Obrazy na stronie
PDF
ePub

nie poszanowano, skarżony na sejmie w 1820 roku, Potocki zakończył życie dnia 14 września 1821 roku.

NAUKA
AUKA JĘZYK A,

222. Nauka języka zrobiła w tym okresie krok olbrzymi. Pierwszym gruntownym badaczem mowy ojczystej był Onufry Kopczyński.

Kopczyński urodził się dnia 30 listopada 1735 roku w Czerniejowie w Gnieznieńskiem. Wstąpił do zakonu pijarów. W towarzystwie do ksiąg elementarnych jeszcze za Stanisława Augusta zajął się gramatyką polską. Odtąd całe życie poświęcił długiéj a sumiennej pracy i posuwając się coraz dalej w badaniach swoich gramatykę kształcił i rozwijał. Już za tę pracę Stanisław August wynagrodził go medalem złotym; takimże samym medalem uczcił Kopczyńskiego po latach kilkudziesięciu naród, a raczej ci „wdzięczni ziomkowie", którzy tą razą działali w imieniu narodu (w 1816 roku). Doznał Kopczyński szacunku od wszystkich, poważał go rząd pruski, francuski i narodowy. Robiono go z kolei wizytatorem szkół, członkiem izby edukacyjnej. Za Potockiego wreszcie był rektorem w Warszawie i prowincjałem zgromadzenia. Człowiek nieskazitelny, dobry i gorliwy polak, nietylko książkami krzewił naukę mowy ojczystej, ale czynem i przykładem. Opowiadają, że raz garncarzowi w Warszawie zapłacił, żeby po ulicy nie wywoływał: „garków, rynków!" ale jak należało: „garnków, rynek!" Za wadę to jedynie Kopczyńskiemu uważają i słusznie, że gramatykę języka ojczystego wiązał z łacińską, że nie zdobył się na własne widzenie rzeczy w tej sprawie, ale szedł utartym gościńcem, że zaglądał we wnętrze mowy okiem uzbrojonem w szkielko łaciny. Jednakże Kopczyński stanowi epokę w gramatyce, pierwszy to był postępowy pisarz, który wiele sprawił w swoim czasie, a w następnym pobudził do czynu przykładem swoim nowych badaczy. Od niego nauka języka już śmiało kroczy i coraz potężniej się rozwija.

Obok Kopczyńskiego świeci w zakonie pijarskim inny uczony Tadeusz Nowaczyński. Temu uczonemu język to winien, że wykazała się zdolność jego do wierszy nierymowych, ale miarowych, na sposób

w jaki tworzyli starożytni grecy i rzymianie. Dzielko jego o prozodji i harmonji języka polskiego", nie wywołało w swoim czasie żadnych usiłowań, ale ważne jest jako pierwszy objaw myśli, które w następnej epoce znalazło obrońców (Nowaczyński urodził się na Mazowszu 1717 roku, umarł zaś w Raszynie pod Warszawą dnia 28 czerwca, 1794 roku).

223. Dalsze za Kopczyńskim badania natury języka zaczęły się właściwie od pisowni. Hasło do nich dał Franciszek Szopowicz, żmudzin, rodem z pod Połągi, potem professor matematyki i logiki w liceum krakowskiem. Dawszy się chlubnie poznać władzy edukacyjnej ze swoich zdolności, poznał się rychło z Kopczyńskim; został członkiem Towarzystwa przyjaciół nauk i Towarzystwa elementarnego. W 1811 roku, przysłał pierwszemu swoją rozprawę „o pisowni polskiej"; były to raczej uwagi nad samogłoskami i spółgłoskami: przekonał logicznością swoich wywodów, że pisownia Kopczyńskiego jest za stara, że językowi nie wystarczy i wkrótce znalazł gorliwych stronników. Głównie poruszył sprawę spółgłoski zwanej jotą, której rzeczywiście dawni polacy używali. Aloizy Feliński, mając pod ręką pismo Szopowicza, przywłaszczył sobie jego wywody i ogłosił rozprawę „o ortografii“. Przeciw jocie powstał ostro Jan Śniadecki i wojna zawiązała się energiczna. Jednocześnie ze sprawą pisowni wyszło na jaw i drugie nieporozumienie się uczonych, a walka na polu gramatyki stoczona, wiele uprościła sprawę saméj pisowni. Zajęcie dla badań językowych rosło. Józef Elsner i Józef Franciszek Królikowski zastanawiali się nad metrycznością i nad rytmicznością języka, to jest nad jego śpiewnością i miarami. Jan Nepomucen Kamiński dowodził, że język polski nadzwyczaj jest filozoficznym: szedł tutaj za podaniami Dębołęckiego tak dalece, że uwierzywszy jego zapewnieniom, przyszłoby wierzyć i temu, że język polski jest najstarożytniejszym; prawda, że Kamiński był dobrze wyższy poglądem i więcej wykształcony od Dębołęckiego. Nad słownikiem polskim pracował ksiądz Aloizy Osiński, ale wydał tylko dwa wyrazy: „Łza i Nadzieja“.

224. Samuel Bogumił de Linde obok Kopczyńskiego wpłynął wiele na rozwój języka i zamiłowanie narodu do niego, przez wielkie dzieło, nad którem lat wiele pracował, a głównie w bibliotece Ossolińskiego w Wiedniu. Był to „Słownik języka polskiego". Z rodzinnego miasta Torunia, posłany był do uniwersytetu lipskiego na

Literatura T. II.

19

teologię protestancką, ale lgnął więcej do filologii i myślał się poświęcić Językom wschodnim, kiedy nagle jeden z najznakomitszych professorów lipskich Ernesti, wyrobił mu katedrę języka polskiego w Lipsku. Z trudnością podejmował się tego Linde, bo znał mało język, z używania nie zaś z gramatyki, z zasad. Ale ustąpiwszy przed powagą wielkiego uczonego, wziął się natychmiast do gramatyki polskiéj, którą napisał Jan Moneta, rodem z Olecka, kaznodzieja niegdyś dyssydencki w Gdańsku (żył 1659—1735), a którą kilka razy we Wrocławiu wydał Vogel i do słowników polskich na francuskie i niemieckie Abrahama Troca, warszawianina, które wychodziły w Lipsku za panowania Augusta III. Moneta ważny dla rozmów, gramatyki mało Lindego nauczył, z Troca młody uczony więcéj korzystał. Zaczął więc ćwiczyć się praktycznie w języku. Tłómaczył na niemieckie komedję Niemcewicza „Powrót posła“ i Mikoszy „opis państwa tureckiego". Przypadek zdarzył, że właśnie kiedy pracował nad temi przekładami, poznał w Lipsku Niemcewicza i marszałka Ignacego Potockiego, którzy po upadku ustawy cofnęli się do Saxonji. Przez nich zapoznał się z innymi polakami, których było wielu podówczas w Lipsku. Żyjąc z nimi serdecznie wiele się języka poduczył i na ich żądanie ogłosił po niemiecku dzieło „o ustanowieniu i upadku konstytucji 3 maja“. Następnie w czasie powstania Kościuszki był w Warszawie. Ignacy Potocki zalecił go Ossolińskiemu, który w Wiedniu zbierał bibliotekę (§ 211). Ta okoliczność stanowczy wpływ wywarła na całe życie Lindego. Został nietylko bibliotekarzem ale i przyjacielem Ossolińskiego. Chętka do nauk filologicznych mogła się teraz rozwinąć i utrzymać w Lindem. Odtąd czyta książki i gromadzi materjały do słownika. Jednocześnie objeżdża kraj i poświęceniem się bez granic, narażając się na liczne stąd nieprzyjemności, zbogaca księgozbiór swojego przyjaciela i zwierzchnika, który mu pomaga w pracy około słownika. Rychło wieść o znakomitem przedsięwzięciu rozbiegła się po kraju i wzbudziła prawie entuzjazm, bo nie trzeba zapominać, że w pierwszej chwili po upadku rzeczypospolitej największym nawet patryotom się zdawało, że naród powinien tylko myśleć o napisaniu swojego testamentu. Sądzili zatem wszyscy, że w słowie polskiem żyć będą, gdy je całe zebrał i objaśnił Linde. Oto klucz do pojmowania stosunków, w jakie teraz wszedł bibliotekarz Ossolińskich. Składki na wydanie słownika sypały się ze wszech stron. W roku 1803 musiał Linde rzucić swo

jego dobroczyńcę, gdy rząd pruski wezwał go na rektora świeżo założonego liceum w Warszawie. Odtąd resztę życia przepędził w stolicy i piastował znakomite godności w zawodzie edukacyjnym.

Słownik wydawał tomami. Pierwszy tom wyszedł w roku 1807, szósty czyli ostatni w 1814 roku. Było to narodowe przedsięwzięcie. Linde stanął na szczycie sławy. Uczeni zapalali się, akademie i towarzystwa uczone na wyścigi spółubiegały się o zaszczyt, żeby co prędzej policzyć Lindego w rząd swoich członków. Minister Potocki chciał go zrobić rektorem uniwersytetu warszawskiego, co gdy się nie udało, utworzył dla niego osobny zupełnie urząd, to jest dyrektorstwo jeneralne bibliotek i muzeów w królestwie polskiem. Na tem stanowisku położył Linde nową zasługę, że zwożąc do Warszawy księgi ze zniesionych klasztorów, utworzył potem w Warszawie jednę z najznakomitszych bibliotek polskich w pałacu kazimirowskim. Wreszcie obywatele Warszawy obierali kilka razy Lindego na sejm deputowanym, a król nadał mu szlachectwo z herbem, który przezwał „Słownik".

Linde był bardzo pracowitym. Jako rektor liceum co rok w programatach szkolnych pisał uczone rozprawki; z tych jednę „Prawidła etymologii przystosowane do języka polskiego", wydał osobno przy słowniku. Później jako zwolennik Słowiańszczyzny wytłómaczył na polskie dzieło Grecza o dziejach literatury rossyjskiej, powiększy wszy je wielą dodatkami i stosownemi tlómaczeniami także z rossyjskiego. Inne dzieło ogłosił o statucie litewskim wydanym po rusku. Mamy także kilka jego rozprawek mniejszych i recenzyj o dziełach litewskich Rhesy, o języku dawnych prusaków. Z Ossolińskiego wytłómaczył na niemieckie rzecz o Kadłubku. Pod koniec życia zajmował się układem słownika porównawczego wszech narzeczy słowiańskich, wziął tu za podstawę język rossyjski. Zebrał ogromne materjały do bibljografii polskiej. Słownik języka polskiego wyszedł niedawno w drugiem wydaniu we Lwowie nakładem i staraniem zakładu naukowego Ossolińskich w roku 1854-60 pod dozorem Augusta Bielowskiego; wydanie to jest poprawne i pomnożone.

Doskonały i wytrawny pedagog, najznakomitszym był przewodnikiem i nauczycielem młodzieży, nikt tak doskonale nauczyć, zwłaszcza języków starożytnych, nie umiał. Ale Linde miał też

i słabości swoje. Był próżnym ze wszystkiego, kłaniać się lubił ludziom, chwiał się z wiatrem. Udawał patrjotyzm wśród polaków, bo w istocie był zawsze niemcem i tam mu była ojczyzna, gdzie dobrze. Urodził się w Toruniu jeszcze za rządu polskiego dnia 24 kwietnia 1771 r., umarł zaś w Warszawie 8 sierpnia 1847 r. 225. Stanowczy krok postawił w gramatyce Józef Mroziński. Urodził się w Galicyi, w latach młodych wstąpił do wojska polskiego. Kapitanem walczył w pułkach naszych w Hiszpanii za Napoleona. Widział sławne oblężenie Saragossy i po zakończonych bojach, już jako podpułkownik, szef sztabu 1széj dywizji piechoty, wziął się do pióra; chciał rodakom zostawić pamiątki o nadludzkich czynach męstwa polskiego. Wygotował więc opis oblężenia Saragossy i przyniósł go Bentkowskiemu dla pamiętnika warszawskiego. Uczony 1zecz rozpatrzywszy, uznał, że warta druku, ale zganił język, zarażony galicyzmami. Ubodła ta rzecz Mrozińskiego do tyla, że postanowił nauczyć się rodzinnego języka. Nie przewidywał, że będzie jego prawodawcą i że cudy jego będzie miał posłannictwo objaśnić. Rozmiłowawszy się w języku, wziął się do badania jego natury i ogłosił „pierwsze zasady gramatyki języka polskiego" w Warszawie 1822 roku. Tutaj obejrzał filologicznie budowę języka. Gdy nie przypadły do przekonania ówczesnych uczonych jego wywody, zjawiła się recenzja „pierwszych zasad" w Gazecie literackiej warszawskiej z 1822 roku przez Andrzeja Kucharskiego. Zaczepiony wydał odpowiedź“, i usprawiedliwszy w niej swoje rozumowania, przekonał, że lepiej od wszystkich innych zgłębił naturę języka. Pierwszy był, co polszczyznę oderwał od związku z łaciną i na pniu narodowym słowiańskim zaczął budować. Za nim pierwszy poszedł Józef Muczkowski, który swoją gramatykę ogłosił w Poznaniu 1825 roku. (Dziełko Mrozińskiego o Saragossie drukowane było rzeczywiście w Pamiętniku warszawskim, a powtórnie wydał je Turowski w Bibliotece polskiej w 1858 roku. Rzecz to niezmiernie ważna dla historji wojska polskiego ostatnich czasów). Mroziński został pułkownikiem dnia 18 października 1820 roku, jenerałem brygady zaś w dzień koronacyjny dnia 24 maja 1829 roku. Umarł w Warszawie dnia 15 stycznia 1839 roku.

[ocr errors]

226. Rozprawy i wnioski o ortografii polskiej przez deputację od królewskiego Towarzystwa przyjaciół nauk wyznaczoną. Taki ma tytuł

« PoprzedniaDalej »