Suspicione si quis errabit sua,
Et rapiet ad se, quod erit commune omnium; Stulte nudabit animi conscientiam.
Phaedr. ad Eutich. lib. III.
O wy, co wszystkie porzuciwszy względy, Za cackiem bieżyć gotowi z zapędy, Za cackiem, które zbyt wysoko leci, Bajki wam niosę, posłuchajcie dzieci.
Wy, których tylko niestatek żywiołem, Co się o fraszki uganiacie wspołem, O fraszki, których zysk maże i szpeci, Bajki wam niosę, posłuchajcie dzieci.
Wy, którzy marne przybrawszy postaci, Baśniami łudzić umiécie współbraci, Baśniami, które umysł płochy kleci, Bajki wam niosę, posłuchajcie dzieci.
Był młody, który życie wstrzemięźliwie pędził; Był stary, który nigdy nie łajał, nie zrzędził; Był bogacz, który zbiorów potrzebnym udzielał; Był autor, co się z cudzej sławy rozweselał; Był celnik, który nie kradł; szewc, który nie pijał; Żołnierz, co się nie chwalił, łotr, co nie rozbijał; Był minister rzetelny, o sobie nie myślał; Był nakoniec poeta, co nigdy nie zmyślał.
A cóżto jest za bajka? wszystko to być może, Prawda; jednakże ja to między bajki włożę.
Winszuj, ojcze, rzekł Tair, w dobrym jestem stanie, Jutrom szwagier sultana, i na polowanie
Z nim wyjeżdżam.- Rzekł ojciec :-Wszystko to odmienne, Łaska pańska, gust kobiet, pogody jesienne. Jakoż zgadł; piękny projekt wcale się nadał; Sultan siostrę odmówił, cały dzień deszcz padał.
Potok z wierzchołka góry płynący z hałasem, Śmiał się z rzeki: spokojnie płynęła tymczasem. Nie stało wód u góry, gdy śniegi stopniały, Aż z owego potoku strumyk tylko mały, Co gorsza ten, co zaczął z hałasem i krzykiem, Wpadł w rzekę, i nakoniec przestał być strumykiem. Papuga i Wiewiórka.
Młoda jedna papuga, piękna, okazała, Lepiej jeszcze od pani swojej szczebiotała. Ztąd plotki; bo co tylko zdrożnego postrzegła, Zaraz z nową powieścią do jejmości biegła. Była tam i wiewiórka wychowana z ptaszki, Ta tylko pilnowała skoków i igraszki.
Żyły w zgodzie, co rzadko, zwłaszcza przez czas długi, Pani ptaka kochała, a wiewiórkę sługi.
Widząc, że jej nie lubią, raz papuga rzekła : Radabym téj niechęci przyczyny dociekła. Rzecze na to wiewiórka: - Przyczyny nie badaj, Tak rób, jak ja: baw panią, a niewiele gadaj.
Młody lis, nieświadomy myśliwych rzemiosła, Cieszył się, że sierć nowa na zimę odrosła. Rzekł stary: Bezpieczeństwo tych ozdób nie lubi; Nie masz się z czego cieszyć, ta nas piękność gubi. Kulawy i ślepy.
Niósł ślepy kulawego, dobrze im się działo. Ale że to ślepemu nieznośno się zdało,
Iz musiał zawsze słuchać, co kulawy prawi;
Wziął kij w rękę: - Ten, rzecze, z szwanka nas wybawi. — Idą; a wtém kulawy krzyknie: - Umknij w lewą! Ślepy wprost, i choć z kijem, uderzył łbem w drzewo. Idą dalej. Kulawy przestrzega od wody;
Ślepy w bród; sakwy zmaczał, nie wyszli bez szkody. Nakoniec przestrzeżony, gdy nie mijał dołu, I ślepy i kulawy zginęli pospołu.
I ten winien, co kijem bezpieczeństwo mierzył, I ten, co bezpieczeństwo głupiemu powierzył. Orzeł i Jastrząb'.
Orzeł, nie chcąc się podłém polowaniem bawić, Postanowił jastrzębia na wróble wyprawić. Przynosił jastrząb' wróble, jadł je orzeł smacznie ; Zaprawiony nakoniec przysmaczkiem nieznacznie, Kiedy go coraz żywszy apetyt przenika; Zjadł ptaszka na śniadanie, na obiad ptasznika.
Ojciec łakomy, Syn rozrzutny.
Zawżdy się zbytek kończy doświadczeniem smutném. Płakał ojciec łakomy nad synem rozrzutnym. Umarli obaj z głodu, każdy z nich zasłużył,
Syn, że nadto używał, ojciec, że nie użył.
Mnie to kadzą -rzekł hardzie do swego rodzeństwa, Siedząc szczur na ołtarzu podczas nabożeństwa.
Wtém, gdy się dymem kadzidł zbytecznych zakrztusił, Wpadł kot z boku na niego, porwał i udusił.
Ocean niezmiernością swoją zbyt zuchwały, Gardzić począł rzekami, które weń wpływały. Przestańcie, mówił do nich, dodawać mi wody. — Rzekł Tagus: Daj nam pokój: dla twojej wygody, Dla twojej wspaniałości, żyzną ziemię porzem. Gdybym ja nie był rzeką, nie byłbyś ty morzem. Źrebiec i Koń stary.
Gdy starszych przybierano w pozłacane rzędy, Gniewał się młody źrebiec na takowe względy. Przyszła kolej na niego; z początku był hardy, Aż kiedy w pysku poczuł munsztuk nader twardy, Gdy jeźdzca przyszło dźwigać, znosić rzemień tęgi, Gdy go ściskać poczęły dychtowne popręgi,
W płacz nieborak; a stary: - Na co ten płacz zda się? Chciałeś, cierpże. - Żal próżny, kiedy po niewczasie.
Nie żałując sił własnych i ciężkiej fatygi, Dwa żółwie pod zakładem poszły na wyścigi. Nim połowę do mety drogi ubieżeli.
Spektatorowie poszli, sędziowie zasnęli.
Więc rzekła im jaskółka: — Lepiej się pogodzić; Pierwéj, niżeli biegać, nauczcie się chodzić.
Idź precz od nas, próżniaku, niegodzien żywienia ! Mówiła, żądłem grożąc, pszczoła do szerszenia.
- Prawdę mówisz, rzekł szerszeń, i mnie to obchodzi; Ale, żeś pracowitsza, czyż się łajać godzi?
Jestem w nędzy, lepiéj się nademną użalić, Niżeli żądłem straszyć i saméj się chwalić.
Widząc, że wieńce kładą, że mu rogi złocą, Pysznił się tłusty baran, sam nie wiedział o co. Aż gdy postrzegł oprawcę, a ten powróz bierze, Aby go poniewolnie ciągnął ku ofierze,
Poznał swój błąd; rad nierad wypełnił los srogi; Nie pomogły mu wieńce i złocone rogi.
Doktór, widząc, iż mu się lekarstwo udało, Chciał go często powtarzać; cóż się z chorym stało? Za drugim, trzecim razem, bardzo go osłabił, Za czwartym jeszcze bardziej, a za piątym zabił.
Uciekł wyżeł od strzelca, błąkał się dni kilka, Nakoniec znalazł pana, i przystał do wilka. Gonił sarny, zające, do kaczek się skradał; Ale, co tylko zdobył, wszystko to pan zjadał.
Zła to służba, rzekł zatém, gdzie korzyść nie czeka. Bił pan dawny, lecz karmił; wróćmy się do człeka.
Bryła lodu, spłodzona z kałuży bagnistéj, Gniewała się na kryształ, że był przezroczysty. Modli się więc do słońca. Słońce zajaśniało, Śklni się bryła, ale jej coraz ubywało ;
I tak, chcąc los polepszyć niewczesnym kłopotem, Stajała, wsiąkła w bagno, i stała się błotem.
Stary pies i stary Sługa.
Póki gonił zające, póki kaczki znosił,
Kasztan, co chciał, u pana swojego wyprosił. Zstarzał się; aż z owego pańskiego pieścidła, Psisko stare, niezdatne, oddano do bydła. Widząc, że pies nieborak oblizuje kości, Żywił go stary szafarz, niegdyś podstarości.
Każdy wiek ma goryczy, ma swoje przywary: Syn się męczył nad książką, stękał ojciec stary. Ten nie miał odpoczynku, a tamten swobody; Płakał ojciec, że stary; płakał syn, że młody.
Klął osioł los okrutny, że marznął na mrozie. Rzekł mu baran, trzymany tamże na powrozie:
« PoprzedniaDalej » |