Obrazy na stronie
PDF
ePub

był sędzią ziemskim sandomierskim w roku 1434. Ten się także pisał z Szumska. Ale pierwszy z rodziny wielce zasłynął nasz Mikołaj z Nagłowic, co poświadcza Paprocki: „ten szeroko i nad insze przodki swe znacznie okazał familję swą z przyrodzonego dowcipu więcej niż z nauki“. Dalej wylicza kilka dzieł jego Paprocki i nie daje o nich żadnego zdania, tylko o „postylli“ dodaje: „ta przeciwko kościołowi powszechnemu, nie mego rozsądku, jeśli zła albo dobra". Mikołaj zostawił trzech synów, z tych dwóch tylko znamy: Mikołaja i Jędrzeja, o którym piszą spółcześni, „że nad inną bracią otrzymał ingenium ojcowskie, do którego przystąpiła nauka". Obadwaj synowie znakomicie się pożenili i weszli w stosunki rodzinne z najpierwszemi domami Polski, to dowód między innemni zacności dawnéj naszéj szlachty, bo aczkolwiek sam Mikołaj z Nagłowic był dosyć bogaty i miał stosunki na świecie, wszelako z panami się nie parał, do panów nie należał. Ale za dawnych czasów zasługa podnosiła człowieka i nie pytano się o świetne przodki, ale o wartość osobistą. Rej sławą piśmienną sprostał hetmanom i kanclerzom. Stąd panowie radzi byli sławę wielką domów swych pożenić ze sławą znakomitego pisarza, ozdobić blask swój rycerski blaskiem zdolności i pióra; cala szlachta tchnęła równém uczuciem i była jedną rodziną, tylko ogromną. Mikołaj, starszy syn poety, ożenił się z Dorotą Hlebowiczówną, wojewodzianką wileńską, córką jednego z największych panów litewskich. Jędrzej zaś dostał za żonę Katarzynę Dębińską, kasztelankę krakowską. Ze starszego Mikołaja potomstwo trwa aż do dziś dnia, z téj linii dwóch nawet było senatorów w rzeczypospolitej: jeden prawnuk, Władysław, wojewoda lubelski, marszałek królowej Eleonory, żony Michała Korybuta Wiśniowieckiego, mąż sławny bardzo w swoim czasie, zmarł w roku wyprawy wiedeńskiej (1683); drugi zaś Jan Michał, prawnuk rodzonego brata wojewody, był kasztelanem zawichostskim za Stanisława Augusta i umarł 1786 roku. Wielu z tej linii Rejów było starostami w Nowém mieście Korczynie pod Krakowem. O Jędrzeju zaś to jedynie słychać, że był sędzią kapturowym krakowskim po śmierci Stefana Batorego. Czy Rej córki jakie zostawił? niewiadomo.

Trzecieski Jędrzej, przyjaciel i biograf Reja, uczył się naprzód pod dozorem ojca biegłego w starożytnych językach, nawet w he

brajskim, potém był w akademii krakowskiej. W młodym wieku przebudziła się w nim muza, pisywał wiersze łacińskie, a potém je czytał przed uczonymi profesorami. Poezja na śmierć Zygmunta I dała go poznać dworowi. Jost Decjusz wyprawił go o koszcie swoim za granicę. Zwiedził więc Trzecieski całą zachodnią Europę, a nawet później już dobrze dla ciekawości zwiedził i Turcję. Wrócił mężem uczonym, ale szalonym wrogiem kościoła. Odtąd bierze głos przeważny w sprawach dyssydenckich, przemawia po synodach, pomaga w Pińczowie do tlómaczenia biblii. Z Rejem zbliżyło go podobieństwo sposobu myślenia i obyczajów. Zresztą z najznakomitszymi ludźmi ówczesnej Polski Trzecieski miał stosunki, nawet z katolikami i z księżmi, jak np. z Solikowskim, arcybiskupem lwowskim. Młodziuchnym był, a już ocalił Stankara przed zemstą biskupa krakowskiego i uwiózł go do Pinczowa; rozmógłszy się w wielmożności, jeździł do Królewca, do kuźni dyssydentów i sam się tam rządził sprawami wyznania, nie pytając o zdanie nikogo. Siał nierząd wśród swoich, którzy zwierzali się mu z różnych tajemnic, chlebem spokojnym opatrzyli go na to, aby pracował, ale Trzecieski poeta „pijanica“, jak go zowią, wszystko po swej woli czynił, przykład z siebie zły dawał, co chciał żywnie to pisał bez sądu i rady. Pod względem charakteru niższy dobrze od Reja, sam naprawdę nie wiedział czy ma nad sobą jaką władzę i czy ma w co wierzyć; to jedynie wiedział, że nienawidził kościoła całą mocą swéj duszy. Na wszystkie strony rzucał się dla jurgieltu, służył księciu Mikołajowi Czarnemu Radziwiłłowi, Janowi Firlejowi, wojewodzie krakowskiemu i marszałkowi, który także stał na czele dyssydentów i wymyślił ową sławną konfederację, warującą wolność dla wszech wyznań w bezkrólewiu po Zygmuncie Auguście. Służył księciu pruskiemu. Hulaszczy, rozrzucony, zuchwały, zmarnował piękne zdolności. Firlej wyrobił mu sekretarstwo królewskie, a Stefan Batory na prośbę panów nadał mu roczną pensję z dochodów składu soli w Toruniu, to jest 60 złp. za pracę; miał pobierać tę pensję co rok przed Bożém Narodzeniem. (Przywilej we Lwowie 14 lipca 1578 roku. Metr. 117, 124). Umarł Trzecieski w 1583 roku.

Pisał Trzecieski oprócz żywota Reja wiele po polsku i po łacinie. Żywot prześliczny jest, pełen obrazów i treści, aczkolwiek za krótki i są w nim błędy historyczne. Żaden z naszych pisarzy

nie zasłużył sobie na taki pomnik, jaki Rejowi postawił Trzecieski tym życiorysem. Niesłychanie mało możemy dziś co dodać do tego, co o Reju powiedziano wtenczas przed trzystu laty. Rymy polskie Trzecieskiego gładsze są od rejowskich, chociaż język jego więcej wykształcony. W każdym razie życiorysem swoim takie stanowisko zajął Trzecieski w dziejach literatury, że go obok Reja zaraz stawić potrzeba, a pomijać nie można.

101. Najcelniejszy poeta Jan Kochanowski. Rodzina szlachecka Kochanowskich, h. Korwin, osiadła była oddawna w Sandomierskiém, około Radomia i Sieciechowa. Dopiero jednakże za Jana Olbrachta i Alexandra Jagiellończyka spotykamy po aktach pierwszych Kochanowskich. Pominąwszy innych, widzimy jako mało co później, około Zwolenia, we wsiach Czarnym lesie, Baryczy, Grodku, Zawadzie, Piastkowie i Wsiole, mieszka wielkie rodzeństwo złożone z sześciu braci i trzech sióstr Kochanowskich. Najstarszy z nich Piotr rodził się 1485 roku. Miał za żonę Annę, córkę Andrzeja Odrowąża z Białaczewa, pojął ją z dobrego szlacheckiego i świątobliwego gniazda, gdy przed wielu jeszcze błogosławiony Prandota, biskup krakowski, pochodził z tego samego domu Odrowążów w Białaczewie. Piotr sam dziedziczył na Konarach, Czarny las zaś dostał się mu dopiero przy powtórnym podziale dóbr pomiędzy rodzeństwo. Po żonie wziął w posagu Sycynę i Policznę, w któréj niegdyś jej rodzice mieszkali. Piotr był naprzód Komornikiem radomskim w roku 1541, potém został sędzią jeneralnym ziemi sandomierskiej. Była to bardzo pobożna dusza. Odkąd w rozkosznéj Policznie znalazł sobie dozgonną towarzyszkę życia, już téj wioski nie opuścił ani na chwilę i całe w niej przemieszkał życie. Pamiętał o służbie Bożej i głosił kochaną wioskę. Jeszcze teść jego podniósł w Policznie kościół i ustanowił tam za pozwoleniem biskupa probostwo, zapisawszy na nie w jedném miejscu 7 łanów, w drugiem 4 i pół; Piotr na tenże sam cel ofiarował 400 zł. (dzisiejszych 26 tysięcy złp.) i zapisał na kościół część gruntów wiecznym funduszem. Obadwaj też, teść i zięć przy zabudowaniach plebańskich wystawili wspólnym kosztem szkółkę i prawo patronatu zeznali dla Bialaczewskich i Kochanowskich z Policzny i Czarnego lasu. Działo się to w roku 1531. Umarł Piotr w r. 1547, na rok przed Zygmuntem Starym, mając iat 62 wieku, żona przeżyła go o lat dziesięć, umarła

albowiem w roku 1557, mając lat 60. Zostawili oboje sześciu synów i cztery córki.

Jan, poeta, syn tego Piotra i Odrowążówny, urodził się w Sycynie roku 1530 w powiecie radomskim; wychowała go matka, niewiasta cnót staropolskieh. Dwudziestoletnim już będąc młodzianem z poręki matki i Kacpra, najstarszego z braci, wysłany za granicę, żabawił czas niejaki w Niemczech i zaraz do Włoch się udał, gdzie w roku 1552 zapisał się do liczby akademików w Padwie. Odwiedził także Wenecją, Rzym i Kampanią. Z ziomków spotkał podówczas w Padwie Andrzeja Patrycego Nideckiego i Jana Januszowskiego. Obeznawszy się we Włoszech z literaturą starożytną, Kochanowski udał się do Francyi. Zwiedził Marsylję, Akwitanją i Paryż, gdzie poznał się z Ronsardem, pierwszym poetą francuzkim, który był tém we Francyi, czém u nas był np. Rej. W Paryżu jeszcze napisał ową piękną wzniosłą pieśń:

„Czego chcesz od nas Panie za twe hojne dary ?“

Pieśń ta dostała się do Polski. W towarzystwie pewném w ziemi sandomierskiej przeczytano ją młodziuchną jeszcze, świeżo narodzoną. Był tam młody Jan Zamojski, późniejszy sławny hetman i kanclerz, był i Mikołaj Rej. Mile zdziwienie przejęło wszystkich, bo nic jeszcze takiego nie słyszeli w języku ojczystym; Rej wtedy, niech to będzie na jego większą pochwałę i zaszczyt, chociaż trzymał berło poezyi polskiej, zaimprowizował wiersz:

Temu w nauce dank przed sobą dawam

I pieśń bogini słowieńskiej oddawam.

O tym szczególe rozpowiadał w kilkadziesiąt lat później Zamojski Szczęsnemu Herburtowi, temu samemu co Długosza pierwszy drukował w Dobromilu.

Sławą tedy poprzedzany powrócił Jan do ojczyzny w r. 1557 na osieroccne dziedzictwo, bo właśnie umarła mu matka. Musiał powracać dla ocalenia ojczystej chudoby, gdy rodzeństwo, jak się zdaje, niezgodne było z sobą i kłóciło się o spadek. Spory te ukończyły się dopiero w roku 1560 przez dział pomiędzy rodzeństwem, Janowi przypadł na dolę Czarnylas. Przypasał wtedy na

jakiś czas miecz do boku i chciał iść wojować na Moskwę, ale gdy rychło pokój nastąpił i Padniewski podkanclerzy koronny ciągnął go do dworu, poeta ustąpił naleganiom i został sekretarzem królewskim. Był na wjeździe podkanclerzego na biskupstwo krakowskie w roku 1560. Wtedy to pierwszy raz ujrzał stolicę narodu. Dotąd dużo pisał po łacinie, teraz coraz częściej na dworze zaczął nucić i żartować po polsku. Opowiadał ciekawym przyjaciołom przygody swoje za granicą, a gdy się tych opowiadań już przebrało, rozweselał ich fraszkami, które zapewne wtedy obiegały kraj cały, gdy godziły tak prosto w ówczesne stosunki, w ówczesne życie. Na dworze jednego tylko znalazł Kochanowski szczerego przyjaciela w Piotrze Myszkowskim, który wprędce po Padniewskim wziął podkanclerstwo. Myszkowski chciał poetę zbogacić chlebem, a że jako duchowny żył w kościele, stąd częstował go różnemi beneficjami; ustąpił mu np. probostwa w katedrze poznańskiéj (1564), potém wpływał na to, że ledwie co mnichy sieciechowskie nie obrały poety opatem; probostwo parafialne w Zwoleniu dostał zapewne Kochanowski od braci. Nie znaczy to wcale, żeby poeta nasz poświęcił się stanowi duchownemu, ale wtenczas był taki zwyczaj, że ludzi świeckich, których chciano opatrzyć chlebem z jakiegobądź względu, posuwano na urzędy duchowne, póki żon nie mieli, świeccy ci albowiem mogli się namyśleć i przyjąć suknie kapłańskie, ożeniwszy się zaś tracili swoje prawo. Służba kościelna nic zatém nie traciła, chociaż to w każdym razie zabawny był zwyczaj: ci świeccy albowiem trzymali w beneficjach swoich księży, którzy za nich wypełniali obowiązki duchowne i sami tylko pobierali cząstkę dochodów, gdy większą ich część obracać musieli na podwładnych. Tak Kochanowski, acz człowiek świecki, był razem prałatem i proboszczem, a ledwie co nie został opatem. Miał wszelako niechęć do tego sposobu życia; wiedział, że to rzecz niewłaściwa i że wstępuje drugim w drogę. Nie lubił także dworu. Bawił więc na nim aż do chwili, dopóki bawił na nim i Myszkowski, który kiedy się oddalił na biskupstwo płockie, pojechał zaraz i Kochanowski na wieś do Czarnego lasu, nie przestając być mimo to dworzaninem królewskim, bo dworzaństwo w dawnej Polsce nie był to urząd rzeczywisty, ale tytuł, stopień, ranga; można było nie postać nogą na dworze, a być dworzaninem, jak można było być i sekretarzem królewskim, a nie widzieć kancelarji. Na wsi już siedząc, ożenił się z Dorotą Hanną

Literatura. T. I.

32

« PoprzedniaDalej »