie, pisał też cokolwiek o Polesiu. Umarł dopiero dnia 4 stycznia 1859 roku.

Wydanie najlepsze i najzupełniejsze dzieł obudwu Śniadeckich, sporządził Michał Baliński. Jana tomów jest sześć, jeden tom osobno zajmuje obszerny, ale nieskończony dotąd, żywot Jana. Wydanie to wyszło w Lipsku nakładem księgarni Augusta

Emanuela Glücksberga 1841 roku 1). Z Jana prac najważniejsze są żywoty Kołłątaja i Poczobuta; nie wyczerpał tu należycie Śniadecki przedmiotu, stąd żywot Kołłątaja więcej wygląda na pochwałę w Towarzystwie przyjaciół nauk, lubo zawsze treści w Śniadeckim daleko więcej, jak w innych pochwałach Towarzystwa przyjaciół nauk.

1) W Lipsku wyszły w 6 tomach pisma nie Jana lecz Jędrzeja. Wydanie to poprzedza biografia Jędrzeja napisana przez Balińskiego, który w roku 1865 wydał dwutomowe „Pamiętniki o Janie Śniadeckim"; ostatnie wydanie dzieł Jana wyszło w 7 tomach w Warszawie w roku 1837-1839.

Przyp. wyd.

21

Literatura T. II.

OKRES MICKIEWICZA.

HISTORYCZNY ROZWÓJ NOWEJ LITERATURY.

232. Literatura zygmuntowska stanowiła epokę złotą. Zakwitła bowiem wtenczas, kiedy pisanie w Europie mową ojczystą było wielką nowością i nagle ukazała przed nami grono świetne a liczne pisarzy, liczniejsze jak w każdej innéj narodowej literaturze. Ale oprócz wyrobienia języka, nic oryginalnego nie miała w sobie literatura zygmuntowska. Najcelniejszy talent téj epoki, Kochanowski, miał widać posłannictwo obeznać przodków naszych z płodami literatur spółczesnych europejskich. Rej bez nauki, naśladował już nie wzory, ale podrzędnej wartości utwory. Jeżeli się kto wtedy zdobył na jakie arcydzieło, na jaki pomnik więcej narodowy, było to z przypadku, więcej z poczucia mimowolnego, jak z obudzenia się ducha i wpływu to na spółczesnych wywierać nie mogło. Zresztą, zbyt wiele zadania żywotne czasu, religijne i polityczne, zajmowały uwagę publiczną. Naród polski wprawdzie dużo pisał, a mimo to nie miał swojej literatury, miał tylko massę dzieł polskich i piśmiennictwo. Kaznodziejstwo jedno stało wysoko. I później nawet duch narodowy, uczucie, schroniło się, jak widzieliśmy, do biednych spotwarzonych kazań z okresu ma

karonicznego; duch polski panował tam w całej sile, a mimo to jednak nie utworzył literatury. Nawet historja nie podniosła się ponad sferę pospolitości, większe czy mniejsze dzieła na tem polu, były zawsze tylko kronikami, z bardzo małym wyjątkiem. Skończyliśmy wszędzie na naśladowaniu, na tłómaczeniach. W epoce tedy zygmuntowskiej rozświecił się tylko właściwie sam brzask literatury.

Drugi rozbrzask w epoce stanisławowskiej był jeszcze więcej naśladownictwem. Znakomitsze tutaj jak za Zygmuntów podniosły się talenta. Krasicki był to rzeczywiście dowcip żywy, zdolność niepospolita, toż samo Trembecki. Naruszewicz nie był już kronikarzem, ale historykiem europejskiego znakomitego pokroju. Pisarze przecież byli uwikłani w pojęcia francuskie i po większėj części wychowani po francusku. Wolter, Rasyn, Molier, Kornel, naśładowcy Wirgilich i Horacych, byli dla nas wzorami. Był to w istocie przerażający stan literatury. W całym tym ogromie jedni tylko „Krakowiacy i górale" Bogusławskiego, pod narodową śpiewają nutę porównywano też sprawiedliwie ową sielankę do skowronka, co to nieostrożnie wita pierwszą bryłkę roli wyglądającą z pod śniegów i z niej prorokuje o przyszłem odrodzeniu się ziemi, chociaż półzimowe burze jeszcze go zabić mogą. Fakt faktem, a od tej sielanki datuje się rozbudzenie narodu, pierwszy głos poezji polskiej. Historja jednak obudziła się jeszcze przed poezją. Szereg ludzi ukształconych, przygotowanych do pojęcia majestatu historji ciągnie się już nieprzerwanie od Łojka; składali go Naruszewicz, potem Czacki, szereg to nie długi i zdawało się, że i temu będzie koniec. Żaden z nich nie wywołał szkoły, nie stworzył uczniów, ale zjawia się wreszcie arcymistrz i dzieła jego ogromny zwiastują postęp, wyjaśniają przeszłość, budują gmach wielki; nie są to już nudne rozpowiadania Towarzystwa przyjaciół nauk i kompilacje, ale obrazy i poglądy, żywe w nich postacie, prawda tryska ze wszystkich rysów malowidła. Poezja tymczasem zamilkła na lat 30, od Bogusławskiego aż do Brodzińskiego. Barwa francuszczyzny wszystko ciągle powlekała. Woronicz, Kniaźnin, Niemcewicz, nie mogli podnieść i rozwinąć ducha przez obrabianie narodowych przedmiotów i owszem tem bardziej silili się wszyscy naśladować ślepo wzory, bez uwagi na to, czy znajdzie to wszystko jakiś odgłos w sercu. Ale jak literaci, tak

« PoprzedniaDalej »