Dotąd wydrzeć się nie zdoła. Jeżeli karę tak srogą
Ludzie nieco zwolnić mogą, I zbawić z piekielnej jamy, Której jesteście tak blisko: Was wzywamy, zaklinamy
Przez żywioł wasz, przez ognisko!
Mówcie, komu czego braknie,
Kto z was pragnie, kto z was łaknie.
GŁOS za oknem.
Hej, kruki, sowy, orlice!
O wy przeklęte żarłoki!
Puśccie mnie tu pod kaplicę,
Puśćcie mnie choć na dwa kroki
Wszelki duch! jakaż potwora! Widzicie w oknie upiora? Jak kość na polu, wybladly; Patrzcie, patrzcie, jakie lice! W gębie dym i błyskawice! Oczy na głowę wysiadły: Świecą jak węgle w popiele; Włos rozczochrany na czele; A jak suchy snop cierniowy. Płonąc, miotłę ognia ciska: Tak od potępieńca głowy Z trzaskiem sypią się iskrzyska. GUSLARZ I STARZEC.
A jak suchy snop cierniowy Płonąć, miotłę ognia ciska: Tak od potępieńca głowy
Z trzaskiem sypią się iskrzyska.
WIDMO z za okna.
Dzieci! nie znacież mnie, dzieci? Przypatrzcie się tylko zbliska, Przypomnijcie tylko sobie:
Ja nieboszczyk, pan wasz, dzieci!
Wszak to moja była wioska! Dziś ledwo rok mija trzeci, Jak mnie złożyliście w grobie. Ach, zbyt ciężka ręka boska! Jestem w złego ducha mocy, Okropne cierpię męczarnie: Kędy noc ziemię ogarnie, Tam idę szukając nocy; A uciekając od słońca Tak pędzę żywot tułaczy, A nie znajdę błędom końca. Wiecznych głodów jestem pastwą; A któż mię nakarmić raczy? Szarpie mię żarłoczne ptastwo; A któż będzie mój obrońca? Nie masz, nie masz mękom końca!
Niż z duchami nieczystemi Błąkać się wiecznie po ziemi, Widzieć dawnych uciech ślady, Pamiątki dawnej szkarady; Od wschodu aż do zachodu, Od zachodu aż do wschodu, Umierać z pragnienia, z głodu, I karmić drapieżne ptaki. Lecz niestety! wyrok taki: Że dopóty w ciele muszę Potępioną włóczyć duszę, Nim kto z was, poddani moi, Pożywi mię i napoi.
Ach, jak mnie pragnienie pali!
Gdyby mała wody miarka! Ach, gdybyście mnie podali Choćby dwa pszenicy ziarka!
Ach, jak go pragnienie pali! Gdyby mała wody miarka! Ach, gdybyśmy mu podali Choćby dwa pszenicy ziarka!
CHÓR PTAKÓW NOCNYCII. Darmo żebrze, darmo płacze! My tu czarnym korowodem, Sowy, kruki i puhacze, Niegdyś, panku, sługi twoje, Któreś ty pomorzył głodem, Zjemy pokarmy, wypijem napoje. Hej, sowy, puhacze, kruki! Szporami, krzywemi dzioby Szarpajmy jadło na sztuki! Chociażbyś trzymał już w gębic, I tam ja szponę zagłębię, Dostanę aż do wątroby. Nie znałeś litości panie! Hej, sowy, puhacze; kruki!
Gruszka dojrzewa, jabłko się czerwieni: Trzy dnie nic nie miałem w ustach, Ostrząsnąłem jabłek kilka.
Lecz ogrodnik, skryty w chrustach, Zaraz narobił hałasu,
I poszczuł psami jak wilka. Nie przeskoczyłem tarasu, Dopędziła mię obława; Przed panem toczy się sprawa O co? o owoce z lasu, Które na wspólną wygodę Bóg dał, jak ogień i wodę. Ale pan gniewny zawoła: «Potrzeba dać przykład grozy.» Zbiegł się lud z całego sioła. Przywiązano mię do sochy, Zbito dziesięć pęków łozy; Każdą kość, jak z kłosa żyto, Jak od suchych strąków grochy, Od skóry mojej odbito
Nie znałeś litości, panie!
CHÓR PTAKÓW.
Hej, sowy, puhacze, kruki, I my nie znajmy litości! Szarpajmy jadło na sztuki; A kiedy jadła nie stanie, Szaparjmy ciało na sztuki, Niechaj nagie świecą kości!
« PoprzedniaDalej » |