Obrazy na stronie
PDF
ePub

średnie i silne, nie jest jej wyłącznym przywilejem, i znowu słowami Fausta mówiąc:

Wrodzone każdy żywi w ducha toni,

Że mu uczucie wybiega ku dali,

Gdy po nad nami na błękitu fali
Skowronek pieśń swą głoszącą się dzwoni;
Gdy nad wyżyną ostrych świerków płynie
Orzeł i skrzydły waży się wielkiemi,
A nad wodami, nad doliną ziemi,

Żóraw ku swojej powraca krainie...

Ale, by poezya lata młodości przetrwała, nie gasić nam nadziei, ani wystudzać serca, ale mieć serce, ogarniające smutki i nadzieje wielu, mieć duszę, wsłuchaną w inne dusze, aby z nich siły brała. Poeta nie sobą jedynie, lecz światem całym żyć może, gdy ma nie wystygłą wrażliwość i niezamarłe pragnienia, gdy mu się rodzą wizye szczęścia większego, większego piękna, promienniejszej przyszłości, kiedy ma oczy w ten sen zatopione. Trzeba, jak Ulysses na wyspie Kalypso, poglądać w dal i tęsknić za czemś, czego życie nie dało. 1 nie szukać jedynie piękna, które wziąść można w dłonie i posiąść oczami, aby bylo chwilą rozkoszy, a potem jak kamyk cisnąć na obojętną falę. Nie być jedynie artystą, ale mieć miłość i pożądanie, większe od artyzmu.

Nie mów mi o srebrnych wrzosach, ani o kwiatów woni,
Ni o strumieniu, Kalypso, co płynie z chłodnych grot,
Mnie dziś oczy w oddal wybiegły i myśl chmurami goni,
Jak mewa się pluszcze na fali i skrzydłem chwyta lot...
O daj się napatrzeć do woli, daj się napatrzeć jeszcze,
Nie wiesz, czy nam jutro pozwoli nad sinem morzem stać,
A gdy wrócą oczy pijane falą, co piła deszcze,

[ocr errors]

Będziesz z nich, Kalypso, czerpała, będziesz z nich morze brać!

Poezya ma w sobie zaklętą wiarę i nadzieję jutra, i każe się ponosić uczuciu. Gdy odtrącić tę myśl, wybiegającą w dal i tęskną, gdy

się poezya ku ziemskim kształtom przywiąże jedynie, może być wielką sztuką pojmowania i patrzenia, ale duszy nie obejmie prawdziwie. Ci, którzy za Horacym mówią: Ty się nie pytaj, jakie mnie i tobie Bogowie wieczni przeznaczyli losy i nawołują: „Carpe diem quam minime credula postero" - mogą opowiadać piękność przedziwnie, ale nie zrywa się im w myślach ptak niespokojny, bijący wielkiem skrzydłem, które zapragnęło przestworza. Wszystko im do kształtów i do miary się ściąga, wszystko stawa się kunsztem, tej mierze podległym, wszystko rytmem drobnych wrażeń żyje, coraz bardziej ujęte w prawa formy, artystyczne a gladyatorskie zarazem.

Zachód łaciński umie przepysznie widzieć rzeczy opanowane, wiedzieć je i opowiadać. Wschód mocen zapatrzeć się w panujące i zatonąć dumaniem bezbrzeżnem, w którem się gubi życie. Nasze słowiańskie dusze bliższe Wschodowi są, ale przez religię i dzieło dziejów dobyte z panteistycznej zadumy, ku tęsknocie za Bożem jutrem chrześcijańskiej. Dlatego nasza poezya tak pełna zapowiedzi, pełna wzlotów nadziei, marzeń, skarg, smutków, pożądań wielkich, pełna pragnącej modlitwy. I nie jest jedynie mistrzynią słów, a bierze w pierś magnetycznie natchnienie.

*

*

Niezwykle złożony umysł dusza w której zda się tyle niełacińskiego pierwiastku, choć myśl łacińskiej bystrości pełna czlowiek, który się przejąć potrafił zadumą wschodu a zachował bujną siłę czynu i wytrwałą, który stracił wiele wierzeń, a przecież wiarą wypełnione ma serce bramin i rycerz z ducha oto Jean Lahor, autor Chwały nicości".

[ocr errors]

Jean Lahor jest Francuzem, nazwisko jego dr. Henry Cazalis. Dr Cazalis urodził się w r. 1840 w Carmeilles en Parisis, należy więc do generacyi naszych ojców, do pokolenia, dojrzałego już przed wojną 1870 r. Młodość wiąże mu się z ostatniemi latami romantyzmu, wiek męski z czasami, w których myśl pozytywistyczna opanowała filozofię i sztukę. Nie wchodził przeto w myśl tę, jak młodsze pokolenie, od lat dzieciństwa karmione zapewnieniem, że wiedzą wszystkiem jest i wszystko dać może a niczego nie stało coby nie było jej dziedzictwem, nie miał tej wiosny szarej, wystudzonej, w której jedynie entuzyazm laboratoryjny rozumiano, a na inne pa

trzano z politowaniem. To przestudzenie młodzieńczego zapału w retortach wiedzy ścisłej, zabiło później wszelką wiarę, nawet wiarę w potęgę, i moc zbawczą wiedzy, gdyż wiara żyje w nieustannym porywie myśli, a pozytywizm suchy, określony, systemizujący każde uczucie, przeczył prawdzie tej równie bezlitośnie, jak fałszywie. Jak w mennicy pragnął wszystko ważyć i stemplować znakiem - nieprzejednany wróg tego co ży we, a przecież inaczej jak uczuciem prawdziwie niepochwytne. Młody Cazalis nie miał piętna rozczarowania od lat najmłodszych, ale przeciwnie, był z tych, którzy ze szczerej wiary i zapału ku wiedzy tworzyli teoryę naukowego zbawienia". Apostołowie wiedzy głosili ewangelię swą z całą mocą twórczego przekonania, i z całą wiarą, jaką mają rodzice myśli, a własną młodość, pragnieniem bogatą, oddali w służbę idei. W następnem pokoleniu idea ta niweczyła pragnienia.

[ocr errors]

Jest w tem tragedya myśli ludzkiej, że wiary swoje przekuwa nieraz na niewiary dla drugich, że to, cośmy życiem jako przekonanie zdobyli, gdy się stawa źródłem, skąd czerpać mają młodzi, już nie jest dla nich tem samem. My nigdy całych siebie i wszystkich dać nie możemy, i siły naszej młodości przekazać, a te pewniki, którym oddaliśmy wiarę, niewytłómaczone, niepojęte nigdy tak samo, jak je nasze życie pojęło. A tak pozytywiści, którzy wywiedli zasadę, i ci, którzy ją w spuściznie przejęli, różni są bardzo i niepodobni do siebie. Iluż było z pokolenia, które dziś ustępuje z życia, entuzyastów pozytywizmu, a ileż tej wiary posiedli synowie! Tamci z biciem serca szukali prawdy, zdało im się, że odkrywają drogę, że znajdują jedyną, bezpieczną. Nie wahali się żądać prawdy, wytężając myśli, ani przeto nie porzucali niepewności. Ci młodzi przyszli w godzinę, gdy się rozbudowa dzieła kończyła i wysiłki tężały w system, obumierały w dogmat. Nie dbali o dalszą dzielność ducha, przyjęli dogmat ten bez rozprawy. Nie mieli gorącej wiary i otuchy ojców i starszej braci, ani rozpędu myśli życiodajnego; przyjęli zaś zwątpienia i pewność, że się skończyło filozoficznemu życiu, że nic dorzucić się nie da, że nie war-' to, że obojętnem i nie prowadzącem do niczego balast ten cały podejmować i wskrzeszać żmudnem, bez żadnej korzyści rozumowaniem. Pessymizm, który w starszych rósł z troski świadomej, przejęli młodzi bez rozprawy duchowej-odziedziczoną prawdą, niezdobytą. Nie chcieli już przemierzać drogi własnem wiosłem, rozpinać żagli na morzu szerokiem. Zwinęli żagle, zaprzeczyli wytężeniu myśli nie tyle z przekonania, ile z usposobienia. Już się w nich nie budziły poryw y wola ostygła.

„Mało żywili" - mówi Abel Hermant w swem studyum „pojęć ogólno-ludzkich, mało ich sprawa społeczna obchodziła... Obo

[ocr errors]

"

jętność ich na filozoficzne zagadnienia dziwi nas i obrusza... Niewiele zajmowali się pojęciami ogólnemi, a zresztą, nie wiele z tego rozumieli... Pozytywizm był im pod tym względem bardzo wygodną filozofią, pytam się nawet, czy nie był raczej wygodą ducha, niż filozofią. Umysłowość naukową przejęli wpływem, ale się wcale do niej nie zapalali; nie widziało się ludzi niespecyalistów w dziedzinie nauk, którzyby, jak to w XVIII wieku było, dorzucali cegiełkę do zasobu wiedzy. Czysto teoretyczne konsekwencye odkryć wcale ich nie zajmowały, a jeżeli jaką mieli ciekawość, to dla dotykalnych, materyalnych rezultatów". „Mówiłem" - dodaje dalej że nie mieli pojęć ogólnych mylę się. Każdy je ma, choćby nie wiem jak był przeciwnym, Inb do uogólnienia niezdolnym. Sądzę nawet, że nie można żyć bez systemu, przynajmniej w utajonej, nieświadomej myśli, bez filozofii życia, choć nierozwiniętej. Ludzie tego pokolenia mieli przecież jakąś filozofię, ale w braku współdziałania rozumu, poddaną i stworzoną przez temperament, przez usposobienie. Bliżsi niż my naturze, i jeżeli tak powiedzieć mogę, w obcowaniu z nią bardziej cielesnem, odczuli silniej od nas nieubłagany ucisk jej prawa. Poddali się uciskowi temu z rezygnacyą bezwładną i zgorzkniałą, która nie jest stoicyzmem, oswobadzającym ducha. Nie mieli w sobie dosyć świadomości sądzącej, aby bez zawrotu poglądać na ciągły bieg rzeczy. Byli zanadto wyłącznie zajęci życiem i używaniem, aby co chwila nie odczuć posmaku śmierci. I nie powiem, że doszli do konkluzyi pessymizmu, gdyż nie wnioskowali wcale, wystarczyło im przecie iść za naturalną skłonnością i popędem, by w taką popaść wiarę; a ten pessymizm, który nazwę zmysłowym, jest może ostatnim wyrazem prostego rozsądku, porównie jak transcendentalny pessymizm ostatnim wyrazem rozumu" (La Renaissance latine, z 15 marca 1904 r., str. 423 — 424, o Maupassancie).

Przytoczyłem z umysłu dłuższy ustęp z pracy Abel Hermanta, uważając sąd ten o ludziach z przed ćwierć wieku za prawdziwy i jasny. Pokolenie, które może najlepiej wyraził i wypowiedział Maupassant, było znamiennie różuem od starszej generacyi, nawet od starszych braci, inne przede wszystkiem brakiem wiary w siebie i zanikiem filozoficznego myślenia. Nasze najmłodsze pokolenie wnosi znów nowe, odmienne cechy myśli.

Jean Lahor należy jeszcze do tych, którzy o dogmat wiedzy walczyli, którzy pragnęli wiedzieć o sobie i o życiu, i sięgać myślą w otchłanie.

Pochodzi Cazalis po ojcu ze starej hugenockiej rodziny z Languedoc, która bojowała przez wieki za prawa swobody sumienia i wolności człowieka. Musieli to być ludzie wytrwali, niezrażającej się od

wagi, ścisłej, silnej myśli, gotowi na poświęcenie i walkę. Matka byla katoliczką. I syn za matką wiarę przejął: Młody, gorącego serca i postanowień śmiałych, rwał się ku nauce lekarskiej. Natura ojca, przed wysiłkiem i trudem nieodbiegająca, i usposobienie matki, wierzące bardziej po katolicku, a więc nie szczerzej, ale serdeczniej łączyły się, by dać młodzieńcowi piękny zadatek wiary w życie. Rozpoczął za wolą ojca, który sam lekarzem był, nauki prawne, ale myślą nie był z tym kierunkiem studyów. Po śmierci matki przerzucił się na medycynę, i jako lekarz, już brał udział w wojnie z Prusami.

Wiedza lekarska jest wielką nauką życia. Mówi o smutkach bytu, o nędzy człowieka przepastnej, i o zbawieniu, o ratunku. W niej czerpać można melancholię i żal, żeśmy tak niedołężni, opuszczeni, słabi na drodze życia, ale można porównie hartować odwagę, broniącą piędź za piędzią szczęścia ludzkiego przed losem.

I dusza Cazalisa poddała się wpływom obydwom, rozdwoiła się w sobie na smutek i na otuchę. Wiedza, najbardziej ratująca, a przecież dająca tyle niepokoju serdecznego, odebrała mu wiarę, na dogmatach budowaną, ale nie potrafiła odjąć religii duszy. I przeciwnie, zdala się umacniać i pogłębiać. Henryk Cazalis jest religijnym człowiekiem. Uczucie, z którem wchodził w życie, nie zginęło, innem jest pozornie, ale się nie wyrzekło nadziei. Rozdwojenie to niesłychanie jest psychologicznie ciekawem.

Pozytywizm, w najszlachetniejszem znaczeniu, wierzący w lepszą przyszłość, w szczęście ludzkie, zdobyte pracą, wywalczone na losie. Wiara, odwagi pełna i entuzyazmu, silna i rzymska, która po nad trud się wzbija i po nad przeciwność, i po nad niepewności. Contra spem spes, wiara, mówiąca: „si fractus illabatur mundus impavidum ferient ruinae". Z niej wytrwały, nieustawający, zawsze młody czyn. A naprzeciw tej energii pewność, przejęta w myśli, że wszystko znikome i niszczącemu poddane przeznaczeniu. I jedno tylko poznawalne, pewne, nieuniknione, wszędobecne: Śmierć. Lekarz bliżej, niż ktokolwiek inny, widzi ją zaczajoną, nieubłaganą. Rozkład i Śmierć. Koniec, z którego rodzi się nowy początek, i tak nieskończenie, i tak ciągle od zarania Stworzenia. Po co trwa wszystko? Kimże jest Stwór ca? Co za myśl przewodniczyła tej Zgubie nieustawającej? Czemuż ten korowód powszechnej śmierci? Oto pytania, dręczące duszę ludzką. Nie chce przed niemi uchodzić umysł Cazalisa, kryć się w bezpieczne formułki niewiedzy i obojętności. On pragnie wiedzieć dlatego cierpi. On obojętnym nie jest dlatego pyta. I myśl, nad temi pytaniami pracująca, zwróciła się jak ku cudownej krynicy, ku filozofii Wschodu, i poznała prawdy starych Ved, skarbnice odległej tak, a tak blizkiej nau

« PoprzedniaDalej »