Obrazy na stronie
PDF
ePub

tości duchowej strzegły, jak w Karolu Szajnosze, heroiczny hart moralny i ofiarna abnegacya dla idealnych celów.

"

Mówiliśmy o systemie, bo faktycznie był system w tem ugniataniu głów" niezwykłych. Bar. Krieg nie z własnej inicyatywy ujął ten system w powyższą, tak krótką a wyrazistą formułkę. Inicyaty wa wychodziła ze szczytu państwowego. Mamy na to dowód autentyczny, pochodzący od inteligentnego biurokraty, któremu cudem tylko wtedy powiodło się z niezgniecioną w młodości głową dostąpić wysokiej rangi w morawskiem sądownictwie. Dr Ignacy Beidtel, radca sądu apelacyjnego w Bernie, przytoczył w swoich autobiograficznych zapiskach, na których osnuty został wstęp do jego znakomitego dzieła, następujące zdanie, wypowiedziane w r. 1836 do prezydenta Bubny, przez cesarza Franciszka: „Tak zwani geniusze i uczeni są do niczego. Zawsze tylko chcą wszystko lepiej znać i zatrzymują sprawy, albo się one im niepodobają. Najlepszy jest zdrowy rozum ludzki i wytrwałość w siedzeniu“ (Sitzfleisch)! '). Wprawdzie, zdanie to było wypowiedziane pod adresem biurokracyi, ale biurokracya uchodziła w tych czasach za kwiat inteligencyi, a głównem zadaniem szkolnictwa od dołu aż do szczytu uniwersyteckiego, było zasilanie biurokracyi należycie ugniecionemi głowami i Sit:fleisch'em! Karol Szajnocha posiadał jeden przymiot, kwalifikujący na tęgiego biurokratę, nawet na hofrata, posiadał fenomenalny Sitzfleisch, jak tego dowiódł w późniejszej działalności naukowej. Cóż z tego, kiedy głowa genialna nie dała się ugnieść na hofratowską miazgę!

Wielkość Karola Szajnochy, jako pisarza i człowieka, sprawie dliwie zmierzona być może tylko na tle ówczesnych stosunków, których rysy znamienne dobitnie występują w przypomnianym tutaj procesie.

DR BRONISLAW ŁOZIŃSKI,

"

1) Obacz przedmowę do dzieła Ignacego Beidtla: Geschichte des oesterreichischen Staatsverwaltung" (t. 1, str. XXIX, w przypisku).

19

Stanisław Witkiewicz

jako budowniczy polski.

Dziś, czytając słowa Cypryana Norwida widzę, że to naprzykład, o co ja się biłem i za co dotychczas jestem napastowany, ten dziwny człowiek dawno wiedział i wypowiedział.

[merged small][merged small][ocr errors][merged small][merged small][merged small][merged small][merged small][ocr errors][merged small][ocr errors][merged small][merged small]

Nie wiedzieliśmy o poecie, który tak wołał, i tworzyliśmy kaplicę w której liście paproci" nie z bronzu wprawdzie ani z marmuru, lecz z lipy i brzostu, lub z promienia bar

wy, splecione pierwiastkami sztuki ludowej, wybujały tak, jak bujają w ciemnych glebach lasów, zalegających tatrzańskie regle...

[ocr errors]
[ocr errors]

Podnoszenie ludowych natchnień do potęgi, przenikającej i ogaruiającej ludzkość całą, podnoszenie ludowego do ludzkości nie przez stosowanie zewnętrzne i koncesye formalne, ale przez wnętrzny rozwój dojrzałości,“ oto co jest, co wysłuchać się daje z muzy Fryderyka (Chopina) jako zaśpiew na sztukę narodową - mówi Cypryan Norwid, kreśląc całkowity program rozwoju sztuki, który się miał urzeczywistnić. „Powiązanie słowa ludu, mówi dalej, ze słowem społeczeństwa i ujęcie w harmonję sztuki, rękodzieł, rzemiosł i rolnictwa, stanowi zdrowie narodowe, stanowi przytomność, obecność, byt.

A dalej: „A zaś przede wszystkiem z myśleniem ludowem w prawowitej harmonii się kojarzyć, oczyszczać głos opinii tak, iżby przeczysto dał się słyszeć... uwagi te, jako nierozdzielne z powodzeniem sztuki w Polsce-kreślę."

Wkońcu wypowiada Cypryan Norwid takie zdanie, dotyczące najistotniejszych zagadnień sztuki wogóle.

"

Rozdzielenie ekspozycyi publicznych, na wystawy sztuk pięknych i rzemiosł albo przemysłu, jest najdoskonalszym dowodem, o ile sztuka dziś swej powinności nie spełnia.

„Wystawa przeciwnie powinna być tak urządzona, ażeby od statuy pięknej, do urny grobowej, do talerza, do szklanki, do kosza uplecionego pięknie, cała cyrkulacya idei piękna w czasie danym uwidocznioną była. Wtedy wystawy będą użyteczne. Dziś jest to rozdział duszy z ciałem czyli śmierć!..“ 1).

Oto tak przez wiersze powyższe snuje nić przewodnią stosunku swego do sztuki polskiej, Stanisław Witkiewicz.

W twórczości tego artysty ucieleśniła się wizya przyszłości, jasnowidzenie Cypryana Norwida.

I to przetopienie, wniknięcie wzajemne dwóch tych dusz różnych czasów z których jedna na kilkadziesiąt lat przedtem dała Polsce filozofię własnej sztuki, a druga porwała się na urzeczywistnienie jej w teraźniejszości, nie wiedząc nawet o swoim poprzedniku, stanowi, jedną z najdziwniejszych kart w dziejach odtworzenia samodzielnej kultury polskiej. Nawet los poglądów tych dwóch ludzi był przez pewien czas zbliżony do siebie.

Pan Stanisław Melczart, autor artykułu pod tytułem: „Cypryana Norwida poglądy na sztukę narodową“, tak pisze: W swoim czasie

[ocr errors]

1) Stanisław Witkiewicz: Dziwny człowiek, str: 96, 97 i 98.

przez chłodną krytykę naszą która wstręt jakiś czuła do Prometeuszów-wyszydzony i oplwany, a potem zapomniany, Promethidion (tytuł poematu), byłby może w epoce Michałów i Rafaelów świętą pieśnią artystów-u nas nie był. Dziś jednak może i winien być dla naszych apostołów sztuki narodowej drogiem wspomnieniem ich prometejskich bojów, może być narodową ewangelią“. (tamże str 98).

Wystarczy znów wziąść do ręki, inną książkę Stanisława Witkiewicza o Aleksandrze Gierymskim, gorzką książkę, ażeby widzieć w kilkadziesiąt lat później bezpłodne szamotanie się garstki twórców nowych, bijących dla sztuki polskiej nowe drogi, malarzy żyjących w Warszawie „po psiemu" i służących sprawie wśród szyderstw i plwania ówczesnej miejscowej krytyki. A wszak najwybitniejszym Prometeidą tej garstki był autor „Sztuki i Krytyki“ Stanisław Witkiewicz.

I tak służba dla jednej i tej samej sprawy prometejskiej, jako też i los zapoznania przez własne społeczeństwo, zespoliły pod pewnym kątem Cypryana Norwida ze Stanisławem Witkiewiczem w dziejach walki o odrodzenie polskiej sztuki.

Nie dziwię się temu przejęciu, z jakiem Witkiewicz zbierał i oprawiał myśli Norwida, i tej rozkoszy bezmiernej, jaką ma twórca, kiedy po latach gorzkiej walki z własnem społeczeństwem o dobro i siłę tego samego społeczeństwa, poczuje się żołnierzem sprawy przez przeszłość naznaczonymi przewidzianym.

Z prawdziwą trwogą biorę się ja, jednostronny człowiek, do tej bogatej duszy, wielkiego rozumu i uczucia, jakie się mieści w drobnej i wątłej postaci Witkiewicza. Kiedy jednak widzę przed sobą owe mądre i dobre oczy jego i ten uśmiech pełen zrozumienia i pobłażania, wówczas nabieram otuchy, probuję odtworzyć społeczeństwu jak umiem, i jak mogę, obraz duszy i twórczości tego najniezwyklejszego w Polsce człowieka.

Dziś człowiek ten może patrzyć już niby siewca, jak pszenica, sztuki narodowej kwitnie i złocić się wkrótce zacznie. Dziś oczy całej lepszej części społeczeństwa polskiego spoglądają z przywiązaniem i miłością do najcudniejszego kąta Polski, do Zakopanego, tam, gdzie mieści się gniazdo twórczości Witkiewicza.

Ale to, co wielu ludzi już obecnie czuje i myśli, trzeba głośno wypowiedzieć, ubrać w szatę słów i ucieleśnić w dzisiejszem pokoleniu, aby nie spadło na nas kiedyś w przyszłości oskarżenie, żeśmy współczesnych sobie mistrzów ocenić nie potrafili czy nie chcieli.

A trzeba to zrobić tem bardziej, im głośniej naszczekują w jego stronę zawiści i urazy drobnych ludzi dzisiejszych, pospolitych zja

[ocr errors]

daczy chleba, gniewających się o to, że ich na aniołów" probował przerobić...

Stanisław Witkiewicz, syn świętej Żmudzi, widział jako cudne chłopie, krwawą chwilę. Potem kilka lat bawił na dalekiej północy wraz z rodzicami.

Wrócił do kraju w okresie, kiedy społeczeństwo czyniło straszny obrachunek czynów i następstw, kiedy najsilniejszym rak zwątpień począł toczyć duszę...

Przy sterze spraw dotyczących kultury społecznej nie stali najlepsi i najgorętsi i najwięcej czujący. Czasy przesiały ludzi, pozostawiając u widocznego czoła narodu po pismach politycznych nauce i sztuce poświęconych, poczciwe ale mierne i strwożone dusze, bojące się zmian w poglądach i w zadaniach, tem więcej im więcej wielkiego trudu i gromów waliło się na społeczeństwo.

W takiej chwili być kowalem kującym w ogniu swojego uczucia, rozumu i twórczości przyszłość społeczną, bić się z własnem społeczeństwem, o prawo odrodzenia się i nie wątpić, kiedy narodowi rzucano hasło „bogacić się"; pracować z uporem w biedzie i nędzy dla „złudzeń", na które najrozumniejsi ramionami ruszali, na to trzeba mieć żelazny charakter rycerza najlepszych naszych czasów; na to trzeba mieć widnokrąg duszy, jak morze rozległej i jak toń morza głęboki rozum, przenikający przyszłość na wskroś i wesołą wiarę tych naiwnych maluczkich a Galileuszową jednocześnie.

[ocr errors]

Czy takim był Stanisław Witkiewicz?

Chyba że był, bo jest nim po dziś dzień, bo czar jego duszy mieści w sobie wszystkie horyzonty, w jakich się pławi myśl współczesnego człowieka, a jednocześnie aż do białości żarzy się miłość do własuego społeczeństwa, która jest tak wielką, że czyni zupełnie zbytecznem nienawidzenie jakiegokolwiek, bodaj bodaj najbardziej wrogiego narodu.

A jeśli patrzyć się na jego tyloletnią działalność, artysty malarza, rysownika życia współczesnego, krytyka i pisarza świetnego a głębokiego, a nadewszystko przodownika i twórcy w dziejach odrodzenia sztuki polskiej codziennej, stosowanej do wszystkich objawów życia, to zaprawdę raduje się serce z takiej bujności, i z takiego człowieka.

Kto nie zna Witkiewicza, jako działacza społecznego, walczącego ze złem i skarłowaceniem w społeczeństwie, kładącego na szalę bojową świetne swoje pióro i natężone, gorące przekonaniem słowo, nie wahającego się dać dla sprawy naszego odrodzenia moralnego najdelikatniejszych swoich uczuć na pastwę „obrońców“ różnych „bagien", ten go jeszcze niepoznał do głębi.

ין

« PoprzedniaDalej »