Obrazy na stronie
PDF
ePub

na rzecz stylu, bo tam plastyka ma inne źródło, gdyby jej w umyśle nie było, żaden dobór wyrazów by jej nie urobil.

Domyślaliśmy się zgóry, że jak autor raz wda się w wyszczególnianie rodzajów stylu, to, jeżeli zechce powiedzieć coś nowego, odcienie rosnąć mu będą pod ręką. I tak się stało; bo przecież co nastrój, co temperament, co stopień ukształcenia lub jakaś właściwość umysłowa, --to inny styl: smutny lub wesoły, namiętny lub chłodny, i tak dalej. To też autor wyliczając te rozmaite odcienie w stylu, znamionujące pewnych pisarzy, samej nazwie pozostawia wyjaśnienia, i zgoła słusznie, ale dłużej zastanawia się nad przeciwstawionymi sobie stylami: pospolitym i indywidualnym. Nad pospolitym nie ma się co rozwodzić: może on być ze wszech miar poprawnym, dobrym, ale nie wnosi nic nowego do skarbu mowy narodowej; kiedy przeciwnie, indywidualność stylowa, to nowy zasiew, bujnie w następstwie rozkwitający na niwie ojczystej. Indywidualiści stylowi, są to właściwie twórcy postępu językowego, mistrze, którym z tego tytułu należy się wdzięczność narodu. Indywidualność nie da się ująć w reguły, bo polega tylko na świeżości zwrotów, ale świeżości takiej która zadowalnia zdrowy rozum i estetykę. Chmielowski w nader zajmującym wywodzie kładzie nacisk na tę cechę, i ażeby ją dać lepiej poznać, stawia przykłady porównawcze, wyciągi czyniąc z kilku pisarzy wzorowych, jak: Brodziński, Korzeniowski, Żmichowska, Sienkiewicz, Al. Świętochowski, czyniąc naukową analizę każdego, zaznaczając różnice na jednem tle indywidualności, czyli to co w samym stylu wyróżnia człowieka od człowieka. Jest to ustęp z wielką dla czytelnika korzyścią i nawet z pewnym zapałem opracowany. W jednym tylko nie zgodziłbym się z autorem szczególe. Wymieniając ajwyborniejszych naszych stylistów, dawniejszych i spółczesnych, narzeka on na szczupłą ich liczbę. Mniejsza o liczbę, ale przecież faktem jest, że język nasz, od czasów zwłaszcza Brodzińskiego, postąpił tak w zakresie stylu, iż pomimo bardzo niepomyślnych warunków materyalnych jego rozwoju, żadnemu z języków europejskich nie ustępuje, i jedyny też to może nasz tryumf. A zkądżeż wziął się ten postęp, jeśli nie za sprawą tych wzorowych postępowych stylistów, którzy, srebro językowe poprzedników wchłonąwszy w swą mowę, uczynili ją złotą. Jakąkolwiek więc jest ich liczba, działała ona skutecznie, potężnie; i oby tylko ogół zechciał działalność tę należycie ocenić, przystosować.

Z wyszczególnieniem przymiotów i rodzajów, zdawałoby się, że autor skończył naukę o stylu, bo i cóż tu więcej dodać? Tymczasem teorja ta stanowi dopiero u niego jedną część książki, i pozostają jeszcze dwie. A o czem, że one traktują? Jedna o pierwiastkach utwo

rów pisarskich, druga o rodzajach prozy i poszczególnych jej kształtach.

Podział ten na trzy części jest spełnieniem programatu, który, ażeby poznać, zwrócić się musimy aż do przedmowy, gdzie powiada autor (str. 11), że Stylistyka zostaje w najbliższym związku z jednej strony z Gramatyką i Logiką, z drugiej z Psychologią. Owóż, dotąd wykazał on ten pierwszy związek, czyli objaśniał warunki, jakie styl powinien spełnić, aby zdania i obrazy były dobre gramatycznie i logicznie, niezależnie od przymiotów estetycznych. Ale - powiada on, dalej: — „Nie mogłaby Stylistyka skutecznie korzystać ze wskazówek Gramatyki i Logiki, gdyby nie wzięła sobie za podstawę znajomości duszy ludzkiej i jej rozmaitych przejawów, co stanowi właściwy przedmiot Psychologii". Lecz nie chodzi tu o całą psychologię, ale o jeden jej mianowicie dział: o kojarznię (associatio ideorum, kojarzenie się pojęć), o tę władzę duszy, która wypełnia wciąż naszą świadomość i wytwarza według autora takie siły duchowe, jak rozum, uczucie, fantazya, siły będące wyłącznymi czynnikami wszystkich utworów duchowych wogóle a pisarskich w szczególności. I tutaj to mieścić się mają „najprostsze zasadnicze pierwiastki" wszelkiej twórczości pisarskiej, tak pod względem formy, jako i treści. Owoż, rozejrzeniu się w tych właśnie pierwiastkach natury psychologicznej, poświęcona jest część druga.

[ocr errors]

Ani słowa, zadanie piękne i o jeden stopień podwyższające naukę o stylu. Chodzi tylko o to, ażeby studyum owo wykazało jasno i dobitnie istotny związek stylistyki z psychologią.

Trzy władze duszy odegrywają rolę w powstawaniu utworów pisarskich: rozum, uczucie, fantazya (tak się u Chm. nazywa wyobraźnia twórcza). Ale nie wydałyby one nic lub mało co więcej, gdyby spoczywały bezczynnie, leżały odłogiem. Potrzebują więc kształ cić się, ćwiczyć, ubogacać, a ku temu służy dobrze prowadzona obserwacya wewnętrzna i zewnętrzna, tudzież nauka, dopełniająca to, czego obserwacya nie zdąży przyswoić świadomości. W miarę jak człowiekowi przybywa wrażeń ze świata zewnętrznego, z badania samego siebie, z nauki, staje się on coraz zdolniejszym do wyrażania samego siebie wszelkim sposobem, a więc i zapomocą pióra. W miarę wzmagania się zasobu duchowego, przez takie ćwiczenia oczywiście doskonaleje i wysłowienie. Otóż w treści wszystko, co autor wprowadził do swej pracy na rzecz psychologii stylu stosuje się przedewszystkiem do całej twórczości piśmienniczej, tak naukowej jako i belletrystycznej lub mieszanej, w miarę o ile w uzdolnieniu piszącego przeważa rozum, albo uczucie i fantazya. Styl wchodzi tu niejako boczną furtką, dodatkowo.

[ocr errors]

Po tem jednak wyłuszczeniu następują dwa rozdziały już bezpośrednio dotyczące wysłowienia a niezmiernie bogate w naukę. Jest to, nasamprzód, porządkowanie tego zasobu duchowego, który dała człowiekowi natura, a przysporzyło ukształcenie. Pozostawiając zupełną piszącemu swobodę, co do skali, na jaką ma rozciągnąć temat pisania, bo ta zależy od jego zdolności i zamiaru, żąda autor, ażeby myśl zasadnicza uwydatniała się jasno, a wszystkie szczegóły spływały ku jej wyjaśnieniu. Zależy to od dobrego rozkładu części, od miejsca, jakie każda zajmować powinna, tak, iżby opracowanie tworzyło organiczną całość, od proporcyi ustosunkowanych do ważności pojęć, jakie zawierają szczegóły, nagromadzone tak, iżby podrzędne nie zasłaniały celniejszych. Warunki te czerpie autor przeważnie z własnego umysłu i doświadczenia, ale pomaga też sobie i spostrze żeniami innych mistrzów stylistyki (Wiszniewski „O rozumie ludzkim"), tak, że z tych wszystkich uwag tworzy się pewien rodzaj dogmatyki stylistycznej, stanowiącej regułę kompozycyi.

Dopiero wsparty na swym dogmacie, poszukuje go w licznych przykładach, ilustrując nimi prawidło i poddając je szczegółowej analizie. Prawdziwie to pożyteczna i ściśle pedagogiczna część pracy. Przykłady te, w liczbie dziesięciu, uzewnętrzniają zarazem to, co autor nazywa „pierwiastkami wszelkich utworów pisarskich",a tymi są opowiadanie, opis, charakterystyka, porównywania, rozumowanie, dumanie, rozmowa, przemowa, list.-Doprawdy, nie chodzi nam o wyraz, ale nie możemy się jakoś połapać w tej nazwie: pierwiastki. Pierwiastek, wszak to jest jeśli się nie mylimy,-materyalnie coś nieznacznego, nawet czasami czysto idealnego, z czego jednak, przy sile wewnętrznej, a pomyślnych warunkach rozwoju, powstają i powstawać muszą ogromy. Jakimże więc sposobem pod tę definicyę podciągnąć można, np. opowiadanie albo list? Jaką miał autor ukrytą myśl, w nazwaniu pierwiastkami tych dziewięciu szczegółów, w których mój osobisty wzrok widzi tylko, umiejętnie zkądinąd rozróżniczkowane, formy czynności myślowych, kategorye, w jakie w danym razie wstępuje duch ludzki, zgoła zależnie od swej własnej woli. W dodatku, powiada autor, że to są pierwiastki wszelkich utworów literackich, na co również zgodzić się niemożna, bo gdzież tu są pierwiastki, według terminu autora, poetycz ne? Wszakże tylko niektóre z nich do poezyi zastosować się mogą.

Ale skończywszy z kwestyą nazwy, przyznaję, że ze szczegółowego opracowania każdego z owych pierwiastków, wraz z rozbiorem danych przykładów, nietylko młodsi adepci stylistyki, ale i wszyscy gotujący się do pracy piórem wiele skorzystać mogą. Nie mogę zdania mego dowieść, idąc wzorem Chmielowskiego, na przykładzie

gdyż każdy zająłby zbyt wiele miejsca, ale poprzestać muszę na odesłaniu czytelnika do rozdziału trzeciego, części drugiej dzieła.

Jeżeli rozdział ten jest koroną książki, to cała część trzecia, stanowi tylko dodatek do właściwej stylistyki, żadnego z nią nie mający związku. Część ta, zajmująca 90 stronic, nosi tytuł: „Rodzaje prozy i poszczególne jej kształty", zawiera zatem objaśnienie wszystkiego, cokolwiek kiedybądź pisano i co pisać można prozą, nawet z materyału czysto poetycznego, jak legiendy, obrazki, powieści. Nikt zapewne, poszukujący stylistyki dla samej stylistyki, nie będzie się gniewał na autora za ten dodatek, za tę niespodziankę, przyuoszącą mu w darze część teoryi literatury, tem bardziej, że jest ona opracowana starannie i pod względem naukowym wystarczająco: ale czy nie właściwsze znalazłaby miejsce w osobnem dziele, poświęconem właśnie teoryi literatury, które ktoś prawdopodobnie, za stylistyką i historyą literatury, przygotować nie omieszka? Ponieważ zaś część ta przechodzi zakres zobowiązań autora, określonych tytułem obecnego dzieła, przeto w szczegółowy jej rozbiór nie wchodzimy. Jest ona co najwięcej konsekwencyą zapatrywania się Chmielowskiego, który stylistykę utożsamia z Prozaiką, w przeciwieństwie do Poetyki, tak jakby ta druga nie podchodziła pod styl, — więc też i rodzaje prozaiki uważał za część składową swej pracy. Dla bliższego rozpatrzenia się w tej sprawie niebawem do niej wrócimy.

W sprawozdaniu naszem, zbyt może treściwem względnie do rozmiaru książki (400 stronic), przechodziliśmy krótko rozdział za rozdziałem, podnosząc tylko szczegóły więcej zatrzymujące uwagę; ale mieliśmy wciąż na myśli zaznaczenie zarazem planu ogólnego, który polega na rozklasyfikowaniu wszystkich przymiotów stylu. Do tej klasyfikacyi mógł autor dojść drogą, czyli metodą podwójną, jak wreszcie i sam oznajmia w przedmowie:-,Można ją (Stylistykę) rozpocząć albo od rozbioru całkowitych dzieł pisarskich i zstępować kolejno aż do najdrobniejszych składników stylu... albo też można naprzód rozpatrzyć te czyuniki (składniki), by stopniowo wznieść się aż do największych, najrozleglejszych utworów." -Gdyby obrał tę pierwszą drogę, indukcyjną, byłby stworzył dzieło, jakiego w tym przedmiocie nie było, zgoła oryginalne, a niezmiernie doniosłością pedagogiczną przewyższające wykład dedukcyjny. Bylby to w dydaktyce wielki krok naprzód. Lecz wybrał drogę drugą, utartą, jako łatwiejszą i dla uczących się dostępniejszą. Jak mu jednak ta pierwsza leżała na seron, jak się o swe prawa dopominała, świadczy choćby wielka ilość przykładów poddawanych rozbiorowi, dla osiągnięcia zasady do

[ocr errors]

ustanowienia prawidła. Wierny do końca obranej metodzie, zasilit ją jednak korzyściami odwrotnej.

Znamiennym jest fakt, że autor z wykładu o stylistyce wyłącza poezyę, ograniczając się na samej prozie. Ostatecznie, prawidła obowiązujące styl, stosują się zarówno do poezyi, jak do prozy; więc gdyby autor za powód do tej bannicyi podał prostą dogodność przy wyborze przykładów, albo i nic nie wspominał, nie zwróciłoby to może i naszej uwagi: lecz on motywuje zasadniczo to postąpienie swoje, i motywa te właśnie w oczach naszych nie wytrzymują krytyki. Pierwszy raz, i to z tak poważnych ust, zdarza się nam słyszeć (od str. 9), że w wysłowieniu niezbyt łatwo ustanowić granice między poezyą a prozą"; że i co do treści „niepodobna także upatrzyć nieprzekraczalnej granicy między tymi dwoma działami"; że w wysłowieniu „większość języków nie zna takiego rozgraniczenia"; a w stosowaniu zwrotów tylko stopień śmiałości wyższym jest w poezyi aniżeli W prozie".

[ocr errors]

Kiedyż to się zatarły różnice pomiędzy gałęźmi myśli tak odmiennemi, gdzie jedna wymaga specjalnego daru, aby mogła kwitnąć, a dru · ga go nie potrzebuje, że dziś już one zrosły się z sobą do niepoznania, i tylko stopień śmiałości odróżnia jedną od drugiej? Czyż to poeci tak zwyrodnieli, czy prozaicy tak się podnieśli, że tego co stanowi osobny rodzaj, górujący ponad wszelką sztuką, już dziś odszukać nie można: złoto stopiło się z żelazem?

[ocr errors]

Ano, zastanówmy się. W powszechnym ruchu literackim, że pominę epoką starożytną, poezya od czasów Danta tak wybujała, tak obfitym rozsypała się kwieciem, że ogół, ten nawet przeciętny ogół, coś sobie niewiedzieć kiedy z tego kwiecistego deszczu przyswoił, a przyswojone oddaje... w wysłowieniu. Nawet student i pensyon arka, z samej nauki szkolnej otrzymują pewien zapasik frazesów trącących poezyą, z którego korzystają przy wymianie pierwszych listów. Cóż mówić o ludziach humanistycznie wykształconych, oczytanych w arcydziełach poetycznych, i o takich wreszcie pisarzach, którzy chowają w duszy jakąś utajoną iskierkę poezyi, przy mocniejszem wzruszeniu wywołującą przyspieszony ruch serca. Niedziw, że pismo takich, nawet w prozie, rumieni się tu i owdzie barwą poetyczną; ale trzebaż odsunąć ten rumieniec i zobaczyć, czy pod nim znajduje się ciało poetyczne. Powierzchowny więc tylko wydaje wyrok, kto sądzi o ciele z rumieńca i temu istotnie wydawać się może trudnem odgraniczenie poezyi od prozy. Trudność tę prędzejby przypuścić można przy zestawieniu poezyi z wymową, których figury i zwroty spotykają się z sobą, a przecież itu omylić się nie

« PoprzedniaDalej »