Obrazy na stronie
PDF
ePub

od swoich, gdy ostatniego ratunku w obronie mężnej szuka, od zbyt mocnego adwersarza pokonany, w ucieczce zabity, w samym kwiecie młodości poległ, tegoż samego roku którego rządy Siedmiogrodzkie objął. Zygmunt Batory książe Siedmiogrodzki, synowiec Stefana króla, pojął był za żonę arcy-księżniczkę Austryacką; tém spowinowaceniem wsparty mniemał, iż los swój przyszły ubezpieczył. Wkrótce jednak poznał omylność nadziei swoich, żonę albowiem rozwodem postradał i przyciśniony nieszczęściem, z państwa się wyzuć musiał. Po śmierci Jędrzeja kardynała, objął powtóre rzą dy Siedmiogrodzkie, ale zwyciężony od cesarza r. 1602, gdy znowu z pomocą jego do przyszłéj godności już jako Austryacki hołdownik powrócić chce, od partyzantów Betleema Gabor, gdy wojsko lustruje, zabity r. 1613. Nadgrobek kardynała Batorego i Zygmunta w Wartemburgskim kościele Bernardynów."

Tom 1. k. 58. Niesiecki według swego zwyczaju po nazwisku Bazylik tak się wyraża: „O tych ani Paprocki ani Okolski *) nie pisał." Krasicki zaś to nakreślił: „Po co téż Niesiecki jakby przysłowie sobie obrał, te tysiąc razy powtarzane słowa:,,O tych ani Paprocki ani Okolski nie pisal." Nałóg ten wniósł i na szlachtę, po wieku tych pisarzów uczynioną. Rzecz śmiechu nie animadwersyi godna, iż o tych nie mogli pisać, ci którzy przed ich przypuszczeniem do indygenatu lub nobilitacyi umarli."

Tom 1. k. 81. Białochowscy. Białochowscy w Prusiech, według manuskryptu familij tamtejszych w bibliotece Heilsbergskiej są herbu Cholewa. Cytowany jest tam przywilej Aleksandra króla, warujący Pawła Bełchowskiego od wszelkich impetycy urzędników królewskich; data przywileju 1504 r w Gdańsku. Wyżej jeszcze położony przywilej na

*) Paprocki i Okolski dawniejsi od Niesickiego herbarzów pisarze. Dzieła Hofmanowéj. Tom VI.

14

dania Białachowa od W. Mistrza Krzyżackiego, Pawła von Schillingsdorf, w Malborgu 1424.

Tom 1. k. 237. Cellari herbu Sulma, według Niesieckiego ma być z familii Vicekomesów; Krasicki zaś tak napisał: Gdyby Cellari z familii Vicekomesów Medyolańskich pochodził, nie pieczętowałby się Sulmą ale wężem. Ten jest albowiem herb Vicekomesów albo Visconti, którzy przez niejaki czas byli panami Medyolanu i dotąd ta zacna familia jeszcze we Włoszech kwitnie. Z niéj był ostatni nuncyusz w Polsce, teraz kardynał, Eugeniusz Antoni Visconti, od którego, roku 1766 byłem w Warszawie konsekrowany na biskupstwo Warmińskie, w dzień Młodzianków, w kaplicy u Teatynów w przytomności króla Stanisława.“

GRZEGORZ PIRAMOWICZ.

Znaném jest powszechnie imię Grzegorza Piramowicza. Stanisław Potocki w kwiecistéj i tyle głośnéj pochwale jego, wyczerpał zdaje się do szczętu to wszystko, co ku sławie tego znakomitego męża powiedzieć było można. Nie w chełpliwym więc i niepodobnym zamiarze dodania mu blasku, ale dla bliższego obeznania z nim dzieci, dla zachęcenia do czytania szacownych a mało znanych dzieł jego, a może dla wydania na jaw snujących się myśli, kreślę dziś to wspomnienie. Już bowiem nieraz nastręczała mi się ta uwaga, i sądzę, że jej wynurzenia nikt mi za złe nie poczyta, że my z bogactw literatury naszéj dosyć korzystać nie umiemy; zwłaszcza w edukacyi płci żeńskiej. Są w języku ojczystym różne dzieła naukowe, dawne, późniejsze, tegoczesne, któreby matkom niezmiernie przydatne być mogły; ale nie wchodzą wcale w liczbę ksiąg edukacyjnych.

W pokojach przeznaczonych do nauki dzieci klassy oświeceńszéj, zakryte są stoły i pułki obcemi dziełami, które choć dobre, nie mogą przecież nigdy tak być skuteczne, bo nie dla nas, nie w naszej mowie pisane, a te, co ludzie uczeni i życzliwi umyślnie dla Polaków ułożyli, butwieją po księgarniach, i zaledwie z tytułu są znane. Może się mylę, i bodajbym się myliła, ale podobno ze stu młodych panienek, których z ksiąg francuzkich wymowy uczą, i jednéj nie znajdzie, któraby znała dokładnie dzieło o wymowie Grzegorza Piramowicza. Toż samo z żalem i wstydem o innych temu podobnych twierdzićby można. Zgaduję, że na ten zarzut nie jedna matka zawoła: „Nie wiedziałam o téj książce, nie znam pism takowych w polskim języku; francuzkie są głośne, uczyłam się z nich sama, i dzieci z nich uczę." Prawda, ta niewiadomość, chociaż może naganna, (bo dopókiżto obcych lepiej znać będziemy od swoich), cokolwiek uniewinnić zdoła. Nie każda matka ma czas i sposobność wynajdywania książek dla swych dzieci, łatwiej wziąść te co są w domu, albo których wziętość po

wszechna.

Dla usunienia zupełnego tych wymówek, życzyćby prawdziwie należało, ażeby kilka światłych i dobrze myślących osób, podało sobie ręce, a pod skromném godłem przyjaciół matek, przedsięwzięło pracę zebrania i przejrzetnia wszystkich dzieł do edukacyi domowej pomocnych, jakie w języku naszym kiedykolwiek napisane były; żeby uczyniły z nich wybór, ułożyły kurs zupełny nauki i czytania dla młodzi uczącej się po domach, i do powszechnéj podały go wiadomości. Odkryłyby się w literaturze naszéj skarby wielkie; okazałoby się bez wątpienia, że nam nie tyle nowych dzieł do edukacyi pomocnych stwarzać trzeba, jak raczej odgrzebywać, uzupełniać dawne. Byłby to zapewne mozoł nie mały, lecz uwieńczyłby go pomyślny skutek i zdaje mi się, że dopóki takowa ogólna i stanowcza praca

przedsięwziętą i dokonaną nie zostanie, dopóty szczegółowe usiłowania mało znaczyć będą; matkom nigdy na wymówkach nie braknie, bo nigdy w ojczystém źródle łatwéj i dostatecznéj pomocy czerpać nie potrafią.

Jakażby tɔ dla mnie była pociecha, gdyby te chęci w skutek zamienić się mogły! gdyby ta myśl nawiasem rzucona, trafiła jakim przypadkiem do możniejszych i zdatniejszych! gdyby rozwinąwszy ją jakby należało, rozdali tę pracę pomiędzy troskliwych o wychowanie dziatek, i mnie jaki skromny udział mieć w niej pozwolili... Jeśli kiedy ziści się ten zamiar, którego użytek każda światła matka mi przyzna, Piramowiczowi po części przypisać go wypadnie; naprzód dzieła jego ważne co do rzeczy, choć nie obszerne, znakomiteby miejsce w tym kursie zajęły; powtóre, pilna rozwaga życia i pism jego tę myśl zrodziła, dodala odwagi do jej wynurzenia. Jest w pięknych przykładach jakaś zbawienna zazdrość; zgłębiając czyny, zamiary, chęci człowieka dla dobra drugich żyjącego, powstaje w nas odpowiednie sercu jego uczucie, wzbudza się pragnienie naśladowania go ile możności, dopełnienia tego co on rozpoczął, zamyślił, stania się podobnie jak on użytecznym. Ludzie cnotliwi podwójném życiem na téj ziemi żyją, żyją krótko ale dzielnie, w dobrém które sami przez siebie bezpośrednio czynią; żyją wieki w dobrém, do którego zachęcą, pobudzą. Równie silne lubo zupełnie przeciwne skutki, życie występnych, złośliwych pociaga. O! jakimżeby to przekonanie bodźcem dla cnoty, hamulcem dla występku być powinno!... Ale czas mówić o życiu Piramowicza.

Grzegorz Piramowicz urodził się we Lwowie 1735 r., z rodziców uczciwych, stanu kupieckiego, w licznej rodzinie. Uposażony najdroższemi darami, szczęśliwém z przyrodzenia usposobieniem i dobrym w domu przykładem, w pierwszej młodości oddanym został do szkół jezuickich. Rozwinęły się tam pomyślnie wrodzone i nabyte jego przymioty, rozwi

nęła się wcześnie chęć gorliwa poświęcenia całego życia prawdziwemu dobru ludzkości, rzetelnéj usłudze współbraci. Ta chęć szlachetna skłoniła go najwięcej do wyrzeczenia świętych i wiecznych ślubów. Przywdział suknię zakonną, jedynie w celu służenia naj stosowniej do zdolności swoich, Bogu i ludziom: „Bogu pobożnością, ludziom staraniem o ich szczęście, które się nadewszystko na dobrém wychowaniu gruntuje." Każdy dzień jego, wszystkie prace i zabiegi ku temu celowi dążyły, od uroczéj młodości do ciemnych progów grobowych. Starsi zakonu ocenili wkrótce znakomite jego usposobienie do udzielania światła, do kierowania umysłem młodzieży; poznali się na niezwyczajnych jego przymiotach, którym przewodził rzadki a tak drogi rozsądek: pozwolili mu przebiedz szybko szkolne stopnie i wyższych nauk być nauczycielem. Szczególny i pełen przyjemnéj wesołości dowcip, wrodzona układność, ujmująca grzeczność, słodycz w obcowaniu, nie uszły także ich oka. Chcieli. i przed światem nim się pochlubić; musiał więc dogadzając ich żądaniom, uczęszczać do towarzystw Lwowa, a wnet tak w najpierwszych polubionym, wyrywanym został, że nieraz noce poświęcał pracy, aby odzyskać czas, na miłej zabawie spędzony. Bo jak wszyscy ludzie, którzy chcą drugich nauczać skutecznie, uczył się sam z pilnością i ciągle; uczył się zwłaszcza z dawnych klassycznych pisarzy, których w własnéj ich mowie czytał i rozbierał. Długo pomimo częstéj i korzystnéj ku temu sposobności, unikał ciążaru domowéj edukacyi, wolał przykładać się do publicznej; ale nareszcie uległ prośbom tkliwéj matki, naleganiu starszych, wreszcie chęci zwiedzenia obcych krajów i poznania ziemi uwielbianych od siebie łacińskich pisarzy, których cienie we własnych grobach już nad sobą własnego języka nie słyszą!...

Podjął się przewodniczyć trzem braciom Potockim, w ich podróży za granicę. Bawił z nimi we Francyi i we Włoszech lat kilka, przypatrując się wszędzie więcej jeszcze

« PoprzedniaDalej »