Obrazy na stronie
PDF
ePub
[ocr errors]

oki, Jan Tyszkiewicz, Jan i Łukasz Żółkiewsoy i inni ciężko ranieni. Koniecpolski widząc, że wszędy zamięszanie i nieład, że ciurowie wyprzęgają konie od wozów i w bok uchodzą, przenosi się we wszystkie strony, woła, gromi, zachęca, szyk powrócić stara się, w tem postrzega na prawem skrzydle otoczonego chorążego od Turków, i już chorągiew w ręku tureckich; niepomny na ziebezpieczeństwo, rzuca się na tłum, zdobywcy obie ręce ucina, i orła białego ocala. Do końca dnia między niezliczonemi tłumami i rozpaczającą odwagą trwa rzeź okropna; nie było już ni rozkazów, ni szyku; każdy walczył, jak sposobność pory i miejsca darzyła, bronił siebie lub drugich. Poległo dnia tego 3500 Turków, większa liczba ranionych. Dziejopisowie stratę zabitych Polaków kładą tylko 350, co zapewne zbrojom ich przypisać należy. Większa nierównie liczba ranionych. Mimo tak wielkiej nieprzyjaciela przewagi, zwycięstwo zostałoby przy naszych, gdyby zwierzchni podług rozkazów pilniejszymi byli w zachowaniu szyków, gdyby nie popłoch w ciurach, gdyby nakoniec ciężar wieku nie odjął był hetmanowi tej przytomności, tej baczności na wszystko, któremi niegdyś słynął 1).

Gdy noc posępna odjęła dalszą potykania się możność, skrwawieni ranami, znużeni całodziennym bojem, powrócili Polacy do obozu swojego. Zmordowane pracą członki, przerażone umysły widokiem barbarzyńskich tłumów, same nakoniec cienie nocy, ciężkim smutkiem ogarnęły rycerstwo. Wśród bolesnych jęków tylu zranionych, przy słabych ogniskach, smutne były żołnierza rozmowy. „Nigdy, mówili, bisurman z taką nie potykał się wściekłością; jakie ich nieprzejrzane tłumy! Gdyby nie noc, któżby z nas został przy życia? Lecz i dziś na jak długoż ocaleni jesteśmy? Zamknięci zewsząd, bez żadnej nadziei pomocy, gdzież znajdziem pożywienie dla siebie, paszę dla koni, któż nam wróci stracone działa i prochy?" Tu jęli przywodzić sobie niefortunne wieszczby przy wyjściu z obozu zdarzone. „Oblężonych,

') J. I. Petrycy pag. i t. d.

mówili, pojmanych już prawie, czyli to od miecza Turków, czyli od głodu, śmierć tylko czeka okropna." Tym o sobie zwątpieniom większej jeszcze bojažni zdradliwy Gracyan dodawał. Pewien haniebnej śmierci od Turków, bojący się, by wydanie go pogodzenia między dwoma ludami nie stało się warunkiem, by siebie ocalić, nie wachał się zgubić Polaków. Jął więc obchodzić hufce, powiększać niebezpieczeństwa, radzić ucieczkę, wskazywać nakoniec drogę, którą bezpiecznie na Pokucie dostać się mogli. Nie uszły wiadomości hetmana te trwogi rycerstwa, i niecne hospodara namowy; skoro więc dzień zajaśniał, zebrawszy starszyznę wojskową, tak mówił: „Dzień wczorajszy okazał, co może odwaga i dzielność oręża polskiego; nie zdołały nas pokonć niezliczone bisurmanów tłumy, a byłyby same pokonanemi, gdyby pilnie rozkazy moje zachowano, gdyby było posłuszeństwo towarzyszyło odwadze. Nie są mi tajne po rotach waszych szemrania, dochodzą mię wieści o zamysłach, o praktykach tak niecnych, że im wierzyć nie mogę. Zkądże ten nagły popłoch w rycerstwie, co wczoraj tak natarczywie rwało się do boju; wydarto nam zwycięstwo, lecz nie odniesiono go; ponieśliśmy straty, lecz nieprzyjaciel poniósł większe. Rostropną wytrwałością wszystko jeszcze poprawić można; nie targnął się dotąd nieprzyjaciel na nas, przez dni jeszcze kilka wytrzymajmy popędliwość jego; wierzcie doświadczonemu wodzowi waszemu, znam ja Turków i Tatarów, nie mogą oni długo w polu pod golem niebem na jednem miejscu zostawać, zdejmie ich niecierpliwość, rozpraszać się zaczną, wtenczas upatrzę chwilę, i na dobro jej wasze użyję. Wierzcie, że silnem postanowieniem mojem jest, z szablą w ręku przez tłumy nieprzyjaciół do ojczystej ziemi przebijać się, byleby tylko potrwożonemu żołnierzowi nadzieja i odwaga wróciły" ).

Milczało żołnierstwo, lecz pułkownicy z obruszeniem głos ten przyjęli, najbardziej ci, którzy oddawna z Żół

1) Kobierzycki pag. 685.

Bibl. pols. Dzieje panowanis Zygmunta III.

53

39

[ocr errors]

}

kiewskim zajścia swe mając, i dziś zdaniu jego przeciwili się; między tymi Walenty Kalinowski, acz wield wojennemi dziełami świetny, dziś jednak nie czekając na miejscu, lecz znajomemi Wołochom brodami przeprawić się przet Prut, i lasami uchodzić radził. Gorszę się, zawołał Żółkiewski, że mąż, którego waleczności tylekroć świadkiem byłem, tak hańbiące podaje nam środki," to wyrzekłszy, rozpuścił radę. Myśl atoli ucieczki silnie opanowała już była nietylko żoł nierstwo, lecz wielu nawet znakomitych w boju mężów. Skoro więc noc zapadła i cichość w obozach, Kalinowski za wództwem Gracyana pierwszy wyjechał z okopów; poszli za nimi i inni pułkownicy, rozwiozłe żoł nierstwo ojuczone lupami, ci nakoniec, co niepomni na sławę, dla żądzy życia na wstyd nie dbali. Znającym hasło, łatwo było przebrać się przez czaty; pierwszy Gracyan z Kalinowskim rzucili się w rzekę Prut, niedaleko obozu płynący. Chwyciła się nieszczęsna zaraza i najświetniejszych w wojsku dowódców; ks. Korecki, Strus, Tyszkiewicz, już byli pół rzeki przebrnęli, gdy tknięci wstydem wstecz do obozu wrócili; postrzegł ich jednak hetman, i surowo opuszczenie szyków wyrzucał. I któż uciekał?" zapytał dumnie książę Korecki. „Ten, odparł hetman, z którego szat woda jeszcze ciurkiem płynie uważał bowiem wódz, iż kżę Korecki niedawno z wody wybrnąwszy, jeszcze cały był zmokły. Niedosyć było w cieniach nocy na wstydne odważyć się dzieło; złośliwi, niechętni hetmanowi, jęli roznosić po pułkach, że wodzowie opuszczają wojsko, że zatem każdy żołnierz o sobie myśleć powinien. Skoro wieść ta z szybkością po strwożonych już rotach przebiegła, jak gdyby za wydanem przez trąby hasłem, porywają się wszyscy, i obces w rzekę rzucają.

[ocr errors]

Okropne widowisko, zguba niechybna! szli bowiem na tę śmierć, od której uchronić się pragnęli,gdyż jednych wraz bystre pogrążały nurty, inni długo walcząc z porywczością strumienia, raz zanurzeni, znów wyniesieni na wierzch, z siłami żywot tracili. Ci nawet, co szczęśliwie rzekę przebyli, od stojących na drugiej stronie Tatarów nędznie pobici. Rozlegały się w pobliższych lasach żało

sne jęki nieszczęsnych, którzy od zdradzieckich obskoczeni Wołochów, w morderczych mękach konali.

a

Tymczasem ciurowie i czeladź obozowa, skora do korzystania z każdej przygody, gdy straże, czaty, obóz prawie cały, opuszczonemi widzi, wpada do namiotów, rozrywa pomiędzy siebie bogate sprzęty wodzów, nędzną nawet żołnierza chudobę, wszystko jak gdyby lupy z nieprzyjaciela zabiera, a gdy już nic do skuszenia chciwości nie pozostało, czyli to mniemając, że ci, Co wyszli, nie powrócą już więcej, czyli raczej, by ślady łupiewstwa zagubić, zapala obóz! Długo opuszczony Żółkiewski, lub z niewielą tylko pozostały, napróżno porządek powrócić stara się: nakoniec, by wiedziano że jest w obozie, buńczuk hetmański wynieść do góry, i pochodnie zapalić rozkazał. Dotknięty Koniecpolski żałosną rzeczy postacią, ciężkiem zmartwieniem sędziwego wodza, puszcza się na koniu, dogania obłąkanych, upomina, zachęca, zaklina na sławę i własne ich bezpieczeństwo, krnąbrnych nawet razami do powrotu przy musza. Mało powaga wodza u najzaciętszych znaczyła; niektórych pochłonęły już nurty, wielu jednak uwaga na okrucieństwo nieprzyjaciela, wstyd nakoniec do obozu powrócił. Sprawcy tego nieszczęsnego poruszenia zasłużoną odnieśli karę. Kalinowski utonął w Prucie, ani ciała jego nie znaleziono nigdy; Gracyan od Wołochów zabity. Sultan Osman uciętą głowę jego, naznaczonemu na hospodarstwo Alexandrowi, niewiedzieć, czy jak dar, czy jak srogą przestrogę odesłał.

Powróciło nakoniec popłochem przejęte żołnierstwo, trwożliwym krokiem, popychane nawet od wodzów, wchodziło powoli do szranków; tu patrząc na złupiony i ogniem spłoniony obóz, na obnażone ze straży bramy i szańce, na dymiące się jeszcze pożogi, zdjęci żalem, dręczeni własnej winy zgryzotą, oczy w ziemię spuściwszy, stali, jak smutny poczet skazanych na śmierć złoczyńców. Sam wódz nieszczęsny, przed spalonym na pół stojąc namiotem, w te słowa przerwał głuche milczenie: „Cóż was do tej szkaradnej przywiodło ucieczki, czemuż opuściliście wodza, który całość i dobro wasze tak troskliwie miał zawsze na oku? Czemuż, gdy

hetman wasz żyw jeszcze, gdy wojsko cale, porzucać sławę tylu trudów i bojów, i samochcąc w głębi wód, lub od miecza nieprzyjaciół wstydnego szukać zgonu ?"— W ponurem milczeniu te wodza, słowa przyjęto, lecz wkrótce gdy po rozszarpanych szałasach rozeszli się żołnierze, gdy nadzy prawie, wszystkie swe sprzęty złupione lub spalone postrzegli, gniew i żałość pobudziła do zemsty, szli do hetmana, prosząc, by winowajców przykładnie ukarał. Lecz wódz, lubo w innych chwilach na występnych surowy, w dzisiejszych jednak mniemał, że pobłażaniem na chwilę prędzej pokrzepi umysły, i do zgody i posłuszeństwa przywiedzie. Niektórym tylko pułkownikom poszepnął do ucha, by na czas ulegli potrzebie; że skoro tylko przyjdzie za brzegi Dniestru, odbierze każdy, co mu zabranem było, a łupieżey ukaranymi zostaną. Te to słowa nierostropnie od rotmistrzów rozgłoszone (jak się później okaże), ostatniej zguby sta ły się przyczyną.

Byłaby już i wtenczas ostatnia dla Polaków nastąpiła klęska, gdyby nieba nie obłąkały nieprzyjacioł umysłów. To zamieszanie, ten ruch niesłychany, te gorejące w obozie polskim płomienie, Turcy nie za to, czem były, lecz za strojone sobie zasadzki mniemając, nie bez trwogi czekali, jak się ta nawalnica zakończy. Tej to nieczynności Stefan Chmielecki i Jan Odrzywolski na ocalenie siebie użyli; porzuciwszy obóz i Prut przebrnąwszy, podług jednych z 700, podług drugich z 400 lekkiej jazdy, uszli szczęśliwie. Za rozjaśnieniem dopiero dnia postrzeżona ucieczka, a hetman rzekł ze łzami: „I Odrzywolski nawet, któremu najwięcej ufałem, odstąpił mnie!" Przydać atoli należy, iż przez resztę życia, mianowicie w bitwach pod Batowem i Korsuniem, mąż ten cecorską plamę najświetniejszemi zatarł czynami.

Przez ośm dni, umowami o ugodę zatrudniając Żółkiewski Turków, użył czasu tego na wprowadzenie porządku w rozprzęgłych hnfcach, na wlanie w nie ducha. ufności i męstwa; widząc atoli, że żadne nie przybywały posiłki, że żywności już nie starczyło, że odjęciem paszy padające codzień konie nieznośnemi wyziewy zaraziły powietrze, lękając się nakoniec, by dłużej zam

« PoprzedniaDalej »