Obrazy na stronie
PDF
ePub

Ach! pozwól raczéj wyjrzéć z okienka,
Czyli mój Filon nie jedzie?

Gdyśmy na siebie spojrzeli mile,

Powiedział tylko dwa słowa;

Beż niego teraz przykre mi chwile:
On mojej duszy połowa.

Cóż go tak długo tam zatrzymało?
Drogać mu nie jest daleka,

Serce moje zna jeszcze mało,

Które na niego tak czeka.

Przez ten ma gaik jechać mój miły;
Kiedyż twarz jego zaświeci?
Ptaki się ztamtąd nagle ruszyły,
Zapewne on to już leci.

I sroczka z płotu skrzeczy na niego;
Cóż to? nie widać go jeszcze.
Filonie! na blask wzroku twojego
W ręce z radości zakleszczę.

Otóż i widać gość luby jedzie,
Sercu mojemu życzliwy;

Miłość w te strony wzrok jego wiedzie
A pod nim igra koń siwy.

Siędę przy krosnach na moment miły,
Abym tę radość ukryła;

By nie zrozumiał Filon przybyły
Że ja tu po nim tęskniła.

MATKA OBYWATELKA.

,,Śpij, moje złoto!" śpiewała

Kołysząc matka swe dziecie:

,,Śpij moja nadziejo cała,

Moje ty życie."

Usnęło.-,,Słabe nieboże,
Dosyć się, dosyć spłakało:
Po płaczu lepiej też może
Będzie mi spało.

,,Dziecię! o wieleż to biedy
Matczyna znieść musi głowa;
Nim się pociecha jéj kiedy
Z ciebie wychowa.

Wieleż ja z czasem odbiorę Miłéj mi za to wdzięczności, Gdy z ciebie uznam podporę Mojej starości.

,,Gdy więc i sercem i głową Nie dasz przodkować nikomu, Przydając coraz cześć nową Dla twego domu.

,,Gdy się kraj cały zdumiewać,
Nad každém twéj cnoty czynem,
A sława będzie mi śpiewać
Żeś moim synem!

„Kto wić co jeszcze być może? Ach! sztylet serce przenika,

Poczwara jakaś, o Boże!
Staje mi dzika.

,,Może to nikczemnik jaki,
Co ma swe imie znieważyć,
Lub na postępek wszelaki
Niecnoty zażyć:

,,Wstydu on mego przyczyna, A może i śmierci jeszcze;

Gdy ujrzę niewdzięcznym syna,

Którego pieszczę.

,,Tażby nagroda, i ta mi

Pociecha z ciebie być miała!..."
Rzekła i oczy swe łzami

Gorzko zalała.

O WIELKOŚCI BOGA.

Psalm 163, skrócony.

Boże! Tyś wielki, Tobie cześć i chwała! Jako płaszcz jaki jasność Cię odziała; Ten namiot ręką Ty rozbiłeś Twoją, Niebo, nad którém wody wisząc stoją. Chmury Twój powóz, wiatry Twoje cugi, Burza posłańcem, a pioruny sługi.

Ta ziemia Twoją utwierdzona mocą,
Twojem skinieniem dzień idzie za nocą;
A której służą i światłość i cienie,
Przepaści, mgłę jej dały za odzienie.
Skoroś rzekł słowo, a nieba zagrzmiały,
Pola w dół poszły a ku górze skały.

Morzu granice wytknąwszy na wieki,
Źródłami z opok powzbierałeś rzeki;
Tu się zwierz chłodzi co na polu żyje,
Tu łoś, tam jeleń upragniony pije;
Tam po gałęziach ptaszęta z rozkoszą,
Pienia Ci wdzięczne na przemiany głoszą.

Ty na Twém niebie, o Panie nad Pany!
Ronisz na ziemię deszcz nader żądany;
A ona starczy Twojej łaski syta
Wszystkiego wszystkim: ztąd trawa obfita
Tuczy bydlęta, ztąd dla ludzi ziele,
Ztąd siły z chleba, ztąd z wina wesele.

Taż wilgoć żywi dęby, sosny, klony,
I cedr Libanu Twą ręką szczepiony;
Gdzie ptak rozliczny z pisklętami żyjc,
Gdzie jeleń buja, gdzie się zając kryje.
Zna swoje pory twarz księżyca blada,
Zna słońce kiedy wstaje i zapada.

Tu głodne lwięta wychodzą w potrzebie,
Rycząc, pokarmu żądają od Ciebie;
Powstało słońce! wnet całą gromadą
W swoich się łożach spokojnie pokładą.
Tymczasem człowiek od porannéj zorze
Idzie pracować ku wieczornéj porzę.

Któż to wyliczy co morze ukrywa? Twojéć to wszystko co leci, co pływa. Otworzysz rękę, wszyszy nasyceni; Zwrócisz oblicza, wszyscy zasmuceni; Ducha im weźmiesz, wniwecz się obrócą: Ducha im natchniesz, do życia powrócą. ·

Niechaj Ci odtąd, o! rządco Syonu,
Głos mój i lutnia brzmi moja do zgonu;
Niech złych na ziemi nie postanie noga:
A ty ma duszo, chwal Wielkiego Boga,
Który gdy spojrzy, ziemia drży, i który
Ledwie tknie ręką, z dymem pójdą góry.

O ŚMIERCI.

Blady ów poseł wiecznego tronu,
Przed którym niemoc idzie ponura;
Gdy znak smutnego ukaże zgonu,
Posłuszna mdleje natura.

Trwoży zuchwalca wyrok sędziego,
W co się obróci nie chciałby docięc;

Lecz wierna ufność cieszy skromnego:
Sędzia Ten razem i ojciec.

Gdy zagrzmi trąba i nieba wzruszy,
Niech pomiot zbrodni, rozpacz truchleje;
Ja wielbiąc Boga w spokojnéj duszy,
Córkę mam Jego: nadzieję.

HYMN DO BOG A.

Ojcze! to bowiem imie Ci właściwe,
Tém się kazałeś codziennie nazywać:
Natchnij mię Tobą, daj uczucia żywe,
Któremi pragnę cześć Twoję opiewać!
Oto niezwykłym nastrojoną tonem
Składam Ci arfę, przed najwyższym tronem.

Tron Ten myśl Twoja, pod której potęgą
Usłana wieczność służy za podnóże;
Której wszech rzeczy Twéj mądrości księgą,
Czytasz co było, co jest, co być może.
Téj zaś co siebie nie potrafi dociec,
Tyś sam natury pan, sprawca i Ojciec.

Nim istność wzięły światów miliony,
Tyś je w przedwiecznym umyśle policzył;
Nim rozsadziłeś w tak odległe strony,
Tyś postać, oddział i bieg ograniczył:
Nim się tajemnym sprzymierzyły ruchem,
Już je spólniczym ująłeś łańcuchem.

Rzekłeś, i razem cuda Twéj potęgi
Ową bez granic przestrzeń napełniły:
Na słowie Twojem wiszące okręgi
Niezgasłym siebie ogniem zapaliły;
A między czasu początkiem i końcem,
Ducha Twojego rozesłałeś gońcem.

Dzieła Hofmanowéj. Tom VI.

« PoprzedniaDalej »