BIBLIOTEKA WARSZAWSKA. PISMO MIESIĘCZNE, poświęcone nance, literaturze, sztukom i sprawom społecznym. Rok 1904.-Tom IV. 1904 WARSZAWA. ADRES REDAKCYI I ADMINISTACYI: KRAKOWSKIE PRZEDMIEŚCIE 5. 1904. D Lahore. Śni się wielkie miasto różanokamienne, tonące w świetle. Śnią się w ogrodach szalonych kwieciem — olbrzymie, ciche chramy bóstw, pagody wiekowe, zda się wieczyste, kadzidłem i myrrą wonne, złocistymi posągi w cieniu tajemnic połyskujące, modlitw i marzeń, jak wiszącego aromatu, pełne; w swej ciemnej toni zadumane. Śni się w prastarej ziemi Pendżabu miasto rozłożyste sławione. błogo Słońce pożera ogniem, żarzy się jasność na murach, a sine cienie umknęły jak ścigana ofiara i przytuliły się w dziedzińce świątyń. Tam, nieruchomi, wrośli w mury siedzą ludzie, którzy mają w dobytku biały turban i przepasanie bioder, kij sękaty i sakwy pielgrzymie, a mają we władaniu wielkość i znikomość wszechrzeczy - oglądający w myśli światy, niosący w myśli królewską pogardę i litość człowie czą dla życia. W duszy ich wygasły żądze a trwa cisza i są oni ci, których mądrość kocha, porównie dolę i niedolę i o nich perski Przewalczyli żar wyobraźni i żar pożądania. W krainie tej życiem wspaniałej, gdzie każdy kwiat, każde stworzenie świeci barwą cherpliwą, pyszną, rozkoszną, pieszcząc się i radując sobą, widzieli wzrokiem dalekim śmierć ciemnoskrzydłą, która nad żywymi zawisła. I wzrok ich odwrócił się od promiennej świetności i odszedł zadumany, aby poglądać w dusze. To ogromno życie niosło śmierć przyrosłą, jak jeźdźca-upiora niesie koń w puszczy nocą. Śmierć widniała wszędzie uściskiem ze życiem złączona, jak drzewa bliźnie z jednego pnia bytu wyrosłe. Śmierć dla motyla, który kołysze się lekko modrem skrzydłem nad ziołami i dla Maharadży, wracającego ze zwycięskiej drogi na słoniu złocistą krytym oponą, w kurzawie konnych zastępów, w błyskach zbroic sadzonych kamieniami, w białych piór strusich w wielkich wachlarzy powiewie. I śmierć dla miasta wrogów, palącego się gdzieś daleko zwycięską łuną, i dla radosnego miasta, które wybiegło pana swego powitać, i dla ziemi co dnia rozbudzanej świtem i dla słońca, które co dnia w ciemności się nurza, i dla gwiazd wieczoru i dla szafiru przestworza i dla bogów, którzy w tych światłach rozpalili sobie chwałę i którzy w tej chwale żyją. Przeminą światy jak słońca konanie, Przejdź mimo świata nicości. Kto w pieśni życia zasłyszał muzykę śmierci, temu nie staną za szczęście ani piękności, ani bogactwa zmysłami widziane - czary Maji bogini uludy i całe widowisko rzeczy, ani wszelka rozkosz czynów nie upoi. Kto tę muzykę usłyszał, temu snem będzie świt i wieczór codzienny, a prawda tak od jawy życia odbieży. Poeta o sercu smutnem wsłuchał się w tętno życia i zadumał. Poeta Słowianin. Ale przecie jest nadto jeszcze człowiekiem północnej ziemi i chrześcijańskich dziejów. Jemu śmierć „nie będzie długo grać dlatego boi się on, by nic z tej pieśni nie uronić, by w jednej, krótkiej chwili byt światów wetchnąć dalekich. Hinduski „yoghi“ słyszy tę pieśń nieustannym hymnem rozśpiewaną, wsłuchuje się i duszą pogrąża. Wszystko niszczącej przemianie poddane a przeto nie warte, aby trwało oczekując nagrody swej wytrwałości. Niemasz nagrody nad uczucie, którem świadczy sobie człowiek o sercu czystem, że czynił dobrze. Nie spodziewanie, że odpłaconem mu będzie jakiemś zapowiedzianem szczęściem, ale pewność, że w każdej godzinie powie 1) Kazim. Tetmajer. Serya V-ta poezyj. |